Perła Barcelony blisko historycznego wyczynu. On naprawdę może to zrobić

Perła Barcelony blisko historycznego wyczynu. On naprawdę może to zrobić
Matteo Ciambelli / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski05 Aug · 08:23
Hiszpańska piłka kontynuuje mistrzowski marsz. Po wygraniu EURO “La Roja” celuje w złoto olimpijskie. Spoiwem obu sukcesów może zostać Fermin Lopez.
Piłka nożna nie jest centralnym punktem igrzysk olimpijskich. W przerwie między rywalizacją florecistów i kajakarstwem górskim warto jednak rzucić okiem na zieleń murawy. Szczególnie, kiedy pojawia się na niej reprezentacja Hiszpanii. Już trzy lata temu otarła się ona o złoto. W Tokio ekipa prowadzona przez Luisa de la Fuente dopiero w finale przegrała z Brazylią. W tamtym zespole występowali m.in. Pedri, Unai Simon, Mikel Oyarzabal, Dani Olmo, Martin Zubimendi, Mikel Merino czy Marc Cucurella. Znajome nazwiska, cała ta grupka została ostatnio mistrzami Europy i to pod wodzą tego samego selekcjonera. Zmagania olimpijskie są zatem traktowane bardzo poważnie przez zawodników z Półwyspu Iberyjskiego. Wystarczy spojrzeć na popisy Fermina Lopeza.
Dalsza część tekstu pod wideo

Rookie roku

Kilkanaście miesięcy to w futbolu wieczność. Kariera zawodnika z Andaluzji jest tego idealnym przykładem. 27 maja ubiegłego roku Fermin zagrał w meczu Linares - San Fernando na poziomie trzeciej ligi hiszpańskiej. Był wypożyczony z Barcelony, w której wówczas nie miał ani jednego występu na seniorskim poziomie. Absolutnym przełomem okazał się okres przygotowawczy, w którym pomocnik przekonał do siebie Xaviego Hernandeza. Szkoleniowiec już na kilku konferencjach sugerował, że chce postawić na wychowanka La Masii. Ten przedstawił się całemu światu dokładnie 30 lipca, czyli niemal równo rok temu. W towarzyskim El Clasico zerwał pajęczynę. Nawet gigant w osobie Thibaut Courtois nie miał nic do powiedzenia.
Od momentu bramki z Realem Madryt rozwój Lopeza nabrał szaleńczego tempa. Dotychczas dość anonimowy zawodnik nagle stał się naprawdę istotnym elementem barcelońskiej układanki. Szybko dał się poznać jako gracz z nieskończonymi pokładami energii, ogromną chęcią do pracy oraz czutką pod bramką rywali. Ostatnią umiejętność z upodobaniem prezentował w meczach o największym ciężarze gatunkowym. Wystarczy przypomnieć, że trafiał do siatki w spotkaniach z Atletico, Napoli, Sevillą czy Valencią. Po raz drugi ukąsił też “Królewskich”, tym razem już w rywalizacji o punkty. “Barca” przez większą część sezonu cierpiała, ale Fermin robił wszystko, aby w jak największym stopniu zatuszować straty związane z kontuzjami Gaviego i Pedriego.
- Jak opiszę swoją grą? Polega na częstym przebywaniu między liniami, utrzymywaniu wertykalności i próbie unikania strat. A kiedy jestem już blisko pola karnego, to strzelam lub szukam ostatniego podania. Na igrzyskach może muszę częściej schodzić do rozegrania. Trudno jest znaleźć linię podania, ponieważ zespoły często się zamykają, ale zazwyczaj ustawiam się za napastnikiem, gdzie czuję się najbardziej komfortowo - przeanalizował pomocnik w rozmowie z Ignacio Camacho.
- Fermin to zawodnik, z którym poszedłbym na wojnę. To skarb jako piłkarz i jako człowiek. Ma ogromne ambicje. Powiedziałem mu już, że jeśli chce, to pozostanie w Barcelonie przez wiele lat. Kilka miesięcy temu prawie nikt go nie znał, ale teraz zasłużył na miejsce w składzie. Jest bardzo pracowity, to profesjonalista najwyższej klasy - chwalił Xavi w trakcie sezonu.
Historia 21-latka to jeden z elementów spuścizny poprzedniego trenera Barcelony. Oczywiście, że nie można tuszować szarej rzeczywistości braku trofeów w poprzednim sezonie. Jednocześnie trzeba oddać trenerowi umiejętność wprowadzenia młodych zawodników w dynamikę pierwszego składu. Ubiegłego lata nikt nie przypuszczałby, że gracz kopiący na wypożyczeniu w trzeciej lidze będzie mógł realnie walczyć o skład w Barcelonie. Niezwykle symbolicznym momentem była ostatnia bramka zdobyta przez “Dumę Katalonii” za kadencji Xaviego. Jej autorem był nie kto inny, ale właśnie Fermin. Po trafieniu z Sevillą podbiegł zresztą do szkoleniowca, któremu zawdzięczał szansę na rozpoczęcie prawdziwej kariery.
- Chciałem podziękować Xaviemu za szansę, którą dostałem. Nigdy tego nie zapomnę, to on sprawił, że mogłem zagrać w pierwszej drużynie. Jak już powiedziałem, ja i moja rodzina będziemy mu dozgonnie wdzięczni - mówił wtedy Lopez na antenie stacji DAZN.

