Groźby śmierci, wietrzenie szatni i zaskakujący nowy trener. Wielki klub znów w kryzysie. Trwa spór
Chaos, frustracja i jedna wielka klapa. Tak można podsumować ostatnie miesiące na Stade Velodrome. Olympique Marsylia już po raz kolejny popadł w kryzys. Prezydent zastanawia się nad własną przyszłością, ale najpierw musi ugasić pożar. Ma mu w tym pomóc Gennaro Gattuso, który został nowym trenerem zespołu z Ligue 1.
W sumie wszyscy mogliśmy się już do tego przyzwyczaić. W Marsylii nigdy nie może być za spokojnie. Miasto, port i samo Stade Velodrome idealnie wpisują się w taki klimat. Tam musi się dziać, ale w przypadku klubu z południa Francji w ostatnim czasie dochodzi do sytuacji wręcz patologicznych. Tak jest i tym razem w związku z odejściem z zespołu Marcelino, który po zaledwie siedmiu meczach u steru zrezygnował ze stanowiska trenera “Les Olympiens”.
Rezygnacja Hiszpana jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Problemy w Marsylii są tak naprawdę na każdej płaszczyźnie. Walka o wpływy pomiędzy kibicami, słaby rozwój klubowej akademii czy wreszcie brak sukcesów sportowych. Do tego wszystkiego w tle dochodzą groźby śmierci i rozgardiasz instytucjonalny całego klubu. To właśnie w takie piekiełko wchodzi teraz człowiek słynący raczej z porywczego nastawienia. Gennaro Gattuso pod względem charakterologicznym wydaje się jednak idealnie skrojony pod OM.
Kibice od początku mieli dość
To kolejna rewolucja na Stade Velodrome w ostatnich miesiącach. Przecież zaledwie w lipcu pisaliśmy TUTAJ o wielkich zmianach, na które zdecydował się Pablo Longoria. Po tym, jak klub opuścił trener Igor Tudor, prezydent Marsylii postanowił zatrudnić Marcelino. Obaj panowie przyjaźnią się od lat i z powodzeniem współpracowali już w przeszłości. Wydawało się więc, że będzie to idealny kandydat na nowego opiekuna OM, który wreszcie spełni tak wielkie oczekiwania stawiane przez Longorię kolejnym szkoleniowcom.
- Kibice od samego początku nie mogli jednak znieść zapobiegawczej gry Marcelino. Odpadnięcie z eliminacji do Ligi Mistrzów z Panathinaikosem oraz spadek do Ligi Europy wywołały bardzo dużą frustrację u każdego. Dwa zremisowane mecze, w których Marsylczycy grali w przewadze (z Metz i Nantes - przyp. red.), przelały czarę goryczy u kibiców. OM to klub, w którym nie potrzeba dużo, aby zapanował kryzys - wystarczy kilka “średnich” meczów - mówi w rozmowie z nami Stanisław Botella, kibic Marsylii.
Porażka w dwumeczu z wicemistrzami Grecji rzeczywiście była początkiem kryzysu, a może nawet i końca Marcelino na Stade Velodrome. Ostatecznie Hiszpan zdecydował się odejść z klubu po remisie z Toulouse w połowie września. Choć drużyna pod jego wodzą nie przegrała choćby jednego meczu w Ligue 1, 58-latek nie chciał już dłużej pracować w ekipie z południowej Francji. To wszystko między innymi z powodu napiętej atmosfery pomiędzy nim i fanami. Według doniesień medialnych trener miał nawet otrzymać od niektórych grup kibicowskich pogróżki śmierci.
- Kibice od zawsze byli, są i będą powiązani z OM. Jest to nierozłączna część Marsylii, jej kultury i jej historii, którą zapoczątkował Bernard Tapie w latach 90., kiedy to zaczęły powstawać pierwsze grupy kibicowskie. To między innymi przez wpływ kibiców (w tym Rachida Zerouala jako szefa grupy South Winners) odszedł Didier Deschamps, a przecież to właśnie pod wodzą tego trenera Marsylia zdobyła swój ostatni tytuł mistrza Francji. Spokojny Olympique to taki, który koegzystuje ze swoimi kibicami - dodaje Botella.
Kto ma rację?
To nie jest więc pierwsza taka sytuacja w Marsylii. Kibice “Les Phoceens” znani są ze swojego fanatyzmu, który jednak czasem wymyka się spod kontroli. Teraz ich frustracja sięga już jednak zenitu. Oczywiście grożenie śmiercią trenerowi, ale też prawdopodobnie samemu Longorii i dyrektorowi sportowemu Javierowi Ribelcie, jest prawdziwym skandalem. A ci zwykli fani mają prawo czuć frustrację, szczególnie biorąc pod uwagę, że na trofeum czekają już 11 lat, kiedy to piłkarze Marsylii sięgnęli po Puchar Ligi.
