Gol wart ponad 50 mln. FC Barcelona może stracić grubą kasę przez swojego byłego piłkarza. "Odpalił"
Futbol na topowym poziomie toczy się o gigantyczne pieniądze. Często jeden gol potrafi być wart grube miliony euro. Na własnej skórze przekonała się o tym Barcelona. Katalończycy niebezpośrednio zostali skarceni przez swojego byłego piłkarza.
Ostatnie dwumecze na arenie europejskiej obfitowały w ogromne emocje. Po raz pierwszy od ośmiu lat w Lidze Mistrzów doszło do serii rzutów karnych i to od razu w dwóch kolejnych dniach. Jeden konkurs jedenastek mógłby się nie odbyć, gdyby Memphis Depay uprzednio nie uratował Atletico Madryt. Holender zanotował wejście smoka, niszcząc marzenia Interu o awansie. W 87. minucie strzelił gola, który znaczył o wiele więcej niż doprowadzenie do dogrywki i późniejszych karnych. Tym jednym kopnięciem napastnik najprawdopodobniej zapewnił Atletico Madryt udział w Klubowych Mistrzostwach Świata. A co za tym idzie, prestiż, okazję na zdobycie kolejnego pucharu oraz przede wszystkim zastrzyk gotówki. I to wszystko kosztem Barcelony.
Stawka większa niż życie
Zacznijmy jednak od początku. Cała zabawa zaczęła się już kilka lat temu, kiedy ujawniono plany zreformowania Klubowych Mistrzostw Świata. Piłkarscy oficjele uznali, że turniej z udziałem zwycięzców mistrzów poszczególnych kontynentów nie spełnia oczekiwań. W grudniu ubiegłego roku ostatecznie zatwierdzono nowy format, o którym spekulowano już wcześniej. FIFA potwierdziła, że po raz pierwszy w historii w KMŚ wezmą udział 32 drużyny. Najliczniej reprezentowana będzie Europa z 12 przedstawicielami. Sześć miejsc przypadło Ameryce Południowej, cztery Ameryce Północnej, Azji i Afryce, a stawkę uzupełni ekipa z Oceanii i gospodarz. W 2025 roku będzie to klub ze Stanów Zjednoczonych. Według medialnych doniesień większa liczba uczestników wpłynie na znaczny wzrost zarobków. Każda z zakwalifikowanych drużyn ma zarobić minimum 50 mln euro, przy czym kwota ta wzrośnie o kolejnych kilkadziesiąt milionów po ewentualnym triumfie.
Dotychczas poznaliśmy dziesięć zespołów z Europy, które na pewno wystąpią w nowym turnieju. Są to Chelsea, Real Madryt i Manchester City jako triumfatorzy poprzednich edycji Ligi Mistrzów. Dodatkowo wystarczającą liczbę punktów w czteroletnim rankingu UEFA uzbierali Bayern Monachium, PSG, Inter, Borussia Dortmund, FC Porto, Benfica oraz Juventus. W tym momencie przechodzimy do wspomnianej rywalizacji Atletico Madryt z FC Barceloną. Któraś z tych drużyn na pewno zagra w przyszłorocznych Klubowych Mistrzostwach Świata jako jeden z dwóch reprezentantów Hiszpanii. Ostatnim uczestnikiem będzie zaś Arsenal, jeśli wygra Champions League, albo RB Salzburg.
