Jeden z największych grzechów Santosa. Następny selekcjoner nie może na to pozwolić. "Szokująca statystyka"
Fernando Santos obiecywał wiele rzeczy podczas swojej pierwszej konferencji prasowej w Polsce. Po dziewięciu miesiącach okazało się, że były to treści bez pokrycia. Najważniejsze wydaje się jednak, że selekcjoner nie zrobił niczego, aby faktycznie rozwinąć futbol w naszym kraju. W tej materii sprawdził się gorzej niż jego poprzednicy.
Fernando Santos nie jest już selekcjonerem reprezentacji Polski. Doświadczony szkoleniowiec otrzymał szansę w sześciu spotkaniach i wygrał trzy z nich, ale też trzy przegrał. Pod względem dorobku punktowego Portugalczyk plasuje się więc na siódmym miejscu w gronie ostatnich dziesięciu trenerów biało-czerwonych. Wyprzedza jedynie Czesława Michniewicza, Zbigniewa Bońka oraz Waldemara Fornalika.
Należy przy tym zauważyć, że 68-latek nie miał najtrudniejszych rywali. Czechy, w normalnych okolicznościach, to przeciwnik spokojnie w naszym zasięgu. Z Albanią też nie powinno być większych kłopotów, nie mówiąc już o Wyspach Owczych oraz Mołdawii. Na dokładkę Niemcy, czyli w teorii wyzwanie największe, chociaż akurat w tym wypadku Santosowi udało się odnieść drugie zwycięstwo w naszej historii.
Kluczową kwestią pozostaje jednak to, kto w tych meczach wybiegał na boisko. Owszem, Polacy trafili prosto do eliminacji EURO 2024, selekcjoner nie miał żadnego pasa startowego, musiał walczyć od samego początku. Niemniej starcia z przynajmniej Mołdawią albo Wyspami Owczymi są idealnym poligonem dla mniej doświadczonych zawodników. Spokojnie powinniśmy te drużyny ograć i budować nowych piłkarzy w kontekście przyszłości. Santos był tym zupełnie niezainteresowany. Za jego kadencji żaden gracz nie zadebiutował w drużynie narodowej. To grzech ciężki, bowiem stanowi jedno z największych zaprzeczeń pracy szkoleniowca kadry.
Okazje były
Ten tekst nie powinien przerodzić się w wyliczankę nazwisk, bo przecież sam Fernando Santos musiał posiadać rozległą wiedzę na temat polskiego futbolu. Taka jest jednak tylko teoria, bo Portugalczyk szybko okazał się niezainteresowany wieloma kwestiami. Na mecze jeździł sporadycznie, Warszawę traktował jako przypadkową destynację, zupełnie pominął temat dwóch turniejów młodzieżowych, na które przecież został zaproszony. Nie chodzi oczywiście o to, aby jakiegoś młodego zawodnika z kadry U19 wyciągać teraz do gry u boku Roberta Lewandowskiego, ale nie ulega wątpliwości, że 68-latek zupełnie nikogo nie zbudował. Szansę otrzymywała stara gwardia z małymi wyjątkami, które zostały wprowadzone przez poprzedników Santosa.
W ostatnich latach trenerzy biało-czerwonych przyzwyczaili, że mają swoich ulubieńców, a właściwie żołnierzy. Adam Nawałka sam stworzył Łukasza Szukałę czy Krzysztofa Mączyńskiego. Paulo Sousa wrzucił Kacpra Kozłowskiego na Hiszpanię i talent Pogoni Szczecin obronił się na EURO, natomiast Karol Świderski miał swój najlepszy czas w reprezentacji. Nawet Czesław Michniewicz wyciągnął rękę do Mateusza Łęgowskiego i Mateusza Wieteski. Być może nie były to występy, o których będzie się pamiętało przez lata, ale nie można odmówić tym selekcjonerom chęci do spróbowania czegoś innego. Santos tymczasem tak zajechał starą płytę, że ta przestała zupełnie grać.
