W tej dyscyplinie jedziemy po medale! Ta akcja już przeszła do historii
Dynamiczne akcje, wielkie emocje, szanse Polski na sukces. Właśnie tego potrzeba do szczęścia podczas igrzysk olimpijskich. Wszystkie te elementy oferuje rywalizacja koszykarzy 3x3.
Pomniejszona wersja koszykówki po raz drugi zagości na igrzyskach olimpijskich. Znów w turnieju weźmie udział tylko osiem drużyn, zatem sam awans trzeba rozpatrywać w kategorii sukcesu. Szczególnie, że Polacy rzutem na taśmę wywalczyli bilety do Paryża. W decydującym spotkaniu męczyli się z Mongolią, byli na skraju pogrzebania marzeń. Ledwo wywalczyli dogrywkę, w której rozegrano historyczną akcję. Adrian Bogucki przyjął piłkę, podał ją Przemysławowi Zamojskiemu, po czym postawił dla niego zasłonę. Popularny “Z-Bo” nie zastanawiał się długo, nie czekał, w jego poczynaniach nie było cienia zawahania. Zrobił to, co potrafi najlepiej. Uciekł za linię dystansową, oddał rzut, po czym patrzył, jak piłka leci prosto do celu. Dwa punkty. Przepustka na igrzyska. Możliwość walki o medale olimpijskie. Jeden rzut, a ile spełnionych marzeń?
Błędy przeszłości
Koszykówka 3x3 zadebiutowała na igrzyskach olimpijskich w 2021 roku. Zdecydowano się postawić na szybszą i bardziej dynamiczną odmianę basketu. Szczególnie, że jest ona znakomitą dyscypliną do oglądania. Akcje są krótkie, trwają maksymalnie 12 sekund, Nie ma mowy o grze na czas czy ciągłym wytrącaniu rywali z rytmu. Jeśli zespół popełni więcej niż sześć fauli, każde kolejne przewinienie będzie karane dwoma rzutami wolnymi. A są one punktowane za jeden, czyli tak samo, jak rzuty z pola wewnątrz łuku. Tradycyjne “trójki” są zaś liczone za dwa. Poza tym istnieje wiele podobieństw do klasycznej odmiany koszykówki. Po prostu trzeba być szybszym, skuteczniejszym i jeszcze bardziej aktywnym.
Trzy lata temu Polacy pojechali do Tokio z gigantycznymi nadziejami. Po raz pierwszy od 1980 roku kadra koszykarzy dostała się na igrzyska. Co więcej, była wymieniana w gronie faworytów. Trudno było lekceważyć zespół, który dwa lata wcześniej sięgnął po brązowe medale mistrzostw świata. Ekipa w składzie Michael Hicks, Paweł Pawłowski, Szymon Rduch, Przemysław Zamojski mogła rozbudzić apetyty.
- Do Tokio nie pojadę po brąz lub srebro, ale po złoto - mówił wtedy Hicks dla Przeglądu Sportowego.
Niestety, tamte igrzyska zakończyły się prawdziwą katastrofą, kataklizmem w wykonaniu polskich koszykarzy. Można mnożyć określenia, a żadne z nich w pełni nie odda skali zawodu, jaki sprawili nasi reprezentanci. Wygrali tylko dwa z siedmiu spotkań, zajmując siódme miejsce na osiem. Największym problemem biało-czerwonych był kompletny brak chłodnej głowy w decydujących momentach. Potrafili przez większość spotkania ciułać przewagę, aby od niechcenia wypuścić ją z rąk. W meczu z Chinami Polacy prowadzili 19:15, ale nie dowieźli tego do końcowej syreny. Przeciwko Belgii mieli już wynik 14:11, jednak spotkanie zakończyło się porażkę 14:16. Holandii ulegli po dogrywce. Co najgorsze, w tamtej drużynie zabrakło lidera. Hicks czy Zamojski próbowali za wszelką cenę wcielić się w rolę solowego bohatera, unikając gry zespołowej. Siłowali się na wymuszone rzuty, co nie przynosiło żadnych wymiernych efektów. Rywale brutalnie wypunktowali nasze słabości.
