Jedyny słuszny wybór Liverpoolu z Salahem. Klub musi być świadomy. "Odarcie z nadziei"

Jedyny słuszny wybór Liverpoolu z Salahem. Klub musi być świadomy. "Odarcie z nadziei"
Shutterstock.com
93. minuta starcia z Newcastle United. Liverpool remisuje, gra w dziesiątkę. Mohamed Salah posyła idealne podanie z głębi pola, piłka trafia do Darwina Nuneza, a Urugwajczyk pokonuje Nicka Pope'a. Kibice "The Reds" szaleją, ogarnia ich ekstaza. Bez Egipcjanina nie byłoby ani zwycięstwa nad "Srokami", ani marzeń o tym, że Liverpool realnie może walczyć o największe cele.
Trwające okienko transferowe jest bezlitosne dla wielu klubów z Europy. Arabia Saudyjska przeprowadziła ekspansję, której nie powstydziłaby się nawet Premier League. Pieniądze z Bliskiego Wschodu były w stanie przekonać nawet klubowe legendy. Karim Benzema porzucił Real Madryt na rzecz Al-Ittihad, zaś Jordan Henderson odszedł z Liverpoolu do Al-Ettifaq. "The Reds" wiedzą już zatem, jak to jest stracić jednego z liderów. Chociaż reprezentant Anglii nie prezentował może najwyższej formy piłkarskiej, to pod względem charakterologicznym pozostawał kluczową postacią w szatni. Celnie zauważono, że chociaż "Hendo" da się zastąpić w kwestiach sportowych, to wszystko inne pozostaje już bardziej problematyczne. Jednakże nawet odejście dotychczasowego kapitana nie było w połowie tak bolesne jak mogłoby być pożegnanie Mohameda Salaha.
Dalsza część tekstu pod wideo
O Egipcjanina wciąż walczy wspomniane już Al-Ittihad. Nie brakuje doniesień, że skrzydłowy jest gotowy na przeprowadzkę. Sprzyjają ku temu między innymi kwestie kulturowe, religijne, a także - nie ma co kryć - czekająca fortuna. Według najnowszych informacji w Saudi Pro League zarabiałby 200 milionów funtów rocznie. Sam Liverpool miałby zaś otrzymać 100 milionów funtów za swoją gwiazdę. Szkopuł w tym, że na ten moment nie ma pieniędzy, które pozwoliłby "The Reds" na zastąpienie Salaha. Jeśli projekt Juergena Kloppa ma jeszcze osiągnąć jakiś wielki sukces, to nie jest w stanie zrobić tego bez "Mo". 31-latek to na Anfield niekwestionowana legenda. Zrobił przecież coś, czego nie potrafił nawet Steven Gerrard. Jego sprzedaż, w takim momencie sezonu, byłaby odarciem z nadziei.

