Historia jak z filmu. Od testów w FC Barcelonie, przez okręgówkę, aż do reprezentacji Polski
Miał 13 lat, gdy razem z dwoma kolegami z malutkiej Sparty Sycewice poleciał na testy do… FC Barcelony. Jak to tego doszło? Czy dzieciaki z La Masii były od nich lepsze? Kto podczas testów w Śląsku Wrocław zrobił na nim szczególne wrażenie? Do jakiej ligi chciałby trafić w przyszłości? Co robił, gdy dowiedział się, że dostał powołanie do kadry Jacka Magiery i jaki serial poleca na Netflixie? O tym i wielu innych tematach porozmawialiśmy z Karolem Czubakiem, młodzieżowym reprezentantem Polski, który w barwach drugoligowej Bytovii Bytów strzela gole jak na zawołanie.
Jak to się stało, że trzech juniorów malutkiej Sparty Sycewice trafiło na testy do szkółki FC Barcelony?
Myślę, że razem z Aleksem Hendrykiem i Patrykiem Szabatem byliśmy w tamtym czasie taką wiodącą trójką w naszej drużynie. Wygrywaliśmy dużo turniejów, pokazywaliśmy się w całej Polsce (Sparta wygrała m.in. znany turniej „Z podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” - przyp. red.). Pojawiła się szansa, żeby polecieć na testy do Barcelony, jednak dokładnie nie pamiętam już, jakie były okoliczności samej propozycji. A na miejscu mieliśmy okazję trenować nie tylko z FC Barceloną, ale i Espanyolem.
A pamiętasz swoją reakcję, gdy dowiedziałeś się, że “Duma Katalonii” chce Wam się przyjrzeć?
Trener Ryszard Hendryk zadzwonił do mojego taty i powiedział, że wraz z moim kolegami z zespołu dostaliśmy zaproszenie na testy do Barcelony. Wiadomo, byłem bardzo szczęśliwy. Na pewno nie zapomnę tego przez długi czas, bo radość była nie do opisania.
Zawodnicy z La Masii, z którymi mieliście okazję trenować, przewyższali Was umiejętnościami? A może wręcz przeciwnie?
Na pewno nie czuliśmy się gorsi. Każdy z nas znał swoją wartość. Wiedział, że potrafimy grać w piłkę, bo trenujemy już kilka lat. Myślę, że nie było dużej różnicy między nami, a innymi zawodnikami. Wiadomo, że byli tam gracze techniczni, niektórzy też bardziej siłowi, ale jestem zdania, że wyraźnie od nich nie odstawaliśmy.
Ostatecznie nie udało Wam się zostać w Katalonii na dłużej. Był żal, czy raczej radość, że w ogóle była szansa tam polecieć?
Czy żal? Na pewno nie patrzyliśmy pod tym kątem. Byliśmy młodzi, a pobyt w Barcelonie to była dla nas przede wszystkim przyjemność. Ja osobiście bardzo się tym nie przejąłem. Chciałem po prostu dalej pracować, żeby z każdym rokiem osiągać coraz więcej.
Jeśli drużyna z tak małej miejscowości osiąga takie sukcesy, wychowuje kolejnych świetnych piłkarzy, to chyba dużych zasług trzeba doszukiwać się w osobie trenera. Wiele zawdzięczasz Ryszardowi Hendrykowi?
Na pewno, bo to był mój pierwszy trener w Sycewicach. Pamiętam, że do zespołu zapisała mnie mama. Trener Hendryk zbierał akurat drużynę. Sycowice to malutka wieś. Mieszka tu około 1000 osób, także kto był chętny do gry, to go braliśmy. No i tak trenerowi udało się stworzyć fajny zespół. On ma do tego rękę. Ma nosa.
W końcu było jednak wiadomo, że musisz zrobić kolejny krok. Iść do większego klubu. Padło na Bałtyk Koszalin.
Tak, wyjechaliśmy do Koszalina w czwórkę, razem z Aleksem Hendrykiem, Patrykiem Szabatem i naszym bramkarzem Kubą Łąckim. Spędziłem tam jeden sezon i wtedy podjąłem decyzję, że chcę wrócić. Myślę, że to jeszcze nie był ten czas, żeby wyjechać z dala od domu. Miałem wtedy tylko 13 czy 14 lat. Razem z tatą podjęliśmy decyzję, że lepiej poszukać klubu gdzieś bliżej. A to zbiegło się akurat z propozycją gry w Jantarze Ustka.
