Groził strzeleniem “samobója”, kopał bandy, zaliczył londyńskiego hat-tricka. Obrońca z “10” na plecach

Groził strzeleniem “samobója”, kopał bandy, zaliczył londyńskiego hat-tricka. Obrońca z “10” na plecach
Colorsport / PressFocus
Jako zawodnik Chelsea groził, że będzie strzelał gole samobójcze. Chociaż grał na pozycji obrońcy, w Arsenalu przejął numer “10” po Dennisie Bergkampie. W międzyczasie został też współbohaterem słynnego skandalu sędziowskiego, a po latach zaliczył londyńskiego hat-tricka, przenosząc się do Tottenhamu. William Gallas. Świetny piłkarz, który lubił konkretnie podgrzewać atmosferę.
Karierę na Stamford Bridge zaczynał w 2001 roku. “The Blues” zapłacili za niego wówczas 9,3 mln euro, co jak na tamte czasy było całkiem sporą kwotą. Numer na koszulce? 13. Nieprzypadkowo. To początek kodu pocztowego Marsylii, gdzie Gallas spędził cztery lata kariery. Właśnie stamtąd wyfrunął do Premier League.
Dalsza część tekstu pod wideo
W niebieskiej części Londynu szybko wyrósł na jednego z najlepszych obrońców całej ligi. Dobrze układała się jego współpraca z Marcelem Desaillym i Johnem Terrym. “The Blues” w 2005 i 2006 roku mogli świętować mistrzostwo Anglii, a Gallas miał w tych triumfach naprawdę duży udział. Zabrakło właściwie tylko sukcesu w europejskich pucharach. Dwa razy udało się awansować do półfinału Ligi Mistrzów, ale najpierw londyńczyków zatrzymało Monaco, a rok później Liverpool. W tym drugim dwumeczu decydującego gola zdobył Luis Garcia, choć do dziś są wątpliwości, czy przypadkiem Gallas nie wybił futbolówki jeszcze sprzed linii bramkowej.

“Strzelę samobója”

Związek Francuza z Chelsea zakończył się w mało przyjemnych okolicznościach. Gallas poinformował klub, że przedłuży wygasającą w 2007 roku umowę jedynie w przypadku wyraźnej podwyżki. Strony nie mogły dojść do porozumienia, a obrońca zaczął stosować dość specyficzne metody wywarcia presji. Odmówił występów w meczach z Liverpoolem i Manchesterem City, choć przed tym drugim starciem “The Blues” mieli poważne problemy kadrowe. Gallas tak bardzo nie chciał już zakładać koszulki Chelsea, że zagroził strzelaniem goli samobójczych, celowym popełnianiem błędów i otrzymaniem czerwonej kartki, jeśli tylko będzie musiał wejść na murawę.
Klub poinformował o tych praktykach już po transferze, który wywołał wielkie poruszenie nie tylko w Anglii. Gallas zdecydował się bowiem na przenosiny do jednego z największych rywali zespołu ze Stamford Bridge - Arsenalu. Włodarze Chelsea wydali wtedy specjalne oświadczenie, chcąc zaznajomić opinię publiczną ze skandalicznymi zachowaniami Francuza.
- Chelsea uważa, że ​​ważne jest, aby nasi kibice byli świadomi wszystkich faktów dotyczących Williama Gallasa i braku szacunku, jaki okazywał kibicom, menedżerowi i klubowi - można było przeczytać w oświadczeniu.

Z “10” na plecach

Przenosząc się do “The Gunners” Gallas stał się bohaterem transakcji wiązanej. W przeciwną stronę powędrował bowiem Ashley Cole, którego bardzo w swoich szeregach chciał mieć Jose Mourinho. Sam Gallas - jak to on - już na wstępie nowego etapu rozgrzał cały Londyn. Okazało się bowiem, że będzie grał z numerem “10” na koszulce. Przejął go po jednej z legend Arsenalu - Dennisie Bergkampie. To nie spodobało się sympatykom klubu. Zawodnik z przeszłością w Chelsea, dopiero zaczynający swoją przygodę z Arsenalem, dostaje numer po tak wielkiej personie. Poza tym - od kiedy środkowi obrońcy grają z “dychą” na plecach? Takie pytania przewijały się nie tylko wśród sympatyków “Kanonierów”.
- Pomyślałem, że dobrym pomysłem może być podanie numeru dziesięć obrońcy, ponieważ napastnik bardzo ucierpi przy porównaniu z Dennisem - tłumaczył Arsene Wenger.
Francuski szkoleniowiec miał zresztą pewną słabość do swojego rodaka. Udowodnił to jakiś czas później, gdy powierzył mu opaskę kapitańską. Ktoś musiał przejąć funkcję Thierry’ego Henry’ego, który przeniósł się do Barcelony. Wszyscy byli jednak zszokowani. Dlaczego nie Gilberto Silva? Dlaczego nie Kolo Toure? Drużyna o decyzji Wengera dowiedziała się z mediów. I nie była takim obrotem spraw zachwycona. Jak można się domyślać - kibice też nie skakali z radości. Na dobrą sprawę nigdy nie przekonali się do Francuza.
Gallas początkowo zdawał sobie sprawę z tego, jak istotną funkcję przyszło mu pełnić. Był liderem na boisku. Zaimponował także poza nim, gdy poprosił o listę z danymi wszystkich pracowników klubu, by mógł zwracać się do nich po imieniu. Ponadto zachęcał kolegów do wspierania akcji charytatywnych. Później dała o sobie jednak znać jego impulsywna natura. Gdy w mediach - nie podając oficjalnie nazwiska - skrytykował jednego z zawodników Arsenalu, wybuchła burza. Momentalnie został wtedy odsunięty od zespołu i pozbawiony opaski kapitańskiej.

