Jeden z najbardziej niedocenianych trenerów Barcelony XXI w. wraca na Camp Nou. "Udowadnia, jak jest świetny"

Jeden z najbardziej niedocenianych trenerów Barcelony XXI w. wraca na Camp Nou. "Udowadnia, jak jest świetny"
Christian Bertrand / Shutterstock.com
Ernesto Valverde to jeden z najbardziej niedocenianych trenerów Barcelony w XXI wieku. 58-latek odszedł z Camp Nou nieco tylnymi drzwiami i długo zwlekał z podjęciem nowego wyzwania. Ostatecznie wrócił do Bilbao. I tam znów udowadnia, jak świetnym jest fachowcem.
Niedawno minęło 50 meczów, od momentu kiedy Xavi jest trenerem Barcelony. Zdołał wywalczyć w tym okresie 95 punktów, co nie plasuje go w ścisłej czołówce szkoleniowców “Barcy” w XXI wieku. Pod tym względem najskuteczniejszy był Luis Enrique (126 pkt), ale zaraz za nim plasuje się trzech innych szkoleniowców - Pep Guardiola, Tata Martino i Ernesto Valverde z liczbą 119 “oczek”.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ten ostatni z nich, choć dał kibicom naprawdę sporo radości, z Camp Nou rozstał się w nie do końca najlepszych okolicznościach. Mimo że “Duma Katalonii” 2019 rok zakończyła z awansem do fazy pucharowej Ligi Mistrzów i na fotelu lidera Primera Division, gorsze wyniki na przełomie grudnia i stycznia sprawiły, że Valverde został zwolniony ze stanowiska. Od tego czasu, mimo kilku konkretnych propozycji, pozostawał bez pracy. To zmieniło się tego lata, kiedy po pięciu latach powrócił do Bilbao i teraz ma napisać kolejną piękną stronę na kartach historii Athletic Club.

Impuls

Dla Valverde to już trzecia przygoda na San Mames. Wcześniej trenował “Los Leones” w latach 2003-2005 oraz 2013-2017. Podczas pierwszej kadencji był jeszcze początkującym szkoleniowcem, który wcześniej fachu uczył się jako asystent Juppa Heynckesa i opiekun rezerw klubu z Bilbao. Ale mimo braku wielkiego doświadczenia już w debiutanckim sezonie zdołał zająć piąte miejsce w tabeli, dzięki czemu Athletic po kilku latach powrócił wtedy do europejskich pucharów. Podczas drugiego okresu pracy w Kraju Basków drużyna była za to już stałym uczestnikiem kontynentalnych zmagań. I tym razem Valverde zdołał jednak wywalczyć coś więcej - w tym przypadku powrót po 17 latach do Ligi Mistrzów oraz Superpuchar Hiszpanii.
- Od momentu odejścia Valverde klub zmienił się zarówno pod względem sportowym, jak i w kwestii zarządzania. Szkoleniowiec nie ma już do dyspozycji Aritza Aduriza, który gwarantował po 25 goli w sezonie i musi te bramki rozłożyć na większą liczbę piłkarzy. Valverde opuścił wtedy zespół z Bilbao, by przejść do Barcelony. Z kolei po rozstaniu z “Blaugraną” żadna z ofert nie okazała się dla niego wystarczająco kusząca. Wrócił na San Mames, bo Athletic to jego klub, któremu teraz może pomóc i dać mu jakiś nowy impuls - mówi w rozmowie z nami Javier Ortiz de Lazcano z baskijskiego dziennika “El Correo”.
Praca w roli trenera Barcelony bywa wyczerpująca. Przekonali się o tym wszyscy, począwszy od Pepa Guardioli, na ostatnich szkoleniowcach kończąc. Obecny opiekun Manchesteru City po rozstaniu z “Dumą Katalonii” udał się przecież na roczny urlop. W przypadku Valverde rozbrat z futbolem trwał jeszcze dłużej, bo ponad dwa lata. Choć baskijski trener nie narzekał na brak zainteresowania, czekał na tę właściwą ofertę. Ta przyszła pod koniec czerwca z Bilbao.

