Historia lubi się powtarzać. Piast Gliwice ma argumenty, by znowu odebrać mistrzostwo Legii Warszawa

Historia lubi się powtarzać. Piast ma argumenty, by znowu odebrać mistrzostwo Legii
Mikolaj Barbanell/shutterstock.com
Skończyły się chłopięce przepychanki, czas na prawdziwą męską grę. Ekstraklasa wreszcie wkracza w decydującą fazę sezonu, która rozstrzygnie losy tytułu. Układ tabeli grupy mistrzowskiej na pierwszy rzut oka mógłby zwiastować niezbyt emocjonujący finisz, jednak nie należy jeszcze ferować wyroków. Liderzy z Warszawy przystąpią do ostatnich kolejek z 7 punktami przewagi, ale Piast Gliwice znów ma chrapkę na niespodziewany come-back i utarcie nosa krajowemu hegemonowi.
Bez wątpienia faworytem do ostatecznego zwycięstwa pozostaje drużyna Aleksandara Vukovicia, ale ekipa Waldemara Fornalika również nie powiedziała ostatniego słowa. Chociaż gliwiczanie staną przed nader skomplikowanym zadaniem odrobienia strat, mają oni w garści kilka argumentów przemawiających za obroną mistrzostwa. Czy dojdzie do powtórki z rozrywki?
Dalsza część tekstu pod wideo

Dėjà vu

Spoglądając na czołowe miejsca w tabeli po zakończeniu rundy zasadniczej, kibice mogli się poczuć niczym bohaterowie hitu Netflixa pt. “Dark”. Podróże w czasie teoretycznie nie są możliwe, aczkolwiek constans w poczynaniach Legii i Piasta jest aż trudny do uwierzenia. Dokładnie tyle samo zdobytych punktów, identyczna różnica, a zatem i efekt końcowy może się powtórzyć.
- Nie złożymy w tej chwili żadnej deklaracji. Mamy tyle samo punktów na tym etapie sezonu, co rok temu i gra jeszcze będzie ciekawa. Różnice punktowe są niewielkie i wszystko jest możliwe - podsumował Fornalik po ostatnim spotkaniu z Jagiellonią.
Były selekcjoner reprezentacji zdaje sobie sprawę, że odrobienie siedmiu oczek w tak krótkim odstępie czasu to nie lada wyzwanie, ale ubiegłoroczne rozgrywki udowodniły, że to możliwe. Wszelkie dotychczasowe rezultaty zejdą na dalszy plan i liczyć się będzie tylko aktualna dyspozycja. Nawet chwilowa zapaść formy może skutkować zmarnowaniem pracy wykonanej w ubiegłych miesiącach.
Brutalnie przekonali się o tym stołeczni, którzy rok temu mieli teoretycznie walczyć o tytuł z Lechią. Finalnie udało im się przegonić gdańszczan, jednak na nic się to zdało w obliczu sinusoidalnej formy na ostatniej prostej. Porażki w delegacjach z Lechem oraz Jagielloni i domowa klęska z Piastem otworzyły podopiecznym Fornalika drogę do historycznego tytułu. Co ciekawe, terminarz na najbliższe tygodnie się powtarza. Warszawiacy znów wyjadą do Białegostoku oraz Poznania, a mecz o wszystko odbędzie się przy Łazienkowskiej. Rok temu się udało, zatem nic nie stoi na przeszkodzie, aby ekipa ze Śląska powtórzyła heroiczny wyczyn.

