Grał w piłkę, gdy mordowano mu rodziców. Po latach został legendą swojego kraju
Wyobrażacie sobie wieść normalne życie, goniąc za własnymi marzeniami, gdy w wieku 11 lat traci się rodziców? Zwłaszcza, zdając sobie sprawę, że zostali brutalnie zamordowani bez żadnego powodu. Victor Moses od prawie dwudziestu lat musi żyć z tym piętnem. Mimo tragedii, która spotkała go w dzieciństwie, Nigeryjczyk nigdy nie złożył broni. Dziś jest żywą legendą Nigerii.
Chociaż karierę reprezentacyjną zakończył dwa lata temu, nie ma wątpliwości, że pozostaje jednym z najlepszych zawodników w dziejach ekipy "Super Eagles". Dzięki ciężkiej pracy wdrapał się na szczyt, udowadniając, że wszystko co nas nie zabije, może wzmocnić. Od bycia osieroconym, przez przymusową ucieczkę z kraju, aż po największe europejskie stadiony. Oto droga Victora Mosesa.
Morderstwo w imię religii
Obecny wahadłowy Interu przeszedł wiele. Wbrew pozorom, pierwsze lata jego życia należały do udanych. Urodził się w Lagos, a bliscy raczej nie mieli finansowych problemów. Jak to w Nigerii bywa, nikomu się nie przelewało, ale rodzina Mosesów przynajmniej miała co włożyć do garnka. Ojciec był miejscowym pastorem, a matka pomagała mu w pracy oraz jednocześnie wychowywała syna. Chłopak od najmłodszych lat próbował swoich sił w futbolu.
- Zwykle nie nosiliśmy butów. Po prostu chodziliśmy boso i tak też graliśmy. Kiedyś znaleźliśmy piłkę i spędzaliśmy całe dnie, grając z kolegami - opowiadał Moses dla “The Guardian”.
W przypadku wielu zawodników używa się stwierdzenia: “Piłka uratowała mu życie”. Zwykle jest to pewnego rodzaju metafora związana ze szkodliwym otoczeniem czy wstydliwym pochodzeniem. W historii Mosesa tego typu zdanie nie byłoby żadną przenośnią i hiperbolą. 11-letni Victor spędzał czas na boisku, gdy jego rodzice zostali bestialsko zabici we własnym domu. W Nigerii panował wówczas konflikt między chrześcijanami i ludnością wyznającą islam. Pastora oraz jego żonę zabito tylko z powodu wyznawanej religii.
Chłopaka poinformowano o tragicznym zdarzeniu, gdy nadal grał z kolegami na prowizorycznym boisku. Moses w jednej chwili stał się sierotą. Nie miał czasu na żałobę, ponieważ istniało ryzyko, że oprawcy również jego wezmą sobie za cel. Victor przez około tydzień ukrywał się w domach swoich przyjaciół oraz dalszej rodziny. Po pewnym czasie zebrano odpowiednią sumę pieniędzy na wylot do Anglii. 11-letni dzieciak został uchodźcą.
Angielska Robota
Trafił do rodziny zamieszkującej południową część Londynu. Zmiana otoczenia nie była łatwa ze względu na brak przyjaciół, samotność, kompletnie odmienną kulturę. Moses wielokrotnie zaznaczał, że z perspektywy czasu jest zdziwiony własnym spokojem. W trudnym czasie potrafił rozpocząć życie na nowo. Pomógł mu w tym futbol.
- Piłka pozwoliła mi się ustatkować. Początkowo zacząłem grać w amatorskiej drużynie o nazwie Cosmos FC, ale na jednym z turniejów zauważyli mnie skauci Crystal Palace. Poszedłem na dwutygodniowy okres próbny i chyba spodobało im się to, co zobaczyli - wspominał po latach na łamach “Independent”.
- Był niesamowity, spektakularny. Pamiętam sytuację, gdy minął bramkarza, poczekał aż wróci na pozycję, a potem jeszcze raz go ośmieszył, zakładając siatkę. Dzieciak zaczął płakać, a jego matka kazała mi coś z tym zrobić. Powiedziałem Victorowi, żeby zawsze zachowywał pokorę - opowiadał dla portalu “Goal” Tony Loizi, jeden z jego pierwszych szkoleniowców.
Legenda głosi, że w debiutanckim meczu młodzieżowej drużyny “Orłów” strzelił dziesięć bramek. Pierwszy sezon w ekipie U-14 zakończył z dorobkiem pięćdziesięciu trafień. Był szybszy od rówieśników, zwinniejszy, gra na nigeryjskim piasku pozwoliła oszlifować jego technikę. Na odpowiednio przygotowanej murawie brylował jak nikt inny. Boiskową dyspozycją zapracował nawet na własną edukację.
