A miał kosztować 100 mln... Kryzys gwiazdy "Juve", jest tylko jeden ratunek
W ostatnich latach jego kariera znalazła się na zakręcie. Niewiele zostało z piłkarza, który szturmem wszedł do Juventusu, a następnie stał się największą gwiazdą reprezentacji Włoch. Dlaczego Federico Chiesa zawodzi i jaki jest dla niego ratunek?
W minionych dwóch latach Federico Chiesa stracił sporo czasu z powodu urazów i miewa tylko przebłyski dawnej formy. Okazuje się jednak, że przyczyn jego regresu może być więcej niż tylko te zdrowotne. Ostatnio coraz trudniej dogaduje się on z Massimiliano Allegrim i nie milkną głosy, że za chwilę obaj panowie mogą opuścić “Starą Damę”.
Rozczarowujący sezon
W 2022 roku Federico Chiesa zerwał więzadła, przez co był wykluczony z gry na dziesięć miesięcy. Po kontuzji coś się zmieniło. Widać, że tak długa absencja odcisnęła na nim spore piętno. Dziś mimo pojedynczych przebłysków nie jest tak regularnym, widowiskowym, przebojowym i skutecznym piłkarzem, jak podczas pierwszego sezonu w Juventusie. W obecnym sezonie strzelił siedem goli i zaliczył jedną asystę. To dopiero dziesiąty wynik wśród skrzydłowych w Serie A i 15., jeśli doliczymy do zestawienia wahadłowych czy zawodników okupujących podobne strefy boiska.
Brak przebojowości Chiesy obrazuje liczba udanych dryblingów. Podczas sezonu 2020/21, który był najlepszy w jego karierze, zaliczał ich średnio dwa na mecz, przy skuteczności 55,7%. Obecnie liczba ta spadła do 1,4 i zaledwie 42% prób kończy się powodzeniem. Ta niemoc doskonale uwidoczniła się 19 kwietnia podczas meczu z Cagliari, kiedy w wielu pojedynkach Chiesa musiał uznać wyższość Nahitana Nandeza.
W bieżącym sezonie skrzydłowy zaczął wyglądać źle od początku lutego i wiąże się to z dyspozycją całego Juventusu. Od tego momentu w lidze “Bianconeri” wygrali zaledwie dwa z 11 ostatnich meczów. We wcześniejszych miesiącach Federico sprawiał wrażenie piłkarza, który nabiera rozpędu i regularności. Rozpoczął sezon od zdobycia czterech bramek w pierwszych pięciu kolejkach. Można było sądzić, że w końcu wraca do dyspozycji, jakiej nie mógł pokazać przez ostatnie dwa lata. Euforia nie trwała jednak zbyt długo. Od września do grudnia wyglądał całkiem nieźle, ale nie potrafił tego przełożyć na konkrety. Od połowy grudnia zaczął mieć problemy z kolanem i kiedy wrócił do pełni sił, jego forma radykalnie się obniżyła. W ostatnich 23 występach ligowych zdobył zaledwie dwie bramki, co idealnie pokazuje niemoc zawodnika, który nie tak dawno temu zachwycał całą piłkarską Europę.
Fatalna dyspozycja
Liczbowo obecny sezon Serie A jest dla Federico Chiesy dopiero piątym w karierze na osiem rozegranych. Chcąc poszukać tak kiepskich wyników, należy cofnąć się do jego początków w seniorskiej piłce, a także sezonu, podczas którego zerwał więzadła krzyżowe. Aktualna forma prezentuje się jeszcze gorzej, jeśli policzymy średnią liczbę bramek i asyst na mecz, która wynosi tylko 0,30. Gorzej (0,20) było tylko podczas debiutanckiego sezonu 2016/17.
Można się zastanawiać, co się stało z graczem, który na boisku był uosobieniem dynamiki, nieprzewidywalności i pozytywnego chaosu. Obecna forma pokazuje, że z piłkarza, który w 2021 roku strzelał dublet Milanowi i trafiał przeciwko Chelsea w Lidze Mistrzów, zostało niewiele. Dzisiejsze występy w najmniejszym stopniu nie przypominają tych ze zwycięskiego EURO 2020, kiedy Chiesa wprawiał w osłupienie defensywy rywali. Doskonale pamiętamy mecze z Austrią i Hiszpanią, wtedy strzelał gole, bez których “Squdra Azzurra” nie wywalczyłaby awansu do kolejnej rundy. Chiesa był do tego stopnia uwielbiany, że kibice namalowali mural z jego podobizną w Rzymie.
