Będzie jak jego słynny kuzyn? Ciekawy transfer w Ekstraklasie. "Są u nich podobieństwa"
Pochodzi ze sportowego klanu, z którego wywodzi się jeden z najlepszych piłkarzy na świecie. W Belgii mu się nie powiodło, choć oczekiwania wobec niego były całkiem spore. Teraz Jonatan Braut Brunes został nowym zawodnikiem Rakowa Częstochowa. Kuzyn Erlinga Haalanda w Ekstraklasie ma powrócić na właściwe tory.
Jego jednym wujkiem jest Gabriel Hoyland, rekordzista pod względem liczby rozegranych spotkań dla klubu z ich rodzinnego Bryne, drugim Alfie Haaland, były piłkarz m.in. Leeds i tata Erlinga Haalanda. Ciocia Gry Marita Braut stratowała w siedmioboju, sport uprawiała również zawodowo babcia Inger Ase Hoyland Braut. Dla młodego Jonatana nie było więc innego wyboru. Sport, a w szczególności piłkę nożną, miał zapisaną w genach.
23-latek przez ostatni rok próbował bez powodzenia podbić ligę belgijską. Choć nigdy nie wróżono mu aż tak wielkiej kariery jak jego o miesiąc starszemu kuzynowi, bez wątpienia ma w sobie cechy świadczące o pewnym potencjale. Teraz wciąż przecież młody napastnik zrobi wszystko, by zademonstrować je w Rakowie Częstochowa. Ekstraklasa może być dla niego najważniejszym przystankiem w karierze. Jeśli Norweg odbije się od naszej ligi, jego przyszłość stanie bowiem pod dużym znakiem zapytania.
Skreślony w Belgii
Zarówno Jonatan, jak i Erling, reprezentanci rocznika 2000, piłkę zaczęli kopać w wieku pięciu lat w Bryne FK. Kuzyni mniej więcej w tym samym okresie zadebiutowali też w klubowych rezerwach oraz w pierwszej drużynie. To jednak Haaland został szybciej wyłapany przez Molde, po którym rozpoczęła się jego wielka kariera. Brunes musiał czekać dłużej na swoją prawdziwą szansę, a droga do norweskiej elity wiodła przez wiele wypożyczeń do niższych lig. Za pierwszym razem, w Lillestrom, od Eliteserien się niestety odbił.
- Jego dotychczasowa kariera przypomina taką trochę sinusoidę. Miał fatalny okres w Lillestrom, potem odbudował się na zapleczu norweskiej ekstraklasy, wreszcie strzelił kilka goli dla Stromsgodset, co otworzyło mu drogę do transferu do Belgii, w której mu zupełne nie poszło. Brunes już w samej Norwegii wyglądał zresztą jak wyglądał, we wspomnianym Lillestrom furory nie zrobił, a przez niektórych kibiców wspominany jest jako najgorszy transfer tamtego okresu. Norweg potrafi zdobywać bramki, ale nigdy nie czynił tego hurtowo - może poza okresem gry w drugiej lidze norweskiej, ale musimy mieć na uwadze, że to poziom półzawodowy - mówi w rozmowie z nami Paweł Tanona z "Futbolu Po Skandynawsku".
Udane dwie rundy w Stromsgodset wypromowały go rok temu do Jupiler Pro League. OH Leuven wyłożyło wtedy na stół ponad 2,5 mln euro. To był absolutny rekord transferowy w historii klubu. Kwota, którą Belgowie zapłacili za ówczesnego zawodnika Stromsgodset, zaskoczyła nawet wielu kibiców w samej Norwegii. Niektórzy uważali, że nowy klub Brunesa po prostu przepłacił. Być może część z nich miała rację, bo Norweg w Beneluksie nie zdołał się obronić na boisku. Mimo że w poprzednim sezonie rozegrał ponad tysiąc minut dla Leuven, strzelił jedynie trzy gole i został raczej uznany za zbędnego.
- Brunes w OH Leuven prezentował się bardzo słabo - zwłaszcza jeżeli chodzi o skuteczność. 36 strzałów i tylko 10 celnych, z czego właśnie zaledwie trzy bramki. Jego xG z tych sytuacji wynosiło natomiast bodajże około 5. Norweg nie zdołał się tam niczym wyróżnić. A oczekiwania były duże, bo to przecież najdroższy zakup w historii klubu. Jego przyszłość zależy w dużej mierze od tego, czy Raków zdecyduje się go potem wykupić. Jeśli tak się nie stanie, pewnie w dalszym ciągu będzie wypożyczany, może jeszcze zagra w Belgii. W Leuven raczej już go jednak skreślili - mówi nam Mariusz Moński, znawca futbolu z Beneluksu i założyciel twitterowego konta "Belgijska piłka".
Podpasuje Papszunowi
Skąd więc w ogóle pomysł ściągnięcia Brunesa do Częstochowy? W Rakowie z pewnością marzą o tym, że Jonatan zdoła choć w części zademonstrować na boisku umiejętności, z których znany jest jego kuzyn. I nie ulega wątpliwości, że pod wieloma względami przypomina on na boisku napastnika Manchesteru City. Różni ich oczywiście dotychczasowa skuteczność, ale nie oszukujmy się: gdyby nie jej brak, to pewnie Norweg w tym wieku nie zameldowałby się w Ekstraklasie, tylko podobnie ja Haaland już od dawna grał w którejś z zachodnich lig.
