Idą jak burza i biją krajowy rekord. 20 lat temu przegrali wszystko na ostatniej prostej. "Absolutna klęska"
Bayer Leverkusen nawiązuje do swoich najlepszych czasów. Ekipa Xabiego Alonso imponują formą na każdym froncie i jest poważnym graczem w walce o trofea. Szampanów póki co nikt jednak nie mrozi, mając w pamięci końcówkę sezonu 2001/02. Przypominamy, jak Bayer - mając w rękach wszystko - skończył sezon z niczym.
W Leverkusen mają powody do radości. Bayer kończy rok jako lider Bundesligi, jest już w 1/8 Ligi Europy i ćwierćfinale Pucharu Niemiec. Xabi Alonso wykonuje świetną robotę, a fani po cichu marzą o tym, że na koniec sezonu klubowa gablota zostanie zapełniona. Jeśli jednak w jakimś miejscu po tak udanej rundzie mogą tonować nastroje, to powinni to robić właśnie na BayArena, gdzie wciąż pamiętają finisz kampanii 2001/02. Wtedy klub z Leverkusen mógł sięgnąć nawet po potrójną koronę. Ostatecznie nie zdobył nic. Bayer na jakiekolwiek trofeum czeka więc od 1993 roku.
Jak natchnieni
Runda jesienna w wykonaniu Bayeru Leverkusen to rekordowy wynik. Jako pierwszy niemiecki klub w historii, zespół z Nadrenii Północnej-Westfalii nie przegrał żadnego z pierwszych 25 meczów w sezonie. W samej tylko Bundeslidze prowadzona przez Xabiego Alonso drużyna zanotowała 13 wygranych i raptem trzy remisy. Wynik imponujący. Do tego o trzy “oczka” lepszy niż na tym samym etapie sławetnego sezonu 2001/02. Wówczas Bayer przewodził tabeli z dorobkiem 39 punktów po 16 kolejkach.
Obie historie łączy jednak jedno: Bayer Leverkusen zachwyca teraz, jak i zachwycał wtedy. Dowodzona ponad 20 lat temu przez Klausa Toppmoellera drużyna składała się zresztą z graczy światowego formatu. W bramce świetnie radził sobie legendarny Hans-Joerg Butt, defensywą rządził późniejszy mistrz świata Lucio, a gwiazdą środka pola był Michael Ballack. Uznanych nazwisk znajdziemy zresztą więcej. Warto zaznaczyć, że to z ówczesnego składu Bayeru na mundial do Korei i Japonii pojechało najwięcej reprezentantów Niemiec (pięciu), a kolejnych sześciu znalazło się w kadrach innych drużyn na ten turniej. Potencjał był więc na tyle duży, że dobre wyniki z perspektywy czasu nie są dużym zaskoczeniem.
Prawie bezbłędni
Porównując tamten i obecny zespół, w lidze nieco lepiej wypada ekipa Xabiego Alonso. Trzeba jednak pamiętać, że dziś Bayer gra “tylko” w Lidze Europy, a wówczas musiał radzić sobie w Lidze Mistrzów, do której przedzierał się przez eliminacje. Na drodze drużyny z Leverkusen stanęła Crvena Zvezda, a niemiecki klub po wyjazdowym remisie ograł rywali 3:0 u siebie. W pierwszej fazie grupowej Bayer trafił na Barcelonę, Lyon i Fenerbahce. Komplet wygranych po pierwszych trzech meczach dał duży spokój przed rewanżami. Ostatecznie awans zapewniła wygrana w piątej kolejce w Turcji. Druga runda grupowa rozpoczęła się od mocnego gonga ze strony Juventusu, ale piłkarze poprawili sobie humory kończącym rok na boiskach Champions League meczem z Deportivo La Coruna, wygrywając 3:0.
W Bundeslidze do grudnia wszystko układało się świetnie. Bilans 11 wygranych i trzech remisów dawał przewagę czterech punktów nad Bayernem Monachium i pięciu nad Borussią Dortmund. Ligowy kryzys przyszedł w grudniu. Bayer przegrał aż trzy z czterech meczów, ale najwięksi rywale także nie grali najlepiej, co pozwoliło utrzymać pozycję lidera na starcie rundy wiosennej. W krajowym pucharze wszystko szło zgodnie z planem, choć nie obyło się bez nerwówki w meczu drugiej rundy przeciwko Vfl Bochum. Na wysokości zadania stanął jednak 20-letni wówczas Dymitar Berbatow, który popisał się hattrickiem.
Zimą Bayer nie zdecydował się wzmacniać drużyny. Mimo słabszej postawy w grudniowych meczach perspektywy na wiosnę były całkiem dobre. Tym bardziej, że wpadki można było usprawiedliwić brakami Bernda Schneidera, absencją Ballacka w meczu z Wolfsburgiem czy - po prostu - chwilową zadyszką. Po wznowieniu ligowej rywalizacji Toppmoeller musiał jeszcze chwilę łatać lukę w defensywie pod nieobecność Lucio, co mogło mieć wpływ na przegraną z Bayernem. Brazylijczyk wrócił na mecz z Schalke, który też zakończył się porażką. Później gracze z Leverkusen zanotowali jednak serię dziesięciu spotkań w Bundeslidze bez przegranej. Na fotel lidera, który stracili po niepowodzeniu w Monachium, wrócili po 24. kolejce. I zasiadali na nim niemal do końca sezonu.