- Aktualny spór jest jedynie elementem walki o wpływy między grupami kibiców a władzami klubu. Kibicom coraz bardziej nie podoba się praca zarządu i wytykają bardzo niski poziom akademii klubowej, słabe wyniki i mało atrakcyjną grę pierwszej drużyny. Bardzo ciężko odpowiedzieć na to, kto ma w tym sporze rację. OM jest w wyraźnym dołku i władze nie trafiają z ostatnimi pomysłami, ale równocześnie wysyłanie pogróżek względem trenera Marcelino czy samego Pablo Longorii jest nieakceptowalne - mówi nam Michał Bojanowski, komentator Ligue 1 w “Canal+”.
Jako jeden z zarzutów, który pada pod adresem Longorii jako prezydenta klubu, jest zupełny brak jakiejkolwiek stabilizacji na Stade Velodrome. Tyle tylko, że ta trochę kłóci się z wizją obraną przez Hiszpana. Według jego strategii, aby zachować świeżość w zespole, należy co sezon wymieniać mniej więcej 40-50 procent całej kadry. Trudno jednoznacznie jednak ocenić, jak bardzo taki pomysł może mieć pozytywny wpływ na długofalowy rozwój klubu.
- Nie wiem, czy wizja współczesnego futbolu przedstawiona przez Longorię ma sens. Pewne jest natomiast, że odkąd Longoria objął stery w klubie, zespół zawsze kończył na miejscach dających prawo gry w europejskich rozgrywkach. Kibice OM od lat nie zaznali jednak radości związanej ze zdobyciem jakiegokolwiek tytułu. Fakt ten na pewno bardziej ich frustruje niż ciągła rotacja Longorii. Warto mieć jednak przy tym na uwadze, że obecnie panujący kryzys w Marsylii dotyczy kibiców i kierownictwa klubu z prezesem Longorią na czele. Ze strony szatni nie płyną żadne negatywne wiadomości, co może być ważne w kontekście kolejnych miesięcy - opisuje sytuację Botella.
Wielki sukces lub kompletna klapa
A w tych najbliższych miesiącach Marsylia ma się podnieść z kolan za sprawą Gennaro Gattuso. Były wybitny reprezentant Włoch, mistrz świata i dwukrotny triumfator Ligi Mistrzów na pewno może podzielić się z marsylską szatnią swoją zwycięską mentalnością. Tyle tylko, że jako trener 45-latek wciąż ma dużo do udowodnienia. Po niezłych okresach w Pisie, Milanie i Napoli, ostatnio nie do końca obronił się on w Valencii. Teraz Włoch ma zarówno odbudować OM, jak i samego siebie.
- Gattuso na pewno doda kolorytu całej lidze. Ostatnio był bardzo blisko dołączenia do Lyonu, ale tam ostatecznie pozostał tylko opcją rezerwową i wybrano Fabio Grosso. Teraz “Rino” niespodziewanie obejmuje OM i jak można się domyślać, będą to rządy twardej ręki. Tylko czy klub ma zawodników do takich poświęceń i żołnierzy, którzy pójdą za Włochem w ogień? Powątpiewam. W tym przypadku nie będzie jednak na pewno miejsca na półśrodki. Albo będzie to totalna klapa i tragiczny sezon, albo niespodziewany sukces. Innych scenariuszy nie zakładam - tłumaczy Piotr Zabielski, prowadzący twitterowe konto “Trójkolorowa Piłka”.
Gattuso ma całkiem spore pole do popisu. Marsylia odpadła z walki o Ligę Mistrzów, ale wciąż może powalczyć o niezły wynik w Lidze Europy. W Ligue 1 ostatnio pod wodzą tymczasowego trenera Pancho Abardonado zanotowała kompromitującą porażkę 0:4 z PSG, ale tak naprawdę w niej też nadal jest w stanie bić się o czołowe lokaty. Do tego wszystkiego dojdzie jeszcze Puchar Francji. Gattuso wchodzi do nowego zespołu na jeszcze stosunkowo początkowym etapie sezonu. Dlatego z pewnością będzie chciał zrobić wszystko, by nie być tylko strażakiem, ale dodać też do zespołu jakiś autorski element.
- OM w tym momencie nie jest w stanie kręcić nosem nad kandydatami, bo to klub jest w wielkiej potrzebie. W tym momencie podejmowana jest próba jak najszybszego ugaszenia pożaru. Gattuso wydaje się wyborem na krótką metę. Jego charyzma ma wpłynąć na bardzo słabą mentalnie Marsylię. A co dalej z Longorią? Na razie zostaje na stanowisku, ale coraz głośniej mówi się o zainteresowaniu kupnem klubu ze strony Arabii Saudyjskiej. Może się więc okazać, że są to ostatnie miesiące Hiszpana za sterami Olympique Marsylia - podsumowuje Bojanowski.