To właśnie w Ustce wszedłeś w seniorską piłkę. Liczyłeś ile strzeliłeś goli w okręgówce? Gdzieś mignęła mi informacja, że w jednym sezonie było ich 46. Wynik z kosmosu.
Na początku grałem jeszcze przez pewien czas w juniorach. Tam odnosiliśmy zresztą nawet jakieś sukcesy. Najpierw wojewódzkie, później dwa razy udało nam się zdobyć wicemistrzostwo Polski w futsalu. I w wieku 15 lat zacząłem już dostawać szanse od trenera pierwszej drużyny. W sparingach spisałem się myślę całkiem dobrze, bo strzeliłem kilka bramek, gdy Jantar był jeszcze na szczeblu czwartoligowym
Swój debiutancki sezon w pierwszej drużynie Jantara rozegrałem w lidze okręgowej zaraz po spadku z IV ligi. Wtedy strzeliłem jakoś ponad 10 bramek. W następnym sezonie założyliśmy już sobie, że chcemy awansować. Cały rocznik 2000 został rozwiązany, także był to młody skład, podparty kilkoma doświadczonymi zawodnikami. I wtedy faktycznie zgodnie z planem udało nam się wywalczyć awans, a ja strzeliłem przez cały sezon 46 bramek.
W Jantarze zostałem jeszcze na jeden sezon, już na boiskach IV ligi zdobywając bodajże około 24 bramek. Tak się zakończyła moja przygoda z tym zespołem.
Byłeś też na testach w Śląsku Wrocław.
To było właśnie po tym sezonie, w którym strzeliłem 46 bramek. Już wcześniej - jeszcze zimą - byłem we Wrocławiu, wtedy trenując z drużyną Centralnej Ligi Juniorów, którą prowadził Dariusz Sztylka. Strzeliłem nawet dwie bramki w sparingu. Trener był zdecydowany, że chce mnie od razu w swoim zespole. Prowadziliśmy rozmowy, ale powiedziałem, że przynajmniej do wakacji chce być w Ustce, żeby normalnie skończyć rok szkolny. Temat wrócił latem, ale wtedy zostałem już zaproszony na testy do pierwszej drużyny.
Trenowałem ze Śląskiem trzy dni we Wrocławiu. Zaraz potem pojechałem z nimi na obóz. Na pewno było to dla mnie fajne doświadczenie, bo wiadomo, trenowanie z takimi zawodnikami jak Marcin Robak czy Piotr Celeban to świetna sprawa.
Mogłem zostać w Śląsku, ale w drużynie z CLJ. Rozmawiałem wtedy dużo z osobami starszymi od siebie, z trenerami. W końcu stwierdziłem, że lepiej zostać jeszcze w IV lidze, w seniorach niż wracać do juniorów. Nawet mimo tego, że to była CLJ-ka. I tak podjąłem decyzję, żeby zostać jeszcze przynajmniej przez rok w Ustce.
I po tym roku podpisałeś kontrakt z Bytovią, która akurat spadała z I ligi. Były też inne oferty?
Z Bytovią rozmowy prowadziłem już zimą. Byliśmy praktycznie dogadani, ale jako że byłem wtedy w ostatniej klasie liceum, to stwierdziłem, że chcę spokojnie dokończyć szkołę. Szukaliśmy co prawda różnych rozwiązań. Była opcja żebym przeniósł się do Bytovii, a ciągle chodził do szkoły w Ustce, ale to byłoby trudno pogodzić.
Rozmawiałem wówczas z trenerem Stawskim. Powiedziałem mu, że możemy wrócić do tematu latem. Owszem, pojawiały się jakieś inne oferty, ale nie były takie konkretne, jak ta Bytovii. W sumie długo się nie zastanawiałem. Pojechałem na pierwszy trening, spodobało mi się, no i tak trafiłem do Bytowa.
Przeskok z czwartej do drugiej ligi nie okazał się dla Ciebie problemem. Spodziewałeś się, że tak szybko zaaklimatyzujesz się w nowym klubie?
Na pewno nie spodziewałem się, że będzie tak dobrze. Rozmawiałem przed sezonem nawet z kolegą z Jantara, który grał ze mną w ataku, powiedziałem mu: “Słuchaj, będzie dobrze jak zdobędę te 5-7 bramek w przeciągu sezonu”, a on na to: “No co Ty, przecież strzelisz przynajmniej dziesięć w pierwszej rundzie”. Muszę przyznać, że trochę się wtedy z niego śmiałem, ale jak widać miał rację.
