Galaktyczny tryb hiszpańskiego Bellinghama. Kibice oszaleli. "To jest jego moment"
Ofensywny pomocnik z niesamowitym instynktem strzeleckim. Regularnie zdobywa bramki, potrafi być postrachem całej ligi hiszpańskiej. Taki opis pasuje nie tylko do Jude’a Bellinghama. Na identyczną laurkę zasługuje Oihan Sancet.
W sercu Baskonii wielka piłka nigdy nie umiera. Athletic po raz kolejny próbuje namieszać w czołówce. W tym sezonie priorytetem “Los Leones” mają być rozgrywki Ligi Europy, których finał odbędzie się w ich świątyni, dosłownie w paszczy lwa na San Mames. Podopieczni Ernesto Valverde wywiązują się z obowiązków, będąc współliderem fazy ligowej po sześciu kolejkach. Jednocześnie ekipa z Bilbao nie zwalnia tempa na krajowym podwórku. Aktualnie plasuje się na czwartym miejscu, które gwarantowałoby awans do Ligi Mistrzów. Szerzej o renesansie drużyny Valverde pisaliśmy ostatnio TUTAJ.
Restrykcyjna filozofia klubu sprawia, że architektami kolejnych sukcesów nie są oczywiście żadni zawodnicy z zewnątrz. Aby brylować w czerwono-białej części Kraju Basków, musisz być jednym z nich. Przy czym żadne transfery nie są potrzebne, mając do dyspozycji lokalne gwiazdy pokroju Oihana Sanceta. 24-latek od początku kariery był skuteczny, ale nigdy nie prezentował aż tak wysokiej dyspozycji.
Przywódca stada
Sancet to ten typ zawodnika, który odnalazłby się w każdym sektorze boiska. Kiedy trzeba, walczy niczym lew w obronie. Kreacja nie jest może jego największym atutem, ale od czasu do czasu potrafi posłać otwierające podanie. Przede wszystkim sam szuka jednak możliwie jak największej liczby okazji do zdobycia bramek. I to właśnie w tym elemencie staje się prawdziwym królem Hiszpanii. W tym sezonie La Liga oddał osiem strzałów celnych, które przełożyły się na siedem goli. Żaden inny gracz na Półwyspie Iberyjskim nie może się pochwalić takim wykończeniem. W sumie co trzeci jego strzał ląduje w siatce. Średnio generuje 0,50 oczekiwanego gola na 90 rozegranych minut. Takie liczby byłyby godne naprawdę porządnego snajpera, a mówimy o nominalnej “dziesiątce”.
Od startu sezonu 2022/23 Sancet zebrał 19 bramek, co stanowi najlepszy wynik wśród hiszpańskich pomocników. Aż 18 z tych trafień padło z obrębu pola karnego. Niewielu innych graczy potrafi z tak imponującą regularnością stwarzać zagrożenie po wejściach z drugiej linii. Obrońcy rywali mogą uporać się z rosłym Gorką Guruzetą, znaleźć sposób na zatrzymanie rewelacyjnych braci Williams. Ale wtedy do akcji wkracza kolejna z pereł baskijskiej piłki.
- Kiedy wychodzę na murawę, zawsze myślę o tym, jak strzelić gola i pomóc drużynie. Zdobywanie bramek to najtrudniejsza rzecz w futbolu, to one decydują o końcowym wyniku - podkreślił w rozmowie z Flashscore.es.
- Sancet przejmuje dowództwo, stając się liderem Athletiku. To sezon jego ostatecznej konsolidacji na najwyższym poziomie. Od niego zaczyna się ofensywna gra “Los Leones”. To jest jego moment - opisał Javier Beltran z dziennika AS. - Sancet aktywuje galaktyczny tryb. Duża część zasług wspaniałego jak dotąd sezonu Athletku należy do tego zawodnika. Nic dziwnego, że w Bilbao wybuchła prawdziwa “Sancetomania” - wtórowała Marca po niedawnym zwycięstwie Athletiku nad Rayo.
Na Estadio de Vallecas Sancet skompletował dublet na wagę wygranej 2:1. Wcześniej strzelił jedynego gola w derbowej rywalizacji z Realem Sociedad. Na liście tegorocznych “ofiar” ma też Barcelonę. W sumie w tym sezonie jego trafienia zapewniły już Athletikowi osiem dodatkowych punktów. To drugi najlepszy wynik w lidze po Robercie Lewandowskim, który zagwarantował Barcelonie dziesięć oczek. Bez swojego wybitnie skutecznego pomocnika ekipa z Bilbao byłaby nie na czwartym miejscu, a w okolicach siódmego, ósmego. Ernesto Valverde ma jednak do dyspozycji broń, której nie zawaha się użyć.
