Gigant w drodze na dno. Autodestrukcja przez upór. "Co na to zarząd? Nic"

Gigant w drodze na dno. Autodestrukcja przez upór. "Co na to zarząd? Nic"
Mark Cosgrove / pressfocus
Kacper - Klasiński
Kacper KlasińskiWczoraj · 08:30
Wyniki Tottenhamu w lidze są katastrofalne. “Koguty” zajmują 15. miejsce w Premier League, a w tabeli formy plasują się w… strefie spadkowej. Nic nie układa się tak, jak miało. Kontuzje i brak wzmocnień, gdy ich potrzeba, sprawiają, że nastroje kibiców są coraz gorsze. Jedyną drogą do uratowania sezonu mogą być rozgrywki pucharowe. I choć akurat w nich “Spurs” radzą sobie dobrze, to w obecnej sytuacji może się to jednak okazać niemożliwe.
Tylko jedna wygrana w ostatnich dziesięciu ligowych meczach. 15. miejsce w tabeli po 22 kolejkach. Nie tak miał wyglądać sezon Tottenhamu. “Koguty” całkowicie zawodzą w lidze i gdyby nie dobre występy w Carabao Cup, ich kibice nie mieliby właściwie żadnych powodów do radości. Coraz częściej odzywają się głosy powątpiewające w ich trenera, Ange’a Postecoglou. Australijczyk zaliczył w poprzednich rozgrywkach imponujące wejście do Premier League, ale teraz wszystko się sypie. Kontuzje, błędy indywidualne, coraz to nowe problemy. nic nie idzie zgodnie z planem.
Dalsza część tekstu pod wideo

Poziom przeciętniaków

Po tym, jak seria porażek przekreśliła marzenia o Lidze Mistrzów na finiszu poprzedniego sezonu, oczekiwania kibiców Tottenhamu stały na wysokim poziomie. Liczyli oni, że przy kolejnej próbie uda się wywalczyć miejsce w najbardziej prestiżowych rozgrywkach w Europie, a może i nawet powalczyć o to, aby wreszcie wygrać jakieś trofeum. I choć to drugie wciąż nie jest wykluczone, o awansie do Champions League można zapomnieć.
- Oczekiwałam przed sezonem walki o “Top Four” i ewentualną wygraną w krajowych pucharach. Końcówka poprzedniego sezonu pokazała, że przeciwnicy nauczyli się grać przeciwko drużynie Postecoglou oraz że brakuje odpowiedniej głębi składu. Obawy więc były, jak zresztą zawsze. Myślałam jednak, że jeśli skład zostanie odpowiednio wzmocniony, uda się popracować nad największymi bolączkami, m.in. obroną stałych fragmentów gry i stabilizacją formy, to sezon pójdzie w dobrym kierunku - mówi nam Julia Okoniewska z portalu Angielskie Espresso.
Te nadzieje okazały się złudne. W obecnej formie Tottenham może mieć problemy nie tylko z walką o wspomniane cele, ale też z zajęciem miejsca w górnej połowie tabeli Premier League. Właściwie od startu rozgrywek “Spurs” grali w kratkę, ale ich ostatnia dyspozycja w lidze wygląda wręcz tragicznie. Mają za sobą już 22 kolejki, a tylko raz (piąta i szósta seria gier) udało im się wygrać dwa kolejne spotkania. Aktualnie plasują się na 15. pozycji i, choć trudno w to uwierzyć, w bieżącej dyspozycji muszą oglądać się bardziej za siebie, niż do przodu. W tabeli formy za ostatnie dziesięć spotkań zajmują 18. miejsce z zaledwie pięcioma punktami i tylko jednym wygranym meczem. Gorzej prezentują się jedynie dwaj beniaminkowie: Leicester City i Southampton - czerwona latarnia ligi, która jest przy okazji jedyną drużyną, którą we wspomnianym okresie pokonał Tottenham.
Tabela formy Premier League
Flashscore
Tabela formy Premier League (ostatnie dziesięć spotkań) | Źródło: Flashscore
Kalendarz w trakcie tej serii nie był szczególnie życzliwy dla “Spurs”, bo mierzyli się m.in. z Chelsea (3:4), Liverpoolem (3:6), Newcastle (1:2), Arsenalem (1:2), plasującym się na podium Nottingham Forest (0:1) czy bardzo mocnym ostatnio Bournemouth (0:1), ale nie potrafili w międzyczasie pokonać również Wolverhampton (2:2) czy Evertonu (2:3), które wyprzedzają w tabeli. Zresztą, od klubu z ambicjami “Kogutów” należałoby spodziewać się zdecydowanie lepszego dorobku punktowego, niezależnie od klasy przeciwników. Tym bardziej że przed tą fatalną passą potrafili wygrać 4:0 z Manchesterem City.
Problemy z formą to jednak nie tylko kwestia ostatnich miesięcy. Jeśli spojrzymy na dyspozycję Tottenhamu w ostatnich 38 ligowych spotkaniach (okres od 3 lutego 2024 i meczu 23. kolejki sezonu 2023/24 przeciwko Evertonowi), to zobaczymy, że “Koguty” na przestrzeni ekwiwalentu pełnego ligowego sezonu zdobyły 47 punktów (14 zwycięstw, pięć remisów, 19 porażek). Taki wynik ostatni raz dawał miejsce w górnej połowie tabeli w rozgrywkach 2017/18. I był to jeden z zaledwie dwóch takich przypadków w ostatniej dekadzie.

