Główna przyczyna niemocy strzeleckiej, bezmyślność Polaków wręcz porażała. "Brak pomysłu, na siłę"

Mimo trzech punktów, nikt nie powie, że reprezentacja Polski zagrała dobry mecz z Litwą. Powodów słabej dyspozycji można upatrywać w kwestiach taktycznych. Analiza spotkania jest co najmniej niepokojąca - znów pojawiły się te same błędy.
Eliminacje do Mistrzostw Świata 2026 to rozgrywki, w których należy oczekiwać końcowej wersji reprezentacji Michała Probierza, po ponad roku jej budowy. Lista powołanych na marcowe zgrupowanie zdradziła, że skończył się czas prób i błędów, a rozpoczęła stabilizacja. Mecz z Litwą miał więc odsłonić karty, nad którymi sztab biało-czerwonych pracował od września 2023 roku. Co zobaczyliśmy?
Głosy na temat możliwej zmiany ustawienia nie okazały się prawdziwe. Reprezentacja Polski przystąpiła do rywalizacji w systemie z trójką obrońców. O ile to jest niezmienne za kadencji obecnego selekcjonera, o tyle często zmienia się sposób ułożenia drugiej i trzeciej linii. Tym razem pomocników było trzech, a napastników dwóch. Piotrowski, pierwotnie widziany na szóstce, razem z Szymańskim grał wyżej, zaś najgłębiej z pomocników występował Moder. Parę napastników z Lewandowskim stworzył nieoczekiwanie Świderski, a nie Piątek.
Polacy budowali atak pozycyjny w systemie 3-1-4-2 z szeroko ustawionymi wahadłowymi. Litwini dostosowali się do tego sposobu, grając w obronie pozycyjnej piątką w ostatniej linii, co pozwoliło im lepiej chronić przestrzenie przy liniach bocznych.
Drugim istotnym elementem destrukcji była druga linia, która składała się z czterech piłkarzy. Jej kompaktowe zestawienie umożliwiało tworzenie przewagi liczebnej 4 vs 3 w środku pola. Nawet jeśli jeden z polskich napastników wycofywał się, aby wziąć udział w rozegraniu, przewaga naszych północnych sąsiadów nie była niwelowana, ponieważ obrońcy nie bali się opuszczać swojej linii i podążali ściśle za Lewandowskim bądź Świderskim. Jedynie napastnik Kucys był w wielu fragmentach meczu zwolniony z bezpośrednich obowiązków defensywnych, czekając przed linią piłki na kontrataki.
Niska obrona pozycyjna nie była jednak jedyną fazą defensywną, w której dobrze realizował się rywal biało-czerwonych. Zawodnicy w żółtych trykotach, zwłaszcza na początku meczu, również odważnie i wysoko pressowali, odsuwając grę od własnej bramki. Kilka z tych pułapek pressingowych kończyło się niecelnymi zagraniami Łukasza Skorupskiego bądź obrońców.
Na poziomie strukturalnym reprezentacja Litwy przygotowała się bardzo dobrze. To było widać, zwłaszcza w pierwszych dwóch kwadransach, kiedy posiadanie piłki utrzymywało się na równym poziomie. Z jednej strony, prawdziwe jest powiedzenie, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Z drugiej, już szybka i powierzchowna analiza potencjału obu drużyn byłaby w stanie podsunąć wniosek, że nawet optymalnie przygotowana taktycznie Litwa nie powinna przeciwstawić się Polsce w sposób, w jaki się przeciwstawiła. Różnica w jakości indywidualnej piłkarzy jest ogromna. Co zatem nie działało w grze Polaków?
Skutecznym narzędziem dominacji drużyny jawnie lepszej od drużyny jawnie słabszej we współczesnym futbolu jest kontrola meczu poprzez posiadanie piłki. To metoda zweryfikowana i dobrze przebadana, a kto wciąż temu nie wierzy, może przeanalizować ewolucję średniego posiadania piłki najlepszych drużyn Premier League w czasie ostatnich 20 lat. Aby tę kontrolę osiągnąć, należy szanować piłkę i być cierpliwym oraz spokojnym w jej rozegraniu, zwłaszcza w otwarciu gry. Tej umiejętności Polakom brakuje.
Akcja z obrazka jest jednym z wielu przykładów owego braku cierpliwości, ale przykładem ciekawym również z innych względów. Nastawienie na długie posiadanie piłki wiąże się z rezygnacją z zysków, które przynosi podejmowanie dużego ryzyka kosztem większej pewności.
W sytuacji z 18. minuty ryzyko jest jednak zdwojone. Nie dość, że Frankowski zdecydował się na podanie o niskiej oczekiwanej szansie powodzenia, to zrobił to w momencie, w którym druga linia Polaków znajdowała się w rozsypce. W środku pola powstał krater, który w przypadku zatrzymania się piłki na jednym z litewskich obrońców oznaczałby dużą szansę zebrania drugiej piłki i przejęcie posiadania przez rywala. Jest to raczej droga pozbywania się dominacji, a nie jej tworzenia. Atak pozycyjny musi być tak konstruowany, aby przygotowywał drużynę do przejścia z ataku do obrony i umożliwiał kontrpressing. Niestety nie było to standardem w ataku pozycyjnym podopiecznych Michała Probierza.
