Gigantyczna sensacja. Jak kandydat na selekcjonera Polski odniósł historyczny sukces. "Nie dawano im szans"
To jedna z największych sensacji w historii futbolu. W 2012 roku reprezentacja Zambii, którą prowadził Herve Renard, jeszcze niedawno regularnie wymieniany w gronie kandydatów do objęcia polskiej kadry, wygrała Puchar Narodów Afryki. Zrobiła to pierwszy raz w swojej historii. Na stadionie oddalonym bardzo blisko miejsca katastrofy lotniczej, która niecałe 19 lat wcześniej zabrała z tego świata praktycznie całą ówczesną reprezentację tego kraju.
W kwietniu 1993 roku zambijska kadra leciała na mecz eliminacji mistrzostw świata do Senegalu. Chwilę po zakończeniu postoju w stolicy Gabonu - Libreville - samolot wzbił się w powietrze, a następnie runął do Atlantyku. Zginęło 18 piłkarzy reprezentacji Zambii, sztab szkoleniowy, prezes tamtejszej federacji oraz dziennikarz.
W latach 80. i 90. reprezentacja Zambii była niezwykle silna. Na igrzyskach olimpijskich w Seulu (1988) potrafiła pokonać Włochy aż 4:0. W 1990 roku kończyła zmagania w Pucharze Narodów Afryki na trzecim miejscu, a cztery lata później, zaledwie rok po katastrofie i utracie tylu reprezentantów kraju, okazała się drugą najlepszą drużyną kontynentu. Sukces Zambijczycy odnieśli też w 1996 roku, gdy ponownie zakończyli PNA na trzeciej lokacie. Jednym z liderów tamtej kadry był Kalushy Bwalyi, wtedy zawodnik PSV Eindhoven, który uniknął śmierci w katastrofie, bo do Senegalu miał lecieć z Holandii.
Przez kolejne lata “Miedziane Pociski” popadły w przeciętność. Na kontynencie afrykańskim liczyły się inne drużyny, a oni nie potrafili choćby na jednym ważnym turnieju osiągnąć dobrego wyniku. Zazwyczaj odpadali w grupie. Zdarzyło się nawet, że nie przebrnęli przez eliminacje. Nadzieja na lepsze jutro pojawiła się wówczas, gdy drużynę przejął francuski szkoleniowiec, Herve Renard, dziś selekcjoner Arabii Saudyjskiej, wymieniany też ostatnio w gronie kandydatów do objęcia reprezentacji Polski.
Pod wodzą Renarda reprezentacja Zambii najpierw w 2010 roku awansowała do ćwierćfinału Pucharu Narodów Afryki, odpadając dopiero po rzutach karnych z Nigerią, a już dwa lata później, gdy po krótkiej przerwie Francuz wrócił do drużyny, na tej samej imprezie zdobyła pierwszy raz w swojej historii złoto.
Skazywani na porażkę
Przed startem turnieju nikt na nich nie stawiał. Bukmacherzy większe szanse na końcowy triumf dawali dziewięciu innym reprezentacjom, a każda złotówka postawiona na mistrzostwo Zambii mogła przynieść 40 zł zarobku.
Renard na PNA rozgrywany w Gwinei Równikowej i Gabonie zabrał kadrę składającą się przede wszystkim z piłkarzy grających na co dzień w Afryce. Pięciu graczy występowało wtedy w lidze zambijskiej, taka sama liczba zawodników reprezentowała TP Mazembe z Demokratycznej Republiki Konga, a ośmiu piłkarzy grało dla klubów z Republiki Południowej Afryki. Jedynie Emmanuel Mauyka, środkowy napastnik, przyjeżdżał na turniej z Europy, gdzie zakładał koszulkę szwajcarskiego Young Boys Berno.
Trudno było więc porównywać siłę rażenia Zambii do tej, jaką mogli przeciwstawić się niektórzy rywale. Ale ekipa Renarda stopniowo robiła swoje. Zaczęła od sensacyjnego zwycięstwa nad jednym z głównych faworytów do złota - Senegalem. W składzie tej drużyny występowali wtedy tacy gracze jak Demba Ba, Moussa Sow, Mamadou Niang czy Souleymane Diawara. “Miedziane Pociski” niespodziewanie wygrały jednak z faworyzowanym rywalem 2:1.