Złote lato

Znakomite występy w Barcelonie otworzyły Ferminowi drogę do seniorskiej reprezentacji. Rzutem na taśmę wywalczył sobie miejsce w kadrze na EURO. Zadebiutował 5 czerwca, a zatem tuż przed startem turnieju. Od razu w premierowym meczu zanotował asystę, pomagając w rozbiciu Andory 5:0. Naturalnie, nie możemy przesadzać, sugerując, że później Lopez dołożył ogromną cegiełkę do końcowego sukcesu Hiszpanii. Wystąpił bowiem jedynie w ostatnim spotkaniu grupowym z Albanią, kiedy Luis de la Fuente posłał w bój drugi garnitur. Po finale z Anglią na szyi 21-latka wylądował jednak złoty medal. I tylko to się liczyło.
- Fermin to czysta energia. Nie chcę dokonywać żadnych porównań, ale w pewnych aspektach przypomina mi Gaviego. Ma fantastyczny talent, jest bardzo dynamiczny, ma odpowiednią technikę i nosa do goli. Jestem z niego bardzo zadowolony - podkreślał De la Fuente jeszcze przed startem EURO. - Jestem zachwycony Ferminem, jego pracą, entuzjazmem, tym, że tu jest i jego grą. Po wygraniu EURO potrafił odpowiednio zarządzać emocjami, dzięki czemu pomaga drużynie - to już słowa Santiago Denii, trenera olimpijskiej kadry Hiszpanów.
O ile na EURO Fermin był rezerwowym, o tyle podczas igrzysk wyrósł na największą gwiazdę drużyny. W drugim meczu grupowym z Dominikaną otworzył wynik. Prawdziwy popis zaprezentował w ćwierćfinale z Japonią. Ustrzelił dublet z dystansu, dołożył do tego kluczowe podanie, cztery wywalczone faule, aż pięć dryblingów, dziewięć wygranych pojedynków. Inni byli tylko tłem w spektaklu jednego aktora.

