Grał z Romario, kiwał Roberto Carlosa, a w kadrze zagrał… dwa mecze. Polski diament z brazylijskiej Copacabany
Miał 21 lat, gdy z Zagłębia Lubin przenosił się do… ligi brazylijskiej. Obrał egzotyczny kierunek, dziś kompletnie niespotykany w przypadku polskich piłkarzy. Ale tam odnalazł się znakomicie. Błyszczał na Maracanie, nagrywał filmy z Juninho, kumplował się z Romario. Zarabiał krocie, a w końcu za równie poważne pieniądze przeniósł się do ligi francuskiej. Jego kolorową karierę przerwały kontuzje, ale dziś Mariusz Piekarski dalej żyje z piłki. Jest topowym w Polsce agentem piłkarskim, a anegdoty z nim związane to już po prostu klasyki.
Przygodę z futbolem zaczynał w Białymstoku. Jagiellonia miała wtedy wyjątkowo zdolną młodzież, bo oprócz Piekarskiego swoje umiejętności szlifowali tam wówczas choćby rok starsi od niego Tomasz Frankowski i Marek Citko.
Miłość od pierwszego wejrzenia
Droga do Kraju Kawy nie wiodła jednak bezpośrednio z Białegostoku. “Piekario” zahaczył jeszcze o Polonię Gdańsk i Zagłębie Lubin. Gdy natomiast z kadrą do lat 23 poleciał do Brazylii na mecz towarzyski, wpadł miejscowym w oko.
- Jeszcze na dobre nie zaczęła się rozmowa, a ja już wyszedłem przed szereg i powiedziałem: "Ja w to wchodzę, chcę tu zostać!". Poczułem to. Brazylia od pierwszego dnia przyciągała mnie jak magnes - opowiadał później w rozmowie z portalem “Onet”.
I faktycznie został. Dołączył do Atletico Paranaense. Jeszcze przed chwilą toczył zacięte boje z Odrą Wodzisław Śląski i GKS-em Tychy, a teraz szykował się na spotkanie rozgrywane przy wypełnionej po brzegi Maracanie.
W Ameryce Południowej Piekarski czuł się znakomicie. Wybierano go do szeregu zestawień najlepszych piłkarzy, przed jednym ze spotkań zaproszono nawet do nagrania filmowej zapowiedzi, gdzie przedstawicielem zespołu rywali był Juninho, później gwiazdor Olympique Lyon. Zresztą… od tego króla rzutów wolnych Piekarski wcale gorszy się wtedy nie czuł.
Kumpel Romario
Po roku zmienił barwy klubowe. Tym razem padło na słynne Flamengo, które musiało zapłacić za niego milion dolarów. Spotkał tam choćby późniejszego golkipera Interu, Julio Cesara czy przede wszystkim legendę brazylijskiej piłki - Romario, który przyszedł z FC Barcelony.
- Co do Romario, to kiedy mu się chciało, był nie do zatrzymania. Mógł rywala ośmieszyć na metrze, na podstawce od piwa, jak to się mówi. A przy tym fajny, wyluzowany, uśmiechnięty facet. Pamiętam pierwszy trening we Flamengo. Trening o 14.00, a my o 14.15 jeszcze siedzimy w szatni, bo nie ma Romario. Wreszcie podjechał swoim pięknym samochodem, zatrzymał się i… słuchał muzyki. Piosenka się skończyła, a on puścił ją sobie jeszcze raz. Dopiero po kilku minutach wyszedł z obezwładniającym uśmiechem, przebrał się i poszliśmy na trening - wspominał.
Minęło pół roku i… kolejny transfer. Tym razem do Mogi Mirim. Jak się później okazało, był to ostatni epizod Piekarskiego w Brazylii. Nie zaskoczę pisząc, że też półroczny. Wychowanek “Jagi” raczej nie był symbolem przywiązania do kolejnych klubów, które - dosłownie i w przenośni - zwiedzał.
Polski Diego kiwający Roberto Carlosa
Co jednak ciekawe, tym razem zdecydował się zostawić piaszczyste plaże Kraju Kawy. Zgłosiła się po niego francuska Bastia, za której sterami stał wówczas dobrze znany nam Henryk Kasperczak. Co więcej, w środku pola biegał też Piotr Świerczewski. Do transferu w dużym stopniu przyczynił się… Mateusz Borek, dziś dziennikarz “Kanału Sportowego”, który podczas kolacji z Kasperczakiem i “Świerkiem” został zapytany przez późniejszego trenera m.in. Wisły Kraków o zdanie na temat Piekarskiego. - To jest polski Diego - odparł Borek.
