Grał z Podolskim, teraz tworzy wyjątkowy klub za granicą. Polaków tam kochają! Piękne słowa [NASZ WYWIAD]
Kiedyś dostał na urodziny koguta, teraz jest filarem swojej drużyny w Eredivisie. Bramkarz Daniel Bielica w rozmowie z nami opowiada, dlaczego tak długo czekał na szansę w ukochanym Górniku Zabrze, tłumaczy fenomen “polskiej” Bredy i zdradza, kto jest najbardziej wyróżniającym się graczem w Holandii.
PIOTREK PRZYBOROWSKI: Rozwiewając wszelkie wątpliwości, co się stało z kogutem, którego swego czasu dostałeś od kolegów w szatni Warty Poznań?
DANIEL BIELICA, BRAMKARZ NAC BREDA: (śmiech) Oddaliśmy go z powrotem i ostatecznie został wykorzystany jedynie na potrzeby tej szybkiej akcji marketingowej. Mieliśmy z tym kupę śmiechu, ale wtedy nie byłem go nawet w stanie wziąć do domu, bo tego dnia mieliśmy z Wartą wyjazd na mecz ligowy. Wrócił tam, gdzie było jego miejsce i dalej żył sobie bezpiecznie.
Pobyt w Warcie był chyba dla Ciebie całkiem niezłym przetarciem pod takim kątem mentalnym. Pamiętasz swoją pierwszą rozmowę z trenerem bramkarzy, Dominikiem Kubiakiem?
Oj tak, całkiem dobrze pamiętam tamtą rozmowę. Odbyła się na takiej ławeczce przy przejściu ze starego budynku klubowego na boisko przy Drodze Dębińskiej. Teraz już tego budynku zresztą nawet nie ma. Rzeczywiście pobyt w Warcie to był okres, którego nie żałuję i to pomimo tego, że tych minut nie było tyle, ile bym sobie życzył.
W ekipie “Zielonych” przegrywałeś wtedy rywalizację z Adrianem Lisem. Warta szła w tamtym czasie mocno na atmosferze, w pewnym momencie zaczęto marzyć nawet o europejskich pucharach. Myślisz, że w innych okolicznościach dostałbyś może więcej niż te pięć meczów w Ekstraklasie?
Myślę, że tak. Nie było jednak żadnych argumentów za zmianami w składzie. Praktycznie każdy prezentował się fenomenalnie. “Lisu” zanotował wtedy jeden ze swoich najlepszych, jeśli w ogólnie nie najlepszy sezon w swojej karierze. Nikt nie miał więc powodów do tego, by zadecydować wtedy o zmianie pierwszego bramkarza. Zresztą wynik i nasze miejsce na koniec sezonu chyba mówi sam za siebie.
Po wypożyczeniu do Warty wróciłeś do Górnika Zabrze, który bez wątpienia jest klubem twojego życia. Tak naprawdę trochę jednak czekałeś na to, by na poważnie zaistnieć w Zabrzu. Po debiucie w 2018 roku na kolejną szansę w Górniku czekałeś bowiem trzy lata. Czułeś, że twój czas w Górniku wreszcie nastanie?
Głęboko w to wierzyłem i dążyłem do tego, by na stałe zostać tym pierwszym bramkarzem. Mój występ u trenera Brosza to był taki jednorazowy wystrzał, bo Tomek Loska potrzebował wtedy takiej krótkiej przerwy. Ja wówczas nie byłem jeszcze gotowy, by być pełnoprawnym bramkarzem Górnika w Ekstraklasie. To było bardziej w formie takiego testu, czy jestem w stanie sobie w ogóle poradzić z tą presją. Później z kolei udałem się na dwa wypożyczenia, które w znacznej mierze przygotowały mnie do tego, by być bramkarzem numer jeden.
Jan Urban, Lukas Podolski. Podczas twojego pobytu w Górniku spotkałeś naprawdę wielkie postaci w świecie nie tylko polskiego futbolu. Od którego z nich nauczyłeś się najwięcej?
W moim przypadku pewnie bardziej szedłbym jednak w któregoś z moich trenerów bramkarzy, gdyż to oni na co dzień poświęcają nam mnóstwo czasu i są dla nas prawdziwą kopalnią wiedzy. Ja miałem do nich zawsze ogromne szczęście, niezależnie od klubu i czerpałem tyle, ile tylko byłem w stanie. Choć oczywiście wiadomo, że jak “Poldi” strzela, to też można się sporo nauczyć. Wydaje mi się, że w Holandii nie spotkałem jeszcze piłkarza, który potrafi tak precyzyjnie uderzyć. Z punktu widzenia bramkarza jest to z pewnością cenne doświadczenie i mało kto miał okazję obcować na treningach z piłkarzem o takich umiejętnościach.
W Górniku dałeś się poznać jako solidny golkiper o niezłej grze nogami. Ostatnio usłyszałem na twój temat opinię, że żaden polski klub nie do końca był w stanie wykorzystać twój potencjał w tym aspekcie. Zgadzasz się z takim poglądem?