W zdrowym ciele zdrowy duch
- Kiedy Oihan trafił do drużyny, mając 17 czy 18 lat, wiedzieliśmy, że wyrośnie z niego świetny zawodnik. Miał pewne zakręty, kontuzje, ale to normalne. Teraz stał się bardziej dojrzały, mam nadzieję, że sam zdaje sobie sprawę z tego, że może naznaczyć epokę w Athletiku - rzucił niedawno Raul Garcia na antenie El Desmarque.
Sancet ma dopiero 24 lata, ale już powoli pracuje na przyszły status klubowej legendy. W barwach Athletiku rozegrał 176 meczów, biorąc w nich udział przy 50 bramkach. Przy okazji kilka razy zapisał się w historii. Niedawno został trzecim najmłodszym graczem po Aritzu Adurizie i Ikerze Muniainie, który zgromadził 25 trafień dla “Los Leones”. W styczniu 2022 roku stał się najmłodszym autorem hat-tricka na poziomie hiszpańskiej ekstraklasy w XXI wieku. Jego ogólny bilans jest niezwykle imponujący, a tak naprawdę mógłby być jeszcze lepszy. Na początku kariery trapiły go poważne problemy zdrowotne.
- W wieku 18 lat zerwałem więzadło krzyżowe, to najgorsza i najbrzydsza kontuzja, jakiej można doznać. Przez siedem miesięcy musiałem trzymać się z dala od boiska, to był dla mnie bardzo trudny okres. Prawda jest taka, że później potrzebowałem czasu, aby wrócić do odpowiedniej formy i znaleźć rytm. Ale teraz niczego się nie boję, nie odczuwam strachu przed kolejnym urazem. Codziennie ciężko pracuję, aby zapobiegać wszelkiego rodzaju problemom - tłumaczył w rozmowie z Mundo Deportivo.
Po kontuzji Sancet położył znacznie większy nacisk na przygotowanie fizyczne. Dziś, nawiązując do uroków regionu, samoistnie nasuwają się porównania z prawdziwym bykiem. Mierzy 188 centymetrów, trudno go przestawić, wygrywa większość pojedynków główkowych. W sensie dosłownym dorósł i dojrzał do wielkiego grania. Chociaż w szatni na San Mames dalej bywa pieszczotliwie nazywany “Chudzielcem”.
- Dlaczego mówią na mnie "El Flaco"? Dostałem ten pseudonim, kiedy po raz pierwszy odbyłem okres przygotowawczy z seniorami w Athletiku. Trener Berizzo mnie tak nazywał i tak już zostało - wyjaśnił.
W późniejszych latach drobne urazy nadal potrafiły go hamować. W sezonie 2021/22 pauzował przez kilka tygodni przez kolejne perypetie z kolanem. W minionych rozgrywkach nie przekroczył bariery 2500 minut z powodu kontuzji mięśniowej uda. W ostatnim czasie do tej wyliczanki doszła uszkodzona kostka. W końcu postanowił jednak zagryźć zęby i grać pomimo dolegliwości.
- Moje problemy z urazami? To w końcu zawodowy futbol, tak? Zawsze jest jakiś dyskomfort i nie należy się tym zbytnio przejmować. To prawda, że odczuwam ból w kostce, ale taka jest piłka. Nie da się grać na najwyższym poziomie i nie czuć bólu - przyznał na łamach Relevo. - Kiedy zawodnicy mają odpowiednią jakość, to potrafią strzelać gole i sami rozstrzygać mecze. Cieszymy się z formy Oihana, znajduje się w świetnym momencie kariery, jest bardzo skoncentrowany przed każdym meczem. Wiemy, że nadal zmaga się z drobnym urazem kostki, ale chce grać i regularnie potwierdza wysoki poziom. Wiele od niego oczekujemy i jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, ile wnosi do zespołu - chwalił go Ernesto Valverde.