Nie do zastąpienia

Podstawowa kwestia, którą należy rozpatrzeć w razie ewentualnego pożegnania Mohameda Salaha, to to, kto miałby wskoczyć w jego miejsce w podstawowym składzie Liverpoolu. Egipcjanin to nie zawodnik, którego sadza się na ławce. Jeśli jest zdrowy, to wybiega w pierwszej jedenastce. Od sezonu 2017/18 znalazło się zaledwie 19 spotkań, w których Juergen Klopp, chociaż miał taką sposobność, nie postawił na gwiazdora od pierwszych minut. Trudno się Niemcowi dziwić, bo chociaż skrzydłowy miewa okresy gorszej gry, to nawet pod formą pozostaje jednym z najlepszych piłkarzy na całym świecie. Poprzednie rozgrywki - bardzo przeciętne dla "The Reds" i, wydawałoby się, średnie też dla Salaha - zakończył z 19 golami i 12 asystami w Premier League. To zaś wynik wybitny.
W całej lidze lepszym wynikiem w klasyfikacji kanadyjskiej mógł pochwalić się jedynie Erling Haaland (36 goli, osiem asyst), który zwariował i postanowił pobić wszystkie możliwe rekordy. Legenda "The Reds" odstawiła natomiast resztę stawki, co widać na przykładzie innych skrzydłowych. Chociaż Bukayo Saka (14 goli, 11 asyst) i Marcus Rashford (17 goli, pięć asyst) również mieli za sobą świetne miesiące, to ich osiągnięcia indywidualne bledną przy bardziej doświadczonym piłkarzu. "Faraon" sam zawiesił poprzeczkę niebywale wysoko. Od powrotu do Wielkiej Brytanii ani razu nie zszedł poniżej granicy 19 zdobytych bramek w Premier League lub 23 we wszystkich rozgrywkach. To najważniejszy i najskuteczniejszy strzelec Liverpoolu. To właśnie dzięki 31-latkowi drużyna Kloppa tak długo dobrze funkcjonowała bez klasycznego napastnika.
Aby dobrze oddać skalę zjawiska, jakim Egipcjanin okazał się być, trzeba podkreślić, że w ciągu sześciu pełnych sezonów strzelił 137 goli w lidze. Zaczynał, gdy miał na karku 25 lat. W analogicznym okresie Thierry Henry zapisał na swoim koncie 140 trafień, Sergio Aguero 129, Alan Shearer 100, Wayne Rooney 87, zaś Andy Cole 70. Wszystkie te ikony angielskiego futbolu jeszcze wyprzedzają skrzydłowego na liście najskuteczniejszych strzelców. Niemal wszyscy też zmagali się w swoich karierach z pewnymi problemami - przestawali seryjnie pokonywać bramkarzy, zatrzymywały ich poważne kontuzje. Salah jednak, tak jak Henry, jawi się właściwie jako zawodnik niezniszczalny. Analogię można pociągnąć dalej - sprzedaż Egipcjanina byłaby dla "The Reds" tym samym, czym odejście Francuza do FC Barcelony - przedwczesnym zakończeniem projektu.
Oczywiste, że w Liverpoolu nie ma na ten moment nikogo, kto z miejsca byłby w stanie zastąpić "Mo". Żaden piłkarz o takich umiejętnościach nie godziłby się na to, żeby przesiadywać na ławce rezerwowych. Alternatyw jest zatem niewiele oraz jawią się one jako nieszczególnie przekonujące. Luis Diaz jest przyrośnięty do lewej strony boiska, wobec czego bardziej naturalne byłoby przesunięcie Cody'ego Gakpo oraz zagwarantowanie Darwinowi Nunezowi stałego miejsca w wyjściowej jedenastce. Problem tym, że reprezentant Holandii nie pokazał do tej pory niczego, aby oczekiwać od niego wskoczenia na poziom prezentowany przez starszego kolegę. "The Reds" niechybnie straciliby swój najważniejszy element w ataku. Można się irytować, że 31-latek niekiedy gra zbyt samolubnie, ale - upraszczając - nikt nie daje tej drużynie więcej.
Bólu głowy nie uśmierzają również opcje zagraniczne. Trudno zakładać, że Liverpool byłby w stanie bardzo szybko znaleźć odpowiedniego piłkarza za Salaha, skoro wcześniej nie poradził sobie z zastąpieniem Jordana Hendersona oraz Fabinho. Sprowadzony za nich Wataru Endo jest pomysłem tyleż ciekawym, co niebezpiecznym. Japończyk nie daje gwarancji odpowiedzenia na najważniejsze problemy zespołu, a przecież wobec sprzedaży Egipcjanina lista kłopotów byłaby jeszcze dłuższa. Zainkasowanie nawet 100 milionów funtów to żadna ulga. Wszystkie kluby doskonale będą zdawały sobie sprawę, że "The Reds" muszą kogoś sprowadzić, więc ceny pójdą w górę w zastraszającym tempie. Według "FBRef" zawodnikami najbardziej zbliżonymi profilami do podopiecznego Kloppa są Moussa Diaby, Donyell Malen, Serge Gnabry, Ferran Torres i Vinicius Junior. Nie ma szans na to, że zarząd z Anfield sprowadzi kogoś z nich przed końcem okienka.
Jedynym światłem w tunelu pozostaje wspomniany niemiecki szkoleniowiec, który przecież też miał gigantyczny wpływ na ukształtowanie Salaha. Chociaż skrzydłowy wracał do Premier League po dobrym okresie w AS Romie, to jego sprowadzenie rodziło wiele pytań. Dopiero współpraca z cenionym trenerem zaowocowała eksplozją umiejętności i szczytowym okresem w karierze. Być może 56-latek nadal ma narzędzia ku temu, aby proces ten powtórzyć z innymi zawodnikiem. Jest to jednak ryzyko zbyt duże w wypadku tak wielkoformatowej legendy.

