Jest coś, czego Lech kompletnie nie potrafi. Znów było to samo, Raków bił go na głowę

Jest coś, czego Lech kompletnie nie potrafi. Znów było to samo, Raków bił go na głowę
Pawel Jaskolka / pressfocus
Samuel - Szczygielski
Samuel SzczygielskiDzisiaj · 07:00
Lech Poznań przegrał z Rakowem Częstochowa i choć to zdanie mogłoby być ułożone odwrotnie, to na pochwały ekipy Marka Papszuna przyjdzie czas, a to drużyna ’’Kolejorza” była głównym (anty)bohaterem piątkowego wieczoru w Ekstraklasie.
Jeszcze tydzień temu było fajnie, miło, przyjemnie, nastrój robił się wręcz mistrzowski. Zima i sam początek rundy wiosennej Lecha Poznań wyglądał zgoła odmiennie niż przed rokiem, gdy drużyna była w kryzysie, a zespół obejmował Mariusz Rumak. Ale najpierw zdarzył się Gdańsk, a Raków bił dziś ’’Kolejorza” na głowę i sprowadził na niego masę refleksji oraz rozczarowanie. A gdyby nie świetny Bartosz Mrozek, byłoby tylko wyżej.
Dalsza część tekstu pod wideo
Raków zagrał agresywnie, wysoko, po początkowej fazie pierwszej połowy wręcz zdominował gospodarzy. A ci wyglądali na zagubionych w swoich poczynaniach, na czele z ustawionym nienaturalnie na lewej obronie Joelem Pereirą. Niels Frederiksen przyzwyczaił zresztą do majstrowania, ale tuszował to zwycięstwami. To nie tak, że przekombinowywać zaczął wiosną, bo przecież jesienią siedem występów zaliczył Adriel Ba Loua (pięć w wyjściowym składzie), a gołym okiem za słaby na Lecha Poznań Bryan Fiabema w bieżącym sezonie nie zagrał tylko w jednym z 21 meczów - z Legią Warszawa.
Dziś tak samo dziwnym ruchem jak zrezygnowanie z Michała Gurgula i postawienie na Pereirę po lewej stronie, było to, że goniący wynik Lech grał w drugiej połowie na dwie ’’szóstki”. Cóż, tego, że Marek Papszun prowadząc w Poznaniu wprowadzi jednocześnie dwóch napastników - Leonardo Rochę i Patryka Makucha - też się nie spodziewaliśmy. Ale czy był w tym pomysł? Tak, bo chociaż brzmi to brawurowo i niepodobnie do trenera Papszuna, to było rozsądne, można było spodziewać się iście defensywnych zadań dla obu tych zawodników i korzystania z ich fizycznej przewagi nad rywalami w walce o górne piłki.
Natomiast w zamyśle Nielsa Frederiksena z dwoma defensywnymi pomocnikami przy wyniku 0:1, jak i z wieloma wcześniej - ale w mediach dzięki wynikom było o tym dość cicho - nie widzieliśmy większego sensu. Zoran Arsenić w przerwie meczu wypowiedział się dla Canal+: - Przejęliśmy grę w ostatnich 15 minutach, to było w naszych rękach, ale wiemy jak mocny jest Lech i musimy być skoncentrowani do końca.
I Raków skoncentrowany był, mentalnie ten mecz rozegrał na najwyższym poziomie. Natomiast Lech nie był tak mocny, jaki być powinien. Nawet Afonso Sousa niczym się nie wyróżnił, brakowało jakiegokolwiek momentu błysku w tym spotkaniu. Ofensywa gospodarzy nie zaistniała na żaden znaczący moment.
I tak samo, nie odmienił niczego debiut nowo Zsprowadzonego napastnika Mario Gonzaleza. Ale mimo że Hiszpan trafił do klubu dwa dni wcześniej, to mogliśmy spodziewać się, że z Rakowem pojawi się na placu z ławki, bo Niels Frederiksen dawał od razu debiutować każdemu z pozyskanych za swojej kadencji zawodników.
Za to trzeba chwalić Raków Częstochowa za organizację gry i zamknięcie Lecha oraz niedoprowadzenie go do żadnej konkretnej szansy na odwrócenie losów meczu. Marek Papszun nie krył radości przy linii słysząc ostatni gwizdek, ale na konferencji pomeczowej wypowiadał się już pragmatycznie:
- Zagraliśmy jak za dawnych lat. (…) Wielokrotnie powtarzałem, że my nie możemy konkurować z takimi firmami jak Lech. Możemy z nimi rywalizować i dzisiaj to uczyniliśmy. Raków to mały klub, który nie ma takich aspiracji mistrzowskich, żeby mógł wyjść jak Lech czy Legia i powiedzieć, że gramy o mistrza. Nie jest łatwo wygrać z tym Rakowem - powiedział trener "Medalików".
Raków do tej pory zremisował z Cracovią i przegrał u siebie z GKS-em Katowice, ale w Poznaniu odmienił ogólną opinię o swoich możliwościach w rundzie wiosennej. Za to Lech ma nad czym pracować, bo jest coś, czego kompletnie nie potrafi. Za kadencji Nielsa Frederiksena nie wygrał ani nawet nie zremisował żadnego z pięciu spotkań, w których stracił gola jako pierwszy. Żeby zwyciężyć w meczu, musi postawić sobie fundamenty w postaci bramki na 1:0.
Przed Lechem weekend nerwów, bo Jagiellonia Białystok przy zwycięstwie z Motorem Lublin zrówna się z nim punktami. Z kolei Legia Warszawa, z pewnością najbardziej krytykowany zespół z czołówki Ekstraklasy na początku sezonu, gra z Puszczą Niepołomice i w przypadku wygranej doskoczy na pięć ’’oczek” do Lecha. Oczywiście z uwzględnieniem, że de facto tych punktów ma na dziś za mało nie o pięć, a o sześć, bo w Poznaniu przegrała 2:5. Niezależnie od wyników rywali, Niels Frederiksen będzie miał nerwowy nie tylko weekend, ale i cały przyszły tydzień, bo kibice wymagają poprawy.

Przeczytaj również