Jego klub spada, ale on musi zostać w Premier League. Kibicom Chelsea śni się do dziś

Jego klub spada, ale on musi zostać w Premier League. Kibicom Chelsea śni się do dziś
Matt Wilkinson / PressFocus
Tylko cud mógłby uratować West Bromwich Albion przed spadkiem z Premier League. Wszystko wskazuje na to, że “The Baggies” kolejny sezon spędzą już na zapleczu. Czy na to zasłużyli? Zdecydowanie. Ale w ich szeregach jest piłkarz, który nie powinien wracać na niższy szczebel. I raczej nie wróci. Matheus Pereira to bowiem perełka w stosie przeciętności klubu z The Hawthorns.
Pereira już w wieku 12 lat wyemigrował z Brazylii do Portugalii. Kształcił się w akademii Sportingu CP, przechodząc kolejne szczeble, a niedługo po ukończeniu pełnoletności zadebiutował w pierwszym zespole. Od razu zdobył dwie bramki. Wydawało się, że może być kolejnym złotym dzieckiem akademii klubu, który wypuścił przecież w świat m.in. Cristiano Ronaldo, Naniego, Simao Sabrosę, Ricardo Quaresmę czy Joao Moutinho.
Dalsza część tekstu pod wideo

Życie na walizkach

Brazylijczyk nie był jednak w stanie na dobre zadomowić się w podstawowej jedenastce. Raz grał, zaraz potem nie podnosił się z ławki. Przebłyski - takie jak mecze Ligi Europy z KF Skenderbeu (dwa gole) i Lokomotiwem Moskwa (gol) - przeplatał występami, które kompletnie nie zapadały w pamięć. W końcu, po 27 rozegranych meczach przez dwa sezony, Sporting postanowił go wypożyczyć. Padło na GD Chaves - klub grający wówczas w portugalskiej elicie. Przez cały sezon 2017/18 Brazylijczyk był tam piłkarzem kluczowym. Zagrał w 27 spotkaniach, zdobył siedem bramek i zanotował pięć asyst. Imponujący miał szczególnie finisz rozgrywek, gdy w trzech ostatnich meczach trafił do siatki cztery razy.
Epizod w Chaves się zakończył, ale Pereira wcale nie dostał szansy w Sportingu. Trzeba było więc udać się na kolejne wypożyczenie. Tym razem do FC Nuernberg. Tam zawodnik urodzony w Belo Horizonte miewał różne momenty. Pod względem statystyk nie zachwycił. Zagrał 21 spotkań, zdobył trzy bramki i zaliczył dwie asysty. Złapał też głupią czerwoną kartkę, która wykluczyła go z kilku spotkań. Ale jednocześnie potrafił strzelić Bayernowi i pokazać się z dobrej strony w kilku innych starciach. Gdyby tak nie było, nie byłby wybierany debiutantem miesiąca oraz roku w Bundesildze.
Za naszą zachodnią granicą poznał też człowieka, który mocno wpłynął na jego życie i karierę. Tym kimś był Nate Weiss. W klubie z Norymbergi pełnił rolę trenera indywidualnego. Starał się docierać do zawodników. Określać ich problemy. Maksymalizować potencjał.
- Był kluczem do mojej poprawy. Trenowałem z nim każdego dnia. Często także w dni wolne - mówił później Pereira w rozmowie ze “Sky Sports”.
- Byłem z Matheusem 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, aby upewnić się, że rozumiał wszystko, co się dzieje i czuł się komfortowo. Spędziliśmy razem absurdalną ilość czasu. Był dla mnie jak syn. Mój zadaniem było mu pomóc - dodawał Weiss, który dobrze zna język portugalski, co umożliwiło mu lepsze dotarcie do Pereiry.

