Jesienią dziwnie zarządzany, teraz wielki wygrany? Kadrowicz w gazie, Probierz zasiał optymizm

Jesienią dziwnie zarządzany, teraz wielki wygrany? Kadrowicz w gazie, Probierz zasiał optymizm
Pawel Bejnarowicz / pressfocus
Mateusz - Hawrot
Mateusz Hawrot21 Mar · 07:00
Czas leczy rany. Nic nie było tak potrzebne reprezentacji Polski jak przerwa po żenującym finiszu Ligi Narodów. Patrzymy naprzód, ale i sporo wymagamy, nawet jeśli rywale są z bardzo niskiej półki.
- Trenera Probierza broni coraz mniej, a on sam absolutnie sobie nie pomaga. Jakiś plus? Dobrze, że teraz cztery miesiące przerwy od tej reprezentacji. Odpoczynek zdecydowanie się przyda - pisałem TUTAJ na gorąco po porażce ze Szkocją na PGE Narodowym.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wtedy bolały i oczy - od tego, co robili biało-czerwoni na boisku, i uszy - od tego, co mówili trener i jego podopieczni po ostatnim gwizdku.
Dziś pewnie mało kto o tym pamięta. Na powtórkę z rozrywki się nie zanosi, bo start eliminacji to dwa mecze z rywalami z niemal najniższej możliwej półki. Nie ma sensu zasypywanie Was frazesami typu “w Europie nie ma już słabych drużyn” i podobnymi.
Wracanie do klęski z Mołdawią też jest bezcelowe, chociaż warto przypomnieć, że przecież u siebie Polacy również nie potrafili znaleźć sposobu na groźną ekipę z Kiszyniowa, już za kadencji Michała Probierza.

Bez męczenia buły

U progu rywalizacji z Litwą zasadne pytanie to “ile?”, a nie “czy?”. Poza obowiązkowym zwycięstwem mamy jednak prawo sporo od tej drużyny wymagać. Wymówki się skończyły, testy selekcjonera najwyraźniej także. Bluzę z numerem jeden zasłużenie zgarnął Łukasz Skorupski. Ponadto w gronie powołanych na marcowe mecze brakuje niespodzianek, są raczej zgrane karty, aż do bólu, bo pominięto kilka ciekawych nazwisk. Mateusz Skrzypczak doszedł do składu dopiero w trybie awaryjnym.
Co do wymagań - niski poziom gry obu rywali niewiele nam powie o kondycji dziurawej jesienią linii obrony, natomiast minimum przyzwoitości to zero z tyłu i maksymalne ograniczenie szans przeciwnika na wizyty w polu karnym. Wypada też oczekiwać odpowiedniej organizacji w przodzie - mniej indywidualnych zrywów (nie będzie ich “króla”, Nicoli Zalewskiego), więcej wypracowanych schematów, gry piłką, ciągłej dominacji na właściwej intensywności. Mimo kontuzji Zalewskiego i Piotra Zielińskiego zanosi się na mocno “piłkarską” drugą linię. Chcemy oglądać reprezentację przyjemną dla oka, a nie męczącą bułę. Kiedy, jak nie z Litwą?
Mocno “piłkarska” druga linia, czyli z odzyskanym dla kadry Jakubem Moderem, ulubieńcem Jose Mourinho Sebastianem Szymańskim oraz być może Mateuszem Boguszem. Z grona dostępnych zawodników takie rozwiązanie personalne wydaje się najsensowniejsze. Bardziej defensywnie usposobiony Bartosz Slisz jako “szóstka” to temat nie na Litwę czy Maltę, szczególnie gdy rytm meczowy i formę złapał Moder. Z kolei Kacper Urbański ma spore problemy klubowe, więc naturalnym byłoby postawienie na Bogusza. Selekcjoner zresztą chwalił piłkarza, który zanotował imponujące wejście do ligi meksykańskiej.
- Rozmawiałem z Boguszem dużo na temat tego transferu. Nie chcę wyciągać prywatnych spraw, ale uważam, że w tym wypadku nie miał wyjścia. To zawodnik, który może dać wiele tej reprezentacji. Jak zrobi postęp, to niedługo może wrócić do Europy i na lata możemy mieć dobrego środkowego pomocnika - powiedział Probierz.

Wielki powrót

Zasadne są również wymagania personalne. Kredyt zaufania dla Modera wydaje się oczywisty, zresztą trener dawał mu minuty, gdy był w kompletnym dołku. Dorzućmy do tego prawdziwą szansę dla dziwnie jak dotąd zarządzanego w kadrze Bogusza, dorzućmy debiut Skrzypczaka - nawet jeśli nie w podstawowym składzie. Jest jeszcze jedno nazwisko warte uwagi. To Matty Cash, wracający do reprezentacji po rocznej przerwie. Tym razem wszystko zagrało - selekcjoner wysłał mu powołanie i oszczędził wymówek, a obrońca Aston Villi przyjechał do Warszawy zdrowy, jako świeżo upieczony ćwierćfinalista Ligi Mistrzów, w gazie. Czas otworzyć nowy, wyczekiwany rozdział Casha z orzełkiem na piersi, bo przecież - nie tylko przez kontuzje - dał on drużynie narodowej znacznie mniej niż oczekiwano. Miejsca nie brakuje, bo jedno wahadło zwolnił przecież Zalewski, a Przemysław Frankowski i Jakub Kamiński śmiało mogą obsadzić obie strony.
“Franek”, który w ubiegłym roku zwykle w kadrze rozczarowywał, wraca po nieobecności na listopadowym zgrupowaniu. Podobnie zresztą jak kapitan Robert Lewandowski. Można powiedzieć, że doszło do wymiany dwóch liderów za dwóch. Szczęściem w nieszczęściu jest absencja duetu z Interu Mediolan akurat na Litwę i Maltę, a nie Finlandię i Holandię lub Hiszpanię. Jeden z poprzedników “Lewego” w roli kapitana, Jacek Bąk, rzucił zdaniem: “nawet mnie by mogli powołać”. To groteska, ale fakty są takie, że biało-czerwony walec powinien w piątkowy wieczór bez litości przejechać się boiskowo po Litwinach. Przekonująca, wysoka wygrana, z czystym kontem, wrzuci do środka i wokół tej reprezentacji świeże powietrze. I tego trzeba oczekiwać na rozgrzewkę eliminacji, bo prawdziwe granie zacznie się, gdy naprzeciwko staną poważniejsi przeciwnicy.

Przeczytaj również