Gwiazdy szukają ucieczki. Fatalne wyniki Saudi Pro League. Henderson może być sygnałem dla innych
Przypadek Jordana Hendersona i jego chęć ucieczki z Arabii Saudyjskiej potwierdza, że coś pęka w eksperymencie, który latem pochłonął ponad miliard dolarów. Nie da się zbudować ligi za pstryknięciem palca, a już na pewno nie takiej, która chce rzucić wyzwanie Europie. Ostatni mecz Al-Ettifaq oglądało 5808 osób. Coraz więcej graczy ma wątpliwości, a to na pewno wpłynie na dynamikę lata, gdy ofertę nie do odrzucenia dostanie Mohamed Salah.
Ten scenariusz już dawno był rozpisany. Można było w ciemno zakładać, że któryś z graczy prędzej czy później zapomni o pieniądzach i zacznie skamleć o rozwiązanie kontraktu. Henderson pierwsze głosy niezadowolenia wyrażał już w listopadzie, czyli cztery miesiące po debiucie. Gdyby od początku mówił, że jest tam tylko dla kasy, przynajmniej moglibyśmy pochwalić go za uczciwość. Każdy jechał tam z wiadomych pobudek, ale tylko on opowiadał o roli misjonarza, szerzącego kulturę piłkarską. Dzisiaj maski spadają, co stawia w beznadziejnej sytuacji Hendersona i ligę.
Fatalna oglądalność
Średnia widzów jesienią w Saudi Pro League wyniosła niecałe osiem tysięcy ludzi, ale zawyżają ją cztery kluby z finansową kroplówką podaną przez rząd. Bywały przecież mecze jak Al-Riyadh SC - Al-Khaleej FC, gdy po boisku biegał Pedro Rebocho, były obrońca Lecha Poznań, a na trybunach zasiadły 144 osoby. Nie warto wierzyć w marketingowe bajki o tym, że Saudyjczycy sprzedali prawa telewizyjne do 130 krajów, bo to niczego nie mówi o wzroście popularności. Spółka IMG, która obsługuje też Premier League, wcisnęła produkt znajomym kanałom, ale te rzadko go eksponują. Poza tym płacą tyle, co nic. Najwięcej wyłożył DAZN, pokazujący ligę arabską w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Austrii, ale to zaledwie pół miliona dolarów za rok.
Mówimy więc o lidze, która próbuje rozpychać się łokciami, ściąga do siebie wielkie gwiazdy, ale na końcu nie jest w stanie przekierować globalnej uwagi. Niedawno ogólnodostępny kanał Cuatro w Hiszpanii pokazał bezpośredni mecz Cristiano Ronaldo z Karimem Benzemą. Wydawało się, że akurat na tym rynku starcie dwóch byłych gwiazd Realu może wywołać poruszenie, ale fakty okazały się brutalne: spotkanie Al-Ittihad - Al-Nassr miało czgery procent udziału w rynku i było najgorzej oglądaną pozycją w wieczornym paśmie, biorąc pod uwagę kanały otwarte. Oglądalność na poziomie 388 tysięcy to wynik pięć razy gorszy niż Real - Barcelona, ubiegłoroczny finał Superpucharu Hiszpanii rozgrywany w Arabii Saudyjskiej.
Kolejka uciekinierów
Akurat w styczniu mamy powtórkę tego trendu: znowu krajowe puchary w Hiszpanii i Włoszech goszczą u Saudyjczyków, co pokazuje jak bardzo Europa potrzebuje tamtejszych pieniędzy. Arabski świat z kolei szuka lewarów uwagi i chce być coraz mocniej obecny w globalnej świadomości. Łatwiej jest jednak ściągnąć do siebie duże kluby na jeden tydzień albo zorganizować prestiżową walkę bokserską niż stworzyć markę i poziom całej ligi piłkarskiej. 94 transfery za ponad miliard dolarów nie zrobiły rewolucji — Neymar przecież szybko doznał kontuzji, a Benzema nie wytrzymał presji fanów i skasował Instagrama. Ktoś pamięta w ogóle, że razem z nim gra N’Golo Kante?
