Idealny obrońca Guardioli cichym bohaterem City. Cud na Etihad. "Nie ma lepszego angielskiego stopera"

Idealny obrońca Guardioli cichym bohaterem City. Cud na Etihad. "Nie ma lepszego angielskiego stopera"
MDI/shutterstock.com
Cały piłkarski świat zachwyca się fenomenalną formą Manchesteru City. “Obywatele” mają aż 14 punktów przewagi nad drugim w tabeli Premier League rywalem zza miedzy. Ich świetne wyniki w ostatnich miesiącach to w dużej mierze zasługa żelaznej defensywy. A jej niespodziewanym filarem jest John Stones.
Gdyby kilka miesięcy temu ktoś powiedział, że ekipa z Etihad aż tak odjedzie rywalom w ligowej tabeli, zapewne uwierzyłoby w to niewiele osób. Jeszcze większe zdziwienie spowodowałaby jednak teza, że podporą ich obrony będzie właśnie John Stones. Angielski stoper wraz z zakupionym przed sezonem Rubenem Diasem stworzył niesamowity duet środkowych defensorów.
Dalsza część tekstu pod wideo
Dziś należy go uważać za pewniaka do gry nie tylko w klubie, ale i reprezentacji Anglii. I to pomimo tego, że jeszcze niedawno wydawało się, że nie będzie mógł liczyć na regularne występy u Pepa Guardioli, a Gareth Southgate z niego zrezygnował. Cóż, futbol lubi niespodzianki. 26-latek zaliczył jedno z najbardziej imponujących piłkarskich odrodzeń tego sezonu.

Było dobrze, było też tragicznie

Kataloński menedżer kupił Stonesa z Evertonu w pierwszym okienku transferowym po objęciu zespołu “The Citizens”. Wydał na niego niebagatelną kwotę 50 milionów funtów. Taka cena nie mogła jednak dziwić. Ściągał jeden z największych angielskich talentów na pozycji środkowego obrońcy. I w dodatku gracza bardzo dobrze wpisującego się we wprowadzaną w niebieskiej części Manchesteru filozofię gry.
W debiutanckiej kampanii cały zespół powoli się “docierał”. Nowy menedżer wciąż budował maszynę, która miała niedługo zdominować Premier League. Dosyć często zdarzały się potknięcia i błędy, a Anglik również się ich nie wystrzegał. Niemniej, grał regularnie i wdrażał się w nowe realia. To przyniosło efekty na starcie kolejnego, rekordowego sezonu, podczas której “Obywatele” dobili do granicy 100 punktów. W pierwszych kilkunastu spotkaniach eks-gracz “The Toffees” wyglądał świetnie i stanowił filar defensywy. Potem przyplątała się kontuzja. A niedługo po powrocie na murawę kolejna.
Zbiegły się one w czasie z pozyskaniem Aymerica Laporte’a. Francuz wyrósł na niekwestionowanego lidera obrony, a Stones spadł w hierarchii i stracił trochę pewności siebie. Szybko zapracował na opinię zawodnika “elektrycznego”, niedającego gwarancji bezpieczeństwa. Po dwóch mistrzostwach z rzędu dużo się jednak zmieniło. Odszedł Vincent Kompany, a Laporte doznał poważnego urazu kolana. Defensywa zaczęła zawodzić. Liverpool odjeżdżał, zmierzając po mistrzostwo, a drużyna Guardioli zaliczała zaskakujące potknięcia - np. 2:3 z Norwich, gdzie beniaminek strzelał po katastrofalnych błędach rywali. I to właśnie Anglik znajdował się w centrum wydarzeń.
Słaby okres podsumowała sytuacja, która miała miejsce po dwóch poważnych błędach w przegranym półfinale Ligi Narodów z Holandią. Z reprezentanta kraju nabijał się nawet napastnik czwartoligowego Port Vale, Tom Pope. Jego tweet stał się hitem, gdy los skojarzył oba zespoły w FA Cup, a doświadczony snajper… trafił do siatki City.
To był dla Stonesa prawdopodobnie najgorszy okres w karierze. Menedżer przestał mu ufać, na środku obrony wolał ustawiać nawet defensywnego pomocnika, Fernandinho. Selekcjoner nie powoływał angielskiego stopera na zgrupowania kadry. Pojawiły się problemy pozaboiskowe. Piłkarz musiał szukać pomocy psychologa sportowego. I dziś zbiera owoce ciężkiej pracy i uporu.

Zaskakujący bohater

Przed startem obecnych rozgrywek sugerowano, że jego czas w klubie może dobiegać końca. Na Etihad trafili Nathan Ake i Ruben Dias. Zainteresowanie wyrażały Arsenal, Everton, a także notowane znacznie niżej West Ham czy Leeds. Słaby start kampanii w wykonaniu wicemistrzów kraju sprawił jednak, że Stones dostał szansę. A ta zbiegła się ze znaczną zwyżką formy całej ekipy.
Po porażce 0:2 z Tottenhamem Laporte usiadł na ławce kosztem Anglika. I wtedy zaczęła się wyrównująca klubowy rekord seria 28 meczów bez porażki we wszystkich rozgrywkach (chociaż oczywiście należy pamiętać, że Anglik kilka razy odpoczywał - wszak wiadomo, “koło rotacji Pepa” nigdy się nie zatrzymuje). Niemniej, para Dias - Stones okazała się prawdziwym fundamentem powrotu “Obywateli” na fotel lidera.
26-latek miał udział w ponad 81% (13 z 16) ligowych czystych kont City w tych rozgrywkach. Błędy, do których miał skłonność, właściwie odeszły już w zapomnienie. Jonathan Woodgate stwierdził ostatnio w “talkSPORT”, że “nie ma lepszego angielskiego stopera”. I faktycznie wydaje się, że aktualnie należy traktować Stonesa jak absolutny numer jeden na swojej pozycji w kraju.
Grafika John Stones
własne

