Jagiellonia żyje na walizkach i zachwyca. Niebywałe, ile czasu jest poza Białymstokiem
Jagiellonia zaskoczyła wszystkich tym, jak dobrze radzi sobie z grą na trzech frontach. Ekipa Adriana Siemieńca udowadnia, że można z powodzeniem łączyć europejską przygodę z rozgrywkami na polskim podwórku. To wyzwanie nie tylko sportowe, ale i logistyczne. - Od ponad dwóch tygodni jesteśmy stale na walizkach - mówi nam kierownik drużyny, Arkadiusz Szczęsny.
W 36-zespołowej tabeli Ligi Konferencji ustępuje tylko Chelsea i Legii Warszawa, a w Ekstraklasie jest na podium, tracąc do liderującego Lecha Poznań jedynie trzy ’’oczka”. Do tego gra dalej w Pucharze Polski, więc jesień na Podlasiu możemy uznać za bardzo satysfakcjonującą.
A jesień w pucharach to wyjątkowe wyzwanie. Jagiellonia z Mladą Bolesław rozegra piąty mecz z rzędu na wyjeździe. Podróże mistrzów Polski to nie lada wyzwanie logistyczne. Mamy 12 grudnia, a Jagiellonia od 26 listopada w Białymstoku była zaledwie dwa i pół dnia. Powiedzieć, że to życie na walizkach, to nic nie powiedzieć.
Sztab drużyny odpowiada nie tylko za to, jak trenować między skumulowanymi meczami, ale też - gdzie trenować, spać i jak podróżować. O tym mówi nam kierownik zespołu Arkadiusz Szczęsny:
- Siadamy ze sztabem, rozmawiamy o tym jak najlepiej zoptymalizować nasze treningi i podróże. Patrzymy jak godzinowo wygląda przejazd od miasta do miasta, jak jest daleko, to staramy się o samolot, żeby wydłużyć i polepszyć proces regeneracji. Ważne jest też znalezienie boisk do trenowania, bo nie ma przestrzeni na powroty do Białegostoku.
Tournee zaczęło się od wyjazdu 26 listopada do Warszawy, gdzie drużyna nocowała przed lotem do Słowenii. Tam spędziła dwa dni i poleciała do Szczecina, gdzie została na trzy doby, po spotkaniu z Pogonią Szczecin wróciła na Podlasie w nocy z niedzieli na poniedziałek, we wtorek zawodnicy mogli odpocząć z rodzinami.
- Staramy się skracać czas podróży, odpraw lotniskowych, na przykład lądując w Szczecinie, załatwiłem wjazd autokaru dla drużyny bezpośrednio na płytę lotniska. Polepsza to komfort podróży, bo jesteśmy w niej tak długo, że o takie szczegóły trzeba dbać i każdy detal ma znaczenie. Z perspektywy kogoś z boku można myśleć, że to wydziwianie. Tylko przy tylu dniach poza domem trzeba dbać o detale. Swoją drogą, chciałem pozdrowić Zlatana Alomerovicia, który zobaczył na zdjęciu wjazd autokaru na płytę lotniska i napisał mi żartobliwie, że w końcu - jak on już odszedł - robię rzeczy niemożliwe (śmiech) - opowiada Arkadiusz Szczęsny.
Jakie utrudnienia spotyka na swojej drodze kierownik drużyn, który chce zapewnić drużynie optymalne warunki wyjazdowe?
- Najgorzej być w hotelu, w którym nigdy nie byliśmy. Przez lata wyjazdów poznaliśmy ich wiele, ale trafiamy czasem na wyjazd, szczególnie w Europie, gdzie doświadczeń nie mieliśmy. Na przykład w Celje są dwa hotele. W jednym z nich, tuż przy stadionie, jest dostępna salka choćby na posiłki, ale nie było salki na zrobienie siłowni, postawienie swoich rowerków. Wybraliśmy hotel, z którego jedzie się na stadion 25, a nie pięć minut, żeby było to, czego potrzebujemy. Bo hotelu nie traktujemy tylko jako noclegu, to nasze mini-zgrupowania, na których przygotowujemy się do meczu - mówi Szczęsny.
Po awansie w Pucharze Polski z Olimpią Grudziądz drużyna miała przed sobą kolejny mecz wyjazdowy, tym razem z Puszczą Niepołomice. Zamiast powrotu do Białegostoku, był transport odo Gdańska i samolot do Krakowa. To wszystko powoduje, że trzeba trenować na wyjazdach. Tutaj Jagiellonia polegała na wsparciu Pogoni Szczecin, Olimpii Grudziądz czy Cracovii, na których boiskach odbywała zajęcia między meczami.
Oczywiście opisujemy cały ten kalendarz meczowo-wyjazdowy po fakcie, a kiedy plan takiego łańcuchu meczowego musi przygotować sztab? Kierownik drużyny Jagiellonii sięga do pamięci…
- Szczegóły wyjazdu do Celje pod koniec listopada dogadywałem 15 października - już wtedy zaplanowaliśmy dni wokół tego meczu i od razu grudzień. W tym transie logistycznym czasem muszę wyciągać notatnik i upewniać się co do godziny, trasy, trzeba być czujnym jak ważka. Różni się to od jednego meczu na tydzień, kiedy praktycznie każdą minutę w planie pamięta się na pamięć.
Tułaczka (nomen omen dotyczyła ona i meczu z ekipą Tomasza Tułacza) Jagiellonii Białystok kończy się w Czechach, gdzie mistrz Polski zagra z Mladą Bolesław. Adrian Siemieniec nie zapomina o swojej tradycji dawania piłkarzom dni wolnych, więc we wtorek piłkarze dostali luz… ale nie w domu, a już w Pradze.