Grał na MŚ, przymierzali go do Premier League, a teraz wylądował w Polsce. Kim jest nowa gwiazda Lecha Poznań?
Kiedyś jako jeden z czołowych strzelców Eredivisie był łączony z klubami z Premier League. Choć do niej ostatecznie nie trafił, to przez lata występował w Bundeslidze. Ma też na koncie udział w mistrzostwach świata. Aron Jóhannsson jest piłkarzem z rzadkim jak na Ekstraklasę CV. Na papierze Lech Poznań trafił w dziesiątkę, sprowadzając go do klubu. Islandzki Amerykanin zdołał zresztą świetnie się przywitać z “Kolejorzem”.
17 czerwca 2014 roku. 23. minuta spotkania inaugurującego zmagania reprezentacji Stanów Zjednoczonych na mundialu w Brazylii przeciwko Ghanie. Jozy Altidore doznaje kontuzji, w wyniku której selekcjoner Juergen Klinsmann jest zmuszony dokonać wymuszonej zmiany w ataku. Na boisku pojawia się Aron Jóhannsson.
Urodzony w Alabamie, ale wychowany na Islandii były reprezentant młodzieżowy tego wyspiarskiego kraju, zapewne sądził, że występ na MŚ jest dopiero preludium do jego pięknej kariery. Szczególnie, że miał za sobą rewelacyjny sezon w holenderskim AZ Alkmaar, w którym strzelił w sumie 26 goli we wszystkich rozgrywkach. A dziś, jako 30-latek, wylądował w polskiej lidze. Co zatem poszło nie tak?
Kruche zdrowie
Po tamtym fenomenalnym sezonie napastnik jeszcze przez rok pograł w Holandii, po czym za nieco ponad cztery miliony euro latem 2015 roku przeniósł się do Bundesligi. W Werderze Brema wiązano z nim całkiem spore nadzieje. W rozwinięciu skrzydeł na niemieckich boiskach przeszkodziły mu jednak liczne urazy.
- Jóhannsson swego czasu był uznawany za bardzo duży talent, ale zdecydowanie nie pomogły mu kontuzje. W dodatku trzeba też powiedzieć, że wówczas w USA nie było aż tylu piłkarskich talentów i pokładano duże nadzieje w zawodnikach, których dzisiaj pewnie wyróżniłoby niewielu. Wszystko ze względu na to, jak bardzo poszło do przodu szkolenie. Wtedy szukano zaś wielu wzmocnień wśród piłkarzy, którzy mogli reprezentować USA - mówi Katarzyna Przepiórka, redaktor naczelna serwisu “Amerykańska Piłka”.
Amerykaninowi zdrowie w Niemczech zdecydowanie nie dopisywało. W ciągu czterech sezonów spędzonych w Werderze rozegrał w sumie zaledwie 30 spotkań. Wiele meczów ominął ze względu na urazy: biodra, kolana czy łydki.
Postrach mniejszych lig
Od Bundesligi Jóhannsson mocno się więc odbił, ale w mniejszych ligach radził sobie dotąd naprawdę dobrze. Jako młody piłkarz duńskiego Aarhus strzelał na tyle często, że zdołał wypromować się do AZ. W Holandii był natomiast trzeci w klasyfikacji strzelców całej ligi.
- Patrząc tylko na poziom Ekstraklasy, to powinien sobie bez problemów poradzić i być znaczącym wzmocnieniem Lecha. Jeszcze raz muszę podkreślić, że w jego przypadku sporo kłopotów sprawiały urazy i w zasadzie na nie trzeba będzie uważać. Umiejętnościami na pewno nie powinien odstawać od zawodników w naszej lidze - uważa Przepiórka.
O sile i jakości Jóhannsona niech najlepiej świadczy fakt, że nawet po nieudanej przygodzie w Niemczech udało mu się powrócić na właściwe tory. Z Werderu w lipcu 2019 r. przeniósł się do Hammarby. Przez pół roku dochodził do siebie, ale wreszcie znów zaczął strzelać jak na zawołanie - w zakończonym w grudniu sezonie Allsvenskan zdobył 12 bramek. Wystąpił także w meczu eliminacji Ligi Europy przeciwko właśnie Lechowi.
Lis pola karnego o twarzy gwiazdora
Teraz strzela już dla Lecha - pierwszego gola dla “Kolejorza” zanotował w niedzielnym debiucie przeciwko Śląskowi. Wicemistrz Polski potrzebował nowego snajpera po tym, jak kontuzji doznał Nika Kaczarawa, a z klubu na stałe odszedł Paweł Tomczyk. W dodatku w pierwszych wiosennych spotkaniach trener Dariusz Żuraw nie mógł też skorzystać z usług wracającego do zdrowia Mikaela Ishaka. Jedynym nominalnym środkowym napastnikiem klubu w ostatnich tygodniach był tak naprawdę młodziutki Filip Szymczak.
Jóhannsson, który z powodu swojego wyglądu często porównywany jest do amerykańskiego aktora, zdobywcy Złotego Globu Kevina Bacona, powinien więc rozwiązać problem w ataku poznaniaków. Pod pewnymi względami wydaje się, że nowy zawodnik “Dumy Wielkopolski” mocno przypomina Ishaka, będącego jednym z filarów Lecha do momentu odniesionego na zimowym zgrupowaniu urazu.
- Jóhannsson to typowy lis pola karnego. Czasami wydaje się, że jest totalnie niewidoczny, ale niemal zawsze znajduje się w odpowiednim miejscu i czasie. Dobrze gra plecami do bramki. To piłkarz dobry technicznie. Czasami w reprezentacji przypominał mi Nemanję Nikolicia z czasów gry Węgra w MLS - wymienia Przepiórka.
Miała być Ameryka, jest Wielkopolska
Lech dopiął też swego, biorąc pod uwagę, że po raz pierwszy zwrócił uwagę na Jóhannssona już w 2013 roku, kiedy ten był piłkarzem Aarhus. Wówczas jednak to sam zawodnik wybrał grę w AZ Alkmaar, a nie przy Bułgarskiej.
Zresztą, także teraz, jeszcze kilka tygodni temu, przyjście Jóhanssona do “Kolejorza” wydawało się mało prawdopodobne. Jego kontrakt z Hammarby został przedwcześnie rozwiązany, a powodem miała być chęć 30-latka do gry w ojczyźnie, gdzie występował na poziomie ligowym jedynie jako junior.
- Pojawiało się sporo plotek o MLS, ale wynikało to raczej z otoczenia samego zawodnika niż rzeczywistego zainteresowania klubów w USA. Jóhannsson ma już 30 lat, zapewne chciałby zarabiać na poziomie piłkarza Designated Player [zawodnika, którego kontraktu nie obowiązuje limit płac - przyp. red.], a nie gwarantuje aż tak dobrych liczb, żeby zaoferować mu taki kontrakt - tłumaczy Przepiórka.
- Nie mówiąc już o tym, że jest podatny na kontuzje. Dokładając do tego spore możliwości finansowe klubów MLS, bardziej opłacalną inwestycją jest młoda gwiazda z Ameryki Południowej czy Meksyku. Lub wychowanek z akademii - dodaje.
Dlatego właśnie Jóhannsson, zamiast spełniać amerykański sen, będzie teraz miał za zadanie oczarować Ekstraklasę.
I jeśli dopisze mu zdrowie, wydaje się, że ma na to spore szanse. Zaczął, jak widać na załączonym filmiku, doskonale.