Grał dla gigantów, płacili za niego fortunę. Dziś to piłkarz… 50. ligi rankingu UEFA

Grał dla gigantów, płacili za niego fortunę. Dziś to piłkarz… 50. ligi rankingu UEFA
mooinblack / shutterstock
Dominik - Budziński
Dominik Budziński02 Nov · 13:03
Ratował reprezentacji Francji awans na mundial, grał dla PSG czy Liverpoolu, płacili za niego ponad 30 mln euro. Nikt nie wpadłby na to, że Mamadou Sakho jako 34-latek będzie występował w lidze… gruzińskiej.
Chociaż ma senegalskie korzenie, urodził się w Paryżu i to właśnie tam stawiał swoje pierwsze kroki w przygodzie z piłką. Sprawnie przeskakiwał kolejne szczeble w akademii PSG, aż w końcu zakotwiczył w szeregach seniorskiego zespołu giganta ze stolicy Francji. Debiutował w nim wyjątkowo szybko, bo dzień po swoich 17. urodzinach.
Dalsza część tekstu pod wideo

Długie lata w Paryżu

Sakho uchodził wówczas za spory talent. Z powodzeniem mógł zagrać i na środku defensywy, i na jej boku. Regularnie dostawał powołania do młodzieżowych reprezentacji Francji, a w PSG szybko stawał się coraz istotniejszym punktem. Kilka miesięcy po debiucie dostał nawet… opaskę kapitańską.
Przełomowy dla Sakho okazał się natomiast sezon 2008/09. To wtedy już praktycznie na stałe wskoczył do jedenastki ekipy z Parc des Princes i stopniowo zaczął budować swoją pozycję. Później nikt w Paryżu nie wyobrażał sobie drużyny bez defensora, który dobrymi występami zapracował też na powołanie do seniorskiej reprezentacji.
Ostatecznie Sakho dobił w PSG do aż 201 rozegranych meczów. Nie były to natomiast jeszcze czasy, gdy ekipa ze stolicy uchodziła za absolutnego hegemona w kraju. Co za tym idzie, francuski obrońca do CV dołożył tylko jedno mistrzostwo Francji, zdobyte właściwie na pożegnanie, w sezonie 2012/13. Wtedy zgłosił się po niego Liverpool, a na Parc des Princes zameldował się inny klasowy stoper - Marquinhos.

Wieczny pechowiec

To wówczas Sakho pierwszy raz w swojej karierze stał się bohaterem dużego transferu. “The Reds” wyłożyli na stół 19,5 mln euro i dobili targu z PSG. Tym samym Francuz zaczął pisać w mieście Beatlesów swoją historię, która jednak była wyjątkowo… skomplikowana. Dwa pierwsze sezony to co prawda solidne występy, ale też naprawdę wiele meczów opuszczonych przez kontuzje. A to dokuczało udo, a to pojawiał się problem z biodrem. Efekt? W rozgrywkach 2013/14 i 2014/15 francuski obrońca rozegrał łącznie 34 mecze na boiskach Premier League. Ponad 50% spotkań oglądał z perspektywy ławki lub - częściej - trybun.
Liverpool wierzył jednak w Sakho na tyle mocno, że nawet po jego zdrowotnych perypetiach podsunął mu pod nos nowy kontrakt na… pięć kolejnych lat. A kilka miesięcy później wybuchła afera dopingowa i oskarżony o stosowanie niedozwolonych środków Francuz został zawieszony. Zanim ostatecznie oczyszczono go z zarzutów, stracił możliwość występu w finale Ligi Europy oraz, co gorsza, na EURO 2016.
- Jestem szczęśliwy, że to wreszcie się skończyło. To był dla mnie bardzo trudny okres, lecz wiedziałem, że nie zrobiłem niczego złego. Nie mogę się doczekać powrotu do zespołu i na murawę - mówił później.
To nie był natomiast koniec kłopotów Sakho. Zaraz potem Francuz poróżnił się bowiem z ówczesnym menedżerem Liverpoolu, Juergenem Kloppem. Niemiec pewnego dnia wyrzucił nawet swojego podopiecznego ze zgrupowania “The Reds”.
- Sakho spóźnił się na zbiórkę przed wylotem do USA. Potem opuścił trening, spóźnił się też na posiłek. Jeśli mamy stworzyć drużynę, mieć w szatni dobrą atmosferę, to musimy zacząć od podstaw. Pomyślałem więc, że odesłanie go do Liverpoolu jest dobrym rozwiązaniem. Porozmawiamy o wszystkim za kilka dni. To nic poważnego, nie kłóciliśmy się - tłumaczył Klopp.
W rzeczywistości Sakho nigdy później nie zagrał już dla Liverpoolu. Najpierw został odesłany do drużyny U23, a kilka miesięcy później zasilił Crystal Palace. Początkowo na zasadzie wypożyczenia, potem transferu definitywnego. Cała transakcja kosztowała klub z Selhurst Park ponad 30 mln euro. To do dziś jeden z najdroższych transferów w historii "Orłów".
Sakho po przeprowadzce do Londynu wciąż był jednak wyjątkowo “szklany”. Kontuzja goniła kontuzję, mnożyły się opuszczone mecze, a formę sportową chwalić można było już coraz rzadziej. Przez cztery i pół roku Francuz rozegrał dla Crystal Palace tylko 75 spotkań. Na rynku przestał być już piłkarzem jakkolwiek atrakcyjnym. Przynajmniej dla naprawdę mocnych klubów. Odszedł więc do średniaka francuskiej Ligue 1 - Montpellier.