Przegrany wyścig o tytuł

O swoim wybuchowym charakterze przypominał zresztą częściej. Do historii przeszło jego zachowanie ze słynnego meczu Birmingham vs Arsenal. To w tamtym spotkaniu fatalnego złamania nogi doznał Eduardo. “Kanonierzy” walczyli wówczas o tytuł mistrzowski. Mieli pięć punktów przewagi nad Manchesterem United. Prowadzili na St Andrew Stadium już 2:0. Gospodarze najpierw zmniejszyli jednak straty, a w doliczonym czasie gry wykorzystali rzut karny, doprowadzając do remisu. Gallas był wściekły. Kopał bandy reklamowe, a po końcowym gwizdku - ze łzami w oczach - siedział przez kilka minut na murawie. W szatni pobił się jeszcze z Gilberto Silvą, który oskarżył go o głupie zwracanie na siebie uwagi.
Atmosfera na Emirates Stadium zgęstniała. Wygrywający wcześniej mecz za meczem Arsenal wypadł z torów prowadzących do upragnionego mistrzostwa. W kolejnych siedmiu spotkaniach wygrał tylko raz. Kryzys “Kanonierów” wykorzystały “Czerwone Diabły” z Manchesteru, które wywalczyły tytuł. Drugie miejsce zajęła Chelsea. Gallas i spółka skończyli na najniższym stopniu podium.

Londyński hat-trick

Po tamtym feralnym sezonie Francuz spędził w Arsenalu jeszcze dwa lata. Rozegrał w tym czasie kilkadziesiąt spotkań, ale “The Gunners” nie wzbogacili swojej gabloty o jakiekolwiek trofeum. W końcu Francuz odszedł za darmo do Tottenhamu. Według historyków stał się tym samym pierwszym piłkarzem, który występował w Chelsea, Arsenalu i właśnie Tottenhamie. Zaliczył londyńskiego hat-tricka. Miał w swoim CV już trzy kluby, które wzajemnie - delikatnie ujmując - nie darzą się sympatią.
W koszulce “Spurs” też szybko otrzymał opaskę kapitańską. Coraz częściej zmagał się jednak z problemami zdrowotnymi. Ostatecznie spędził na White Hart Lane trzy sezony, rozgrywając 78 spotkań. Strzelił w nich jednego gola. Symbolicznego. Przeciwko Chelsea. Po sezonie 2012/13 rozstał się z “Kogutami”. Jakiś czas pozostawał bez klubu. W końcu jednak przeniósł się do odległej Australii, gdzie przez niecały rok reprezentował barwy Perth Glory. Po tym okresie zdecydował się na zakończenie kariery.

Finał mundialu i słynny skandal

Na oddzielny akapit zasługuje jednak też na pewno przygoda Gallasa z reprezentacją Francji. Nie każdy rozgrywa bowiem dla “Tricolores” 83 spotkania. Były gracz londyńskich klubów sięgnął z kadrą po Puchar Konfederacji. Nie opuścił choćby minuty mundialu w Niemczech, gdzie Francuzi dotarli do wielkiego finału, przegrywając ostatecznie z Włochami. Grał też na Euro 2004 i Euro 2008. To jego słynny gol w barażowym meczu z Irlandią - po wcześniejszym zagraniu ręką przez Henry'ego - dał Francuzom kontrowersyjny awans na MŚ 2010. Tam Gallas zagrał we wszystkich trzech meczach, które ostatecznie okazały się ostatnimi w jego reprezentacyjnej karierze.
***
Gallas należał do piłkarzy niebanalnych. Budził kontrowersje. Decydował się na nieoczywiste ruchy. Powodował, że w Londynie - i nie tylko - ciągle wrzało. Jak sam później przyznał - najlepiej było mu na Stamford Bridge. Do dziś pozostaje jedynym piłkarzem, który w swoim CV mógł wpisać: Chelsea - Arsenal - Tottenham. Ale poza tym był też po prostu bardzo dobrym zawodnikiem. W najlepszych latach kariery - skałą nie do przejścia.

Przeczytaj również