Gigant na dnie! Sensacyjnie walczy o utrzymanie. Hitowy transfer na ratunek
Właśnie sprowadzili do siebie wielką gwiazdę, ich kadra jest w skali ligi jedną z najdroższych, a w swojej gablocie mają siedem trofeów za zdobycie mistrzostwa kraju. Mimo to heroicznie bronią się przed spadkiem. Corinthians złapało ostatnio trochę tlenu, ale wciąż walczy o punkty z nożem na gardle.
Nie aż tak dawno, bo w 2017 roku, byli mistrzem Brazylii. Dwa lata wcześniej też zdobyli tytuł najlepszej drużyny w kraju, a nieco ponad dekadę temu triumfowali w Copa Libertadores i Klubowych Mistrzostwach Świata. W finale tych ostatnich rozgrywek ograli wówczas naszpikowaną gwiazdami Chelsea.
Mowa zatem o prawdziwym gigancie. Corinthians siedem razy w swojej historii okazywało się najlepszym zespołem Kraju Kawy i pod tym względem ustępuje jedynie Palmeiras oraz Santosowi.
Spadek zagląda w oczy
Teraz nad ekipą z Sao Paulo zawisły jednak czarne chmury. Już poprzedni sezon można było uznać za dość niepokojący, bo zakończony na odległym 13. miejscu, zaledwie siedem punktów nad strefą spadkową. Obecna kampania jest jednak dla Corinthians jeszcze gorsza. Tym razem konsekwencje kiepskiej postawy na murawie mogą być dla “Timao” znacznie bardziej bolesne.
Liga brazylijska, w przeciwieństwie do europejskich rozgrywek, jest już bliżej końca niż początku. Większość zespołów ma za sobą 25 z 38 zaplanowanych kolejek. Jest wśród nich także Corinthians, które na tym etapie rywalizacji zajmuje dopiero 17. miejsce i wciąż tkwi w strefie spadkowej. Nieco tlenu pozwoliło złapać niespodziewanie odniesione ostatnio zwycięstwo z wysoko notowanym Flamengo, natomiast sytuacja nadal jest trudna.
Gigant z Sao Paulo traci co prawda do bezpiecznej strefy tylko dwa punkty, ale znajdujące się wyżej Fluminense, Gremio czy Criciuma mają jeszcze zaległe spotkania do rozegrania (niektórzy nawet dwa).
Włodarze Corinthians chcą jak najbardziej zminimalizować ryzyko katastrofy, bo taką byłby niewątpliwie spadek z Serie A. W tym celu szaleją więc na rynku transferowym, choć… klub ma gigantyczne długi.
Na ratunek Depay
Nowym piłkarzem będącego w kryzysie giganta został właśnie Memphis Depay. To w skali ligi brazylijskiej prawdziwy hit transferowy. Corinthians zasila przecież nie piłkarski emeryt, chcący odcinać kupony, a 30-letni reprezentant półfinalisty ostatniego EURO i gracz, który w poprzednim sezonie renomowanej La Liga, gdy tylko był zdrowy, wciąż potrafił być mocnym punktem Atletico Madryt.
Wraz z końcem czerwca Holender rozstał się jednak z “Los Colchoneros” i przez kolejne tygodnie pozostawał bez klubu. W mediach co rusz pojawiały się kolejne plotki i informacje, 30-latek miał ponoć skupiać się na pozostaniu w Europie, ale ostatecznie postawił na bardzo zaskakujący ruch. Podpisał kontrakt z Corinthians. I to aż do końca 2026 roku.
Transfer ten bez wątpienia znacząco zwiększa szansę “Timao” na uratowanie się przed spadkiem. Depay powinien z miejsca wzmocnić zespół i stać się jego największą gwiazdą. W szatni Corinthians nie ma graczy z równie mocną mocną przeszłością w Europie, co nie znaczy, że brakuje tam jakości. Kadra drużyny z Sao Paulo, wyceniana przez Transfermarkt na 103,6 mln euro, jest pod tym względem kadrą numer cztery w lidze brazylijskiej. W teorii Corinthians powinno zatem walczyć o zdecydowanie inne cele. Na pewno nie o utrzymanie.
Sprowadzenie Depaya budzi oczywiście euforię wśród kibiców, ale też pozostawia wiele znaków zapytania. Przede wszystkim - jak klub mający tak ogromne długi, jest w stanie pozwolić sobie na opłacanie kontraktu takiej gwiazdy? Nie ma się co bowiem łudzić. Holender, który przez ostatnie miesiące odrzucał kolejne oferty, na pewno nie przychodzi do Brazylii grać za frytki.
- Po prostu ciągle wydają pieniądze. To szaleństwo. Jeśli płacisz komuś takiemu jak Memphis dużą pensję, pojawiają się pytania. Jak możesz mu płacić bez pieniędzy? - dziwi się reporter ESPN, Francisco De Laurentiis.
