Jacek Gmoch otwarcie o zatrudnieniu Fernando Santosa. Ważne słowa legendy [NASZ WYWIAD]
- Człowiek o ogromnym doświadczeniu. Jest niekonfliktowy, ale nie da sobie jeździć po nosie. Nie będzie trenerem, który będzie podróżował po klubach, rozmawiał z piłkarzami i ustalał skład. Nie dopuszcza jakiegokolwiek “chodzenia na kolanach” w stosunku do tych zawodników - mówi nam Jacek Gmoch, gdy pytamy go o wybór nowego selekcjonera reprezentacji Polski.
Fernando Santos pracował przez dziewięć lat w greckich klubach, a przez kolejne cztery prowadził reprezentację Grecji. To dobra okazja, by zapytać o zdanie Jacka Gmocha, który jak nikt inny w Polsce odnajduje się w temacie futbolu w tym kraju.
BŁAŻEJ ŁUKASZEWSKI: Chciałbym usłyszeć Pańską opinię na temat nowego selekcjonera reprezentacji Polski, Fernando Santosa.
JACEK GMOCH: Santos brzmi prawie jak szantaż, ale spokojnie. On nie szantażuje! A tak serio, był on trenerem dwóch drużyn greckich, które ja też prowadziłem: Panathinaikos i AEK-u Ateny. Był też szkoleniowcem PAOK-u Saloniki. W Grecji nie zrobił lepszego wyniku ode mnie, choć zdobył z AEK Ateny Puchar Grecji. Był krótko w Panathinaikosie, z którym ja w sezonie 1983/84 sięgnąłem po mistrzostwo i puchar krajowy. Wykonał piękną pracę w reprezentacji Grecji, ale nie dorównał Otto Rehhagelowi, który zdobył mistrzostwo Europy.
Jak Pan ocenia ten wybór?
Bardzo dobre nazwisko. Trener z wielkim doświadczeniem i wynikami. Ma wyższe, techniczne wykształcenie. Skończył inżynierski wydział. Był długoletnim menadżerem najlepszych hoteli w Portugalii. Potem poszedł do piłki, gdzie zarządzanie też jest ważne. Jest najlepiej przygotowany do bycia selekcjonerem z braci piłkarskiej, bo jest najlepiej wykształcony. Był jednym z czołowych trenerów zagranicznych, z których mogliśmy skorzystać. W Grecji zdobył duże uznanie swoją pracą w klubach i w reprezentacji.
Jak poszło mu w reprezentacji Grecji?
Doskonale pamiętam mundial w 2014 roku. Komentowałem mecze reprezentacji Grecji, która wyszła wówczas z grupy. W 1/8 finału odpadła po rzutach karnych z Kostaryką. Fernando Santos otrzymał czerwoną kartkę po dogrywce za dyskusję z arbitrem. Były o to do niego pretensje, że na najważniejszy moment meczu drużyna została bez trenera. On już czasami jest taki… impulsywny. Bywa, że na ławce rozrabia. Po tym spotkaniu jego przygoda z reprezentacją Grecji się skończyła.
Co jeszcze zapadło Panu w pamięć podczas kariery trenerskiej Fernando Santosa?
Jest taka druga sytuacja, kiedy pokazał sztukę kompromisu. Ja bym tego nie przeżył, nie zaakceptował. W wygranym finale mistrzostw Europy z Francją w 2016 roku pozwolił kontuzjowanemu Cristiano Ronaldo kierować drużyną w trakcie spotkania. Santos w tym czasie spokojnie siedział na ławce. Trzeba pamiętać, że poprzedniego trenera, Paulo Bento zwolniono w reprezentacji Portugalii głównie za to, że kłócił się z Ronaldo. Santos pokazał, że potrafił właściwie go traktować i w niego wierzyć. Nawet do tego stopnia, że zaakceptował sytuację, w której Ronaldo dyryguje drużyną wzdłuż linii bocznej.
Końcówka relacji z Ronaldo jednak była trochę inna.
No właśnie. Pokazał, że jest człowiekiem czynu. Kiedy było trzeba dokonać decyzji o posadzeniu Ronaldo na ławce, to zrobił to. Potem nie poszczęściło mu się w ćwierćfinale, ale trzeba przyznać, że Ronaldo był bez formy i zachowywał się nieładnie w reprezentacji i Manchesterze United.
Tak więc jest Pan zadowolony z tego wyboru?
Człowiek o ogromnym doświadczeniu. Jest niekonfliktowy, ale nie da sobie jeździć po nosie. Wie, że piłkarze są po mundialu i skupiają się teraz na pracy w swoich zespołach. On nie będzie trenerem, który będzie jeździł po klubach, rozmawiał z zawodnikami i ustalał skład. Powiedział, że będziemy mieli dłuższe zgrupowanie. Wtedy porozmawiają i poznają się lepiej. Od razu pokazał, że absolutnie nie dopuszcza jakiegokolwiek “chodzenia na kolanach” w stosunku do tych zawodników. Umie też współpracować z menedżerami zawodników, którzy moim zdaniem są nieszczęściem futbolu. To agenci często są zarzewiem konfliktów. Gdy gwiazdy mają swoje problemy, to ich przedstawiciele biorą rzecz jasna ich stronę. Fernando Santos potrafił skutecznie komunikować się chociażby z Jorge Mendesem, czyli agentem Cristiano Ronaldo. Trzeba wykorzystać pod każdym względem doświadczenie, które ma nowy selekcjoner.
Co myśli Pan o współpracy Santosa z polskimi trenerami?
To jest tak zwany system niemiecki i podoba mi się to. Dwaj czy trzej młodsi trenerzy są wybrani do sztabu pierwszego szkoleniowca. Najlepszy z nich powinien objąć po nim schedę. Słyszę też, że ma współpracować z trenerami reprezentacji młodzieżowych.
Jakiej reprezentacji mamy spodziewać się pod wodzą nowego trenera?
Wymagam obiektywnego podejścia do możliwości naszej reprezentacji. Wierzę, że empiria Santosa w tych sprawach pomoże. Widać, że nie będzie czarował i opowiadał niestworzonych rzeczy. Będzie budował drużynę i właściwie oceniał jej cele. Ładnie opowiedział o historii naszej reprezentacji, że nawet z nas kiedyś brali przykład Portugalczycy. Zależy mi, by z tej rozmowy płynął jasny przekaz, byśmy obiektywnie oceniali nasz potencjał.