Król asyst

Brazylijczyk wrócił do Lizbony, jednak nie na długo. Nie zdążył rozegrać choćby jednego meczu, a przyszła jeszcze jedna oferta wypożyczenia. Tym razem z West Bromwich, rywalizującego wtedy w Championship. Tam Pereira odpalił na dobre. Był znakomity. W lidze, którą nazywa się przecież najbardziej wymagającą na świecie. Strzelał, asystował, kreował grę zespołu. Chociaż "The Baggies" zacięli się pod sam koniec rozgrywek, nie wygrywając żadnego z czterech ostatnich spotkań, ostatecznie zajęli drugie miejsce i mogli świętować awans do Premier League.
Pereira w całych rozgrywkach zdobył osiem bramek i zaliczył aż 20 asyst. Pod tym drugim względem nie miał sobie oczywiście równych. Pokazywał naprawdę szeroki wachlarz możliwość. Gole strzelał bezpośrednio z rzutów wolnych, uderzał z dystansu, ale potrafił też dobrze odnaleźć się w polu karnym i co ciekawe - trafiał głową, mimo zaledwie 175 cm wzrostu. Bilans decydujących podań też wyrobił sobie na wiele sposobów. Dośrodkowanie na nos ze stałego fragmentu? Bez problemu. Prostopadła piłka z głębi pola? Na luzie. Dostrzeganie partnerów w zamieszaniu podbramkowym? Robi się.
Nic dziwnego, że na The Hawthorns chcieli go zatrzymać. Zwłaszcza w kontekście powrotu do Premier League, gdzie cele automatycznie wędrowały na drugi biegun. Nie chodziło już o awans, tylko walkę o utrzymanie. Piłkarze robiący różnicę, a do takich należy Pereira, są w tego typu momentach na wagę złota. Sporting się zgodził. Przyjął nieco ponad 8 mln euro i tym razem definitywnie spakował manatki Brazylijczyka.

Trudne miesiące i koncert na Stamford Bridge

Dziś wiemy już, że West Brom najprawdopodobniej wróci do Championship. Strata do bezpiecznej strefy jest zbyt duża. Meczów do końca zbyt mało. Pereira szczebel wyżej zdecydowanie nie zawiódł. Nie przełożył oczywiście na trudniejszy grunt swoich imponujących statystyk z poprzedniej kampanii, bo skala trudności jest jednak dużo wyższa, ale rozegrał wiele naprawdę dobrych spotkań. Jest w tym momencie jednocześnie najlepszym strzelcem zespołu (8 goli) i najlepszym asystentem (5). Oznacza to, że brał bezpośredni udział przy 13 z 28 bramek swojej drużyny na arenie Premier League.
Pełnię potencjału Pereira pokazał zwłaszcza kilka tygodni temu na Stamford Bridge. W jednym z najbardziej szokujących meczów tego sezonu West Brom pokonał Chelsea 5:2. Zespół, który przed tamtym starciem miał na koncie 20 bramek zdobytych w 29 meczach, przyjechał na teren, gdzie od przyjścia Thomasa Tuchela praktycznie nie dało się znaleźć drogi do siatki. I wpakował pięć goli. W czterech maczał palce Pereira. Dwa razy strzelił, dwa razy asystował.

Nie robić kroku w tył

West Brom za moment będzie już poza Premier League. Ale poza nią nie musi być 24-letni pomocnik, który z miejsca stanie się łakomym kąskiem dla większych klubów. Może grać niemal na wszystkich pozycjach w ofensywie. Jest jednym z najlepiej wyszkolonych technicznie zawodników w Anglii. Do tego wciąż należy uznać go za piłkarza stosunkowo młodego. Według informacji brazylijskiego “UOL Esporte” West Brom jest gotowy sprzedać Pereirę już tego lata.
Gdzie w przyszłym sezonie będziemy go oglądać? Czas pokaże. Mówi się m.in. o West Hamie. Po cichu trzymamy kciuki za transfer. Dla takich zawodników ogląda się futbol. A do meczów Championship - z całym szacunkiem - raczej nie będziemy siadać jak do telenoweli.
Inna ciekawa kwestia to ewentualna przyszłość reprezentacyjna Pereiry. Ma on bowiem dwa obywatelstwa. Pierwszą połowę swojego życia spędził w Brazylii. Większość drugiej w Portugalii. Sam w wywiadzie z klubową stroną West Bromwich nie miał jednak większych wątpliwości.
- Portugalia. Czuję, że moja „esencja” jest brazylijska, ale moje serce jest w Portugalii. Stąd pochodzą wszystkie najlepsze wspomnienia. Portugalia była kiedyś „średnią” drużyną, ale teraz jest na topie. Zagrać dla nich? W stu procentach to byłby sen - wyjaśnił.
Jeśli Pereira dalej będzie się tak rozwijał - sen zapewne w końcu się spełni.

Przeczytaj również