Skąd zatem tak wyraźny regres? Chcąc znaleźć odpowiedni trop, trudno nie skupić się na kontuzjach, które wyhamowały rozwój tego piłkarza. Do końca sezonu 2020/21 przez kilka pierwszych lat w seniorskiej piłce opuścił on zaledwie cztery mecze z powodu urazów. W trzech kolejnych sezonach ta liczba wzrosła do 52. Graczowi o charakterystyce Chiesy po takich perturbacjach może być trudno wrócić do optymalnej dyspozycji z racji na jego charakterystykę boiskową. Włoch w dużej mierze bazował na dynamice i przygotowaniu motorycznym. Pauzując przez tak długi okres i łapiąc tak wiele różnych dolegliwości, niełatwo mu znów osiągnąć odpowiednią formę fizycznej. Stracił wielem jeśli chodzi o szybkość i nie wiadomo, czy uda mu się odzyskać dawny blask. Nie pogorszyła się za to jego dyspozycja w rozegraniu. Podczas obecnych rozgrywek wyprowadza średnio 2,1 kluczowych podań, co jest jednym najlepszych wyników wśród skrzydłowych. To lepszy rezultat niż podczas swojego najlepszego sezonu w karierze (1,8), który rozegrał pod wodzą Andrei Pirlo.
- Liczby Chiesy są kiepskie. Na początku sezonu prezentował się dobrze, później jego forma się popsuła. Mam wrażenie, że zgasł razem z Juventusem. Na pewno duże znaczenie w spadku jego dyspozycji miały kłopoty zdrowotne, jakich nabawił się pod koniec ubiegłego roku. Trzeba pamiętać o tym, że nie jest to pierwszy sezon, w którym skrzydłowy nie radzi sobie dobrze. Jego przygoda w Juventusie nie wygląda tak, jak na początku każdy to sobie wyobrażał. Nie należy zapominać też o tym, że trafił klubu, który znalazł się w trudnym momencie. Zatrudniając ponownie Allegriego Juventus pokazał, że nie ma do końca pomysłu na przyszłość drużyny i Chiesie to nie pomogło. Wygląda słabo, ale nie jest to wyłącznie jego wina - mówi w rozmowie z nami Alberto Bertolotto, włoski dziennikarz Przeglądu Sportowego.
Kłopotem Allegri?
Pojawia się sporo głosów sugerujących, że nie tylko kontuzja wyhamowała rozwój Federico Chiesy. Ma mu także nie pasować defensywna taktyka Massimiliano Allegriego. Fakt jest taki, że pod wodzą Toskańczyka skrzydłowy nigdy nie zdołał wspiąć się na taki poziom jak u Andrei Pirlo, kiedy nawet mówiło się o tym, że może zostać sprzedany za około 100 milionów euro do Liverpoolu lub Chelsea. Tymczasem u Allegriego, kiedy nawet pozwala mu zdrowie, to nie zachwyca. W jednym z wywiadów za to powiedział, że urodził się jako skrzydłowy i tam czuje się najbardziej komfortowo. Trener nie widzi go jednak w tej roli.
Po powrocie Allegriego w 2021 roku Juventus większość meczów rozgrywa w ustawieniu 3-5-2. Chiesa jest więc zmuszony występować w dwójce w ataku, co nie do końca pasuje do jego charakterystyki boiskowej. Gra na tej pozycji może w pewnym stopniu ograniczać rajdy z piłką, które uwielbiał. W wielu spotkaniach widać, że męczy się na tej pozycji, a cały zespół wygląda źle. Mimo to nie ma co liczyć na roszady taktyczne, a relacje na linii piłkarz-trener w tym momencie wydają się chłodne. 13 lutego podczas derbów Turynu Allegri zmienił Chiesę w 65. minucie. Po zejściu na ławkę skrzydłowy nie podał ręki trenerowi, po czym z impetem rzucił na ziemię koszulkę i buty. W pomeczowym wywiadzie nie krył rozczarowania z tego powodu, że został zmieniony jako pierwszy. Po tej sytuacji coraz częściej można spotkać się z opiniami sugerującymi, że głównym hamulcowym Chiesy jest właśnie Allegri. Brak dotarcia do tego zawodnika można uznać za jedną z największych porażek w karierze toskańskiego szkoleniowca.