Bask z krwi i kości
W tym sezonie Sancet pozostaje najskuteczniejszym pomocnikiem w lidze hiszpańskiej. Biorąc pod uwagę inne topowe ligi, wyprzedza go tylko dwójka zawodników - Jamal Musiala i Cole Palmer. Przy czym można mieć pewne wątpliwości odnośnie tego, czy gwiazdę Chelsea należy klasyfikować jako gracza drugiej linii. Tak czy inaczej, lider Athletiku i tak znajduje się w europejskiej czołówce.
Jeśli ktoś wyróżnia się w Bilbao, to media momentalnie nakręcają transferową machinę. Wystarczy przypomnieć poprzednie letnie okienko, kiedy nawet po otwarciu lodówki wyskakiwały z niej doniesienia o potencjalnym odejściu Nico Williamsa do PSG lub Barcelony. Skrzydłowy ostatecznie pozostał na San Mames, chociaż niedawno znów pojawiły się pogłoski o ewentualnym ruchu w przyszłym roku. W przypadku pomocnika nie ma zaś praktycznie żadnych rewelacji, ani newsów o zainteresowaniu tego czy innego giganta. Topowe kluby pewnie mają na radarze zawodnika, który z nadzwyczajną łatwością potrafi kolekcjonować trafienia. Ale on sam już rok temu podjął wiążącą decyzję w sprawie długoterminowej przyszłości. Przedłużył wówczas kontrakt, który będzie obowiązywał aż do końca sezonu 2031/32. Umowy na dekady mogą być normą w Chelsea, aczkolwiek w Hiszpanii praktycznie nie spotyka się tak długich porozumień. Athletic ma jednak do czynienia z wyjątkowym graczem.
- Prawda jest taka, że nie znałem nawet szczegółów kontraktu. Zostawiłem to swoim agentom, ja ze swojej strony zaznaczyłem tylko, że chcę zostać w tym zespole. Klub i agenci doszli do porozumienia, ja zaakceptowałem projekt sportowy i dlatego zdecydowałem się pozostać tu na tak wiele lat - powiedział Sancet, cytowany przez athletic-zurekin.com.
Powody takiej decyzji są banalne do wytłumaczenia. 24-latek całe życie spędził w Kraju Basków, więc ani myśli opuszczać swojego małego raju na ziemi. On żyje w rytmie wyznaczanym przez tradycje regionu i reprezentowanego klubu. W jednym z wywiadów przyznał, że jego idolem był Aritz Aduriz, najlepszy napój to Patxaran, baskijski likier, a ulubionym świętem jest Sanfermines. Co roku w lipcu wraca do rodzinnej Pampeluny, aby uczestniczyć w obchodach, których częścią są uliczne gonitwy byków. Miałby to wszystko zamienić na ziąb Manchesteru lub paryski przepych? Nie z Baskiem takie numery.
Viva Espana, Ole
Stabilna forma nie przeszła niezauważona przez selekcjonera. W październiku ubiegłego roku Luis de la Fuente umożliwił Sancetowi debiut w seniorskiej kadrze. Ten uczcił go w swoim stylu, strzelając gola przeciwko Szkocji. Od tego czasu uzbierał jeszcze trzy występy. Przy utrzymaniu obecnej dyspozycji w przyszłym roku powinny być kolejne.
- Poznałem trenera De la Fuente w kadrach młodzieżowych U-18 i U-21. To świetny selekcjoner, ma bardzo jasny pomysł na grę, który potrafi wytłumaczyć zawodnikom. Sprawia też, że piłkarze zyskują na pewności siebie, to świetny specjalista. Cieszę się, że dostałem szansę, reprezentowanie Hiszpanii to ogromny powód do dumy - mówił rok temu w wywiadzie dla agencji EFE. - Oihan dysponuje fantastycznym potencjałem. W znakomity sposób potrafi operować między liniami. Regularnie pokazuje to w Athletiku i teraz chcemy skorzystać z tych umiejętności w naszym zespole - dodał wówczas De La Fuente.
W ostatnich miesiącach Sancet nie łapał się do kadry, co tylko potwierdza jej niesamowitą jakość. Na pewno niełatwo wywalczyć miejsce w składzie, mając za konkurentów m.in. Pedriego, Mikela Merino, Daniego Olmo, Alexa Baenę czy reprezentacyjnego Fabiana Ruiza. Przy najbliższej możliwej okazji De la Fuente powinien jednak docenić pomocnika z tak wyjątkowym nosem do bramek. Wystarczy posłać do niego piłkę w pole karne. A on już najlepiej będzie wiedział, co z nią zrobić.