Grill Viniciusa Juniora. Wielka klapa i szokujące liczby. "To jego kula u nogi"
Vinicius Junior to oczywisty kandydat na kolejnego lidera reprezentacji Brazylii. Strzela w niej jednak średnio raz na rok i nie potrafi udźwignąć odpowiedzialności w kluczowych momentach. Gwiazdor Realu Madryt zawodzi w narodowych barwach, gdy drużyna go potrzebuje.
W Madrycie jest liderem. W reprezentacji dalej nie potrafi nim zostać. Vinicius Junior, pomimo niezaprzeczalnego talentu, nie umie spełnić oczekiwań w drużynie narodowej i w dużej mierze przez to przegrał walkę o Złotą Piłkę. W barwach “Królewskich” tylko w tym sezonie strzelił ponad dwa razy więcej bramek niż w całej karierze w zespole “Canarinhos”. Wielka presja, duże osobiste ambicje i coraz większa frustracja na boisku - czy Vini wreszcie udźwignie ciężar i wejdzie w niesamowicie ciężkie buty prawdziwego gwiazdora reprezentacji Brazylii?
Nie dźwiga
Ostatni mecz Brazylijczyków stanowił swego rodzaju podsumowanie jego kariery w reprezentacji. W starciu z Wenezuelą w kwalifikacjach do mistrzostw świata wszystko wyglądało nieźle, ale posypało się w kluczowym momencie. 24-latek wywalczył rzut karny przy stanie 1:1. Sam do niego podszedł, ale przegrał pojedynek ze stojącym w bramce rywali Rafaelem Romo. Skończyło się rozczarowującym remisem. A zawodnik Realu zamiast, jak na lidera przystało, dźwignąć zespół, zniknął po feralnym strzale z jedenastu metrów.
- To był dobry mecz Viniego. Miał dużo okazji, dużo dryblingów, ale brakowało wykończenia. Trudno jednak tu mówić o pechu. Mieliśmy słupek, ale też niewykorzystany karny i zepsuta dobitka, gdy miał tylko bramkarza, oraz zmarnowane sam na sam - trochę tego za dużo - mówi o jego występie Wojciech Peciakowski, prowadzący portal Brazylijski Futbol. - Po tym, jak nie wykorzystał wywalczonego przez siebie karnego, już go nie było w meczu. Właściwie to powinien zostać wtedy zmieniony. Psuł akcje, kłócił się, wymachiwał rękami do sędziego i rywali, niepotrzebnie zaangażował się w szarpaninę podczas zamieszania, po którym Wenezuelczycy stracili jednego zawodnika.
“Canarinhos” oczywiście plasują się na pozycji gwarantującej awans na Mistrzostwa Świata 2026. Ze strefy południowoamerykańskiej kwalifikuje się na nie aż sześć z dziesięciu drużyn. Siódma zagra w barażach. Brazylijczycy zajmują czwartą lokatę, wyprzedzając Ekwador dzięki nałożonej na niego trzypunktowej karze. Wygrali jednak mniej niż połowę (pięć z 11) rozegranych dotychczas meczów. Nie pokonali żadnego notowanego wyżej przeciwnika (porażka i remis z Kolumbią, po przegranej z Urugwajem i Argentyną). Eliminacje są więc dla nich rozczarowujące. I, co istotne, nie wykreowali nowego lidera, który mógłby przejąć pałeczkę po zmagającym się z poważnymi problemami zdrowotnymi Neymarze. Oczywiście, są świetni piłkarze, jak Raphinha czy Rodrygo, ale kandydat, w teorii, powinien być oczywisty.
- Neymara nie ma już od ponad roku. Patrzysz sobie na tę reprezentację, gdzie nikt nie powala i zastanawiasz się: kto może zostać liderem pod jego nieobecność? Vinicius wydaje się oczywistym wyborem - zwraca uwagę Peciakowski. - Najlepszy brazylijski piłkarz w ostatnich latach. W tym sezonie jeden z dwóch najlepszych, obok Raphinhi, ale gracz Realu jednak utrzymuje dobrą formę regularnie, więc przewaga leży po jego stronie. Pokazuje w klubie regularność, potrafi wejść na kosmiczny poziom, a na tym bardzo wysokim utrzymuje się od dłuższego czasu. W reprezentacji tymczasem jest, jak jest. Ludzie mi mówili, że są w szoku, gdy wrzuciłem na swój profil porównanie liczb w kadrze Neymara, Rodrygo i Viniciusa w wieku 23 lat. To była przepaść. Neymar miał ponad 40 goli, a pozostali odpowiednio po siedem i pięć.