Skąd taki zachwyt nad piłkarzem, który przez całą karierę zagrał w pierwszej reprezentacji Polski… dwa mecze? Wystarczyła pewna kaseta z kompilacją jego umiejętności, które demonstrował na brazylijskich boiskach.
- To nie, że on tam kiwał frajerów. Patrzysz pierwsza akcja, idzie Roberto Carlos na wślizgu, pach, dziubnął, kanał. Flamengo - Palmeiras, z drugiej strony Djalminha, co później grał w Deportivo La Coruna. “Piekarz” wybrany piłkarzem meczu. Patrzysz, trzeci mecz, tam ten Amaral, co później zakotwiczył w Pogoni, a wtedy był piłkarzem reprezentacji Brazylii. No kręcił, kręcił go tam i z powrotem. Kanał w jedną, kanał w drugą, zastawka, podanie, pass, drybling. Ja mówię: co to jest za “grajcar”, jak on może w kadrze nie grać?! - wspominał tamten moment Borek w rozmowie z Tomaszem Smokowskim na “Kanale Sportowym”.
Luz i głowa na karku
Ostatecznie Piekarski faktycznie zakotwiczył w Bastii, choć już wówczas, gdy Kasperczaka na stanowisku nie było. Tu grzechem byłoby nie wspomnieć pewnej słynnej anegdoty związanej z momentem zmiany barw klubowych. “Piekario” relaksował się akurat na basenie, sącząc jakiś trunek, gdy zadzwonił do niego jego menedżer, potwierdzając, że transfer do Bastii jest “klepnięty”. - Ale się wpier**lili - skwitował z uśmiechem na ustach piłkarz.
Na boisku miał brazylijski luz. Miał go i w życiu. Odkąd na konto zaczęło wpadać więcej pieniędzy, zaczął żyć po prostu na bogato. Luksusowe samochody, inwestycje, które nie zawsze okazywały się strzałami w dziesiatkę, a zdarzało się, że trafiały w kolano.
W końcu przestało się układać. Najpierw na murawie, bo w Bastii zagrał tylko 14 spotkań, po czym zdecydował się na powrót do Polski. Konkretnie Legii Warszawa. W koszulce z “eLką” na piersi też nie zachwycał, ale wspomnieć trzeba, że nie omijały go poważne problemy z kontuzjami. To one w dużej mierze zahamowały dobrze rozwijającą się karierę, którą zakończył w wieku zaledwie 29 lat, już wówczas jako piłkarz cypryjskiego Anorthosisu Famagusta.
Po zawieszeniu butów na kołku zostały jednak liczne kontakty, doskonała znajomość piłkarskiego środowiska. Piekarski postawił na karierę agenta, początkowo sprowadzając do Polski piłkarzy z Brazylii. W taki sposób nad Wisłą wylądowali m.in. Roger i Edson. Trzeba przyznać, że “Piekario” szybko pokazał smykałkę do nowej profesji.
Dziś uchodzi za czołowego agenta piłkarskiego w Polsce. Jego agencja “Unidos” ma pod swoimi skrzydłami takich piłkarzy jak Michał Karbownik, Karol Świderski, Jacek Góralski, Maciej Rybus, Artur Jędrzejczyk, Michał Pazdan, Damian Szymański czy Arvydas Novikovas. Na ten moment były piłkarz Flamengo może mieć więc sporo pracy z przygotowaniem transferu tego pierwszego, którym interesują się już największe kluby świata, na czele z FC Barceloną.
***
Mariusz Piekarski to z pewnością jedna z ciekawszych, a i najbardziej szalonych postaci w polskim środowisku piłkarskim. Przez to, że jego najlepszy czas przypadł na grę w odległej Brazylii, niewiele osób w ogóle widziało go w tamtym okresie w akcji, ale są naoczni świadkowie potwierdzający, że faktycznie potrafił na boisku wyczyniać cuda.
A wobec tego aż trudno uwierzyć, że więcej spotkań od niego zagrali w reprezentacji Polski Patryk Rachwał, Łukasz Madej czy Piotr Giza. Z całym szacunkiem do wymienionych Panów.
Dominik Budziński