Na pewno trochę tak było. W Górniku trener Broll próbował trochę zaszczepić w nas tę budowę gry od tyłu i wtedy mogłem trochę wykorzystać te moje umiejętności. Z trenerem Urbanem graliśmy ostatnio o utrzymanie i w takiej sytuacji ten styl gry musiał zejść na dalszy plan, a naszym celem było przede wszystkim zabezpieczyć tyły. W Holandii pod tym względem na pewno mogę się bardziej pokazać. Zespół chce grać w piłkę i bardzo się cieszę, że dzięki temu ja też mogę się rozwijać na tej płaszczyźnie.
Tego lata miałeś jednak ofertę nie tylko z Bredy. Pojawiało się też zainteresowanie z innych lig - Danii, Portugalii czy Szkocji. Dlaczego ostatecznie zdecydowałeś się na przeprowadzkę do Eredivisie?
Breda od początku do końca naszych rozmów była bardzo konkretna. Widać było, że im na mnie zależy i widzą mnie jako swojego podstawowego bramkarza. To też mnie mocno przekonało, bo ja po prostu lubię grać w piłkę. Wiedząc, że będę tu regularnie grał, Holnderzy przekonali mnie do swojej propozycji. Mecze mnie napędzają do dalszej ciężkiej pracy, więc to też był jeden z ważnych argumentów.
W Eredivisie zadebiutowałeś w meczu z innym beniaminkiem, Groningen i był to srogi test, bo na inaugurację przegraliście 1:4. Tydzień później zdołaliście jednak zmazać plamę po tamtym występie i wygraliście 2:1 z Ajaksem. Jak smakowało zwycięstwo z rywalem o takim statusie?
To było coś pięknego, szczególnie po tym pierwszym spotkaniu. Pamiętam, że jak weszliśmy do szatni po meczu z Groningen, to nasze nastroje wskazywały na to, że pozostanie w tej Eredivisie może być dla nas ciężkim wyzwaniem. Wiadomo, że tamten mecz nie potoczył się po naszej myśli, już na samym początku straciliśmy jednego z zawodników, później nasi rywale szybko mieli też rzut karny. Spotkanie z Ajaksem było dla nas więc świetnym odbiciem się po porażce na inaugurację. Nie ukrywam, smak zwycięstwa nad takim rywalem będę czuł do końca życia. Dla takich chwil gra się w piłkę. Pokonaliśmy wielki klub, a w Eredivisie jest jeszcze kilka takich, więc mam nadzieję, że to było nasze pierwsze, ale nie ostatnie zwycięstwo nad tak dużym zespołem.
W Holandii jesteś już w sumie od czterech miesięcy. Czy po przyjeździe do Holandii coś cię zaskoczyło - i na boisku, i poza nim?
Pod względem treningowym aż tak wiele mnie nie zaskoczyło. Ten przeskok nie był taki duży, co pozytywnie świadczy o polskiej szkole bramkarstwa. Często słyszy się, że wyjazd do innej ligi jest dla polskiego piłkarza sporym wyzwaniem, ale ja tego tak nie odczułem. Co do życia w Holandii, ludzie w Bredzie są naprawdę bardzo otwarci i uśmiechnięci. Bardzo to doceniam, gdy widzę uśmiech na ich twarzach. To miłe, że ludzie tutaj po prostu korzystają z życia i są otwarci na nowe znajomości czy nawet krótkie rozmowy na ulicy.
Breda to chyba miasto wyjątkowe pod względem ich nastawienia do Polaków. Wasze koszulki meczowe w tym sezonie poświęcone są polskim żołnierzom z 1. Polskiej Dywizji Pancernej dowodzonej przez generała Stanisława Maczka i to prawdziwe białe kruki. Miałeś już zapytania od kogoś z Polski w temacie tych trykotów?
Oj, tak, miałem już sporo zapytań, ale niestety sam nie mogę nic za bardzo temu zaradzić. Nie mamy tych koszulek pod ręką i dostęp do nich jest dość ciężki. Poszły jakieś zamówienia z Polski, ale na razie sam muszę na nie czekać. Wszystkim, którzy chcą je zdobyć, mogę polecić jedynie regularnie wchodzenie na stronę Bredy. A nuż któregoś dnia pojawią się tam nowe egzemplarze.
Ale to też chyba nie jest tak, że to tylko i wyłącznie te koszulki i wybieg marketingowy. Ten klub i miasto chyba naprawdę jest wdzięczni Polakom za poświęcenie naszych żołnierzy. W jakiś sposób odczułeś to już na własnej skórze?
Mieszkańcy Bredy bardzo otwarcie mówią o tym wydarzeniu i czują ogromny szacunek wobec Polaków za to, co się stało. To nie jest żaden chwyt marketingowy czy wydmuszka nakręcana przez klub i media. Ludzie tutaj rzeczywiście bardzo doceniają postawę naszych rodaków. Najlepiej świadczy o tym fakt, jak dbają o cmentarz, na którym pochowani są nasi polegli żołnierze, czy znajdujące się obok niego muzeum. Ich postawa wobec Polaków nie jest żadną internetową ściemą.