Standardem za to, również niestety, były duże odległości pomiędzy środkowymi pomocnikami.
W przedstawionej akcji trudno odnieść wrażenie, że polscy pomocnicy tworzą jedną linię. Wymiana pomiędzy Szymańskim i Moderem wydaje się niemożliwa, a Piotrowski nie znalazł się w ogóle w kadrze (chwilę później lukę po nim wypełnił Kiwior).
Duże odległości w drugiej linii miały wady zarówno w ofensywie, jak i defensywie. W ofensywie powodowały brak kombinacji Modera, Piotrowskiego i Szymańskiego. Jak powiedzieli komentatorzy, każdy z nich chciał grać swoją grę. Konstruowanie akcji było w takim układzie utrudnione i mniej naturalne. Litwini nie musieli wychodzić wyżej i bronić krótkich podań w drugiej linii. Mogli skupić się wyłącznie na pilnowaniu przestrzeni w trzeciej tercji. Polacy niewystarczająco manipulowali ich położeniem.
W defensywie zaś brak cierpliwości i zbyt częsta gra do przodu obniżały zdolność Polaków do szybkiego przejmowania piłki i umożliwiały długie momenty utrzymania się przy piłce Litwinom, po których można było zastanawiać się, czy za żółtym kolorem koszulek nie stoi Brazylia.
Gdy reprezentacji Polski udawało się docierać do trzeciej tercji, a im dłużej trwał mecz, tym zdarzało się to częściej, problemem stawał się brak metod wykreowania dobrych okazji strzeleckich. Liczba strzałów (24) może wskazywać na to, że dużo działo się pod bramką Gertmonasa, jednak aż 13 z tych strzałów zostało zablokowanych. Były oddawane z nieprzygotowanych pozycji. Przy tylu strzałach w sumie, Polacy skumulowali 1,72 goli oczekiwanych. Jest to dostateczny dowód szukania okazji na siłę zamiast w przemyślany sposób.
Nieprzygotowane były nie tylko liczne strzały, ale też liczne dośrodkowania. Na 34 dośrodkowania (odliczając rzuty rożne - 23) zaledwie trzy były udane, co daje skuteczność na poziomie 9%. Frankowski dośrodkowywał aż dziesięć razy, z czego do adresata dotarło tylko jedno dośrodkowanie. Litwini mieli nieustannie przewagę liczebną w polu karnym, dzięki czemu dobrze radzili sobie z jego obroną w obliczu przewidywalnych wrzutek. Brak pomysłu na metodyczne i strukturalne pokonanie obrony przeciwnika było główną przyczyną niemocy strzeleckiej.
Dopiero akcja rezerwowego Kamińskiego, w której zdecydował się nie na bezmyślne dośrodkowanie, a atak z piłką do skupienia przeciwników, doprowadziła do zmiany wyniku.
Zawodnik Wolfsburga zrezygnował ze starcia szybkościowego z obrońcą, zwolnił, zmienił tor biegu i pobiegł w pole karne. Ten niekonwencjonalny ruch sprawił, że aż czterech reprezentantów Litwy skoncentrowało swój wzrok na piłce, a to stworzyło przestrzeń dla innych Polaków. Wykorzystał to Lewandowski, ustawiając się tak, aby móc otrzymać podanie i szybko zamienić je na strzał.
W Lidze Narodów problemem Michała Probierza, o którym pisaliśmy po meczu z Portugalią, była liczba traconych bramek. W meczu z Litwą Polacy zanotowali czyste konto. Marne to jednak pocieszenie nie tylko z uwagi na poziom rywala, ale również dlatego, że w drugiej połowie Łukasz Skorupski musiał popisać się świetną interwencją, aby uchronić drużynę przed stratą gola. Istotnie Litwa nie może być weryfikacją jakichkolwiek zmian pod względem gry w defensywie. Co więcej, pewne kwestie wciąż prezentowały się źle. Na przykład momentami niepokojąco wyglądał pressing biało-czerwonych.
Świderski wykonał dobry ruch, jednak Lewandowski i Szymański byli wyraźnie spóźnieni. W efekcie pressing był nieskoordynowany. Litwini stracili piłkę, ale lepszy rywal takie niedociągnięcia w ustawieniu raczej wykorzysta. To, jak i wcześniejsza uwaga o wadliwym kontrpressingu, nie czynią powodów do optymizmu, w przeciwieństwie do dyspozycji Jana Bednarka. Zmianę gry w defensywie będzie można osądzić jednak dopiero po spotkaniu z Finlandią.
Można uprzeć się i szukać przyczyn gorszego występu w nieobecności Zielińskiego i Zalewskiego. Jest prawdą, że zawodnicy Interu Mediolan w ostatnich kilkunastu miesiącach byli najważniejszymi nazwiskami w polskiej kadrze. Sęk jednak w tym, że brak dwóch piłkarzy nie powinien istotnie wpływać na sposób gry drużyny. Im mniej strategia drużyny zależy od jej zestawu personalnego, tym - co do zasady - lepiej.
Trudno oczekiwać dużej zmiany w grze Polaków w nadchodzącym meczu z zawsze groźną Maltą, który w wymiarze taktycznym powinien wyglądać podobnie. Futbol jednak jest pełen niespodzianek.