Lider? Nie widać
Ogólne liczby Viniciusa w reprezentacji, delikatnie mówiąc, nie powalają. 36 meczów i zaledwie pięć bramek plus tyle samo asyst. Vini zadebiutował w niej w 2019 roku, więc średnio trafia do siatki… raz na rok. Ponadto bardzo niekorzystnie wypada dla niego bilans w spotkaniach o stawkę.
- Copa America 2021: 4 mecze (wszystkie z ławki); 0 goli, 0 asyst
- Eliminacje Mistrzostw Świata 2022: 10 meczów (2 z ławki); 1 gol, 0 asyst
- Mistrzostwa Świata 2022: 4 mecze; 1 gol, 2 asysty
- Eliminacje Mistrzostw Świata 2026: 6 meczów; 2 gole, 0 asyst
- Copa America 2024: 3 mecze; 0 goli, 1 asysta
- Łącznie: 27 meczów, 4 gole, 3 asysty (średnio 0,26 udziału przy bramce na mecz)
Statystyka ta wygląda jeszcze bardziej mizernie, gdy zwrócimy uwagę, z kim zawodnik Realu notował te liczby. Chile, Serbia, Korea Południowa, Kolumbia, Paragwaj. Próżno tu szukać piłkarskich potęg. 24-latek nie potrafi stać się liderem drużyny w kluczowych momentach. Wystarczy zresztą cofnąć się do ostatniego Copa America. “Canarinhos” pierwszy raz od lat grali na wielkim turnieju bez Neymara. To miał być “chrzest bojowy” jego następcy. Przeszli przez fazę grupową, a Vini zagrał w każdym z jej spotkań, dwukrotnie trafiając do siatki Paragwaju. Problem w tym, że w ćwierćfinale już nie mógł wystąpić, bo… się wykartkował. Drużyna pod jego nieobecność przegrała po rzutach karnych z Urugwajem.
- Zawaliłem, dostałem dwie żółte kartki, których mogłem uniknąć. Ponownie oglądałem z ławki, jak odpadamy. Tym razem jednak to moja wina. Przepraszam za to - pisał skrzydłowy na Instagramie.
Miał być liderem i sam dobrze wie, że zawiódł. Można zachodzić w głowę: jakim cudem nie udaje mu się w reprezentacji, skoro udaje w Realu? Nawet sam Jude Bellingham mówił po niedawnym spotkaniu “Królewskich” z Osasuną, że Vinicius to - no właśnie - ich lider.
Kadra nie pomaga
Ekipę “Canarinhos” właściwie zawsze kojarzono z wielkimi gwiazdami, błyszczącymi nie tylko w klubach, ale i w narodowych barwach. Poczynając od Pele, przechodząc przez m.in. Socratesa, Zico, Romario, aż do legend XXI wieku, jak Ronaldo, Ronaldinho, Kaka czy wspomniany Neymar. Obecne pokolenie wciąż ma wakat w sensie reprezentacyjnym, bo Vini przecież bryluje na Santiago Bernabeu. To, jak już wspominaliśmy, predestynuje go do roli faworyta. Duże nadzieje niosą jednak ze sobą ogromne ciśnienie, a okoliczności same w sobie są niesprzyjające.
- Na jego słabszą dyspozycję w kadrze składa się kilka czynników. Presja związana z tym, że ma być liderem, presja wynikająca ze słabszych liczb, które wypadałoby poprawić, skoro jest w opinii wielu najlepszy na świecie, nie pomagają też trenerzy w reprezentacji. Z lepszym selekcjonerem wszyscy piłkarze graliby zapewne lepiej - ocenia nasz rozmówca.
