72 minuty na boisku i kilka pobitych rekordów. "Jeden z najlepszych piłkarzy w historii tej ligi"
Lechia Gdańsk pokonała Akademiję Pandew 4:1, a niekwestionowanym bohaterem meczu był 37-letni Flavio Paixao. Portugalczyk ustrzelił hat-tricka, zaliczył asystę, a gdyby nie pechowy słupek, jego dorobek byłby jeszcze bardziej okazały. Piłkarz “Biało-Zielonych” pobił tym samym kilka rekordów i potwierdził, że jest jednym z najlepszych zagranicznych zawodników, którzy kiedykolwiek biegali po polskich boiskach.
Nie jest może najszybszy i najsilniejszy. Nadrabia jednak boiskową inteligencją, sprytem, znakomitą techniką i nosem pod bramką przeciwnika. Wczoraj dał prawdziwe show. Miał bezpośredni udział przy każdym z czterech trafień dla Lechii.
- gol na 1:0 - dopełnienie formalności. Strzał do pustej bramki po dograniu Conrado, trzeba było jednak być w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie,
- gol na 2:0 - znakomita asysta przy trafieniu Łukasza Zwolińskiego. Zagranie w uliczkę, po którym kolega znalazł się sam na sam z bramkarzem,
- gol na 3:0 - sprytny strzał “z czuba” w sytuacji oko w oko z golkiperem,
- gol na 4:0 - znakomite obrócenie się w polu karnym tak, by po chwili potężnie uderzyć po długim rogu.
Mogło być jeszcze bardziej okazale, ale niedługo po czwartym trafieniu Portugalczyk trafił w słupek. Widać było, że bawi się grą. Jest w prawdziwym sztosie. Gdy trener w 72. minucie zdejmował go z murawy, po trybunach niosło się głośne “Flavio Paixao!”. A potem gra Lechii, już bez niego, wyraźnie straciła na jakości.
Kolejne rekordy
Portugalczyk został wczoraj najstarszym strzelcem hat-tricka w historii występów polskich klubów na europejskiej scenie (nie licząc Pucharu Intertoto). Zrobił to mając dokładnie 37 lat i 291 dni. Idąc dalej - od wczoraj Flavio jest też pierwszym piłkarzem Lechii Gdańsk, który kiedykolwiek strzelił trzy gole w meczu europejskich pucharów.
Po wczorajszych meczach kwalifikacji Ligi Konferencji UEFA przewodzi również klasyfikacji strzelców rozgrywek. Tuż za jego plecami znajduje się… Kamil Drygas z Pogoni Szczecin.
Legenda Ekstraklasy
Flavio Jest jak wino. Gdy przyjeżdżał do Polski, miał już przecież 30 lat. Pewnie nie przypuszczał, że:
- zostanie w naszym kraju tak długo (to już ponad osiem lat),
- zdobędzie w barwach polskich klubów ponad 100 goli (na ten moment 114),
- zostanie najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii Ekstraklasy (101 goli, drugi Miroslav Radović “tylko” 66),
- weźmie ślub z Polką,
O zasługach Flavio, głównie dla Lechii, można pisać i pisać. Dla kibiców wielkie znaczenie ma też na pewno fakt, że Portugalczyk przez ostatnie lata stał się prawdziwym katem największego rywala “Biało-Zielonych” - Arki Gdynia. Zagrał w dziewięciu meczach z tym zespołem i zdobył… 10 bramek. Dwukrotnie były to hat-tricki. Kilka razy jego gole okazywały się decydujące.
Pomogło mu odejście brata?
Nie będzie chyba przekłamaniem stwierdzenie, że Flavio nie byłby dziś w Polsce, gdyby nie jego brat - Marco. To on w 2013 roku zaliczył tak znakomite wejście do Ekstraklasy, że kilka miesięcy później Śląsk Wrocław postanowił mieć w swoich szeregach dwóch braci Paixao. Licząc pewnie, że skoro jeden jest takim kozakiem, to jego bliźniak też potrafi nieźle grać w piłkę.
No i okazało się, że faktycznie potrafi, choć początek miał bardzo przeciętny. W pierwszych 19 meczach na boiskach Ekstraklasy zdobył zaledwie jedną bramkę. Można było pomyśleć wtedy, że nie prezentuje takiego samego poziomu jak jego brat, który wszedł do naszej ligi z drzwiami i futryną, strzelając 21 goli w pierwszym sezonie.
W końcu jednak Flavio się rozkręcił, a najlepiej spisywał się wówczas, gdy… brat nie grał u jego boku. Można było odnieść takie wrażenie zarówno w czasach, gdy wspólnie reprezentowali Śląsk, jak i później, kiedy przez ponad dwa sezony obaj byli piłkarzami Lechii. Potwierdzały to też liczby. To Marco był tym skuteczniejszym, choć trzeba oczywiście pamiętać, że grał na “szpicy”, podczas gdy Flavio wędrował po różnych pozycjach w ofensywie.
Ma jeden cel
Niedługo stuknie mu 38 lat, ale on nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Forma, jak widzieliśmy wczoraj, wciąż jest. Indywidualnie zrobił już na polskich boiskach swoje. Drużynowo? Sięgnął po Puchar i Superpuchar Polski, zagrał kilka meczów w eliminacjach europejskich pucharów. Brakuje mu jednak… mistrzostwa. I Portugalczyk wciąż wierzy, że jeszcze dopisze taki skalp do swojego CV.
- Chciałbym skończyć karierę w Lechii, bo historia, którą tu napisaliśmy, jest niesamowita. A to jeszcze nie koniec, bo ja chcę wygrać ligę. Ten klub musi walczyć o pierwsze miejsce. Mamy bardzo dobrych piłkarzy, bardzo dobre warunki, więc chcemy być najlepsi w Polsce. Czuję wielkie wsparcie od kibiców i chce się odwdzięczyć mistrzostwem - mówił niedawno w rozmowie z “Weszło”.
Łatwo o spełnienie tego marzenia nie będzie, ale kto wie. Lechia to mimo wszystko jeden z czołowych klubów w tym kraju, a ostatnie sezony pokazały już, że w tej lidze nie ma murowanych faworytów do tytułu. Mistrzostwo zdobyte z gdańskim klubem byłoby zatem pięknym zwieńczeniem historii, którą przez ostatnie lata pisze Portugalczyk.