W dwóch poprzednich edycjach Ligi Mistrzów Barcelona nie wychodziła z grupy, co znacznie uszczupliło jej dorobek w rankingu UEFA. Po wyeliminowaniu Napoli ekipa Xaviego traciła jednak do Atletico tylko trzy punkty. Wydawało się, że “Los Colchoneros” mogą mieć problem z poprawieniem bilansu, rywalizując z faworyzowanym Interem. Wiemy już jednak, że mediolańczycy nie wytrzymali presji na Civitas Metropolitano. Gol Memphisa Depaya zapewnił zwycięstwo w 90 minutach (dwa punkty do rankingu), a później triumf w serii jedenastek (kolejny punkt). W efekcie “Barca” znów traci do podopiecznych Diego Simeone aż sześć oczek. Różnica ta będzie niemożliwa do zniwelowania wyłącznie na etapie ćwierćfinałów. Tutaj znów zespoły otrzymują dwa punkty za zwycięstwo, jeden za remis i jeden za awans do kolejnej fazy. Katalończycy przed półfinałami mogliby odrobić zatem tylko pięć oczek. Przy czym raczej trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym Xavineta dwukrotnie pokonuje PSG, a “Atleti” przegrywa oba mecze z Borussią Dortmund. Właśnie dlatego gol Depaya był tak cenny, a jednocześnie tak bolesny z perspektywy jeszcze obecnych mistrzów Hiszpanii.
- Możemy zapomnieć o występie w nowym formacie Klubowych Mistrzostw Świata - napisał po meczu Javi Miguel z dziennika AS, który dał się poznać jako nieoficjalny rzecznik Xaviego Hernandeza. - Barcelona widzi, że po awansie Atletico jej szansę na udział w KMŚ znacząco spadły. Sześć punktów to duża różnica. Zbyt duża - wtórował Javier de Ramon z Relevo.
Cudze chwalicie, Memphisa nie znacie
Depay w pewien sposób zemścił się na Barcelonie, w której nie przeżył najlepszego okresu. Oczywiście, warto pamiętać, że w błyskawicznym tempie rozkochał on w sobie kibiców na Camp Nou. Fani potrzebowali nowego bohatera po bolesnej utracie Leo Messiego. Za szybkim zauroczeniem przyszło jednak jeszcze szybsze zderzenie z rzeczywistością. Już w połowie sezonu 2021/22 wiadomo było, że “Lew” nie udźwignie ciężaru bycia liderem ofensywy. Najpierw ściągnięto zatem do klubu Pierre’a-Emericka Aubameyanga, a później Roberta Lewandowskiego, który przejął “dziewiątkę” Holendra i jego miejsce w składzie.
Na początku poprzedniego roku Memphis tylnymi drzwiami opuścił stolicę Katalonii. Atletico skorzystało z okazji, pozyskując go za jedyne 3 mln euro. Madrytczycy pewnie po cichu liczyli na to, że okaże się kolejnym z odrzuconych napastników “Barcy”, który odpali w ich klubie. Pamiętamy przecież, jak David Villa i Luis Suarez prowadzili “Los Colchoneros” do mistrzowskich tytułów. Na razie nie zanosi się na to, aby Depay pomógł w wygraniu ligi hiszpańskiej. W ostatnich tygodniach odpalił jednak na dobre i stał się cichym filarem na Civitas Metropolitano.
- Jestem zadowolony ze swojej postawy, ale wciąż uważam, że jeszcze nie jestem na swoim najwyższym poziomie. Zawsze wracam do domu z myślą: "Muszę się poprawić, jak mogę się poprawić, na które elementy jeszcze zwrócić uwagę?". To wynika z tego, kim jestem, jaki mam charakter. Lubię przychodzić do klubu i ciężko pracować. Nie przyszedłem do Atletico, żeby dobrze się bawić, bo to fajny klub i przyjemne miasto. Ja nie jestem tego typu gościem - podkreślał po wyeliminowaniu Interu.
Niespodziewany bohater
Występ w Lidze Mistrzów był podsumowaniem udanego okresu wychowanka PSV. Na początku sezonu “Cholo” nie mógł na niego liczyć ze względu na liczne problemy zdrowotne. Ta strata nie była jednak aż nadto odczuwalna, ponieważ Antoine Griezmann i Alvaro Morata notowali szalone liczby. W pewnym momencie dotychczasowi liderzy zaliczyli drobną obniżkę formy. Zwłaszcza w przypadku Hiszpana stała się ona szczególnie widoczna. Wtedy do zdrowia wrócił Depay, który stał się ogromną wartością dodaną.
