Jagiellonia zaskoczyła. Kariera inna niż wszystkie. "Nie był gotowy, ale..."
Włochy dla wielu polskich piłkarzy od lat są ziemią obiecaną, ale nie wszystkich czekają tam tak piękne kariery jak Wojciecha Szczęsnego czy Piotra Zielińskiego. Niektórzy, chcąc czy nie chcąc, muszą wreszcie wrócić do kraju. Do tej grupy dołączył właśnie Marcin Listkowski, nowy zawodnik Jagiellonii Białystok. Co to za piłkarz i ile może dać mistrzom Polski?
W obecnym sezonie Serie A Polacy stanowią ósmą najsilniej reprezentowaną grupę wśród obcokrajowców. Przebijają ich głównie najpotężniejsze futbolowe nacje, takie jak Francuzi, Brazylijczycy czy Hiszpanie. Na Półwyspie Apenińskim mamy jednak więcej przedstawicieli niż przecież równie mocni Niemcy, Belgowie, Anglicy czy Duńczycy. To zestawienie nie dotyczy już jednak Marcina Listkowskiego, który po czterech latach spędzonych we Włoszech zdecydował się dołączyć do Jagiellonii Białystok.
26-latek spróbuje pomóc mistrzom Polski w fazie grupowej europejskich pucharów, na co raczej nie miałby szans w Lecce, którego dotąd był zawodnikiem. Inna sprawa, że nie pełnił tam wiodącej roli. Swoje we Włoszech zagrał, ale w momencie przeprowadzki na południe Europy pewnie sam myślał, że jego kariera w Italii podąży w nieco innym kierunku. Z podobnego założenia zarówno wcześniej, jak i później wychodziło zresztą wielu jego rodaków, którzy bezskutecznie próbowali sforsować wrota Serie A.
Tego zabrakło
Nowy skrzydłowy Jagiellonii w dorosłym futbolu zadebiutował jako zawodnik Pogoni Szczecin. Kiedy zdecydował się na przeprowadzkę do Włoch, nie był już młodziutkim graczem. Miał 22 lata, za sobą blisko sto występów dla “Portowców” w Ekstraklasie oraz rundę spędzoną w wówczas pierwszoligowym Rakowie. W momencie transferu do Lecce grał też w młodzieżowej reprezentacji Polski. Nie był to więc anonimowy junior, który nagle zdecydował się na podbój Włoch. Z drugiej strony, miał za sobą tak naprawdę dopiero pierwszy pełny sezon, kiedy na przestrzeni całych rozgrywek mógł liczyć na miejsce w podstawowym składzie szczecińskiej ekipy.
- Marcin przychodził do Lecce jako zawodnik niekoniecznie doświadczony. W Pogoni Szczecin nigdy zbytnio nie błyszczał, mimo to “Giallorossi” zdecydowali się na ten ruch. “Listek” dostawał swoje szanse, ale jednak poziom Serie A zdecydowanie go przewyższał. To dlatego był wypożyczany do klubów z Serie B, aby tam odbudował formę i wrócił do Lecce jako bardziej doświadczony gracz na włoskich boiskach - mówi nam Maciej Danielczuk, prowadzący twitterowe konto U.S. Lecce Polonia.
Listkowski po dwóch i pół roku spędzonym w Lecce najpierw szukał więc minut w Brescii, natomiast wiosnę ubiegłego sezonu spędził na wypożyczeniu w Lecco. I w jednym, i w drugim zespole dłuższe występy przeplatał krótszymi epizodami. Swoją przygodę z Półwyspem Apenińskim zakończył łącznie z sześcioma meczami w Serie A oraz 61 spotkaniami na poziomie Serie B, w której zanotował po trzy gole i asysty.
- Polak tak naprawdę nigdy nie robił dużych liczb, a w Lecce na jego pozycji byli zwyczajnie lepsi od niego zawodnicy. Myślę, że Listkowski po prostu wtedy nie był jeszcze gotowy na Serie A i został rzucony na zbyt głęboką wodę. Na pewno brakowało też odpowiedniej jakości, aby był regularnie grającym zawodnikiem. Krótko mówiąc, moim zdaniem - był po prostu za słaby - dodaje nasz rozmówca.
