Kosmiczny sezon Shaqiriego. Z nim idą po pierwsze mistrzostwo od ośmiu lat. Wyczynia cuda

Kosmiczny sezon Shaqiriego. Z nim idą po pierwsze mistrzostwo od ośmiu lat. Wyczynia cuda
Daniela Porcelli / PressFocus
Dominik - Budziński
Dominik BudzińskiDzisiaj · 15:01
Na stare lata wrócił do ojczyzny i macierzystego klubu, ale nie daje sobie żadnej taryfy ulgowej. Xherdan Shaqiri, który niedawno zakończył karierę reprezentacyjną, zachwyca w FC Basel, a jego zespół, jeszcze kilka miesięcy temu pogrążony w wielkim kryzysie, pewnym krokiem zmierza po mistrzostwo Szwajcarii. Pierwsze od ośmiu lat.
Lubimy takie sentymentalne historie, gdy piłkarz po latach gry w wielkich klubach w końcu powraca tam, gdzie wszystko na dobrą sprawę się zaczęło. Nie zawsze kończy się to dobrze, czasami taki jegomość trochę rozmienia się na drobne i jest tylko cieniem swojej dawnej wersji, ale… to nie taki przypadek. Xherdan Shaqiri ponownie zawitał do FC Basel, gdzie przeżywa właśnie drugą młodość.
Dalsza część tekstu pod wideo
Chociaż urodził się w dawnej Jugosławii, jeszcze jako dziecko wyemigrował do Szwajcarii i tam stawiał pierwsze kroki w przygodzie z piłką. Do Basel trafił już jako dziewięciolatek, a potem sprawnie przeskakiwał kolejne szczeble w klubowej hierarchii. Seniorskiego debiutu doczekał się szybko, bo w wieku 18 lat. Równie szybko zaczął robić w ekipie FCB prawdziwą furorę.

Wyfrunął w świat

Liga szwajcarska w końcu stała się dla niego za ciasna. Gdy więc trzeci rozegrany w niej sezon zakończył z imponującym bilansem dziewięciu goli i dziewięciu asyst, dokładając ogromną cegiełkę do zdobycia przez ekipę z Bazylei mistrzostwa oraz krajowego pucharu, musiał wyfrunąć z gniazda. Zgłosił się po niego wielki Bayern Monachium, który wyłożył na stół 11,8 mln euro.
Shaqiri spakował walizki, ale powiedział do zobaczenia. Nie wiedział jeszcze, jak potoczy się potem jego kariera. Czy podbije świat futbolu, czy może wróci szybko z podkulonym ogonem, jak wielu tych, którzy w młodości zapowiadali się doskonale, a potem zaliczali brutalny zjazd.
Dziś, kilkanaście lat później, wiemy już, że w tym przypadku prawda była gdzieś po środku. Shaqiri nie został może gwiazdą największego formatu, ale nie bez powodu przewinął się przez kilka naprawdę wielkich klubów. Grał, z niezłym skutkiem, dla wspomnianego już Bayernu (81 meczów, 18 goli, 19 asyst), zaliczył epizod w Interze Mediolan, zanotował solidny rok w koszulce Liverpoolu. Stoke City biło dla niego swój transferowy rekord, a gdyby zliczyć wszystkie gotówkowe transakcje z udziałem Szwajcara, łączna suma zakręciłaby się wokół 70 mln euro.
Niski, ale wyjątkowo dobrze zbudowany pomocnik nie musi więc wstydzić się swojej klubowej kariery, w której poza wspomnianymi już ekipami reprezentował też m.in. Olympique Lyon czy, do niedawna, Chicago Fire. Trofea? Były. I to te najcenniejsze. Z Liverpoolem i Bayernem wygrywał Ligę Mistrzów, był mistrzem Niemiec i Anglii, poznał smak triumfu w Klubowych Mistrzostwach Świata czy Superpucharze Europy.