Rewolucja
- Czujemy wielki smutek. Przykro nam, że w takich okolicznościach kończymy ten występ. Nasza dyscyplina taka już jest, nieobliczalna, czasami po prostu potrzeba trochę szczęścia. Czasem musisz trafić rzut, stając tyłem do kosza albo z bardzo trudnej pozycji z odchylenia. Ale cieszymy się, że w ogóle tutaj byliśmy, wśród ośmiu najlepszych drużyn na świecie. Chcieliśmy, żeby dzieciaki, które obejrzały nasze mecze, zainteresowały się tym sportem i chciały go uprawiać. Mamy nadzieję, że zarazimy wszystkich tą wspaniałą odmianą koszykówki, a polska reprezentacja będzie w niej walczyć o olimpijskie medale co cztery lata - mówił Zamojski na antenie Polsatu Sport po klęsce w Tokio.
Słowa “Z-Bo” stały się rzeczywistością. Polacy zawiedli na poprzednich igrzyskach, ale samym awansem udało im się zaszczepić kulturę koszykówki 3x3 w młodszym pokoleniu. Efekty były natychmiastowe. We wrześniu 2022 roku nasza kadra wygrała mistrzostwa świata do lat 23. W finale juniorzy pokazali, że mają charakter oraz gigantyczny hart ducha. Na minutę przed końcem podstawowego czasu przegrywali z Serbią pięcioma punktami, ale po szalonej końcówce odnieśli zwycięstwo 21:20.
Częścią mistrzowskiej drużyny był Adrian Bogucki. Niedługo potem stał się filarem pierwszej reprezentacji. Potrzebowała ona wymiany pokoleniowej, ponieważ Michael Hicks i Paweł Pawłowski przekroczyli czterdziestkę. Drugim nowym nabytkiem został Michał Sokołowski. Jego powołanie było absolutną sensacją, ponieważ praktycznie przez całą karierę występował w pięcioosobowej odmianie koszykówki. W 2022 roku był filarem polskiej kadry, która zajęła czwarte miejsce na EuroBaskecie. Wtedy biało-czerwoni sprawili sensację, eliminując w ćwierćfinale faworyzowaną Słowenię z Luką Donciciem, gwiazdorem Dallas Mavericks. Selekcjoner Piotr Renkiel zdołał przekonać “Sokoła” do spróbowania swoich sił w nowej odmianie dyscypliny. Zawodnik Gevi Napoli Basket zgodził się, chociaż nie miał zbyt wiele czasu na wkomponowanie się do nowej drużyny. Oficjalny debiut w koszykówce 3x3 zanotował 17 maja, już podczas turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich.
- Michał jest stworzony do gry w koszykówkę. Ma charakter, jest zadziorny i nigdy się nie poddaje. Jest znakomitym obrońcą, bardzo pewny siebie, zaraża tym innych. Potrafimy awansować na igrzyska po dziewięciu dniach wspólnego przebywania razem, to co będzie, gdy chłopaki zaczną się lepiej rozumieć na boisku? - rzucił Renkiel na łamach TVP Sport.
Drużyna z pazurem
Polska nie byłaby sobą, gdyby awansowała w bezstresowych okolicznościach. Podopieczni Renkiela na starcie eliminacji przegrali z Mongolią. Później odbili się z Japonią i Belgią, ale w fazie pucharowej byli zdecydowanie słabsi od Litwinów, którzy zwyciężyli 21:15. Ostatnią szansą okazał się kolejny mecz z Mongolią, w którym przez długi czas absolutnie nic nie układało się po myśli Zamojskiego, Sokołowskiego, Boguckiego i Matczaka. Rywale prowadzili 9:4 i 16:11. “Z-Bo” niemal w pojedynkę doprowadził do dogrywki, kiedy w jednej akcji zdobył aż cztery punkty. Był bowiem faulowany przy celnym rzucie dystansowym, po czym wykorzystał oba osobiste. Następnie doszło do pamiętnej już dogrywki, w której 37-latek mógł poczuć się jak Michael Jordan w czasach świetności. Wtedy Polska naprawdę była górą.