Autodestrukcja przez upór

Początek przygody Postecoglou w Premier League wyglądał świetnie. Ofensywny styl gry, nastawiony na widowisko dla fanów przynosił dobre efekty. Tottenham na starcie poprzedniego sezonu nie przegrał pierwszych dziesięciu ligowych spotkań pod wodzą australijskiego trenera. Jeszcze na początku listopada 2023 roku zasiadał w fotelu lidera z ośmioma zwycięstwami i dwoma remisami na koncie, ale potem nadeszło zderzenie z rzeczywistością. Zaczęło się od pamiętnego spotkania z Chelsea, przegranego 1:4, gdy “Koguty” przez większość drugiej połowy grały w dziewiątkę, a pomimo tego ustawiały linię obrony na linii środkowej boiska. To pokazało, że menedżerowi “Spurs” niełatwo będzie zrezygnować z jego filozofii.
Jedni go chwalili za odwagę i wiarę w “piękny” futbol, inni krytykowali za naiwność i dogmatyzm. Ofensywny, intensywny styl gry pozwolił jego drużynie wspiąć się na czoło ligowej tabeli, ale potem pojawiły się związane z nim problemy. Przeciwnicy zaczęli coraz częściej wykorzystywać wysokie ustawienie defensywy i rozpracowywać system Postecoglou. Po rewelacyjnej serii, poczynając od wspomnianego starcia z “The Blues”, nadeszło pięć ligowych meczów, w których udało się ugrać zaledwie jedno oczko. Zwiastowały one nadchodzącą weryfikację, bo kilka miesięcy później londyńczycy punktowali już na poziomie przeciętniaków. A sytuacja, zamiast się poprawiać, staje się coraz gorsza.
- Nie da się wskazać jednego konkretnego problemu, ale mocno szkodzą kontuzje. Z zawodników z urazami można stworzyć osobną jedenastkę, co pokazuje skalę problemów. Potem można spojrzeć na ławkę rezerwowych i tylko złapać się za głowę. Kim tu grać? Nie da się jednak nie wytknąć błędów menedżera. Jego upór odbija się na wynikach. Czemu np. stawiał na Heung-min Sona lub nie zmieniał go, kiedy sobie nie radził? - zwraca uwagę Okoniewska.
Znaczne pogorszenie wyników koreluje z wypadnięciem podstawowego duetu stoperów: Cristiana Romero i Micky’ego van de Vena. Obaj, z uwagi na swoją charakterystykę, stanowią bardzo istotne ogniwa drużyny. Dzięki szybkości potrafią “pokrywać” przestrzeń za swoimi plecami, wynikającą z odważnego ustawienia. Z drugiej strony wystawia to ich organizmy na duże obciążenie sprintami. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że częściowo to system odpowiada za ich problemy. A od startu obecnego sezonu przez kontuzje ominęli odpowiednio 20 i 23 mecze! Z tego po 14 i 22 z powodu urazów mięśniowych, które wcześniej nie były charakterystyczne ani dla Argentyńczyka, ani dla Holendra.
- Bez nich obrona Tottenhamu wygląda tragicznie i drużyna traci dużo bramek. Przez wąską kadrę zamiast nich mamy 18-letniego Archiego Graya, który przyszedł latem z Leeds United jako pomocnik oraz Radu Dragusina. Czy uważam Rumuna za złego obrońcę? Nie, ale to po prostu nie jest piłkarz na styl gry Postecoglou - komentuje Okoniewska.
Cały zespół gra zresztą na ogromnej intensywności, a spotkania Tottenhamu nieraz wyglądają niczym “koszykarskie” granie akcja za akcję. I to ma swoje odzwierciedlenie w urazach łapanych przez zawodników londyńskiego zespołu. W połowie grudnia Ben Dinnery, założyciel portalu Premier Injuries, gromadzącego dane o kontuzjach w Premier League, zwracał uwagę, że w tym sezonie aż 44% wszystkich urazów graczy “Spurs” to problemy ze ścięgnem udowym. Ligowa średnia wynosiła wówczas 24%. Co więcej, od tamtej pory podobne kontuzje złapali jeszcze Timo Werner oraz Destiny Udogie. Nie sposób tu mówić o przypadku. Takie problemy trapiły drużynę również, gdy Postecoglou pracował w Celtiku.
- Mieliśmy tam trzymiesięczny okres, gdy w każdym tygodniu ktoś łapał kontuzję, głównie właśnie ścięgna udowego. Musieliśmy dotrwać do przerwy zimowej i się zresetować - wspominał w rozmowie z BBC Radio 5 naukowiec sportowy Anton McElhone, który w Szkocji należał do sztabu Postecoglou.
Wygląda na to, że urazy to wynik obciążeń fizycznych nakładanych na organizmy piłkarzy przez jego system. Gdy wypadają kolejni, kadra robi się coraz węższa i coraz trudniej rotować. W efekcie rozpoczyna się efekt kuli śnieżnej. Obecnie według Premier Injuries “Koguty” mają aż 12 kontuzjowanych graczy - najwięcej w lidze.
W pewnym sensie można więc powiedzieć, że upór Australijczyka co do jego systemu prowadzi do autodestrukcji poprzez nadmierną eksploatację organizmów piłkarzy. Menedżer “Spurs” nie zamierza jednak odchodzić od wizji ofensywnego, efektownego futbolu, choć ostatnio nie można nazwać go szczególnie efektywnym.
- Wydaje mi się, że przez ostatnie 18 miesięcy byłem bardzo cierpliwy, siedząc i ciągle odpowiadając na te same pytania. Jeśli ludzie chcą, żebym zmienił swoje podejście, to się tak nie stanie - mówił Postecoglou po przegranej 3:6 z Liverpoolem.

