"Tumult Łazienkowskiej może go sparaliżować". Prezent dla Legii? Chelsea ma słaby punkt
Wartość składu Chelsea jest 25 razy wyższa niż wartość kadry Legii Warszawa, ale trzeba pamiętać, że to ciągle najmłodsza ekipa Premier League z kruchą obroną i zardzewiałą ostatnio ofensywą. Anglicy wyhamowali do tego stopnia, że obrońca Marc Cucurella strzelił więcej goli (trzy) w 2025 roku niż Cole Palmer i Nicolas Jackson razem wzięci. Kibice mają dość ślamazarnego stylu.
Od samego początku nie pasowali do tego towarzystwa. Chelsea to dwukrotny triumfator Ligi Mistrzów. Drużyna rozpieszczana w czasach Romana Abramowicza, zresztą ich ostatni triumf wydarzył się całkiem niedawno, bo w 2021 roku. Dzisiaj tylko Reece James stanowi pomost między tymi dwoma epokami. “The Blues” wiedzą, że wygranie Ligi Konferencji to dla nich absolutna konieczność. Byłoby to pierwsze trofeum po wydaniu miliarda funtów przez nowego właściciela Todda Boehly'ego oraz koło ratunkowe, dające awans do Ligi Europy, gdyby w lidze nie udało im się awansować do LM. W tym momencie w tabeli zajmują czwarte miejsce, ale trudny kalendarz i słabsza forma każą zachować czujność.
Szukanie formy
Ostrożność przyda się też w meczu z Legią w Warszawie, bo skoro dwa lata temu przegrała tu Aston Villa (2:3), to jak najbardziej może polec też Chelsea - dopiero budująca się pod rządami Enzo Mareski i ciągle popełniająca mnóstwo błędów. Jej bramkarz, Robert Sanchez, jest numerem jeden w lidze pod względem kiksów bezpośrednio prowadzących do utraty gola. W Lidze Konferencji zwykle broni jego zmiennik, Filip Joergensen, ale i on ostatnio miał gorszą serię, a w pierwszym meczu z Kopenhagą grał Sanchez. Maresca lubi rotować i powtarzać, że ma dwóch równorzędnych bramkarzy - niestety chyba sam w to nie wierzy. Tumult Łazienkowskiej może jeszcze bardziej sparaliżować golkiperów, którzy nie są ostoją spokoju. Na obronę Sancheza można dodać, że potrafi świetnie bronić na linii - ten miks kiksów i kapitalnych interwencji jest symboliczny dla całej Chelsea.
Chelsea w tym sezonie świetnie radziła sobie jesienią, kiedy deptała po piętach Liverpoolowi, a Maresca pytany był na konferencjach, czy jego zespół właśnie włącza się do walki o tytuł. Był czas, gdy w grudniu tracił tylko cztery punkty do maszyny Slota. Ale pod koniec grudnia drużyna straciła impet, plus doszło kilka istotnych kontuzji. Istotnym problemem jest brak Wesleya Fofany na środku obrony. Gdy Francuz był zdrowy, tworzył pewny duet z Levim Colwillem. Wreszcie zanosiło się na to, że Chelsea łapie stabilizację, ale zaraz potem zaczęły się roszady w centrum defensywy. Do tego doszła kontuzja Romeo Lavii, defensywnego pomocnika, który był tarczą w środku pola.
Dołek Palmera
Z drugiej strony, suche liczby pokazują, że Chelsea w siedmiu spotkaniach straciła raptem dwa gole. Nagle przestano zwracać uwagę na chwiejność w tyłach i brak doświadczenia wielu graczy. Mówimy przecież o najmłodszym składzie w Premier League (średnia 23,6), gdzie najstarszy gracz z pola, Tosin Adarabioyo, skończył 27 lat. W tym momencie nie jest to aż tak duży problem, choć większość tych zawodników nigdy w życiu nic nie wygrała i będąc pod presją mogą zacząć stawiać fałszywe kroki. To, co najbardziej martwi fanów Chelsea, to zastygła ofensywa. Cole Palmer w ostatnim roku wyglądał, jakby był odporny na spadki formy, ale i jego w końcu dopadł dołek. Ostatniego gola strzelił 14 stycznia. Od tego czasu zaliczył tylko dwie asysty i pewnie Maresca skorzysta z niego w Warszawie, bo już w starciach z Kopenhagą wystawiał go w składzie.
Wcześniej Chelsea traktowała Ligę Konferencji jako poligon dla drugiego składu. Kilku graczy, w tym Palmer, nawet nie było zgłoszonych do rozgrywek. Ale im bliżej trofeum, tym większa będzie presja na “The Blues”. Ten zespół ma wartość kadry dwa razy wyższą niż Fiorentina i pięć razy wyższą niż Betis, czyli dwaj pozostali faworyci Ligi Konferencji. Na tle Legii drużyna ze Stamford Bridge to gigant. Ale to nie jest w tym momencie drużyna rozpędzona, która przyjedzie na Łazienkowską dokonać demolki. Chelsea najlepiej wyglądała, gdy świetnie współpracował duet Palmer - Jackson. Ten drugi dopiero jednak wraca po kontuzji, nie jest jeszcze w tak dobrej dyspozycji, jak był jesienią. Ostatniego gola strzelił w grudniu.
Letarg z przodu
Enzo Maresca często tłumaczy swoim graczom, by rozgrywali powoli. Umieli zwolnić tempo. Ale przez to ich gra wydaje się coraz bardziej nudna. W niedawnym meczu z Brentford (0:0) fani krzyczeli “attack, attack, attack", zirytowani tym, jak przewidywalna stała się ta drużyna. Chelsea jesienią potrafiła wykorzystywać przewagi na skrzydłach, ale w tym momencie zaciął się Jadon Sancho. Noni Madueke, trzeci strzelec drużyny, dopiero wraca po urazie. Pedro Neto, mimo efektownej gry i niesamowitej szybkości, nie notuje dobrych liczb, a Christopher Nkunku jest cieniem gracza, którego znaliśmy z Lipska. Ciągle nie wiadomo, jaka jest jego najlepsza pozycja. Poza tym stracił na dynamice. Ratuje go to, że skuteczny jest w Lidze Konferencji, gdzie ma pięć goli. Wszystkie strzelał jednak do listopada - kolejno w meczach z Gent, Panathinaikosem, Noah (dublet) i Heidenheim.
Ostatnio w rolę strzelca w meczu z Tottenhamem (1:0) wcielił się Enzo Fernandez. Jeśli mistrz świata zagra z Legią, to w parze z Moisesem Caicedo mogą zdominować środek pola i narzucić w Warszawie swoje reguły. Chelsea z jednej strony jest młoda i niedoświadczona, a z drugiej ma takie postaci jak Enzo czy Marc Cucurella, którzy wygrywali w karierze wielkie trofea. Hiszpan rozgrywa bardzo dobry sezon. Jego dynamiczne wejścia lewą stroną plus zejścia do środka boiska są dużą wartością dodaną. Ale fakt, że to on w 2025 roku jest najlepszym strzelcem, też dużo mówi o nieskuteczności “The Blues”. W meczu z Brentford oddali 21 strzałów i nie strzelili gola. Tylko jedna akcja miała znamiona groźnej. Ten zespół mimo kluczowej fazy sezonu wydaje się ospały, a to dobra okazja dla Legii, by trochę wybudzić z letargu sytego kota.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.