Jego trenowali najlepsi, teraz on chce być na topie. Yaya Toure zaczyna karierę trenerską... na Ukrainie
Powoli nastają czasy, kiedy wielcy piłkarze z przełomu pierwszej i drugiej dekady XXI wieku koszulkę i spodenki zamieniają na trenerski dres lub garnitur. Do tej grupy dołączył właśnie Yaya Toure. On jednak rozpoczyna karierę szkoleniową w dość nietypowym miejscu, bo na Ukrainie. I to nie w Szachtarze ani Dynamie.
Kiedy w styczniu zeszłego roku doświadczony pomocnik z Wybrzeża Kości Słoniowej rozstawał się z chińskim Qingdao Huanghai, wydawało się, że lada chwila znajdzie nowy klub. Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że nigdy nie bał się poznawać nowych kierunków. W trakcie swojej bogatej kariery grał nie tylko w Anglii, Francji czy Hiszpanii, ale także w Belgii, Grecji czywłaśnie na Ukrainie.
Choć karierę na Starym Kontynencie zaczynał w Beveren, to głośniej zrobiło się o nim właśnie za sprawą występów w lidze naszych wschodnich sąsiadów. Jako zawodnik Metalurga Donieck zadebiutował w europejskich pucharach i reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej. Teraz postanowił wrócić na stare śmieci, tyle że nie do już nieistniejącego Metalurga, lecz Olimpiku - innego klubu z Doniecka, aktualnie trenującego w Kijowie. Yaya został tam właśnie asystentem pierwszego trenera.
Ważny był sentyment
Xavi w Katarze, Thierry Henry w Kanadzie, Vincent Kompany w Belgii. Jeśli spojrzymy na aktualne miejsca pracy byłych klubowych kolegów Toure, to jego decyzja o rozpoczęciu przygody z trenerką na Ukrainie już tak nie dziwi. Tym bardziej, że w tym przypadku o wszystkim zadecydował też sentyment, którym darzy ten kraj.
- Mógł wybrać dowolne miejsce, ale wspólnie ze swoim agentem zdecydowali, że najlepiej będzie w Olimpiku. To na Ukrainie wszystko tak naprawdę się zaczęło. To jego drugi dom, zawsze chciał tu wrócić, a teraz nadążyła się okazja. Gdy przyleciał do Kijowa było -18 stopni, ale Yaya przywykł do takich mrozów. Przywitał się z drużyną, a ta odebrała go bardzo dobrze - opowiada Piotrek, kibic Dynama Kijów i wielbiciel ukraińskiego futbolu, występujący na Twitterze pod pseudonimem “BuckarooBanzai”.
Przy czym ten sentyment działa w obie strony. Przez Ukrainę w ciągu ostatnich kilkunastu lat przewinęło się dziesiątki, jeśli już nie setki naprawdę utalentowanych zawodników spoza Europy, którzy potem robili furorę w najlepszych klubach Starego Kontynentu. Spośród nich tym największym nazwiskiem pozostaje jednak chyba właśnie Toure.
- To niesamowita historia, że Yaya Toure na Ukrainie wypromował się do tak wielkich klubów jak Monaco, Barcelona czy Manchester City. Wtedy do Metalurga Donieck trafiło sporo afrykańskich zawodników, ale spośród nich tylko Toure zrobił tak oszałamiającą karierę - mówi Roman Bebuch, autor kanału na YouTube “Bombardier” (“Бомбардир”).
Przygotowany poliglota
Choć obecnie w większości profesjonalnych klubów zagraniczni zawodnicy mogą z łatwością nauczyć się lokalnego języka, wciąż wielu od tego stroni. Toure, mimo że na Ukrainie występował 15 lat temu, nadal mówi bardzo dobrze po rosyjsku, czym pozytywnie zaskoczony był Bebuch, który miał okazję przeprowadzić z nim niedawno wywiad:
- Muszę go bardzo pochwalić za to, że po tylu latach wciąż tak doskonale pamięta rosyjski. Mamy wiele osób związanych z ukraińską piłką, którzy są tu od lat, a nie chcą się posługiwać ukraińskim czy rosyjskim jak choćby Taison czy Mircea Lucescu.
Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że karierę Iworyjczyka od początku jego przygody z europejskim futbolem prowadzi Dimitri Seluk, którego Toure nazywa “papą”. To właśnie wiedza Yayi na temat lokalnego środowiska piłkarskiego odegrała sporą rolę w procesie wyboru Olimpiku.
- Znajomość języka czy realiów w kraju miały duży wpływ na jego decyzję. Na filmiku, który krążył w sieci, można było zobaczyć, że Iworyjczyk dość biegle włada językiem rosyjskim. Co prawda, Toure grał na Ukrainie tylko półtora roku, ale jak widać był to dla niego bardzo ważny okres w karierze - zauważa Adam Musialik, który prowadzi na Twitterze profil “Afrykańska Piłka”.
Niewywyższający się pracuś
Toure jako piłkarz dał się poznać jako zawodnik bardzo wszechstronny, który przez całą karierę był rzucany po najróżniejszych miejscach na boisku. Wszędzie potrafił się jednak odnaleźć, a to dzięki niezwykłej pracowitości, którą teraz chce się wykazywać jako szkoleniowiec.
- Yaya lubi bardzo dużo pracować. Robił to już jako piłkarz, co zaprowadziło go z małego klubu do zostania legendą Manchesteru City. Jego ogromną zaletą jest osobowość - on nie rozmawia z Tobą jak jakaś wielka gwiazda, lecz traktuje Ciebie na równi. Ma świetne podejście do innych i jest dobry w komunikacji, a to w nowoczesnym futbolu niezwykle ważne - uważa Bebuch.
Często mówi się, że jeśli ktoś jest od wszystkiego, to tak naprawdę jest do niczego. W przypadku Toure jego wszechstronność z boiska może się jednak okazać kluczowa w procesie zdobywania nowego doświadczenia. Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę naprawdę wymagającą filozofię, którą chce wpajać swoim podopiecznym.
- Yaya grał w karierze na każdej pozycji, nawet na bramce na treningach. To otworzyło mu oczy na pewne detale w piłce. Zawsze jednak cieszyło go kreowanie "momentów", tworzenie akcji. Mówi, że każdy trener powinien zwrócić uwagę na technikę u piłkarza. Dzieli szkoleniowców na tych, którzy opierają grę na podaniach, albo na tych, którzy wymagają ciągłego biegania. On sam woli tę pierwszą grupę, ale rozumie też, że bez fizyczności nie da się nic osiągnąć, dlatego trzeba połączyć te elementy - dodaje “BuckarooBanzai”.
Krok po kroku na szczyt
Doświadczenie zdobyte jako zawodnik pracujący pod okiem takiego geniusza futbolowego jak Guardiola, a także własna pracowitość i normalny charakter, mogą doprowadzić Toure do sporych sukcesów w trenerskim świecie. A to być może byłoby także krokiem milowym dla innych afrykańskich szkoleniowców marzących o pracy w Europie.
- Wiem że wielu afrykańskich trenerów ubiega się o pracę w Europie, ale z nieznanych mi powodów jej nie dostaje. W belgijskim Liege jakiś czas temu pracę pierwszego trenera rozpoczął Senegalczyk Mbaye Leye. Na kontynencie afrykańskim wyróżnia się z kolei Pitso Mosimane z RPA, który przez wiele lat prowadził Mamelodi Sundowns, a obecnie trenuje najbardziej utytułowany klub na świecie, czyli egipskie Al-Ahly - nakreśla sytuację Musialik.
Sam Toure patrzy jednak na swoją sytuację bardzo trzeźwo. Zamiast posyłać się z motyką na słońce, chce powoli wspinać się po dalszych szczebelkach na trenerski piedestał. Nie chce popełnić błędów innych byłych kolegów z boiska.
- Yaya nie chce być trenerem bez przygotowania. Chce iść do celu małymi krokami i być na wszystko przygotowanym. Nie podoba mu się sytuacja np. z Pirlo, który chyba za szybko objął bardzo poważną funkcję. Myślę, że może odnieść sukces, bo to człowiek pracy. Na ten moment jednak ciężko powiedzieć, jaki ma teraz warsztat, bo to dopiero jego początki. Powiedział sobie, że chce być dobrym trenerem i znając jego życiorys oraz zacięcie do pracy, bardzo prawdopodobne, że dojdzie do celu - podsumowuje “BuckarooBanzai”.