Listy powołań prowadzącego reprezentację Dorivala nie kładą na kolana. Dobrze to widać chociażby po opcjach w środku pola: Bruno Guimaraes, Andre, Gerson, Lucas Paqueta i Andreas Pereira. Czterech zawodników klubów środka tabeli Premier League i jeden gracz z rodzimej ligi. Tymczasem jeszcze niedawno stabilizowali go Casemiro i Fabinho - piłkarze absolutnie czołowi. Aktualna zmiana pokoleniowa przechodzi dla Brazylijczyków bardzo boleśnie. Można powiedzieć, że zawodzący Vinicius to w pewnym sensie jej symbol. Ale część winy ponosi też selekcjoner, który stroni od zmian, gdy tych potrzeba.
- Mam wrażenie, że obecni piłkarze “Canarinhos” są trochę “zblazowani”. Są gwiazdami swoich klubów, ale w dużej części już nie elitarnych, przykładowo ze środka tabeli Premier League, jak Guimaraes. Chodzi o to, żeby nie patrzeć na kluby, bo zawodnicy z teoretycznie lepszych, europejskich drużyn często dają mniej niż gracze z ligi brazylijskiej - tłumaczy Peciakowski.
To może wypadałoby zmienić selekcjonera? Wszak Brazylijczycy nie są w stanie znaleźć stabilizacji, jeśli chodzi o tę jakże istotną rolę. Po odejściu Tite ponad rok trwały tymczasowe kadencje Ramona Menezesa i Fernando Diniza. Dopiero w styczniu zatrudniono Dorivala, ale jego bilans nie porywa, bo wygrał zaledwie cztery z dziesięciu swoich spotkań. Jego reprezentacja nie ma polotu, ale awans na mundial zapewne wywalczy. Roszad więc trudno się spodziewać.
Kula u nogi?
Reprezentacja jest aktualnie plamą na karierze Viniciusa. W Realu wygrał już wszystko, co mógł, zaliczając po drodze wspaniałe, genialne wręcz występy. W trykocie “Canarinhos” nie potrafi jednak tego pokazać.
- W kadrze jeszcze nigdy nie miał wielkiego meczu. Na Copa co prawda raz wbił dwie bramki, ale to było z najsłabszym rywalem w grupie. Brakuje spotkania, gdzie potrafiłby zrobić różnicę, dzięki czemu drużyna awansuje. Wtedy ludzie zapamiętaliby, że to on ją pociągnął. W przypadku Viniciusa nie chodzi o to, aby dogonił liczby Neymara w kadrze, tylko żeby jego bramki miały dużą wagę - przekonuje Peciakowski.
Ciężar kolejnych rozczarowań z drużyną narodową ciągnie się za Brazylijczykiem. W tym roku przegrał przecież walkę o Złotą Piłkę, choć wygrał z “Los Blancos” Ligę Mistrzów i sięgnął z nimi po mistrzostwo Hiszpanii. Musiał ustąpić piłkarzowi, który do mistrzostwa Anglii dorzucił - a jakże - sukces z reprezentacją. Po nagrodę sięgnął Rodri, zwycięzca EURO.
- Uważam, że jeśli w danym roku mamy turniej międzynarodowy, to piłkarze aspirujący do zdobycia Złotej Piłki powinni coś na nim pokazać. Jakby Vinicius z Brazylią doszedł chociaż do półfinału Copa America, przy okazji zaliczając takie mecze, jak w Lidze Mistrzów, gdzie w pojedynkę odrabia straty i zapewnia awans, to mógłby ostatecznie wygrać - przekonuje nasz rozmówca. - Oczywiście kibice Realu twierdzą, że turniej rozgrywany co dwa lata nie znaczy dużo, że ważniejsze jest to, co pokazuje w klubie, ale to istotne dla wielu ludzi i dla samego Viniego. Przecież podkreśla, że wie, że powinien się poprawić w kadrze - dodaje.