Trafił do prywatnej szkoły Whitgift, która wcześniej nie słynęła z dobrej drużyny piłkarskiej. Z Mosesem w składzie po raz pierwszy wygrali juniorski Puchar FA. W finale zmietli rywali z Grimsby, wygrywając 5:0. Nikogo nie zdziwię, pisząc że wszystkie trafienia były dziełem nigeryjskiego wirtuoza. Miejscowa gazeta “Grimsby Telegraph” napisała po tamtym spotkaniu “Wybitny zawodnik - Święty Moses (z ang. Mojżesz)”. W 2005 roku jeden z trenerów, Colin Pates, tak opisał wyczyny Mosesa:
- Nie mam wątpliwości, że to najbardziej utalentowany napastnik w tym wieku, jakiego kiedykolwiek widziałem. Jest silny, szybki, zdobywa bramki dla zabawy. Zawsze wykazuje pełen profesjonalizm. Jeśli strzeli cztery gole, ale zmarnuje jedną sytuację, jest na siebie zły. Nie może spać, bo myśli o tym jednym pudle. Będzie musiał ciężko pracować, ale z takim talentem ma szansę wiele osiągnąć - stwierdził w rozmowie z “The Guardian”. O niespotykanej jakości Nigeryjczyka opowiadał także Luke Shaw.
Orzeł wylądował
Z perspektywy czasu wszystkie te opinie mogą się wydawać groteskowe, ale w pewnym momencie Moses naprawdę był jednym z najbardziej obiecujących nastolatków na Wyspach. Dość powiedzieć, że na EURO do lat 17 w 2007 roku został królem strzelców. Co ciekawe, występował wtedy w kadrze “Synów Albionu”. Nigerię wybrał, ponieważ selekcjoner angielskiej kadry U-21, Stuart Pearce, przestał go powoływać.
Wydaje się, że podjął słuszną decyzję, ponieważ w szeregach “Super Eagles” stał się postacią ikoniczną. Poprowadził Nigerię do dwóch awansów na mundial. Na ostatnich mistrzostwach świata to on zdobył bramkę przeciwko renomowanej Argentynie. Największy sukces nastąpił jednak kilka lat wcześniej, gdy wraz z kadrą podbił “Czarny Kontynent”. W Pucharze Narodów Afryki zanotował dwie bramki oraz dwie asysty. To wystarczyło do złota.
Dwa lata temu Moses podjął zaskakującą decyzję o zakończeniu reprezentacyjnej kariery. W oficjalnym oświadczeniu ogłosił, że chce w pełni skupić się na piłce klubowej. Znając wcześniejsze losy, fani nie mogli czuć zdziwienia. Pomimo ogromnego talentu, Victor nie otrzymywał wielu szans. W 2012 roku trafił do Chelsea, strzelił dziesięć goli, po czym przez kolejne trzy lata odsyłano go na wypożyczenia. Tułał się po drużynach Liverpoolu, Stoke i West Hamu, gdzie nie chciano ogrywać zawodnika należącego do “The Blues”. Prawdziwą szansę otrzymał dopiero od człowieka, który być może wywarł największy wpływ na jego karierę.
Conte na ratunek
Cztery lata temu na Stamford Bridge przybył Antonio Conte, trener uwielbiający piłkarzy pracowitych, wytrwałych, uniwersalnych. Włoch jako jeden z niewielu dostrzegł w Mosesie potencjał. Wierzył, że wychowanek Crystal Palace sprawdzi się na nieznanej mu dotychczas pozycji bocznego obrońcy. W życiu pewne są śmierć, podatki oraz Conte grający trójką z tyłu i wysoko ustawionymi wahadłowymi. Niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem, Premier League rozstąpiła się przed Nigeryjczykiem.
Pod czujnym okiem Conte łupem Chelsea padły rozgrywki Premier League oraz FA Cup. Niestety przyjście Maurizio Sarriego drastycznie wpłynęło na pozycję Mosesa. Stracił miejsce w pierwszym składzie, bo był zbyt słaby w defensywie, żeby grać jako prawy obrońca, ale niewystarczająco dobry w ataku, aby wygryźć Williana lub Pedro. W poszukiwaniu minut przeniósł się do ligi tureckiej. Wydawało się, że w barwach Fenerbahce będzie odcinał kupony w oczekiwaniu na emeryturę. Wtedy znów pojawił się Antonio Conte.
W styczniu menedżer Interu pilnie poszukiwał nowego wahadłowego. Wybór padł na dobrego znajomego z Londynu. Moses został wypożyczony z Chelsea po raz piąty, ale wydaje się, że ostatni. Niedługo włodarze z Mediolanu powinni postarać się, by zakontraktować Nigeryjczyka na stałe. W ostatnich tygodniach udowodnił, że jest idealnym trybikiem w maszynie Conte. Na przestrzeni zaledwie dwunastu spotkań w Serie A uzbierał aż pięć asyst. A jeszcze nie tak dawno temu rywalizował z Istanbulsporem.
- Conte to pasjonat, który zawsze ma jakiś plan. Daje z siebie 110% w każdym meczu. Widząc jego reakcję, chcemy grać i wygrywać dla niego - stwierdził zawodnik kilka dni temu. Niedawno ogłoszono, że Conte nigdzie się nie rusza, więc wszystko wskazuje na to, że również Moses zadomowi się w stolicy Lombardii.
I chociaż nie sprawdziły się słowa pierwszych trenerów, a Victor nie został jednym z najlepszych napastników świata, to i tak zasługuje na wielki szacunek. Mało który sportowiec musiał przejść przez takie piekło, aby zagrać na poziomie Premier League czy Serie A. 18 lat temu Moses w jednej chwili stracił wszystko - dom, rodzinę, przyjaciół. Zaczynał jako uchodźca, wyrzutek. Sam zapracował na własny sukces. Pokazał, że jeśli chcesz, to Moses wszystko.