Na szczyt Europy
Równolegle Bayer myślami był przy Lidze Mistrzów. Europejskie sukcesy klubu z Leverkusen do tej pory sprowadzały się do triumfu w Pucharze UEFA, ale w najważniejszym z pucharów najdalej udało się dotrzeć jedynie do ćwierćfinału w sezonie 1997/98. Patrząc na skalę wyzwania z rozgrywek 2001/02 trudno było myśleć o powtórzeniu sukcesu. W drugiej fazie grupowej obok Bayeru, Juventusu i Deportivo grał też Arsenal. “Stara Dama” chciała zmazać plamę z poprzedniego sezonu, gdy odpadała już w pierwszej grupie. “Kanonierzy” byli wówczas na szlaku po mistrzostwo Anglii, a Deportivo przeżywało swój złoty czas.
Po dwóch kolejkach Bayer miał trzy punkty na koncie i czekał go mecz z Arsenalem u siebie. Goście prowadzili po golu Roberta Piresa, a dopiero w 90. minucie wyrównał Ulf Kirsten. Rewanż był jedną bolesną lekcją futbolu. Na Highbury gospodarze już w siódmej minucie prowadzili 2:0, ostatecznie skończyło się na 4:1. Na dwie kolejki przed końcem rywalizacji sytuacja nie była więc dla Bayeru zbyt komfortowa. Z Juventusem u siebie Ballack i spółka grali o przedłużenie szans na awans. Udało się wygrać. Równolegle Deportivo ograło Arsenal, co oznaczało korespondencyjny pojedynek w ostatniej kolejce. Bayer musiał zdobyć więcej punktów niż Anglicy, aby znaleźć się w ćwierćfinale. Swoje zadanie wykonał perfekcyjnie, pokonując pewne awansu “Depor”. Tymczasem Arsenal uległ na wyjeździe Juventusowi i odpadł z rywalizacji.
W kolejnych etapach Bayer mierzył się z Liverpoolem i Manchesterem United. W niemiecko-angielskich bataliach emocji nie brakowało. Pierwsze starcie 1/4 na Anfield zakończyło się wynikiem 1:0. W Leverkusen rollercoaster emocji był ogromny. Gdy Berbatow strzelał gola na 3:1 euforia wśród gospodarzy była ogromna, chwilę później na 3:2 trafił Jari Litmanen i bliżej awansu byli “The Reds”. Dopiero bramka Lucio z 84. minuty wprowadziła Bayer do półfinału, gdzie tym razem gole zdobyte na wyjeździe zdecydowały o szczęściu graczy z Leverkusen. Po remisie 2:2 na Old Trafford, w rewanżu padł wynik 1:1 promujący niemiecki zespół.
Absolutna klęska
Do kluczowej fazy sezonu Bayer podchodził zatem jako potencjalny zdobywca potrójnej korony. W Bundeslidze na cztery kolejki przed końcem sezonu miał cztery “oczka” przewagi nad BVB. Sytuacja wydawała się komfortowa, choć kluczowe mecze w lidze nałożyły się na batalię z “Czerwonymi Diabłami” w Champions League. O ile Anglików udało się wyeliminować, o tyle Bayer przypłacił to bolesnymi wpadkami na krajowym podwórku.
Na cztery dni przed meczem na Old Trafford przegrał z Werderem Brema, a na trzy przed rewanżem został ograny przez Norymbergę. W efekcie przed ostatnią kolejką piłkarze z BayArena stracili pozycję lidera i musieli liczyć na wpadkę Borussii Dortmund. Przez długi czas los był łaskawy dla zespołu z Leverkusen. Szybko do siatki trafił Ballack, a w Dortmundzie prowadzenie objął Werder. Wyrównująca bramka dla BVB jeszcze nie przekreślała szans na tytuł. Marzenia legły w gruzach po golu Ewerthona, który dał tytuł dortmundczykom. Tydzień po finiszu Bundesligi Bayer mógł się odkuć w finale Pucharu Niemiec. Na stadionie w Berlinie mierzył się z Schalke, gdzie objął nawet prowadzenie po golu Berbatowa. W odpowiedzi rywale wbili cztery bramki, a Bayer odpowiedział tylko jednym trafieniem w samej końcówce.
Ostatni akt sezonu miał miejsce na 15 maja na Hampden Park w Glasgow. Zawodnicy Toppmoellera mogli być rozbici po fiasku rywalizacji krajowej, a dodatkowo naprzeciwko stanął naszpikowany gwiazdami Real Madryt. “Królewskich” na prowadzenie wyprowadził Raul, ale dość szybko odpowiedział Lucio. Tuż przed przerwą ikonicznego gola strzelił Zinedine Zidane.
Po zmianie stron Bayer nie odpuszczał, chciał wyrwać chociaż jedno trofeum. Nic z tego nie wyszło. Na niespodziewanym awansie do finału zakończyła się droga po europejskie laury, a z potrójnej korony zostało potrójne rozczarowanie. Zresztą nie pierwsze w historii Leverkusen. W końcu dwa lata wcześniej Bayer w kuriozalnych okolicznościach wypuścił z rąk mistrzostwo kraju, przegrywając w ostatniej kolejce z Unterhaching. Do dziś klub czeka na swój pierwszy tytuł w Bundeslidze, drugi Puchar Niemiec czy też kolejny triumf w Europie. Czy i tym razem na koniec będzie musiał obejść się smakiem? Jak na razie Xabi Alonso daje gwarant tego, że los powinien się odwrócić. I być może uda się z BayArena wypędzić dawne demony.