Historyczna szansa

Fermin, a także Alex Baena, mogą przejść do historii futbolu. Dotychczas tylko jeden piłkarz wygrał w tym samym roku mistrzostwo Europy i złoto olimpijskie. W 1984 roku dokonał tego Albert Rust. Po pierwsze jednak był on bramkarzem, zatem Fermin i Baena jako pierwsi mają szansę sięgnąć po dublet jako zawodnicy z pola. Po drugie Francuz zwyciężył w dwóch turniejach, ale tylko na igrzyskach zebrał minuty. Tymczasem pomocnicy Barcelony i Villarrealu wystąpili zarówno na EURO 2024, jak i podczas zmagań w Paryżu.
Rust zapisał się w annałach, chociaż rzadko odgrywał pierwszoplanową rolę. W kadrze “Trójkolorowych” rozegrał tylko jeden mecz, o trzecie miejsce z Belgią na mundialu w 1986 roku. Niedługo potem zakończył zresztą karierę reprezentacyjną. Dwa lata wcześniej na mistrzostwach Europy był zmiennikiem Joela Batsa z Auxerre. Prawdziwą szansę otrzymał jedynie na igrzyskach, które francuscy piłkarze zakończyli na najwyższym miejscu na podium. W fazie grupowej “Les Bleus” męczyli się z Katarem, Norwegią i Chile, ale z każdym kolejnym spotkaniem nabierali wiatru w żagle. W ćwierćfinale pokonali Egipt, później odprawili z kwitkiem Jugosławię i Brazylię.
- To prawda, że to był dla mnie wspaniały rok. Pamiętam, że wtedy tworzyliśmy świetną grupę, w kadrze była ogromna solidarność, byliśmy zjednoczeni w jednym celu, chcieliśmy zajść jak najdalej. Rola drugiego bramkarza jest frustrująca, ale wiedziałem, czego się spodziewać. Od początku sytuacja była jasna, więc musiałem się z tym pogodzić. Zawsze musiałem jednak być gotowy do gry. Teraz nie widzę tego, aby zawodnicy mieli wziąć udział w obu imprezach jednego lata - powiedział Rust na łamach portalu Francetvinfo.fr.
Bramkarz pomylił się w przewidywaniach. Fermin i Alex Baena pojechali zarówno na EURO, jak i igrzyska. Przy czym zawodnik Villarrealu na razie nie pokazał pełni umiejętności. W ostatnich meczach nie przypominał gwiazdy, która zakończyła miniony sezon z imponującym dorobkiem 14 asyst w lidze hiszpańskiej. Liderem zespołu olimpijskiego pozostaje jednak gracz, na którego już czeka Hansi Flick.

Nadzieja Barcelony

- Gdyby rok temu ktoś powiedział mi, że wezmę udział w igrzyskach jako mistrz Europy, to bym nie uwierzył. Ciężko pracowałem, aby tu być i spełniać marzenia. Po zakończeniu igrzysk wezmę kilka dni urlopu, ale nie za dużo, bo chcę wkrótce rozpocząć pracę z Hansim Flickiem i z całym zespołem. Jestem bardzo zmotywowany przed startem sezonu. Mam nadzieję, że będę mógł wnieść wkład w sukcesy drużyny - podkreślił Fermin na łamach dziennika AS.
W Barcelonie nie ma już trenera, który odważnie postawił na nieopierzonego pomocnika. Na papierze następca Xaviego może jednak wydobyć z Lopeza jeszcze więcej. Wydaje się, że charakterystyka Hiszpana idealnie odpowiada wymaganiom Flicka. Nowy trener uwielbia dynamicznych zawodników, którzy wszystko robią na wysokiej intensywności. O każdą piłkę walczą tak, jakby była ostatnią w ich karierze.
Jeśli pomocnik będzie zdrowy, powinien regularnie pomagać Barcelonie w przyszłym sezonie. Na razie musi jeszcze skupić się na dokończeniu pracy w Paryżu. Hiszpanii brakuje dwóch kroków do mistrzostwa olimpijskiego. W poniedziałek o godzinie 18:00 zmierzy się ona z Marokiem. Jeśli wygra, cztery dni później zagra o złoto z Francją lub Egiptem. Sukces naprawdę jest możliwy. Jeśli “La Roja” tego dokona, Fermin zwieńczy podwójną koronę reprezentacyjną. Ten sam piłkarz, który rok temu występował na wypożyczeniu w średniaku trzeciej ligi. Droga między szczytem i nizinami bywa krótsza niż myślimy. Na tym polega piękno sportu.

Przeczytaj również