Jego forma zadecyduje o losach Liverpoolu. "Nie jest problemem, za to może czuć się ofiarą"
Liverpool w tym sezonie rozczarowuje, ale jeszcze nie wszystko dla ekipy z Anfield jest stracone. Ostatni zryw pokazał, że “The Reds” mogą liczyć się w walce o TOP4. Aby jednak do tego doszło, na najwyższy poziom musi wejść jeden piłkarz. Choć lepiej byłoby powiedzieć, że po prostu ma grać swoje.
Zawodnikiem, który może na własnych plecach pociągnąć cały Liverpool, jest rzecz jasna Mohamed Salah. Egipcjanin ostatnim golem przeciwko Wolverhampton wskoczył na piąte miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców lig TOP5 licząc od sezonu 2017/2018. I choć jest to statystyka z gatunku “daj mi zawodnika, a znajdę powód, by o nim powiedzieć”, gdy przyjrzymy się temu bliżej, zobaczymy jak regularny w swojej grze jest lider Liverpoolu. I jak ważne są jego trafienia oraz asysty w kontekście wyników całej drużyny. Nie ma co się oszukiwać, bez liczb Salaha na Anfield nie byłoby tak kolorowo już w minionych latach. A w tak trudnym sezonie jak obecny, musi do końca być prawdziwym numerem jeden, przywódcą. Liczą na to wszyscy, którym zależy na dobrym wyniku “The Reds” na koniec rozgrywek.
Pan regularny
O tym jak ważny dla całego Liverpoolu jest Mohamed Salah, najlepiej świadczą suche liczby. W tym sezonie Premier League więcej minut od niego na murawie spędził jedynie Alisson. Choć może napastnik nie zachwyca tak, jak w poprzednich latach, to jego cała kariera na Anfield pokazuje, że jeśli są rzeczy pewne, to z pewnością należy do nich regularność Salaha. Biorąc pod uwagę tylko ligowe zmagania notował kolejno:
- 32 gole w sezonie 2017/2018
- 22 w 2018/2019
- 19 w 2019/2020
- 22 w 2020/2021
- 23 w 2021/2022
W klasyfikacji najlepszych lig w Europie więcej goli strzelali wyłącznie Robert Lewandowski, Lionel Messi, Kylian Mbappe i Ciro Immobile. Przy czym musimy pamiętać, że w Liverpoolu nie zawsze Salah był jedynie finisherem. Ofensywne trio Juergena Kloppa, które tworzyli też Roberto Firmino i Sadio Mane, dzieliło między siebie finalizacje ataków, co naturalnie zabierało część szans na gole Egipcjaninowi. Styl gry “The Reds” sprawia, że tym bardziej trzeba docenić to, jak regularny w strzeleckich popisach jest Salah. Pod tym względem na przestrzeni ostatnich sześciu sezonów nawet lepszy niż Harry Kane, który niedawno celebrował 200 goli na poziomie Premier League. A przecież napastnik Liverpoolu w poprzednich pięciu sezonach zanotował też 46 ligowych asyst.
Liczby 30-latka wyglądają jeszcze bardziej okazale, jeśli weźmiemy pod uwagę inne rozgrywki. Salah był liderem strzelców drużyny we wszystkich sezonach, w których ekipa z Anfield wchodziła do finału Ligi Mistrzów. Wprawdzie w rozgrywkach 2018/2019 to miano podzieliła między siebie cała ofensywna trójka, ale to Egipcjanin spina klamrą pozostałe występy. Co więcej, obecnie jest najskuteczniejszym zawodnikiem Champions League, a przecież gra sezon - jak na siebie - co najwyżej przeciętny.
Słabszy, ale nie słaby
Nie pierwszy raz zresztą słychać głosy, że Mohamed Salah się “kończy”. Tylko że on zawsze potrafi na to odpowiedzieć. To pokazuje jakie wymagania względem tego gracza mają kibice czy eksperci. I patrząc na to bliżej, na pewno nie sam Salah jest problemem Liverpoolu, a prędzej to on może czuć się ofiarą nowej wizji zespołu. Tego nie ukrywa zresztą nawet Juergen Klopp.
- Z Darwinem [Nunezem] grającym na szpicy, gramy inaczej, zdecydowanie wyżej. Nigdy dotąd nie graliśmy z klasyczną dziewiątką w składzie, nawet kiedy Sadio [Mane] grał na środku ataku - przyznał niemiecki szkoleniowiec.