Można więc stwierdzić, że Copa America było w tym sezonie kulą u nogi Viniciusa. Gdyby rywal w walce o największą indywidualną nagrodę w świecie futbolu nie przyćmił go tak mocno na polu międzynarodowym, to zapewne Vini sięgnąłby po wyróżnienie, na którym tak bardzo mu zależało. Przy okazji mógłby też “wybić” się na tle kolegów z Realu: Jude’a Bellinghama i Daniego Carvajala. Część oddanych na nich głosów mogłaby przepłynąć do niego.
A tak? Tylko nasilają się pytania. Czemu nie potrafi zrobić w reprezentacji tego, co robi w klubie. Pytania, które poskutkowały nawet reakcją… prezydenta Brazylii, Luli.
Prezydent poszedł po bandzie
Szerokim echem odbiła się wypowiedź prezydenta z października. Jego kontrowersyjne słowa podchwyciły media na całym świecie. Odebrano je jako atak m.in. właśnie na największe gwiazdy z najmocniejszych europejskich zespołów.
- Od pewnego czasu twierdzę, że reprezentacja Brazylii powinna składać się z graczy występujących w Brasileirao. Gdy ostatnio rozmawiałem z prezydentem federacji w Brasilii, powiedziałem mu o tym. Ci grający za granicą, nie są lepsi od tych tutaj. Nie mamy tu wielu gwiazd, nie ma Garrinchy, Romario, ale jest wielu młodych chłopaków, którzy, jeśli Bóg da, odniosą sukcesy, choć nie są jeszcze gwiazdami - stwierdził.
Ta wypowiedź była reakcją na spotkanie z Chile. Na korzyść “Canarinhos” odwróciły je trafienia Igora Jesusa i Luisa Henrique - dwóch zawodników Botafogo. Błysnęli oni m.in. pod nieobecność kontuzjowanego Viniciusa.
- To trochę populizm, ale też sam pamięta czasy, gdy Brazylia zdobywała mistrzostwo świata kadrą złożoną tylko z zawodników z rodzimej ligi w czasach Pele - tłumaczy nam punkt widzenia prezydenta Peciakowski, dodając, że ten pomysł nie ma prawa bytu, już nawet zapominając o tym, że spotkałby się z reakcją FIFA. - Piłka nożna się zmieniła, więc liga brazylijska nie należy już do światowej czołówki.
Warto jednak zwrócić uwagę, że narracja Luli nie do końca znajduje odzwierciedlenie w nastrojach społeczeństwa. W kraju, gdzie futbol to niemal religia, ludzie dalej wierzą w Viniciusa i jego kolegów. Z kadrą zawsze związana jest wielka nadzieja, a uszczypliwe, krytyczne komentarze należą do mniejszości.
- W Brazylii raczej stoją murem za gwiazdami. Wiadomo, są tam duże podziały kibicowskie, więc przykładowo, jeśli gole strzela Igor Jesus z Botafogo, to pojawiają się w komentarzach pod postami głosy ich kibiców o wydźwięku: “o, gwiazdy z Europy nie strzelają, to ktoś od nas musi to robić”, ale to dotyczy najczęściej fanów konkretnej drużyny, więc można to brać z przymrużeniem oka - tłumaczy założyciel Brazylijskiego Futbolu.
Ostatecznie jednak Brazylia ma problem. Nie są tam bowiem w stanie w pełni cieszyć się potencjałem najlepszego chyba obecnie zawodnika w kraju. Vini nie potrafi bowiem zaprezentować go w reprezentacyjnej koszulce. Trudno przewidzieć, czy cierpliwość do niego kiedyś się skończy, ale na pewno należy oczekiwać, że gwiazdor Realu w końcu się odblokuje. Peciakowski, którego sercu drużyna “Canarinhos” jest bardzo bliska, mówi wprost:
- Jeśli ogłasza się kogoś najlepszym piłkarzem świata, to trzeba mieć co do niego duże oczekiwania. On sam też nie ucieka od tych stwierdzeń. Powinien pokazać, że umie stanie “dojechać” w każdej drużynie, a nie środowisku zbudowanym pod siebie w Realu Madryt, gdzie od lat idzie mu świetnie.
I pod tymi słowami zapewne podpisałby się każdy brazylijski kibic. Ba, pewnie i każdy Brazylijczyk, bo nie ma tam chyba człowieka, który nie żyłby reprezentacją.