Jagiellonia szaleje na rynku transferowym. Michał Pazdan może być świetnym wzmocnieniem całej ligi

Ale transfer! Ekstraklasa wraca do przeszłości, bo do niej wracają byli, uznani ligowcy. Takim jest Michał Pazdan, który dołącza do ekipy Jagiellonii Białystok. Przy powrocie obrońca został przedstawiony przez klub jako ’’Minister Obrony Narodowej".
Powrót Michała Pazdana jest świetną informacją. Ekstraklasa potrzebuje nowych-starych twarzy. One zawsze przyciągają uwagę kibiców, a były obrońca reprezentacji Polski jest świetnym przykładem powrotu do Polski w odpowiednim momencie. Ma olbrzymie doświadczenie i nadal prezentuje przyzwoitą formę fizyczną. Przynajmniej tak na dziś się wydaje.
Pazdan ewidentnie skończył z reprezentacją Polski czy raczej reprezentacja skończyła z nim, gdy obrońca po meczu ze Słowenią stał się kozłem ofiarnym. Co ciekawe, na kanale FootTruck piłkarz opowiadał, że źle się z tym czuł, bo o ile rozumie postawienie na innych, to liczył na inne zachowanie selekcjonera.
W końcu Jerzy Brzęczek grał z nim w Górniku Zabrze, panowie dobrze się znali, a popularny ’’Wuja” nawet nie zadzwonił do niego, by poinformować o zamknięciu reprezentacyjnego etapu. Po prostu po byciu w drużynie kilka dobrych lat… przestał dostawać powołania.
W wywiadzie, którego Michał Pazdan niedawno nam udzielił, wcale nie wykluczał on, że wróci do Polski, ale zarzekał się, że woli zostać w kraju i lidze, w której jest.
- Chciałbym zostać w Turcji. Nie czuję, że za wszelką cenę chcę wrócić. Na pewno na plus jest to, że jestem z żoną, z synem Marcelem – on chodzi do anglojęzycznego przedszkola. Jest dużo lepiej niż w Polsce, jeśli chodzi o Covid. Wszystko jest otwarte.
Pazdan zaadaptował się w Turcji, tak jak i jego rodzina. W MKE Ankaragucu zagrał łącznie 60 razy, strzelił dwa gole, zaliczył jedną asystę i złapał 9 żółtych kartek. Jednak ostatni sezon nie należał do jego najlepszych. Grał regularnie do grudnia, potem złamał palec u nogi, a gdy wyzdrowiał - nie wywalczył składu na dobre. Jednak nie okazywał wielkiej chęci zmiany klubu czy ligi.
- Najśmieszniejsze jest to, że słyszę te wszystkie opowieści piłkarzy, którzy grali w Turcji, to oni chcieli od razu wracać. Jak żyjesz w Ankarze, Stambule, Izmirze to żyjesz normalnie. Liga jest fajna, bo pod kątem piłkarskim, na pewno dużo lepsza od Ekstraklasy. Jakbym miał możliwość to bym chciał zostać, natomiast zobaczymy jak to się rozwinie. Czuję się na siłach, by tu zostać. Nie ma na razie jednak żadnych konkretów. Można powiedzieć że nie jestem zmęczony pobytem tutaj. Zobaczymy, co przyniesie czas - mówił w naszym wywiadzie.
Jednak Pazdan kończy swoją przygodę w Turcji. Zresztą nie jako jedyny, bo aż pięciu Polaków po zakończeniu rozgrywek spadło do drugiej ligi tureckiej i ich losy potoczą się różnie. W tej pechowej ekipie są jeszcze Jakub Szumski, Daniel Łukasik, Dominik Furman i Radosław Murawski.
Teraz były reprezentant Polski znajdzie się w miejscu, które czuje doskonale. Do któregokolwiek klubu w Ekstraklasie by nie trafił - miałby zagwarantowany szacunek za rewelacyjne występy w reprezentacji Polski, a po miesiącu zapracowałby sobie na to już lokalnie, patrząc na to jaki styl gry preferuje Pazdan.
Władze Jagiellonii przed ściągnięciem Pazdana przeprowadziły aż sześć transferów. Najgłośniejszym z nich jest Dani Quintana, którego przywrócenie do formy będzie jednym z najważniejszych wyzwań Ireneusza Mamrota. Poza nim na Podlasie przeprowadzili się też Israel Puerto, Kacper Tabiś, Michał Surzyn, Andrzej Trubeha oraz Michał Samborski.
Co ciekawe, można wyrażać uznanie dla ’’Jagi” nie tylko za czas dokonywania transferów czy ich liczbę, ale i jakość. W końcu klub robi to z rozmachem. Nazwiska Quintany i Pazdana ożywiają kibiców, a starano się także o ponowne zatrudnienie Damiana Kądziora, bo byłoby już hitem transferowym. Jednak zapytania z klubu, które dostawał zawodnik to wszystko, bo trudno skusić do powrotu do Białegostoku tak dobrze opłacanego na zachodzie zawodnika.