Aktualnie zresztą polska kolonia w Bredzie jest całkiem pokaźna. Latem do zespołu dołączyli też trener Tomasz Kaczmarek oraz Kacper Kostorz. To z nimi trzymasz się w klubie najmocniej?
Z Kacprem rzeczywiście spędzamy najwięcej czasu. Obaj jesteśmy Polakami, więc jest nam po prostu łatwiej. Jeśli chodzi o trenera, to wiadomo, że tu ta relacja jest nieco inna, trener ma też swoje obowiązki. W miarę możliwości jesteśmy staramy się jednak zmienić ze sobą kilka słów.
Jesteśmy po ponad 1/4 sezonu. Na razie macie na swoim koncie 15 punktów, co daje miejsce w środku stawki. Jak na drużynę, która była przed sezonem typowana raczej do walki o utrzymanie, to ten pierwszy etap rozgrywek był dla was całkiem udany?
Myślę, że tak, choć ten bilans mocno poprawiliśmy ostatnimi wygranymi. Z perspektywy czasu czuję jednak lekki niedosyt punktowy. Patrząc na nasze mecze, było nas stać na nieco więcej. Mamy ten głód i trzeba skorzystać z tej chwili, by spróbować podtrzymać tę formę i jak najszybciej uzbierać odpowiednią zdobycz punktową. Wiadomo, że znacznie łatwiej będzie nam się grało, gdy będziemy mogli skupić się tylko na sobie.
Kiedyś utarło się, że w lidze holenderskiej bramkarz musi przede wszystkim dobrze grać nogami. Ty pod tym względem w Polsce stałeś na wysokim poziomie. Uważasz, że na tle swoich rywali z Eredivisie też byłbyś w topie?
Pod względem bramkarskim na pewno nie odstaję od reszty i czuję się bardzo dobrze w bramce. Nasz trener bramkarzy bardzo dobrze mnie przygotował do sezonu i czuję, że to jeden z lepszych momentów w karierze. Jeśli chodzi o grę nogami, tutaj bramkarze od małego wykonują wiele tych ćwiczeń co ich koledzy z pola. Rozmawiałem z innymi bramkarzami z zespołu i oni często normalnie wchodzili do gierek z resztą piłkarzy. W Holandii to jest normalne, tutaj kładzie się o wiele większy nacisk na tę grę nogami. Wiemy, że w Polsce wygląda to nieco inaczej, ale takie są realia i zdaję sobie tego sprawę. Pozostaje mi tylko podglądać innych i starać się nauczyć od nich jak najwięcej nauczyć.
Wiemy, że Eredivisie to prawdziwa kopalnia młodych talentów i świetnych piłkarzy. Który z zawodników, których spotkałeś dotąd na boisku, zrobili na tobie największe wrażenie? O kim może się niedługo zrobić nieco głośniej?
Na pewno takim graczem jest Quinten Timber z Feyenoordu, który dysponuje ogromną jakością piłkarską i jest świetnie przygotowany fizycznie. W drużynie też mamy jednego kozaka w środku pola i jest nim Australijczyk Max Balard. Uważam, że to naprawdę klasowy piłkarz i ma ogromne papiery na granie na wysokim poziomie. W Bredzie na pewno też zwrócić uwagę na Leo Sauera. Słowak, który wypożyczony jest do nas również z Feyenoordu, dysponuje ogromnym potencjałem i mam nadzieję, że już niedługo pokaże to na europejskich salonach. Tak naprawdę jednak w każdej drużynie w Eredivisie jest tak przynajmniej jeden gracz, na którym można zawiesić oko.
Bramkarze z Eredivisie z powodzeniem radzą sobie przecież potem w ligach z TOP5. Ty też traktujesz twój pobyt w Eredivisie jako właśnie taki przystanek do dalszej kariery?
Mam nadzieję, że tak będzie i kiedyś będę miał okazję spróbować swoich sił w jeszcze mocniejszej lidze. Uważam, że gra w Holandii jest takim dobrym pomostem między Ekstraklasą i jeszcze silniejszymi rozgrywkami. Czas jednak pokaże, jak to będzie. Na razie jestem zadowolony, że mogę tu regularnie występować i zbierać cenne doświadczenie. Jeśli będzie mi sprzyjać zdrowie, sam postaram się po prostu dalej rozwijać.
Kibicujesz Realowi Madryt, kiedyś wspomniałeś, że ten kierunek byłby dla ciebie na interesujący. Wciąż celujesz w grę w La Liga? Skoro odhaczyłeś już na swojej liście celów zagraniczny transfer, to chyba teraz czas na realizację kolejnych marzeń?
Trochę tak jest, ale tym moim marzeniem było po prostu cały czas robić krok do przodu. Hiszpania byłaby dla mnie świetnym kierunkiem, ale jeśli odezwie się do mnie kiedyś klub z Włoch i powie: “słuchaj, widzimy cię u siebie”, to z pewnością takim zainteresowaniem też nie pogardzę. Moim głównym celem i marzeniem nie jest konkretny kierunek, tylko po prostu stały rozwój.