A przecież, jako się rzekło, Santos miał okazję, aby nieco uchylić furtkę reprezentacji. Powołanie Adriana Benedyczaka oraz Szymona Włodarczyka, a wcześniej Bena Ledermana miało jednak jedynie charakter medialny. Żaden z nich nie otrzymał nawet minuty na boisku. Szkoda, bo przeciwko Wyspom Owczym i Albanii nasza ofensywa ruszała się jak wóz z węglem. W końcówce starcia na Bałkanach nie wyszliśmy z jakąkolwiek inicjatywą. Rzecz jasna Kamil Grosicki występuje na zupełnie innej pozycji, ale nie dam sobie wmówić, że którykolwiek z młodych snajperów wniósłby na boisko mniej. Naprawdę wystarczyło zrobić cokolwiek, a cała ta dyskusja miałaby zupełnie inny charakter. Portugalczyk sam jednak postanowił zupełnie zbagatelizować założenia, jakie mu przyświecały.
To był zmarnowany czas dla polskiej piłki. Nie nauczyliśmy się zupełnie niczego, poza tym, że powołania dla Grzegorza Krychowiaka i "Grosika" są co najwyżej absurdalne, ale to wszyscy wiedzieli już przynajmniej kilka miesięcy temu, więc trudno też jakoś Santosa nagradzać za to odkrycie, tym bardziej, że przyczyniło się ono do jego upadku. Gorszym, że 68-latek nie wytrzymuje porównania z żadnym ze swoich trzech poprzedników. Od czasu Nawałki każdy selekcjoner zmagał się z presją czasu i wyników. A mimo tego udało się odkryć kilka nieznanych wcześniej kart. To nie jest tak, że aby jakiś zawodnik zadebiutował, to Polska musi rozgrywać towarzyskie spotkanie z Watykanem. Trzeba jednak wykazać przynajmniej minimum zaangażowania w wykonywaną pracę.
Nic trudnego
Trzymając się liczb - Jerzy Brzęczek pozwolił zadebiutować 16 zawodnikom, Paulo Sousa 12, natomiast Czesław Michniewicz sześciu. Żaden z nich nie pracował na stanowisku tak krótko jak Fernando Santos, ale też żaden nie miał tak długiej kadencji jak Adam Nawałka. A jednak udało im się odkryć dla reprezentacji kilku ważnych graczy. Ktoś może powiedzieć, że to przecież żadne odkrycie, żeby takiego Jakuba Modera wrzucić do reprezentacji, gdyż chłopak wyróżnia się na poziomie Ekstraklasy. Częściowo to prawda, ale najpierw trzeba być jakkolwiek zaznajomionym z polskim podwórkiem. Szokująca statystyka braku choćby jednego nowego zawodnika jest wynikiem między innymi pewnej ignorancji ze strony Portugalczyka. Trudno uwierzyć, aby nikt z młodych piłkarzy nie zasługiwał na szansę.
Poprzednicy regularnie pokazywali, że jest to możliwe. Kiedy i kogo dokładnie wrzucali w wir reprezentacyjnej piłki?
Jerzy Brzęczek:
- Bartłomiej Drągowski (90' z Finlandią / Fiorentina)
- Sebastian Szymański (20' z Austrią w el. ME 2020 / Dynamo Moskwa)
- Krystian Bielik (20' ze Słowenią w el. ME 2020 / Derby County)
- Krzysztof Piątek (61' z Irlandią / FC Genoa)
- Robert Gumny (78' z Ukrainą / Augsburg)
- Jakub Moder (13' z Holandią w Lidze Narodów / Lech Poznań)
- Damian Szymański (34' z Włochami w Lidze Narodów / Wisła Płock)
- Arkadiusz Reca (90' z Włochami w Lidze Narodów / Atalanta)
- Przemysław Płacheta (83' z Ukrainą / Norwich City)
- Kamil Jóźwiak (4' ze Słowenią w el. ME 2020 / Lech Poznań)
- Alan Czerwiński (28' z Finlandią / Lech Poznań)
- Rafał Pietrzak (10' z Włochami w Lidze Narodów / Wisła Kraków)
- Michał Karbownik (90' i asysta z Finlandią / Brighton)
- Paweł Bochniewicz (45' z Finlandią / Heerenveen)