W obliczu takiej zmiany stylu, swoje przyzwyczajenia musiał zmienić też Salah. I to wprost przekłada się na liczby, bo choć w Lidze Mistrzów nie ma się o co Egipcjanina czepiać, tak w Premier League jego linijka jest zdecydowanie poniżej możliwości. Dziewięć zdobytych goli i pięć asyst za półmetkiem rozgrywek to zwiastun najsłabszego roku od początku jego przygody na Anfield. Sezon jednak jeszcze trochę potrwa, a jeśli Liverpool ma walczyć o czołową czwórkę, to na pewno liczby te muszą poszybować w górę. Choć ważne jest także to, że zazwyczaj gole i asysty 30-latka nie służą jedynie budowaniu statystyk. To częściej zdarzało się w minionych sezonach, gdy Liverpool gromił rywali, a kolejne bramki tak naprawdę niewiele już zmieniały w układzie ligowej tabeli.
Zaś obecnie niemal każde trafienie i każda asysta Salaha ma o wiele większą wagę. I tak na otwarcie sezonu strzelił gola na 2:2 z Fulham na wagę remisu. Przeciwko Newcastle zanotował dwie asysty, a mecz zakończył się wynikiem 2:1. Z Brighton jego kluczowe podanie pozwoliło złapać kontakt w ostatecznie zremisowanym 3:3 spotkaniu. O fenomenalnej bramce w końcówce meczu z Manchesterem City nawet nie trzeba przypominać, a to właśnie ona dała skromną wygraną 1:0. Co jeszcze? Dwa gole z Tottenhamem (2:1), bramka na 1:0 i asysta na 2:0 z Aston Villą, a także otwierające wynik trafienie z Evertonem.
Wszędzie to przekładało się na realne zdobycze punktowe LFC. Jeśli spojrzymy zatem na problemy kadrowe “The Reds” w obecnym sezonie, dostrzeżemy jak wiele zespół stracił na odejściu Mane. I jeżeli wreszcie porównamy formę kluczowych graczy drużyny sezon do sezonu, to czy naprawdę można choćby pomyśleć, że to Salah jest w jakimkolwiek stopniu winny sytuacji?
Słodko-gorzkie pożegnanie?
Mohamed Salah już teraz śmiało może być nazywany legendą Liverpoolu, jeśli weźmiemy pod uwagę współczesne lata na Anfield. Pierwsze mistrzostwo w erze Premier League, triumf w Lidze Mistrzów i wszystko to z uśmiechniętą buzią i kręconymi włosami Egipcjanina na pierwszym planie. Jeśli teraz dźwignie zespół, to przy haśle “Mo - legenda” nie będzie już nawet małych znaków zapytania. I wiele wskazuje na to, że piłkarz z północy Afryki może to zrobić. W ostatnich pięciu występach nie zanotował udziału przy golu tylko w starciu z Crystal Palace. Poza tym relatywnie dobrze zagrał z Realem Madryt, gdzie mimo wysokiej porażki zdobył gola i asystę. W ważnych meczach z Evertonem, Newcastle i Wolverhampton był wyróżniającą się postacią i stemplował to liczbami. Wrócił stary, dobry Salah.
Kibice z Anfield nie mogą jednak być pewni tego, że w kolejnych rozgrywkach Mohamed nadal będzie piłkarzem Liverpoolu, choć nieco spokoju po spekulacjach medialnych o odejściu wniósł ostatnio agent piłkarza, Ramy Abas.
- To nonsens. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ani nawet o tym nie myśleliśmy. Nawet przez myśl nam nie przeszło, żeby nie zakwalifikować się do Ligi Mistrzów - stwierdził.
Chętni na sprowadzenie Salaha mają być jednak władze PSG, a ewentualny brak Ligi Mistrzów na Anfield być może zmieni optykę Salaha. Tym bardziej, że Egipcjanin zaraz skończy 31 lat i kto wie, czy to nie jego ostatnia szansa na zmianę otoczenia pozostając w kręgu największych klubów.
Liverpool jest zatem poniekąd zdany na łaskę Salaha. Owszem, można zażądać za niego dużej opłaty, czy nawet nieco na siłę pozostawić w klubie. Z tego jednak nic dobrego nie wyniknie. Można też podziękować zasłużonemu gwiazdorowi za lata gry i zbudować coś nowego za ok. 80 mln euro, na które “góra” “The Reds” wycenia piłkarza. Można również - mówiąc pół żartem, pół serio - pozwolić liderowi być liderem i trochę mu w tym pomóc. Bo jeśli Salah rozkręci się na dobre, to na Anfield być może uda się uratować obecny sezon.