Jagiellonia nie pękła, wyjątkowe pożegnanie z Europą. Frajda, kasa i nowy kozak

Jagiellonia nie pękła, wyjątkowe pożegnanie z Europą. Frajda, kasa i nowy kozak
Michal Kosc / pressfocus
Mateusz - Hawrot
Mateusz Hawrot17 Apr · 21:23
Jak odpadać z mocnym klubem w ćwierćfinale europejskiego pucharu, to właśnie w taki sposób. Jagiellonia nie pękła przed Betisem i w rewanżu zaprezentowała się z dobrej strony. Znów mogliśmy dobrze się bawić, jak przez niemal cały sezon spędzony z “Jagą” w Europie.
W ubiegłym tygodniu mistrz Polski nie przyniósł wstydu w Sewilli, wypadł znacznie lepiej niż Legia w pierwszym meczu z Chelsea. Pokazał, że nawet z dużo silniejszym przeciwnikiem na wyjeździe próbuje grać na swoich warunkach, Z drugiej strony, nie będziemy pudrować: wynik 0:2 stanowił najniższy wymiar kary. Na najwyższe noty zasłużył Sławomir Abramowicz, którego kilka znakomitych interwencji utrzymało Jagiellonię przy życiu w tym dwumeczu. To głównie dzięki niemu przed czwartkowym rewanżem mogliśmy marzyć o odwróceniu losów tej rywalizacji.
Dalsza część tekstu pod wideo
Nie udało się. Piłkarze uczcili jednak święto futbolu w Białymstoku występem, z którego mogą być dumni.

Weszli z impetem

Już od pierwszej minuty dostaliśmy sygnał, że “Jaga” odrobiła lekcję z Sewilli. A właściwie pierwszych sekund, bo błyskawicznie udało jej się stworzyć okazję bramkową. Niestety, Jarosław Kubicki do siatki nie trafił. Gospodarzy to nie zraziło, bo choć kilka minut potem wykazać się musiał Abramowicz, to trzymali poziom. Nie pozwalali na wiele Betisowi, a sami dążyli do otwarcia wyniku. Mogło imponować, jak za zaangażowaniem idzie jakość piłkarska. Że to nie są tylko chęci, że Jagiellonia ma argumenty sportowe, że potrafi napsuć krwi znacznie lepszemu rywalowi. Determinacja i wiara, inicjatywa, pomysł. Nic, tylko przyklasnąć.
W 33. minucie kamera pokazała wymowny obrazek - zaniepokojonego przebiegiem wydarzeń Manuela Pellegriniego. Bo choć było 0:0, to “Jaga” nie zrażała się upływającym czasem. Niestety, brakowało stempla na kilku naprawdę obiecujących akcjach. Czurlinow, Pululu, Imaz i spółka robili wiele, by napocząć Betis, ale zawsze czegoś brakowało. Najbliżej byli w 21. minucie, gdy po znakomitej akcji Wojtuszka Hiszpan kapitalnie zagrał na piąty metr, ale tam Czurlinow z Hansenem nie sięgnęli piłki. Temu drugiemu zabrakło dosłownie kilku centymetrów. A jak już skrzydłowy trafił do siatki, zresztą w doskonałym momencie, bo tuż przed przerwą, to wcześniej Pululu został złapany na spalonym. To byłby gol wymarzony, gol dający paliwo i nadzieję, a przede wszystkim gol zasłużony, bo ekipa Adriana Siemieńca solidnie na niego zapracowała.

Chwila radości

Goście na drugą połowę wyszli lepiej zorganizowani, wydawali się trzymać kontrolę nad wynikiem, ale nie zmieniło to nastawienia i ambicji Jagiellonii. Choćby w 64. minucie, podczas kolejnej z wizyt bliżej bramki przeciwnika, licznie zgromadzonym w Białymstoku kibicom mogło szybciej zabić serce. Afimico Pululu dwoił się i troił po przerwie, swoich szans szukał też Czurlinow. Betis potrafił jednak zamienić tryb ekonomiczny na wyższy bieg i zaatakować, gdy nadarzyła się sposobność. Dzięki temu gola zdobył Cedric Bakambu, korzystając z dziur stworzonych przez zawodników “Jagi”. Odpowiedź nadeszła błyskawicznie - niezmordowany Czurlinow trafił na 1:1. Sam zdobył tę bramkę - ruszył po odbiór piłki, poszedł do końca, zwiódł rywali i idealnie przymierzył po słupku. Dostał nagrodę za wytrwałość.
Na więcej Jagiellonię nie było stać - chciała ryzykować, porobiło się miejsce dla Betisu, który miał okazję strzelić zwycięskiego gola. Nie strzelił. Skończyło się 1:1. Przyznamy bez bicia - w czwartkowy wieczór wygrana Hiszpanów byłaby niezasłużona. Albo inaczej: “Jaga” cholernie zasłużyła, by pożegnać się z Ligą Konferencji co najmniej tym remisem. Dobrze, że się udało, dobrze, że Czurlinow zaserwował trybunom chociaż chwilę pięknej radości. Mistrzowie Polski zakończyli tę fantastyczną przygodę z podniesioną głową. Nie pękli. Wyszli na rewanż odważnie i grali swoje. Jak słusznie zauważył Michał Zachodny - realizowali ten odważny plan, a nie tylko o tym mówili. Jakże miła odmiana względem np. reprezentacji Polski i jej selekcjonera.

Frajda, kasa i nowy “kozak”

Pewnie, że Betis zasłużył na awans i całościowo był w tym dwumeczu drużyną lepszą. To nie ulega wątpliwości. Jagiellonia zasługuje natomiast na duże słowa uznania. Kończy granie w Europie 17 kwietnia, na ćwierćfinale Ligi Konferencji, po wielomiesięcznej, historycznej drodze, podczas której świetnie się bawiła i zarobiła mnóstwo kasy. I jeszcze zarobi - na tych, którzy się wypromowali na międzynarodowej scenie. Abramowicz, Skrzypczak i Pululu to oczywiste nazwiska na tej liście, a nieoczywistym wygranym ostatnich tygodni jest Norbert Wojtuszek.
Warto poświęcić mu kilka słów. 23-latek niedawno grający w I lidze już w Sewilli dał imponującą zmianę, a w Białymstoku znów zagrał bez kompleksów i, co najważniejsze, szła za tym jakość piłkarska. Nowy, nieopierzony gość wszedł na salony i błyskawicznie wpasował w eleganckie towarzystwo. Przebojowy, dynamiczny, wszędobylski. Tu skasował akcję wślizgiem, tam odbiorem. Tu ruszył do przodu skrzydłem, tam odnalazł w środku i uruchomił Imaza. Nieustępliwa walka to jedno, ale tu naprawdę jest kawał piłkarza. Pozostaje życzyć, by dalej szedł w górę. Jako zawodnik Jagiellonii powinien doskonale wiedzieć, że marzenia są po to, by je łapać, mury po to, by je przebijać. Nawet jeśli ma krótki staż w drużynie.
Wesoła, ambitna, konkretna i mająca argumenty sportowe ekipa Adriana Siemieńca zapewniła nam w tym sezonie mnóstwo frajdy, a polskiej piłce istotne punkty do rankingu UEFA. Panowie, dziękujemy i widzimy się w kolejnym sezonie. To była przyjemność.

Przeczytaj również