- Jeśli chcielibyśmy poszukać jakichś podobieństw między Brunesem i jego starszym kuzynem, to na pewno są to warunki fizyczne. Jonatan również jest wysokim, mierzącym blisko 190 cm wzrostu i dobrze zbudowanym napastnikiem. To widać po jego akcjach, kiedy stara się wybiegać za linię obrońców i szuka tych prostopadłych podań, co w Norwegii robił dość często. Nawet ich postury są całkiem podobne - tak samo jak styl biegania. Brunes to zawodnik fizyczny, co powinno mu mocno pomóc w Ekstraklasie - uważa Tanona.
Wydaje się, że pod tym względem Brunes jest napastnikiem, który powinien przypasować trenerowi Markowi Papszunowi. Kibice Rakowa tego lata długo narzekali na brak nowej “dziewiątki” w ich zespole. Letnie zgrupowanie z “Medalikami” rozpoczęli jedynie Ante Crnac i młody Tomasz Walczak, w międzyczasie do Wisły Kraków odszedł Łukasz Zwoliński. W ostatnim czasie do Rakowa trafiło natomiast trzech nowych napastników. Najpierw pod Jasną Górą zameldował się sprowadzony z Cracovii Patryk Makuch, później w ramach wypożyczenia z Finlandii zawitał David Ezeh, a teraz na tej samej zasadzie zespół zasilił właśnie Brunes.
- Norweg powinien wpasować się do stylu, który preferuje Marek Papszun. 23-latek na boisku zawsze próbuje znaleźć sobie trochę wolnego miejsca i szuka tych podań. Problemem jest skuteczność, ale dzięki Brunesowi trener Papszun będzie mógł bardziej rotować składem. Nie sądzę, by Norweg został sprowadzony do Rakowa pod kątem gry w pierwszym składzie. Uważam, że w Częstochowie jest na tej pozycji kilku zawodników, którzy w pierwszej kolejności zasługują na grę w wyjściowej jedenastce - dodaje Tanona.
Wyrwać się z ciszy
Do pewnego momentu wydawało się, że to Albert Braut Tjaaland, inny z kuzynów Haalanda, ma największe szanse na zrobienie kariery przynajmniej w pewnym ułamku na miarę Erlinga. Tjaaland również uczył się futbolu w akademii Molde, ale jego kariera nie podążyła we właściwym kierunku i aktualnie występuje o jedynie na trzecim poziomie rozgrywkowym w Norwegii. Brunes rozwijał się w cieniu tej dwójki, jego kariera teraz znów stanęła na zakręcie, ale wydaje się, że jeśli ktoś z tej uzdolnionej sportowo rodziny ma choć w części dorównać gwiazdorowi “The Citizens”, będzie nim właśnie nowy napastnik Rakowa. Dużo zależy od tego, jak będzie się spisywał w Częstochowie.
- W Belgii niewątpliwie pokładali w nim sporą nadzieję, wydali przecież na niego ponad dwa miliony euro. Ten brak skuteczności Brunesa okazał się chyba kluczowy, skoro postanowili go teraz wypożyczyć i raczej w Leuven nikt płakać po nim nie będzie. W Polsce będzie go czekało coś zupełnie innego niż w ojczyźnie czy nawet w Belgii. Jeśli będzie wchodził z ławki i strzeli kilka goli, powinien być w Rakowie wartościowym zmiennikiem. Ten transfer nie wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem, bo został tylko wypożyczony, więc jeśli nie sprawdzi się w Ekstraklasie, nikt w Częstochowie nie będzie musiał na niego wydawać pieniędzy - zauważa Tanona.
Wcześniej w Rakowie zdarzały się sytuacje, że nowi gracze nie dostawali zbyt wielu poważnych szans i szybko znikali z klubu. Istotną kwestią będzie więc to, czy Norweg zapracuje sobie na zaufanie szkoleniowca “Medalików”. Ma na to szanse. Mówimy przecież wciąż o zawodniku, który w minionym sezonie rozegrał ponad 20 meczów w lidze belgijskiej. A i przecież sam Raków akurat na nadmiar goli napastników w poprzedniej kampanii nie mógł narzekać. Dlatego wydaje się, że sprowadzenie Brunesa do klubu to mimo wszystko spora nadzieja dla obu stron.
- Dzięki grze w Polsce Norweg będzie mógł przede wszystkim znów trochę zaistnieć na radarach. Od czasu transferu do Belgii wokół niego zrobiło się trochę ciszej, choć przez koneksje rodzinne jego temat co jakiś czas rzecz jasna powraca. Transfer do Ekstraklasy to dla niego okazja, by się po prostu pokazać i myślę, że na tym zależy mu najbardziej. Jeśli odbije się od naszej ligi, trudno będzie mu zaistnieć na podobnym poziomie. Pewnie wróci wtedy do ojczyzny i jakiegoś słabszego zespołu Eliteserien. W Polsce jego celem jest z pewnością strzelić kilka goli, dzięki którym będzie jeszcze mógł realnie marzyć o grze w którejś z silniejszych europejskich lig - podsumowuje nasz rozmówca.