- Cele na igrzyska? Przede wszystkim chcemy grać do ostatniego dnia turnieju, znaleźć się w strefie medalowej i powalczyć o historyczny wynik dla całej polskiej koszykówki. Jeśli mnie pamięć nie myli, to chyba nigdy Polska nie stała na podium turnieju olimpijskiego, w żadnej odmianie koszykówki. Najwyżej byliśmy na czwartym miejscu. Do Debreczyna polecieliśmy po bilet do Paryża, teraz chcielibyśmy wrócić z medalem - stwierdził Zamojski w rozmowie z portalem Sportmarketing.pl.
Warto jeszcze raz podkreślić, że udział w igrzyskach to spore osiągnięcie. Niewiele zmagań olimpijskich jest na tyle hermetycznych, że ogranicza się do zaledwie ośmiu uczestników. Wystarczy zatem być lepszym od połowy, aby praktycznie znaleźć się w strefie medalowej. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Co najważniejsze, w tej dyscyplinie nie ma żadnego podziału na grupy, co eliminuje element losowości. W pierwszej fazie każdy rozegra siedem meczów z pozostałymi drużynami. Polskę czekają starcia kolejno z Francją, USA, Litwą, Chinami, Holandią, Serbią i Łotwą. Według wstępnych założeń biało-czerwoni są drugim najsłabszym zespołem w stawce, wyprzedając jedynie Chiny. Na papierze za murowanego faworyta do złota uznaje się Serbów, sześciokrotnych mistrzów świata. Warto jednak przypomnieć, że trzy lata temu ekipa z Bałkanów przywiozła z Tokio “jedynie” brąz. Mistrzem zostali Łotysze, a srebro padło łupem Rosji.
W tak nieprzewidywalnej dyscyplinie wszelkie predykcje mogą brutalnie zderzyć się z rzeczywistością. Dość powiedzieć, że teoretycznie każdy uczestnik ma argumenty na walkę o końcowy sukces. Na łamach portalu Fiba3x3.com opisano, dlaczego dowolna z ośmiu ekip może sięgnąć po złoto. W przypadku Polski zdecydowano się na następującą argumentację.
- Polacy są przyzwyczajeni do tego, że się ich przedwcześnie skreśla. Ale to mocny naród w grze 3x3. W końcu są brązowymi medalistami mistrzostw Europy i świata. Polska sprawiła jedną z największych niespodzianek w historii dyscypliny, zajmując trzecie miejsce na mistrzostwach w 2019 roku. Najwyraźniej ten zespół lubi śmiać się z krytyków jako ostatni. Nie zdziwcie się, jeśli to będzie czarny koń, który po raz kolejny postawi się wszelkim przeciwnościom losu - podkreślono.
Patrzeć i podziwiać
Polska rozpocznie rywalizację we wtorkowy wieczór. Pierwsze spotkanie z Francją rozpocznie się dokładnie o godzinie 22:05. Już teraz koszykarze mogą jednak być zadowoleni z tego, ile osiągnęli. Przede wszystkim udało im się spopularyzować do niedawna raczkującą dyscyplinę. Za symbol rozwoju można uznać zaszczyt, którego dostąpił Przemysław Zamojski. 37-latek wraz z Anitą Włodarczyk byli chorążymi polskiej kadry na inauguracji igrzysk olimpijskich. Warto dodać, że w sumie aż trzech koszykarzy 3x3 dzierżyło flagę na Sekwanie. Poza “Z-Bo” byli to jeszcze Worthy de Jong w Holandii i Nauris Miezis z Łotwy.
- Jedziemy walczyć o nasze marzenia. Chcemy zdobyć złoty medal. Trzeba mierzyć wysoko - podkreślił Adrian Bogucki w rozmowie z Faktem. - Jesteśmy bardzo dobrze przygotowani. Doświadczenia z Tokio teraz zaprocentowały. Trochę zmieniliśmy nasze przygotowania. Teraz więcej czasu poświęciliśmy na te ostatnie dni, żeby wyczyścić głowy. Chcemy grać do ostatniego dnia rozgrywek - wtórował Zamojski na antenie Polskiego Radia RDC.
Oczywiście, trzy lata temu koszykarze też zapowiadali, że przywiozą medale z Tokio. Pozostaje jednak wierzyć, że faktycznie wyciągnięto odpowiednie wnioski. Jeśli tak się stanie, koszykarzy polskiej kadry stać będzie na wszystko. Niech rzucają, niech trafiają. Tyle wystarczy do walki o najwyższe cele.