Francuz ostatni raz w reprezentacji Francji pojawił się półtora roku temu. Nie pomagały mu kontuzje, a teraz nie pomaga to, że gra na peryferiach piłki. Obniżenie standardów plus mniejsza ekspozycja muszą przełożyć się na wybory Didiera Deschampsa. Henderson też usłyszał od Garetha Southgate’a, że Anglia ma dziś niesamowitą konkurencję w środku i że nakręcają ją gracze najbardziej intensywnej ligi świata, tacy jak Curtis Jones, Connor Gallagher czy Trent Alexander-Arnold, którego nowa pozycja w pomocy też zabiera jedno miejsce. Wielu piłkarzy, którzy skusili się na arabskie pieniądze, pół roku później widzi jak bardzo ta złota wyspa oderwana jest od rzeczywistości. Wrócić do Europy chcą też Ruben Neves i Roberto Firmino, który ostatnio przyleciał na Anfield, by obejrzeć z trybun mecz Liverpool - Newcastle.
Zszargana reputacja
Właśnie tamto spotkanie pokazało jak dużo stracili gracze Saudi Pro League. To był wieczór absolutnie genialny — taki, gdzie zamiast piłkarzy widzieliśmy roboty z trudnym do wytłumaczenia turbodoładowaniem. Samo widowisko przypominało jazdę kolejką górską, a obok Firmino siedział też Fabinho, kolega Benzemy i Kante w Al-Ittihad. Taki moment musiał wywołać pytania: “Dlaczego nie biorę w tym udziału?”. Henderson też pewnie puka się w głowę. Jego ucieczka będzie ogromnym ciosem dla Saudyjczyków, ale i dla niego samego jest to chwila, w której lepiej wyposażyć się w zbroję. Żaden gracz nie zszargał swojej reputacji tak bardzo jak pomocnik Al-Ettifaq. Jego transfer był pewnym symbolem, że Saudyjczycy naprawdę mogą wszystko, skoro przekonali nawet jego. Teraz Anglik przyznaje się do błędu. Ale ludzie będą pamiętać.
Jeszcze jesienią bronił swojej decyzji, mówiąc, że nie chodzi tylko o pieniądze. Że wcale nie zarabia tyle, ile piszą media, choć tak, jasne, była to pensja wyższa niż w Liverpoolu. Miał 33 lata. Po rozmowie z Kloppem wiedział, że w nowym sezonie usiądzie na ławce, ale z drugiej strony trzymał w dłoni kontrakt na jeszcze dwa lata. Był kapitanem i postacią z ogromnym respektem — również za to, co robił poza boiskiem. Dzisiaj każdy patrzy na niego jak na człowieka z podwójnymi standardami — tego, który wspierał szpitale w trakcie pandemii, był ambasadorem społeczności +LGBT, a potem wybrał grę w kraju, który pod tym względem jest najbardziej represyjny na świecie. Wiedział, że swoim nazwiskiem umacnia tamtejszą władzę. Wymazanie tęczowej opaski w trakcie prezentacji tłumaczył tym, że nad niektórymi rzeczami po prostu nie ma kontroli.
Więzień kontraktu
Teoretycznie przed transferem miał wszystkie fakty na stole: wiedział do jakiego kraju jedzie i że nie będzie to łatwe dla rodziny. Znał upały. Domyślał się jaki jest poziom ligi i że może mu to utrudnić grę w kadrze. Być może Henderson czuje, że spadają jego szanse na Euro, a to przecież będzie turniej, gdy Anglicy wejdą w buty absolutnego faworyta. Pomocnik Al-Ettifaq stracił ogromnie dużo, bo to pod jego nieobecność gra Liverpoolu nagle ruszyła, a to też jest sygnał dla rynku. Trudno będzie mu znaleźć odpowiedni klub w Premier League, nawet jeśli pojawiają się spekulacje o Newcastle.
Poza tym pozostaje jeszcze sprawa podatków. Henderson mógł ich nie płacić, ale tylko pod warunkiem pozostania w Arabii Saudyjskiej minimum przez dwa lata. Nagła ucieczka oznacza, że sporą część, czyli kilka grubych baniek będzie musiał zwrócić. To jeszcze bardziej pokazuje go jako więźnia kontraktu. Gościa zamkniętego w złotej klatce, w dodatku w kraju, który od lat z zamiłowaniem wsadza ludzi zza kraty.
Pytanie „czy było warto?” będzie wracać i na pewno przyda się kolejnym graczom, którzy latem zmierzą się z podobnym dylematem. Saudyjczykom zależy na pozytywnym pijarze. Kwestią kilku miesięcy jest to, kiedy ofertę nie do odrzucenia usłyszy Mohamed Salah.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.