Doświadczenie trenera

Trener to niewątpliwy atut gliwiczan. Wizerunek Fornalika został nieco nadszarpnięty nieudaną przygodą w kadrze, ale na ligowym polu bitwy to prawdziwy wyjadacz. Pod względem trenerskiego bagażu doświadczenia Vuković stoi na straconej pozycji. Jego vis à vis sięgał po wicemistrzostwo z Ruchem przed dziesięcioma laty, podczas gdy Serb nadal biegał po naszych boiskach w roli zawodnika.
40-latek radzi sobie nadspodziewanie dobrze jako menedżer, jednak nie zdążył udowodnić gotowości do gry o najwyższe cele. Przed rokiem wytrawny Fornalik brutalnie wypunktował go jak młokosa, demonstrując siłę spokoju. Legia może prężyć muskuły na przestrzeni trzydziestu kolejek, lecz na nic się to zda, jeśli “Vuko” kolejny raz zawiedzie w decydujących spotkaniach. Kibice “Wojskowych” raczej nie mogą być przekonani, że wnioski zostały wyciągnięte, jeśli weźmiemy pod lupę bilans bezpośrednich starć z tego sezonu. Dwa spotkania z Piastem zaowocowały dwiema porażkami przy różnicy bramek 4:1 na korzyść obrońców tytułu. Vuković musi znaleźć remedium na zapędy rywali, jeśli nie chce znów zadowolić się srebrnym medalem.
A przejrzenie Fornalika nie należy do wyzwań z kategorii łatwych, ponieważ 57-latek to urodzony spec w zakresie magazynowania siłami drużyny. To procentuje w końcowych fazach sezonu. Potwierdziła to zakończona sukcesem pogoń za żółtą koszulką lidera, ale też wydarzenia z ostatnich kilku miesięcy. Po trzeciej kolejce Piast znajdował się w strefie spadkowej, a przez następne tygodnie okupował miejsca w środku stawki. Do 25. serii gier przystępowali z szóstej lokaty, lecz dziś są głównymi kontrkandydatami Legii do tytułu. Znowu.
- Zbieramy owoce naszej ciężkiej pracy. Rok temu prawie spadliśmy z ligi, a dziś jesteśmy w tym miejscu. Wierzyłem, że poczynimy krok naprzód, że wejdziemy do ósemki, ale w mistrzostwo? Apetyt rósł w miarę jedzenia, a my napisaliśmy historię Gliwic - mówił trener przed rokiem, gdy komplet punktów w starciu z Lechem okazał się decydujący. Czas pokazał, że sensacja tej rangi stanowiła dopiero początek.

Atak wygrywa mecze, obrona tytuły

Piast radzi sobie na podobnym poziomie co w poprzednim sezonie, mimo utraty kilku kluczowych elementów mistrzowskiego zespołu. Zwłaszcza załatanie luki po Aleksandarze Sedlarze trzeba uznać za spore osiągnięcie. Gliwicka linia defensywy wciąż potrafi uprzykrzyć życie rywalom. Dość powiedzieć, że stracili oni pięć bramek mniej niż przed rokiem.
Szczelna obrona to klucz do tytułu. W finałowych siedmiu kolejkach kampanii 2018/19 Piast stracił ledwie dwa gole, co otworzyło bramy ekstraklasowego raju. Aktualne wyniki również budzą wrażenie. Po wznowieniu rozgrywek tylko raz Frantisek Plach wyciągał futbolówkę z siatki, a niezmordowany Uros Korun znowu doskonale wpasował się do układanki Fornalika. Defensywne skały przychodzą i odchodzą. Monolit pozostaje.
Tak błogi spokój nie panuje w obozie Legii, gdzie defensywa zaczyna nieco przeciekać. W ostatnich czterech spotkaniach tylko z Lechem udało się zachować czyste konto. Wymagana poprawa spędzi Vukoviciowi sen z powiek, ponieważ Serb będzie mógł skorzystać z usług swojego etatowego bramkarza tylko w trzech meczach. Majecki uda się do Monaco, a następnie Legia zmierzy się z Lechem, Cracovią, Lechią i Pogonią. Ostatnie interwencje sugerują, że 20-latek myślami już jest w malowniczym Księstwie.

Forma filarów

W przypadku podopiecznych Fornalika solidna postawa w tyłach idzie w parze z renesansem graczy ofensywnych. Odejście Joela Valencii nieco odbiło się na dyspozycji Piasta na starcie sezonu, lecz wszystko wraca do normy. Istnieje życie bez filigranowego Ekwadorczyka.
Dobrze radzi sobie Martin Konczkowski, który w trzech ostatnich potyczkach zaliczył dwie asysty. Środek pola w ryzach trzyma Tom Hateley wspierany przez nieśmiertelnego Jodłowca. Świetnie gra Sebastian Milewski, ofensywa nie zawodzi. Jeśli nie wydarzy się nieoczekiwany kataklizm, Piast przystąpi do siedmiu meczów o wszystko w składzie pełnym graczy, którzy znajdują się na równi wznoszącej.
Z kolei w Legii trochę z tonu spuścili Michał Karbownik czy Mateusz Wieteska. Formę odnaleźli Pekhart i Cholewiak, lecz czy to wystarczy do zgarnięcia kolenego mistrzostwa? Oczywiście to właśnie “Wojskowi” pozostają faworytem, ale odbieranie szans gliwiczanom byłoby pochopne. Start z pole-position jeszcze nie gwarantuje zwycięstwa. Peleton nie śpi, a Piast pokazał już, kto na rodzimych boiskach jest mistrzem ostatniej prostej.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również