To, jak praca trenera wpływa na formę skrzydłowych, widać po rówieśniku Federico Chiesy, Riccardo Orsolinim z Bolonii. W młodości obaj byli uważani za ogromne talenty, część osób bardziej nawet ceniła drugiego z nich. Później wydawało się, że Chiesa to piłkarz z dużo wyższej półki. Obecnie rzeczywistość jest jednak taka, że Orsolini trzeci sezon z rzędu wykręcił lepsze liczby od Chiesy, a praca z Thiago Mottą pozwoliła mu wrócić do życiowej formy.
- Nie jestem zdziwiony tym, że Orsolini teraz wygląda lepiej niż Chiesa. Skrzydłowy Bolonii gra w drużynie, której styl gry jest ofensywny i ewidentnie uwydatnia jego cechy. Piłkarz dostaje dużo piłek i praca wykonywana przez kolegów zespołu sprawi, że ma przestrzeń do tego, aby być skutecznym. Chiesa występuje jako drugi napastnik w 3-5-2 i widzimy, że mało strzela, praktycznie nie asystuje, rzadko kiedy stwarza zagrożenie pod bramką przeciwnika - ocenia Bertolotto.
- Trudno jednoznacznie określić co miało największy wpływ na regres formy Federico Chiesy. Były to zarówno kontuzje, jak i styl gry preferowany przez Massimiliano Allegriego. Widać, że obaj panowie nie mają ze sobą dobrych relacji. W tym przypadku brak chemii między trenerem i zawodnikiem wpłynął mocno na jego dyspozycję. O jego przyszłości w Juventusie zadecyduje nowy trener. Jeśli na ławce zostałby Allegri, to nie wyobrażam sobie, aby Chiesa nie został sprzedany - dodaje.
Letni transfer
I faktycznie, w ostatnim czasie coraz więcej mówi się na temat odejścia Chiesy. Zdaniem włoskich mediów skrzydłowy budzi zainteresowanie Liverpoolu i Newcastle. Według doniesień prasowych faworytem do pozyskania skrzydłowego są “Sroki”. Jego kontrakt obowiązuje do 2025 roku, więc możliwe, że zostanie uznany za okazję transferową.
Dziś trudno ocenić wartość Włocha. Juventus zapłacił za niego około 70 milionów euro i wiadomo, że nie uda się odzyskać tej kwoty. Biorąc pod uwagę jego talent, ale i ostatnie trudności, można spodziewać się zielonego światła ze strony “Juve”, jeśli potencjalna oferta wyniesie około 40 milionów euro. Warto też wspomnieć też, że Juventus latem najprawdopodobniej pożegna się z Allegrim, a faworytem do przejęcia “Bianconerich” w nowym sezonie jest Thiago Motta. W tym wypadku szanse Chiesy na pozostanie w Turynie byłyby większe. Nie wiadomo jednak, czy mimo wszystko klub nie zdecydowałby się na spieniężenie gracza, który nie daje gwarancji dobrej formy. Szczególnie, że kwestią priorytetową klubu jest zachowanie zrównoważonego budżetu.
- Za ewentualną sprzedaż Chiesy Juventus chce dużo pieniędzy, mało włoskich klubów może sobie pozwolić na taki wydatek. Taktycznie pasuje mi mocno do obecnej Romy, ale nie wyobrażam sobie tego, że “Giallorossi” mieliby pozyskać środki na tego piłkarza. Przejście do Liverpoolu wydaje się logiczne, ponieważ Salah może opuścić Anfield, a “The Reds” mają środki finansowe pozwalające na przeprowadzenie transferu - podsumowuje Bertolotto.
Obecna dyspozycja Federico Chiesy pozostawia wiele do życzenia. Nadal jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że możemy mieć do czynienia z uśpionym tygrysem, którego może pobudzić do życia trener z większą chęcią grania ofensywnej piłki i rozwoju indywidualnego swoich piłkarzy. Wielkie kluby mogą mieć podobne spostrzeżenia. Niewykluczone, że ktoś zdecyduje się na podjęcie ryzyka i zainwestuje w niego spore pieniądze.