Atak na trenera i szokujący kierunek

Pierwszy sezon po powrocie nad Sekwanę był jeszcze naprawdę obiecujący. Sakho zagrał ponad 30 spotkań, a na przekroczenie takiej bariery w jakimkolwiek klubie czekał… sześć lat. Potem było już mniej kolorowo. Gwoździem do trumny okazał się kolejny już konflikt w karierze Francuza. Wcześniej podpadał Kloppowi, tym razem - zdecydowanie bardziej - zaszedł za skórę Michela Der Zakariana, szkoleniowca Montpellier. Wściekły Sakho miał w szatni powalić trenera na ziemię. Wtedy stało się jasne, że przyszłość defensora w klubie jest już w zasadzie przekreślona.
Po rozwiązaniu umowy Sakho przez ponad pół roku pozostawał wolnym graczem. W końcu jednak gruchnęła informacja, że zagra w… Gruzji. Został tam piłkarzem obecnego wicelidera, Torpedo Kutaisi. Warto wspomnieć, że w rankingu UEFA liga gruzińska zajmuje… 50. miejsce. Niżej są tylko Macedonia Północna, Białoruś, Andora, Gibraltar i San Marino.
Póki co 34-letni obecnie Sakho rozegrał w nowych barwach 12 spotkań. Ostatnio znalazł się poza kadrą meczową.

Reprezentacyjny niedosyt

Od topowych klubów i transferów za grube miliony, aż do kopania w jednej z najsłabszych lig kontynentu. Tak przewrotnie potoczyły się losy Mamadou Sakho, który może mieć też niedosyt związany z przygodą reprezentacyjną. Zagrał co prawda na mundialu w 2014 roku, ale z różnych względów, nie tylko stricte sportowych, ominęły go wielkie turnieje w 2012, 2016 i 2018 roku. Reprezentacyjny licznik Francuz zamknął ostatecznie na 29 rozegranych meczach. Strzelił dwa gole. Bardzo jednak istotne.
19 listopada 2013 roku Francja walczyła z Ukrainą w barażach o awans na mistrzostwa świata. Pierwszy mecz “Trójkolorowi” przegrali 0:2 i u siebie musieli odrabiać straty, co zrobili z nawiązką. W dużej mierze dzięki Sakho. To on najpierw trafił na 1:0, a potem także na 3:0. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że został wtedy bohaterem narodowym.
Wtedy mógł czuć się jak pan świata. Dziś mało kto już o nim pamięta.

Przeczytaj również