Ciężka praca, pomoc psychologa i nowy partner

Taki progres to efekt kilku czynników. Po pierwsze, filar defensywy City wygrał walkę ze swoimi demonami. Lęki, zmartwienia i presja, związane z coraz słabszą pozycją w zespole, już dawno odeszły w zapomnienie. Jak opowiadał Sam Lee, zajmujący się w “The Athletic” tematyką Manchesteru City, sfera psychologiczna stanowiła szalenie ważny problem.
- Guardiola, mówiąc o nim, zawsze wspominał o problemach osobistych. Obecnie za każdym razem mówi o tym, że je przezwyciężył i wszystko poukładało się w jego głowie - tłumaczył portalowi “talkSPORT”. - Wydaje mi się, że czasem, gdy w mediach mówi się o problemach osobistych, wiele osób może myśleć, że to podpucha. Dlatego fakt, że Guardiola o tym wspomina, jest naprawdę ważny.
W niedawnej rozmowie z Jamesem Duckerem z “Telegraph” Stones przyznał, że skorzystał z pomocy psychologa sportowego. Okazała się ona nieoceniona. Pomogła odzyskać wiarę w siebie, a ta dawała motywację do jeszcze bardziej intensywnej pracy. Anglik starał się zrobić wszystko, by stać się lepszym piłkarzem i wrócić do łask Pepa. A potem uśmiechnął się do niego los.
Eric Garcia ogłosił, że nie zamierza przedłużyć kontraktu. Nowy nabytek, Nathan Ake, złapał kontuzję. Aymeric Laporte zaliczył spadek formy. I właśnie wtedy 26-latek wskoczył do składu, zajmując miejsce obok Rubena Diasa. A Portugalczyk pozwolił mu wejść na poziom, jakiego jeszcze nie prezentował - a przynajmniej nigdy nie potrafił go tak długo utrzymać.
Kupiony z Benfiki zawodnik to casus podobny do Virgila van Dijka w Liverpoolu. Nie tylko sam stanowił wzmocnienie, ale swoją postawą i naturalną umiejętnością dowodzenia linią defensywy sprawił, że partnerzy również zaliczyli progres. Wydaje się, że ze Stonesem stworzyli fenomenalnie wyważony duet i szybko złapali nić porozumienia. Komplementując obronę “Obywateli” najczęściej mówi się właśnie o wpływie Diasa, z czym trudno polemizować. Anglik również jednak zasługuje na uwagę. W końcu jeszcze niedawno wydawało się, że jest na wylocie z klubu. Teraz to prawdziwy gwarant jakości i jedno z kluczowych ogniw zespołu pędzącego po mistrzostwo kraju.

Idealny obrońca

Menedżer City długo nie rezygnował z podopiecznego, dając mu czas na odbudowę. Decyzja ta, patrząc z dzisiejszej perspektywy, okazała się jak najbardziej słuszna, ale i wcześniej można było ją zrozumieć. Anglik to w teorii idealny stoper do systemu Katalończyka, stworzony wręcz, by grać pod jego wodzą.
39-krotnego reprezentanta kraju najczęściej chwalono za świetne operowanie piłką i wyprowadzanie jej ze strefy defensywnej. To u Pepa konieczność. A najlepiej o zaufaniu trenera do tych umiejętności wychowanka Barnsley może świadczyć fakt, że swego czasu próbował go nawet wystawiać w środku pola. Spokój z futbolówką przy nodze sprawia, że zawodnik ten otwiera nowe możliwości. Widzieliśmy to chociażby w ostatnim meczu z Fulham, gdzie wystąpił na prawej stronie w tercecie środkowych obrońców.
Z tej pozycji często wspierał ataki, przechodząc wyżej w bocznej strefie boiska. Tym samym otwierał dodatkowe opcje zagrania i ułatwiał złamanie defensywy rywali. Co ważne, na trzech obrońców lubi też grać Gareth Southgate. Stones może zatem okazać się jeszcze bardziej kuszącą opcją dla selekcjonera.
Zawodnik City właśnie wrócił do kadry. W obecnej formie to najlepszy angielski środkowy obrońca. Wraz z Diasem tworzy też najlepszy duet defensywny w Premier League. I to wszystko pomimo tego, że jeszcze niedawno wydawało się, że jego dni na Etihad są policzone.
John Stones zaliczył jedno z największych piłkarskich zmartwychwstań w tym sezonie. Można komplementować Rubena Diasa, można zachwycać się Ilkayem Gundoganem. O Angliku również jednak nie należy zapominać. Nieważne, ile trofeów ostatecznie zdobędą “The Citizens”. Wkład ściągniętego w 2016 roku z Evertonu piłkarza w każde z nich będzie ogromny. Przegrana w derbach z United zakończyła trwającą rok i cztery miesiące serię bez porażki z nim w podstawowym składzie. Trudno chyba o lepszy dowód tego, że teraz wszedł na poziom, jakiego jeszcze nigdy nie prezentował.

Przeczytaj również