- Damian Kądzior (45' z Irlandią / Dinamo Zagrzeb)
- Sebastian Walukiewicz (45' z Finlandią / Cagliari)
Paulo Sousa:
- Adam Buksa (81' i gol z Albanią w el. MŚ 2022 / New England Revolution)
- Tymoteusz Puchacz (90' z Rosją / Lech Poznań)
- Matty Cash (26' z Andorą w el. MŚ 2022 / Aston Villa)
- Nicola Zalewski (24' i asysta z San Marino w el. MŚ 2022 / AS Roma)
- Jakub Kamiński (90' z San Marino w el. MŚ 2022 / Lech Poznań)
- Karol Świderski (27' i gol z Andorą w el. MŚ 2022 / PAOK)
- Rafał Augustyniak (14' z Anglią w el. MŚ 2022 / Legia Warszawa)
- Radosław Majecki (33' z San Marino w el. MŚ 2022 / AS Monaco)
- Bartosz Slisz (45' z San Marino w el. MŚ 2022 / Legia Warszawa)
- Kacper Kozłowski (17' z Andorą w el. MŚ 2022 / Pogoń Szczecin)
- Kamil Piątkowski (90' z Andorą w el. MŚ 2022 / Raków Częstochowa)
- Michał Helik (58' i żółta kartka z Węgrami w el. MŚ 2022 / FC Barnsley)
Czesław Michniewicz:
- Mateusz Łęgowski (4' z Holandią w Lidze Narodów / Pogoń Szczecin)
- Michał Skóraś (11' z Holandią w Lidze Narodów / Lech Poznań)
- Kamil Grabara (90' z Walią w Lidze Narodów / FC Kopenhaga)
- Mateusz Wieteska (84' z Belgią w Lidze Narodów / Legia Warszawa)
- Jakub Kiwior (90' z Holandią w Lidze Narodów / Spezia)
- Szymon Żurkowski (90' ze Szkocją / Fiorentina)
34 debiutantów od lipca 2018 roku do września 2023. 14 z nich, w tym ważnym dla siebie momencie, było formalnie piłkarzem z Ekstraklasy. Nawet Paulo Sousa, którego krytykowano za rzekomą niechęć do polskiej piłki, wyciągnął z niej sześciu piłkarzy. Oczywiście, Augustyniak i Majecki zahaczyli o biało-czerwonych jedynie przelotem, ale pozostali zawodnicy albo otrzymali więcej szans w przyszłości, albo będą je otrzymywać. Znamienne jest to, że z całego tego grona aż 23 graczy debiutowało w spotkaniach o stawkę. Jasne, zdarzały się tam mecze z Andorą i San Marino, ale - z całym szacunkiem - to półka w gruncie rzeczy zbliżona do Wysp Owczych oraz Mołdawii. Santos tymczasem nie zdobył się na żadne testy. Pewne eksperymenty przeprowadzał każdy selekcjoner, ale nie on.
Oczywiście można dywagować nad tym, na ile te zabiegi przyniosły dobry efekt, ale wyliczenia wcale nie są niekorzystne. Na pierwszy ogień z pewnością rzucają się Kiwior, Grabara, Skóraś, Kozłowski, Kamiński, Świderski, Zalewski, Cash, Moder i Sebastian Szymański - to z pewnością zawodnicy, którzy, przy dobrych wiatrach, będą stanowili o sile biało-czerwonych. Do tego potencjalne ważną rolę mogą odgrywać Wieteska, Piątkowski, Slisz, Karbownik, Damian Szymański i Krystian Bielik. Swój czas mieli także Krzysztof Piątek, Tymoteusz Puchacz, Arkadiusz Reca, Kamil Jóźwiak. Podchodząc do tego spokojnie, w oczy rzuca się więc 20 reprezentantów. To naprawdę dobry wynik i wstyd, że Santos nie dorzucił do tej listy przynajmniej jednego "swojego" piłkarza.
Te dziewięć miesięcy przyszło nam przez palce. Stracił PZPN, straciła cała drużyna, stracił sam selekcjoner. Następca Portugalczyka nie może sobie pozwolić na podobne działanie. Bycie selekcjonerem opiera się na wyszukiwaniu zawodników, czasami trzeba zagrać nieoczywistą kartę. Biało-czerwoni nie zrobili od początku roku żadnego kroku do przodu, a kilka postaci skutecznie spętało nam nogi. Można było jednak tego uniknąć.