Legenda reprezentacji

Nawet mimo to trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że to typ piłkarza… reprezentacyjnego. Mógł mieć gorszy czas, problemy w klubie, słabszą formę, ale kiedy zakładał koszulkę zespołu narodowego, znów był liderem. Jest jedynym europejskim piłkarzem w historii, który strzelał gole na sześciu wielkich turniejach reprezentacyjnych. Zdobył w nich aż 10 bramek. Po pięć razy trafiał na mundialach i EURO. Podobną sztuką może się pochwalić tylko sześciu innych zawodników: Michel Platini, Juergen Klinsmann, Zinedine Zidane, Thierry Henry, Cristiano Ronaldo i Romelu Lukaku.
Po ostatnich mistrzostwach Europy 125-krotny reprezentant Szwajcarii powiedział jednak pas. Pożegnał się z kadrą, której przez ostatnie lata był twarzą. “Helweci” mogli mieć Xhakę, Akanjiego czy Sommera, ale to krępy gość z atomowym uderzeniem przychodził na myśl pierwszy, gdy ktoś pytał o piłkarza ze szwajcarskiej kadry. Czyż nie?
Pożegnanie Shaqiriego mogło sugerować, że to jego ostatnie lata w świecie futbolu. On zamknął jednak tylko reprezentacyjny rozdział, po czym zdecydował się na sentymentalny powrót do FC Basel. Teraz w pełni może skupić się na wyzwaniach, jakie czekają go nad rzeką Ren. W macierzystym klubie nie było go 12 lat. Wtedy odchodził z ekipy krajowego giganta i mistrza kraju, teraz wracał do zespołu pogrążonego w kryzysie, na tytuł czekającego osiem lat. W poprzednim sezonie walczącego o utrzymanie w grupie spadkowej.

Powrót w wielkim stylu

Shaqiri przychodził jako wolny gracz, podpisał kontrakt do 30 czerwca 2027 roku i od razu wział się do pracy. Pierwszy występ zaliczył co prawda dopiero w piątej kolejce, a na miejsce w podstawowej jedenastce musiał poczekać do siódmej serii gier, ale kiedy już złapał rytm, zaczął rozstawiać po kątach rywali w niemal każdym meczu.
Przykład? Starcie z FC Winterthur. Basel wygrało aż 6:1, a 33-latek zdobył dwie bramki i zaliczył trzy asysty. Jakiś czas później ustrzelił też hat-tricka w rywalizacji z Servette, a jego łączny bilans po powrocie to 33 spotkania, 16 goli i 18 decydujących podań przy golach kolegów.
Shaqiri otwiera dziś zarówno klasyfikację najlepszych strzelców sezonu w lidze szwajcarskiej, jak i jej najlepszych asystentów, choć ominęły go cztery pierwsze kolejki, a w dwóch kolejnych jako zmiennik rozegrał tylko 44 minuty. To o czymś świadczy. Król wrócił do domu i chce odbudować pogubiony w ostatnich latach klub. Póki co jest na bardzo dobrej drodze, bo Basel nie tylko wróciło do ligowej czołówki, ale zmierza po upragniony tytuł mistrzowski. Na pięć kolejek przed końcem sezonu lideruje z przewagą sześciu punktów nad drugim Servette Genewa.
A Shaqiri? Dźwiga presję jak mało kto. Chociaż w formie jest właściwie przez cały sezon, to ostatnio wrzucił jeszcze wyższy bieg. W poprzednich ośmiu meczach ligowych strzelił sześć goli i dorzucił do tego tyle samo asyst. Samego siebie przebił kilka dni temu, gdy przeciwko Yverdon brał bezpośredni udział przy czterech z pięciu trafień dla Basel. Wraz z drużyną awansował też do finału krajowego pucharu.
Jak wracać na stare śmieci, to właśnie w taki sposób. Shaqiri pokazuje, że wiek to tylko liczba, a on ma jeszcze wiele do udowodnienia. Może tylko trochę pospieszył się z końcem kariery reprezentacyjnej? W takiej formie wciąż mógłby być ważnym punktem ekipy “Helwetów”.
33-latek zdaje sobie natomiast sprawę, że w piłkę nie będzie grał wiecznie. Powoli szykuje się więc na emeryturę, choć jej nie wyobraża sobie chyba całkowicie bez futbolu. Na początku roku nabył bowiem mniejszościowy pakiet udziałów szwajcarskiego trzecioligowca, FC Rapperswil-Jona.

Przeczytaj również