Niech przemówią trofea

Można powiedzieć, że dla zarówno Athletiku, jak i Barcelony okres od momentu rozstania z Valverde należy uznać za mało udany. “Lwy” od czasu, gdy Ernesto odszedł do stolicy Katalonii, ani razu nie potrafiły zakwalifikować się do europejskich pucharów. Natomiast “Blaugrana”, od kiedy zwolniła Valverde, wywalczyła ledwie jedno trofeum i zanotowała dwa dość wstydliwe pożegnania z Ligą Mistrzów, podczas gdy trzecie jest bardzo blisko.
- Moim zdaniem samo rozstanie z Valverde nie było jednak błędem, ale moment nie należał do najlepszych. Valverde został zwolniony w chwili, gdy drużyna nie grała najgorzej i nie była w złej sytuacji. Moment na to był albo wcześniej, albo na koniec sezonu. Nie sądzę też, żeby osoba Valverde miała większe znaczenie w ówczesnych klęskach Barcelony w Lidze Mistrzów. Takowe miały miejsce przecież i za jego poprzedników, i za jego następców. Barcelona ma z tym duży problem, również psychologiczny. Faktycznie, Ernesto nie jest najbardziej motywującym trenerem na świecie, pod wieloma względami wydawał się też piłkarzom odpuszczać, ale wysokie porażki w LM nie wynikały tylko z jego pracy - uważa Julia Cicha z “FCBarca.com”.
Niech zresztą przemówią trofea. Dwa mistrzostwa Hiszpanii, Puchar Króla i Superpuchar. Do tego ćwierćfinał i półfinał Ligi Mistrzów. O takich rezultatach teraz kibice Barcelony mogą jedynie pomarzyć, tymczasem za kadencji Valverde było to codziennością. Owszem, zabrakło sukcesu w Europie, do tego dwukrotnie drużyna pożegnała się z tymi rozgrywkami w dość kompromitujących okolicznościach. Kadencja baskijskiego szkoleniowca na Camp Nou była jednak koniec końców udana i tego nikt nie zdoła podważyć.

Realny cel

Teraz Valverde jest już jednak ponownie w Bilbao i to z Athletikiem chce sięgnąć po kolejne sukcesy. Początek nowego sezonu w wykonaniu jego ekipy trzeba uznać za co najmniej przyzwoity. Dotąd “Lwy” zanotowały pięć zwycięstw, trzy remisy i tylko dwie porażki. Do tego w kilku spotkaniach zagrały nie tylko efektywnie, ale też efektownie, w trzech meczach strzeliły po cztery gole. Wydaje się, że to właśnie dzięki dobrej pracy 58-letniego szkoleniowca kibice wreszcie odzyskują nadzieję we własny zespół.
- Valverde odgrywa kluczową rolę w procesie rozwoju zespołu. Trzeba pamiętać, że Athletic tego lata dokonał tylko dwóch transferów - do drużyny trafili Ander Herrera i Gorka Gutuzeta. Żaden z nich dotąd nie popisał się na boisku niczym szczególnym. Valverde odmienił drużynę, zmodyfikował jej system gry, umieścił Oihana Sanceta w miejscu środkowego napastnika i okazało się to dobrym rozwiązaniem. Pod jego wodzą nieźle wygląda też wcześniej niestabilny Nico Williams. Prawda jest taka, że powrót Ernesto na San Mames był bardzo ważnym krokiem dla klubu - mówi nam Juanma Mallo, również dziennikarz “El Correo”.
Dziś, w niedzielę 23 października, Valverde czeka natomiast inny powrót. Po raz pierwszy od grudnia 2019 roku znów zasiądzie jako trener na ławce Camp Nou, tyle że już nie jako szkoleniowiec Barcelony, lecz ponownie Athletiku. Choć “Blaugrana” z Baskami w minionych meczach u siebie wygrywała, a po raz ostatni straciła z nimi punkty na własnym stadionie, kiedy jej trenerem był jeszcze Valverde, “Barcy” wcale nie czeka łatwe spotkanie. Athletic w obecnym sezonie na wyjeździe jeszcze nie przegrał, a jego szkoleniowiec z pewnością jest przed tym spotkaniem podwójnie zmotywowany.
- Ernesto Valverde jest trenerem, który już wcześniej pozostawił po sobie ślad na San Mames. To szkoleniowiec cechujący się niezwykłym spokojem, taki jest jego styl bycia, ale umie przy tym wydobyć z zespołu jak najwięcej. Do Athletiku na pewno powrócił po części z powodu wyborów na prezydenta klubu i tego, że ściągnęła go tu ekipa, którą doskonale zna.
- Na pewno ważne dla samego Valverde było to, że Athletic to jest jego klub i moim zdaniem, on po prostu uwielbia tu być i pracować. Myślę, że w przypadku Valverde Barcelona popełniła jednak błąd. Valverde znów jest w Bilbao, a w niedzielę będzie ponownie na Camp Nou, gdzie postara się przybliżyć drużynę do celu, którym z pewnością jest powrót do Europy. I czuję, że to wykonalny plan - podsumowuje Mallo.

Przeczytaj również