Renard postawił w tym meczu, podobnie jak w większości kolejnych, na ustawienie 4-4-2. Jego drużyna grała prostą, ale skuteczną piłkę. W fazie grupowej tamtego turnieju większość strzałów oddawała zza pola karnego (26 z 42). Po zwycięstwie nad Senegalem trzeba było jednak iść za ciosem. W drugim meczu Zambia zremisowała z Libią (2:2), a następnie pokonała Gwineę Równikową (1:0). Efekt? Pierwsze miejsce w grupie. Sensacyjnie żadnego punktu nie zdobył Senegal, który szybko pożegnał się z imprezą
W ćwierćfinale na zespół Renarda czekał Sudan i jak się potem okazało, był to dla Zambii najłatwiejszy mecz całego turnieju. Różnica klas była bardzo widoczna. “Miedziane Pociski” miały przewagę, oddawały zdecydowanie więcej strzałów, a trzy z nich znalazły drogę do bramki. Spotkanie zakończyło się wynikiem 3:0 i już wówczas było wiadomo, że Zambia osiągnie swój najlepszy wynik w Pucharze Narodów Afryki od 1996 roku, gdy kończyła zmagania na najniższym stopniu podium
Niewykorzystane sytuacje się mszczą
Apetyt rósł jednak w miarę jedzenia. Skoro udało się już awansować do czołowej czwórki, to czemu nie powalczyć o pełną pulę? W półfinale na Zambijczyków czekała Ghana, która dwa lata wcześniej przegrała w finale Pucharu Narodów Afryki z Egiptem, a w tym samym roku dotarła też do ćwierćfinału mistrzostw świata. Na mecz z Zambią wychodziła mając w składzie m.in. jak Asamoah Gyana, Jordana Ayew, Andre Ayew, Kwadwo Asamoaha czy Dereka Boatenga.
Mecz szybko mógł ułożyć się pod dyktando faworyzowanej Ghany, ale w 7. minucie Andrew Ayew nie wykorzystał rzutu karnego. Powstrzymał go bramkarz reprezentacji Zambii, Kennedy Mweene, który potem został zresztą wybrany najlepszym golkiperem całego turnieju. Ghana dalej biła głową w mur, oddając przez całe spotkanie 18 strzałów, a nieskuteczność zemściła się w 77. minucie, gdy swojego trzeciego gola podczas mistrzostw strzelił jedyny wtedy reprezentant klubu z Europy - Emmanuel Mayuka.
Zambijski napastnik był na tamtej imprezie jednym z siedmiu najlepszych strzelców, którzy zgromadzili po trzy trafienia. Oprócz niego w takim gronie znalazł się też jego reprezentacyjny kolega, Chris Katongo, a także m.in. Didier Drogba i Pierre-Emerick Aubameyang. Kilka miesięcy po zakończeniu turnieju Mayuka opuścił ligę szwajcarską i przeniósł się do Southampton, ale tam nie zrobił furory. Zagrał w 19 meczach i strzelił jednego gola.
Libreville. Od tragedii do historycznego sukcesu
W wielkim finale Pucharu Narodów Afryki 2012 Zambia spotkała się z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Drużyną, która przez cały turniej nie straciła choćby jednego gola, a w kadrze miała takich piłkarzy jak wspomniany już Drogba, Gervinho, Salomon Kalou, bracia Kolo i Yaya Toure, Cheik Tiote, Wilfried Bony, Emmanuel Eboue czy Seydou Doumbia. Można tak wymieniać i wymieniać.
Stroną przeważającą była oczywiście ekipa WKS-u. Czas jednak leciał, a na tablicy wyników ciągle utrzymywał się wynik 0:0. Nie zmienił tego rzut karny z 70. minuty, bo Drogba posłał piłkę nad poprzeczką.
Kibice zgromadzeni na stadionie w Libreville nie zobaczyli goli ani w podstawowym czasie gry, ani w dogrywce. O wszystkim musiał zadecydować konkurs rzutów karnych, który był niezwykle wyrównany. W końcu pomylił się Kolo Toure, ale szansy na zakończenie rywalizacji nie wykorzystał chwilę później Rainford Kalaba. Kluczowe okazało się natomiast pudło Gervinho. Drugiej okazji Zambijczycy już nie zmarnowali. Nie pomylił się Stoppila Sunzu i sensacja stała się faktem.
“Miedziowie Pociski” pierwszy raz w historii wygrały Puchar Narodów Afryki. Zrobiły to na stadionie mieszczącym się praktycznie tuż obok miejsca, w którym nieco ponad 18 lat wcześniej zginęło 18 reprezentantów tego kraju. 18 było także rzutów karnych w konkursie jedenastek. Życie napisało niesamowity scenariusz. Tego dnia duch tragicznie zmarłych piłkarzy unosił się nad Libreville. Zambijczycy na murawie upamiętnili ich w piękny sposób.