Od stycznia zanotował siedem goli i dwie asysty w 14 spotkaniach. Średnio w tym sezonie bierze udział przy zdobyciu bramki co 95 rozegranych minut. To najlepszy wynik spośród wszystkich piłkarzy Atletico. Co ważne, dobrze wie, kiedy zespół potrzebuje go najbardziej. Z Rayo Vallecano i Sevillą zapewniał trzy punkty trafieniami odpowiednio w 90. i 79. minucie. Przeciwko Realowi Madryt w Pucharze Króla zaliczył asystę w 119. minucie, która zamknęła mecz i losy awansu. To po jego zagraniu Marcos Llorente strzelił gola na wagę punkty wywiezionego z Santiago Bernabeu. Memphis stał się bohaterem, którego potrzebowała “banda Simeone”.
- Odkąd przyszedłem do klubu, Diego Simeone dodał mi bardzo dużo energii. Chciał ponownie zobaczyć Memphisa z Lyonu, który kieruje zespołem, jest maksymalnie zaangażowany. Powiedział mi: "Idź i przyprowadź tu tego Memphisa z powrotem, chcę znów go zobaczyć" - wyznał w rozmowie ze stacją NOS. - Memphis jest dla nas bardzo ważnym piłkarzem. Gra dobrze i robi to, czego od niego oczekujemy. Pracuje z wielkim entuzjazmem i poświęceniem. Z Interem pojawił się w momencie, w którym najbardziej go potrzebowaliśmy - zaznaczył "Cholo".
W paszczy lwa
Depay zdaje się piłkarzem, który tak naprawdę nigdy nie zdołał wykorzystać pełni potencjału. Pojedyncze mecze mogłyby sugerować, że mamy do czynienia z jednym z najlepszych piłkarzy. Według danych portalu FBref w ostatnim roku notuje on średnio 0,96 oczekiwanej bramki i asysty na 90 rozegranych minut. Dla porównaniu, w przypadku Erlinga Haalanda suma xG i xA wynosi 0,97 na 90 minut, a u Kyliana Mbappe tylko 0,90. Naturalnie, nie możemy przez to stwierdzić, że gracz “Atleti” jest na poziomie tych piłkarskich gigantów. Ich wielkość polega bowiem na umiejętności utrzymania wysokiego poziomu. Mecz w mecz, tydzień w tydzień.
Z kolei kariera Memphisa raczej składa się z momentów, spektakularnych migawek poprzedzonych zbyt długim czekaniem na efekt końcowy. Nawet teraz 30-latek zdaje się przegrywać rywalizację o miejsce w pierwszym składzie z Alvaro Moratą. Gdy już wchodzi z ławki, to pokazuje, że drzemie w nim nieograniczony potencjał. Pytanie brzmi: Jak długo utrzyma się ten stan rzeczy? Czy zdoła ugruntować swoją pozycję? Czy za moment znów nie wpadnie w dołek lub nie będzie zmuszony po raz kolejny walczyć z, odpukać, urazami?
Z pewnością Depay zrobi wiele, aby teraz utrzymać najwyższą formę. Tym razem do Madrytu przyjeżdża właśnie FC Barcelona, z którą ma osobiste rachunki do wyrównania. Stanie przed szansą, aby udowodnić Katalończykom, że popełnili błąd, rezygnując tak łatwo z jego usług. Niezależnie od wyniku tego starcia, Holender właściwie już odegrał się na swoim byłym pracodawcy. Jego ostatni gol był czymś więcej niż wprowadzeniem “Atleti” do kolejnej fazy Ligi Mistrzów. Jednocześnie Memphis wysłał drużynie osobiste zaproszenie do udziału w Klubowych Mistrzostwach Świata. Musiałby zdarzyć się cud, aby “Barca” nadrobiła stratę w rankingu UEFA. A na razie ostatnim cudem na hiszpańskich boiskach był występ napastnika przeciwko Interowi. Tak efektowny i tak znaczący.