Po co się spieszyć
W historii Serie A w sumie wystąpiło 50 Polaków. Najwięcej, bo aż 363 występy zanotował Piotr Zieliński, który we Włoszech gra od 12 lat i w tym czasie reprezentował barwy Udinese, Napoli, a od tego lata Interu. Ponad 200 spotkań na swoim koncie mają też Łukasz Skorupski, Wojciech Szczęsny, Karol Linetty i Bartosz Bereszyński. Nie wszyscy jednak byli w stanie zrobić tak oszałamiające kariery. Spora grupa Polaków od ligi włoskiej się po prostu odbiła, a niektórzy nigdy nie zdołali stać się kluczowymi zawodnikami swoich ekip i po jakimś czasie po prostu postanowili powrócić do ojczyzny. Gdzieś pomiędzy nimi plasuje się historia Listkowskiego.
- Myślę, że wielu Polaków wyjeżdża zwyczajnie za szybko, a Włochy są bardzo atrakcyjnym kierunkiem. Mocna liga, duże pieniądze, piękny kraj i miasta. Można tu świetnie żyć i się rozwijać. Jednak nie każdy piłkarz przyjeżdża do Italii z wystarczająco wysokimi umiejętnościami i dobrą mentalnością. Niektórzy odbijają się od Serie A, bo liga nie pasuje do ich stylu grania. Uważam, że polska myśl szkoleniowa też ma wielki wpływ na to, że większość Polaków nie przebija się w Serie A. Przykładowo Nicola Zalewski i Kacper Urbański dorastali pod względem piłkarskim głównie we Włoszech, przez co teraz wyglądają dość solidnie na tle tej mocnej ligi - mówi Danielczuk.
W przypadku Polaków powracających z Włoch do Ekstraklasy mamy do czynienia z kilkoma grupami piłkarzy. Część z nich zdecydowała się na to już jako dojrzali zawodnicy, po latach gry w Serie A (Kamil Glik) czy głównie Serie B (Bartosz Salamon). Są też tacy, którzy do Italii trafili jako bardzo młodzi zawodnicy, ale potem doświadczenia w seniorskim futbolu postanowili już szukać w ojczyźnie - tutaj można wymienić Szymona Czyża, Jordana Majchrzaka czy nawet Aleksandra Buksę. Jest jednak sporo zawodników, którzy choć mieli ogromne plany w związku z transferem do Włoch, nie rozegrali tam choćby minuty w Serie A.
Nie należy go skreślać
Listkowskiego trudno przypisać do którejś z tych grup. Jest to piłkarz w kwiecie wieku - w lutym skończył 26 lat. Nie jest więc nawet blisko zakończenia kariery. Nie wyjechał też do Włoch jako junior. Wreszcie, mimo wszystko, nie można też powiedzieć, by zupełnie odbił się od tamtejszego futbolu, skoro przez cztery lata uzbierał jednak te blisko 70 występów. Po prostu kariera we Włoszech nie potoczyła się do końca zgodnie z jego planem - podobnie jak pewnie miało to miejsce w przypadku Rafała Wolskiego czy Krzysztofa Kubicy.
I mimo że niektórzy kibice Jagiellonii po ogłoszeniu transferu Listkowskiego nie uznali go za wzmocnienie godne mistrzów Polski, nie należy z góry skreślać 26-latka. Owszem, może pod względem doświadczenia i liczb na włoskich boiskach znacznie przewyższa go choćby Filip Jagiełło, który latem również zamienił słoneczną Italię na Ekstraklasę i dołączył do Lecha Poznań. Tyle tylko, że być może trener Adrian Siemieniec do swojej całkiem interesującej, ofensywnej zgrai, potrzebował po prostu piłkarza o nieco innym profilu. Poza tym nie zapominajmy, że “Jagę” jesienią w związku z występami w europejskich pucharach czeka przynajmniej o sześć meczów więcej. A to oznacza, że szkoleniowiec “Dumy Podlasia” potrzebuje do dyspozycji większej grupy solidnych ligowców.
- Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że Serie A to znacznie wyższa półka niż Serie B i Ekstraklasa. W drugiej lidze włoskiej jest o wiele niższy poziom, natomiast nie uważam, żeby Marcin tam błyszczał i był gwiazdą. Natomiast w Ekstraklasie może być dobrym uzupełnieniem składu. To, że nie poradził sobie w Lecce i Serie B, nie znaczy, że w naszej lidze będzie słabym zawodnikiem. Odznacza się dobrym dryblingiem, opanowaniem piłki i jest niezły technicznie. Uważam, że jako zmiennik jest to dobry ruch Jagiellonii - podsumowuje Danielczuk.