Grał z Polakami w wielkim BVB, potem nie chciał go nawet Raków. A Klopp się zachwycał. "Niesamowity"

Grał z Polakami w wielkim BVB, potem nie chciał go nawet Raków. A Klopp się zachwycał. "Niesamowity"
CITYPRESS24 / PRESSFOCUS / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik Budziński07 Sep · 11:00
Do Borussiii Dortmund, wtedy naprawdę silnej, wchodził jako młody chłopak ze sporym potencjałem. W rzeczywistości nigdy go jednak nie wykorzystał. Stopniowo obniżał loty, a teraz od ponad dwóch lat nie ma nawet klubu. Dziś Moritz Leitner przypomni o sobie podczas pożegnalnego meczu Łukasza Piszczka i Jakuba Błaszczykowskiego.
Pierwsze kroki w seniorskiej piłce stawiał jako zawodnik TSV 1860 Monachium, ale szybko wpadł w oko włodarzom Borussii Dortmund. Kosztował niewiele, bo zaledwie 600 tysięcy euro, a bardzo silne wówczas BVB od razu wypożyczyło go do Augsburga. Tam środkowy pomocnik urodzony w Monachium, mogący grać też na skrzydle, miał solidnie się ograć.
Dalsza część tekstu pod wideo
Leitner faktycznie z miejsca wskoczył do podstawowej jedenastki drużyny grającej wtedy na zapleczu Bundesligi. Przychodził w środku sezonu, w debiucie zaliczył asystę, potem rozegrał jeszcze dziewięć spotkań. Byłoby ich pewnie więcej, ale kilka tygodni stracił przez kontuzję.

Młokos wśród gwiazd

Wypożyczenie w końcu dobiegło końca, a Leitner, mający wtedy na karku tylko 19 lat, wszedł do dortmundzkiej szatni pełnej wielkich postaci. Borussia była świeżo po zdobyciu mistrzostwa Niemiec, miała piekielnie silną kadrę, ale mimo to pełniący wtedy funkcję szkoleniowca Juergen Klopp chciał mieć w swoim zespole nieszczególnie ogranego jeszcze młokosa. Widział w nim olbrzymi potencjał.
Leitner był w tamtej Borussii najmłodszy. Trudno było mu przebić się do podstawowej jedenastki, bo w środku pola rządzili tacy gracze jak Sebastian Kehl, Sven Bender, Ilkay Guendogan, Shinji Kagawa czy biegający akurat wtedy częściej na skrzydle Mario Goetze. Mimo wszystko wychowanek TSV 1860 też dostawał swoje szanse. Przez cały, znów mistrzowski dla BVB sezon, rozegrał 23 mecze. Gola nie strzelił, zaliczył dwie asysty, grał głównie jako zmiennik, ale tak czy siak zbierał bezcenne szlify. Był częścią wielkiego zespołu.
Jeszcze więcej występów Leitner zapisywał na swoim koncie w kolejnej kampanii. Tym razem było ich 31, co przełożyło się też na pokaźniejszą liczbę minut. Młodzieżowy wówczas reprezentant Niemiec nadal rzadko stanowił o sile pierwszej jedenastki BVB, ale na murawie spędził ponad 1000 minut. Z perspektywy ławki rezerwowych obserwował, jak jego koledzy walczą w wielkim finale Ligi Mistrzów z Bayernem. W tamtej edycji Champions League zagrał cztery razy, a w wygranym 1:0 meczu z Manchesterem City przebywał na murawie od pierwszej do ostatniej minuty.

Wypożyczenie, druga szansa i rzymska katastrofa

Czas jednak leciał, a Leitner w bardzo ważnym dla piłkarza wieku nadal nie grał wystarczająco regularnie, bo zwyczajnie konkurencja w zespole była zbyt mocna. Odszedł więc na wypożyczenie do Stuttgartu, gdzie spędził dwa kolejne lata. Miał tam momenty lepsze i gorsze, nie omijały go kontuzje, ale co najważniejsze - grał zdecydowanie częściej niż w Dortmundzie. Przez dwa sezony dorzucił do swojego dorobku 44 mecze, strzelił dwa gole, zaliczył cztery asysty.
Od Borussii dostał jeszcze jedną szansę. Wrócił po dwóch latach jako wyraźnie bardziej ukształtowany piłkarz. Już nie junior, a prawie 23-letni chłopak. Gdy jednak przez cały sezon 2015/16 spędził na murawie niecałe 400 minut, stało się jasne, że pora uciekać. Jego nazwisko nadal było wtedy dla znanych klubów wyjątkowo kuszące, dlatego Leitner nie narzekał na brak zainteresowania. Chętne było Lazio, które nie musiało się szczególnie wykosztowywać. Sprowadzenie niemieckiego pomocnika kosztowało zaledwie 1,5 mln euro.
Na przygodę Leitnera z Rzymem można natomiast spuścić zasłonę milczenia. Przez pół roku bohater tego artykułu rozegrał dla klubu ze Stadio Olimpico zawrotne… dwa mecze. Niewiele lepiej szło mu potem w Augsburgu, do którego wrócił po latach.