Kłopoty nie tylko na boisku
W kwietniu zadłużenie Corinthians wynosiło 308 milionów dolarów, czyli w przeliczeniu prawie… 1,2 miliarda złotych. Kwota poraża, ale jak widać nie prowadzi klubu do kolejnych oszczędności. “Timao” w ostatnim czasie, mimo gigantycznych długów, nie tylko połasili się na lukratywny kontrakt dla Depaya, ale sprowadzili też - przecież nie za darmo - wielu innych piłkarzy. Tylko tego lata do klubu trafiło jeszcze siedmiu zawodników.
Bez wątpienia pomogły natomiast transfery wychodzące. O ile bowiem Corinthians na letnie wzmocnienia wydało około 6 mln euro, to na sprzedaży zawodników zarobiło prawie cztery razy tyle. Sporym zastrzykiem finansowym okazało się sprzedanie Wesleya do Al-Nassr. 19-latek pod koniec sierpnia zasilił saudyjski klub, a “Timao” zainkasowali za niego aż 18 mln euro.
Zostawmy już jednak na boku finanse klubu, bo teraz kluczowa - choć także pod tym względem - jest kwestia utrzymania się w lidze. Przed Corinthians 13 ligowych meczów prawdy. Rozkład gier, na papierze, wygląda na dość słodko-gorzki. Z jednej bowiem strony mecze ze ścisłą ligową czołówką, z drugiej m.in. spotkania z trzema drużynami, które obecnie zamykają tabelę. Jest zatem gdzie zdobywać punkty, jest też gdzie je tracić.
- vs 1. w tabeli Botafogo (wyjazd),
- vs 20. w tabeli Atletico GO (dom),
- vs 6. w tabeli Sao Paulo (wyjazd),
- vs 10. w tabeli Internacional (dom),
- vs 12. w tabeli Athletico-PR (dom),
- vs 19. w tabeli Cuiaba (wyjazd),
- vs 3. w tabeli Palmeiras (dom),
- vs 18. w tabeli Vitoria (wyjazd),
- vs 5. w tabeli Cruzeiro (dom),
- vs 8. w tabeli Vasco (dom),
- vs 14. w tabeli Criciuma (wyjazd),
- vs 7. w tabeli Bahia (dom),
- vs 15. w tabeli Gremio (wyjazd).
Minimalnie więcej, bo siedem meczów, “Timao” rozegrają jeszcze u siebie, co bez wątpienia jest dla nich dobrą wiadomością. Akurat na własnym stadionie ekipa z Sao Paulo radzi sobie solidnie. Trudno w to uwierzyć, biorąc pod uwagę ligową sytuację, ale przegrała tam zaledwie jeden z 12 meczów. Zmorą stały się zaś remisy, których tylko u siebie było już siedem. Najgorzej wygląda to na wyjazdach. Pod tym względem Corinthians z sześcioma zgromadzonymi oczkami jest najgorsze w całej stawce.
Podzielą los Santosu?
Na tak kiepskie wyniki siedmiokrotnego mistrza Brazylii wpływ mają też niewątpliwie bardzo częste roszady trenerskie. Tylko w 2024 roku Corinthians prowadziło już… pięciu szkoleniowców. Aktualnie za losy drużyny odpowiada Argentyńczyk, Ramon Diaz.
Co jednak ciekawe, Corinthians dobrze radzi sobie na kilku innych frontach, co z jednej strony napawa optymizmem i jest miłą odskocznią, zaś z drugiej nie pozwala całkowicie skupić się na walce o ligowy byt. “Timao” awansowali już do ćwierćfinału Pucharu Brazylii, gdzie przegrali pierwszy mecz z Juventude 1:2 i czekają na rewanż. Są też w ćwierćfinale Copa Sudamericana, drugich co do ważności klubowych rozgrywek Ameryki Południowej.
Póki co nie trzeba jeszcze panikować, bo mimo wszystko do końca rozgrywek całkiem sporo grania. Z drugiej jednak sezon coraz mocniej będzie zbliżał się do ostatniej prostej, a sytuacja jest po prostu trudna. Corinthians musi zatem uważać, by nie podzielić losu Santosu, czyli innego giganta z Kraju Kawy. Klub ten w poprzednim sezonie spadł na zaplecze elity pierwszy raz w swojej historii. Dla “Timao” nie byłaby to aż taka nowość, bo w 2007 roku zespół poznał już smak spadku z Serie A. Wówczas powrócił do niej bardzo szybko - już po roku.
Teraz nikt w Corinthians nie chce jednak powtórki z rozrywki. Memphis Depay spadający z ligi brazylijskiej? To byłby scenariusz jeszcze do niedawna brzmiący jak science-fiction.