Legenda inna niż wszystkie

Pod względem zdobytych bramek Mohamed Salah zajmuje trzecie miejsce w historii Liverpoolu. Ma na swoim koncie dokładnie 187 goli, ostatnio przeskoczył Stevena Gerrarda. Wyprzedzają go jedynie Roger Hunt z 260 zdobytymi bramkami oraz niesamowity Ian Rush, który na koncie ma 336 trafień. Należy przy tym jednak zauważyć, że Walijczyk wystąpił w ponad dwa razy większej liczbie meczów. Nie ma żadnego przypadku w tym, że "Mo" ma najlepszy współczynnik goli na mecz ze wszystkich zawodników, którzy strzelili przynajmniej 100 goli dla "The Reds". Jego 0,61 przebija wspomnianych Hunta i Rusha, Michaela Owena oraz deklasuje Robbiego Fowlera. Powtarzalność Egipcjanina pozwala sądzić, że gdyby zakończył swoją karierę na Anfield, pewnie rzuciłby rękawicę samemu Rushowi.
Nie do przecenienia jest również fakt, że w obecnej kadrze zespołu Juergena Kloppa nie ma zawodnika z dłuższym stażem. "Faraon" zaliczył już 308 spotkań dla angielskiego klubu, w tym sezonie powinien zameldować się w 50. graczy z największą liczbą występów w dziejach. Wobec odejść Roberto Firmino (362 mecze) oraz Jordana Hendersona (492), to właśnie na 31-latku spoczywa odpowiedzialność wykraczająca daleko poza zdobywanie bramek i notowanie kolejnych asyst. Skrzydłowy pozostaje liderem pod względem mentalnym, nie ma na Anfield zbyt wielu innych piłkarzy, którzy tak mocno oddziaływaliby na całą społeczność oraz pozostałych członków szatni. "Faraon" stał się postacią ikoniczną dla całego regionu oraz kluczową.
Badania przeprowadzone przez American Political Science Review w 2021 roku wykazały, że po transferze Salaha stopień przestępstw popełnianych z powodów nienawiści rasowej spadł o 16%. Ograniczone zostały też agresywne zachowania ze strony kibiców "The Reds", którzy, znów powołując się na wspomniane ustalenia, używają mniejszej liczby islamofobicznych zwrotów. Próżno udawać, że Egipcjanin nie ma na to wpływu - chociaż swoje oddanie religii muzułmańskiej oddaje właściwie w każdym spotkaniu, to udzielił zgody kibicom na przyśpiewkę, w której sugerują oni, że przejdą na islam, jeśli skrzydłowy nadal będzie zdobywał bramki. Na brzegu rzeki Mersey doszło nie tylko do piłkarskiej, ale też społecznej rewolucji.
Tym samym Salah wyszedł krok przed szereg złożony z innych legend Liverpoolu. Jego oddziaływanie na kulturę okazało się większe niż ktokolwiek mógł przypuszczać. W pewnym sensie jego transfer miał większy wpływ niż dokonania Kenny'ego Dalglisha oraz Stevena Gerrarda, którzy figurują jako najważniejsze postaci w najnowszej historii zespołu z Anfield. Bolesnym spostrzeżeniem dla Szkota i Anglika jest również fakt, że to właśnie "Faraon" zdobył z zespołem upragnioną Premier League. Żaden z nich nie dokonał tego ani jako trener, ani jako zawodnik.
Trudno przy tym wierzyć, że "The Reds" wrócą na tron bez 31-latka na pokładzie. Jego kontrakt obowiązuje jeszcze przez dwa lata i prawdopodobnie nie zostanie przedłużony. Te dwa lata wciąż mogą być jednak piękne i przepełnione magią. Szkoda zamykać książkę, gdy jeszcze tyle historii czeka na opowiedzenie.

Przeczytaj również