W Anglii wyraźnie lepiej

Gdy wydawało się, że były gracz BVB nie wyjdzie już na prostą, rękę wyciągnął do niego Daniel Farke, a więc trener, z którym Leitner miał okazję pracować w zespole Borussii U23. To właśnie ten menedżer ściągnął byłego podopiecznego do Norwich City.
- Ma ogromny potencjał. W Niemczech mówiło się, że będzie kolejną “10” reprezentacji. Ma za sobą kilka trudnych lat, ale wierzę, że możemy pomóc mu się rozwinąć - mówił Farke.
Leitner trafił do ekipy “Kanarków” najpierw na kilkumiesięczne wypożyczenie, ale potem Norwich wykupiło go z Augsburga. Ostatecznie Niemiec spędził w klubie aż trzy i pół roku. Przez większą część tej przygody grał regularnie, był chwalony, pomógł też drużynie w wywalczeniu awansu do Premier League. Dzięki temu mógł pokazać się w angielskiej elicie, a swój debiut na tym poziomie zaliczył w meczu przeciwko… Liverpoolowi prowadzonemu przez dobrze znanego mu Juergena Kloppa.
To właśnie przed tym spotkaniem słynny szkoleniowiec poświęcił byłemu podopiecznemu z BVB kilka miłych słów.
- Leitner był dla mnie niesamowity - mogliśmy usłyszeć z ust niemieckiego trenera.
Tylko początkowo Leitner wybiegał na murawę w meczach Premier League. W końcu przestał dostawać swoje szanse i przez kilka miesięcy nie rozegrał choćby minuty. Ostatecznie “Kanarki” poinformowały o rozwiązaniu umowy za porozumieniem stron.

Raków zrezygnował, Zurich spróbował

To właśnie w tamtym okresie w mediach zaczęły przewijać się informacje o możliwych przenosinach niemieckiego pomocnika do… Polski. Leitnera łączono z Legią, ale ten kierunek szybko okazał się chybiony. Były pomocnik BVB faktycznie wylądował bowiem w Warszawie, ale po to, by udać się do Częstochowy. Tam był testowany przez Raków, ale o ile sportowo wyglądał nieźle, to fizycznie bardzo słabo. Miał też spore oczekiwania finansowe i “Medaliki” nie zdecydowały się na jego zakontraktowanie.
Leitner nie trafił zatem do Polski, natomiast niedługo później miał już klub. Dołączył do FC Zurich i tam zaczął całkiem obiecująco. Wszystko, nie pierwszy raz w jego karierze, zepsuły jednak kontuzje. Urodzony w Monachium pomocnik nie miał więc wielkiego wkładu w zdobycie przez zespół mistrzostwa Szwajcarii, bo rozegrał zaledwie dziewięć meczów.
Po jednym sezonie na szwajcarskich boiskach Leitner pożegnał się z klubem i już ponad dwa lata pozostaje bez pracodawcy. Oficjalnie próżno szukać informacji o zakończeniu przez niego kariery, natomiast trudno przypuszczać, by 31-latek wrócił jeszcze do futbolu w roli aktywnego zawodnika.

W ekipie Błaszczykowskiego

Dziś zobaczymy, co jeszcze potrafi, bo na Signal Iduna Park w Dortmundzie odbędzie się mecz pożegnalny Łukasza Piszczka i Jakuba Błaszczykowskiego. Leitner wystąpi w zespole tego drugiego. Do pomocy będzie miał nie tylko Kubę, ale też m.in. Dede, Patricka Owomoyelę, Nevena Suboticia, Kevina Grosskreutza, Kamila Grosickiego czy Marcina Wasilewskiego. Trenerem tego zespołu będzie zaś Juergen Klopp.

Przeczytaj również