Na ten moment jesteście na szóstym miejscu w II lidze, które oznacza baraże. Myślisz, że stać Was na awans czy wolicie tonować nastroje?
Naszym celem od początku były przynajmniej te baraże. Chcieliśmy powalczyć o awans, i faktycznie kręcimy się gdzieś tam w górnej części tabeli, koło tego szóstego miejsca. Fajnie, gdyby sezon został wznowiony, bo wtedy mielibyśmy przynajmniej okazję powalczyć o te baraże, ale wiadomo, teraz to nie jest zależne od nas. Pozostaje nam czekać.
Chciałbym też zahaczyć o temat reprezentacji Polski. Spodziewałeś się powołania od trenera Magiery na listopadowe mecze kadry?
Ciężko pracowałem na to powołanie, gdzieś tam po cichu pewnie na nie liczyłem, ale nie spodziewałem się, że ono przyjdzie tak szybko. Pamiętam, że grałem wtedy akurat w FIFĘ i zadzwonił do mnie trener Adrian Stawski, że dostałem powołanie do kadry U20 na dwa mecze, które odbędą się w Chojnicach i Bytowie
Fajnie się złożyło. Akurat z Norwegią graliście w Bytowie. Pewnie mogłeś liczyć na szczególne wsparcie z trybun.
Na pewno je czułem, bo dostawałem owacje choćby wtedy, gdy wychodziłem na murawę czy siedziałem na ławce. Kibice krzyczeli moją ksywkę, także naprawdę miałem duże wsparcie. Bardzo przyjemne uczucie. Nie do zapomnienia.
Zagrałeś w tym meczu trochę ponad 10 minut, ale zaliczyłeś asystę, miałeś jeszcze szansę na gola po strzale głową, a Twojego dobrego podania nie wykorzystał Aron Stasiak. Chyba mogłeś być z tego występu zadowolony?
Pewnie. Jeszcze w tym wcześniejszym meczu, który graliśmy w Chojnicach, było ciężko. Wiadomo, pierwsze takie spotkanie w tej reprezentacji, trochę mnie to sparaliżowało. Ale w Bytowie, przy swojej publiczności naprawdę czułem taki spokój. Wiedziałem, że mogę wejść i coś zmienić. Udało się zaliczyć asystę, mogła paść też bramka, ale nie ma co narzekać.
Jeśli będziesz się dalej tak rozwijał, pewnie prędzej czy później trafisz do Ekstraklasy. A wtedy kolejny krokiem jest często transfer zagraniczny. Gdybyś miał wybierać - Premier League, Serie A, Bundesliga czy La Liga? Masz ulubioną ligę?
Muszę pójść w Bundesligę, bo kibicuje Borussii Dortmund. Ale jeśli nie oferta z BVB, to wtedy Premier League.
A piłkarski idol? Jesteś napastnikiem, więc zdecydowanie masz w kim wybierać.
No na pewno Robert Lewandowski. Tak jak mówię, od zawsze kibicowałem Borussii, śledziłem mocno nasze trio, a więc siłą rzeczy też właśnie “Lewego”, ale bardzo podoba mi się także styl gry Zlatana Ibrahimovicia. Lubię jego charakter, to jak się zachowuje na boisku.
Na koniec powiedz mi jeszcze jak znosisz kwarantannę? Brakuje trochę piłki?
Wiadomo, że brakuje. Teraz te indywidualne treningi mamy bardziej biegowe, siłowe, ale też trener mówił nam, że jak mamy możliwość, to żeby jednak mieć gdzieś tam ten kontakt z piłką. To jest trudne, wiadomo, bo inaczej jest, jak jesteś z drużyną, możesz się pośmiać, porozmawiać. A tak to ja jestem w Ustce, ktoś jest gdzieś tam na południu, każdy w swoich domach. Na pewno łatwo nie jest, ale mam nadzieję, że to przetrwamy i znowu się wszyscy razem spotkamy.
Masz jakieś swoje sposoby na spędzanie nadmiernej ilości wolnego czasu?
Na pewno konsola, dobre seriale i filmy na Netflixie. Serdecznie polecam obejrzeć “Sunderland aż po grób”. Akurat wyszedł drugi sezon. To fakt, jest teraz dużo czasu, ale trzeba się cieszyć tym co jest. Trzeba się cieszyć rodziną.
Rozmawiał Dominik Budziński