Jedyna droga ratunku?

Katastrofę w lidze pudrują trochę wyniki w pucharach, przede wszystkim w Carabao Cup, gdzie Tottenham, pokonując m.in. Manchester City i Manchester United, doszedł do półfinału i wygrał w nim pierwsze spotkanie z Liverpoolem 1:0. Nieźle wygląda też sytuacja w Lidze Europy, bo tam wszystko układa się zgodnie z planem i bezpośredni awans do 1/8 finału to w zasadzie formalność. Wizerunkowo nienajlepiej wyglądało tylko starcie z piątoligowym Tamworth w FA Cup, gdzie potrzeba było dogrywki, żeby rozprawić się z “kopciuszkiem”, a ten miał nawet piłkę meczową w czasie doliczonym do 90 podstawowych minut. Niemniej, forma “Spurs” poza ligą prezentuje się nieźle, a to otwiera szansę do powetowania sobie słabej kampanii w Premier League.
- Zawsze zdobywam trofea w swoim drugim sezonie. Nic się nie zmieniło. Powiedziałem to. A nie mówię czegoś, gdy w to nie wierzę - zapewniał Postecoglou po grudniowej porażce w derbach z Arsenalem. I spełnienie tej deklaracji może stanowić jedyny sposób na uratowanie sezonu.
- Mówimy o kibicach, którzy czekają na trofeum od lat. Włożenie czegoś do gabloty zdecydowanie wprowadziłoby ich w stan euforii, bo w końcu byłby to jakiś sukces. Wydaje mi się, że fani chcą przenieść siły na puchary, bo w końcu wypadałoby wstawić coś do tej gabloty - ocenia Okoniewska. - Należy jednak pamiętać, że między spotkaniami pucharowymi jest liga, z której wypada nie spaść. Ten fakt oraz ciągłe informacje o nowych urazach sprawiają, że można stracić nadzieje na jakiekolwiek sukcesy w pucharach.
Problem stanowi również sposób funkcjonowania klubu, od lat krytykowany przez jego sympatyków. Prezes, Daniel Levy, ma łatkę skąpca, stawiającego jako priorytet nie wyniki sportowe, a finansowe. Tej zimy, gdy przydałyby się posiłki, które mogłyby wspomóc przetrzebioną plagą kontuzji kadrę, do klubu przyszedł na razie tylko nowy bramkarz, Antonin Kinsky. I choć absencje dotknęły również pozycję golkipera, przez co od razu wskoczył on między słupki, potrzebne wydają się też inne wzmocnienia. Tych jednak nie ma.
- Który raz kibice Tottenhamu widzą podobną sytuację? Drużyna jest w kryzysie, menedżer prosi o transfery. Co na to zarząd? Nic. Ewentualnie zrobi coś w końcówce okienka. Widzieliśmy to już za kadencji Mauricio Pochettino - np. słynne lato, kiedy nie dokonano ani jednego transferu - wspomina redaktorka Angielskiego Espresso. - Potem mieliśmy powtórki z Jose Mourinho oraz Antonio Conte. Na razie Postecoglou zmaga się z tym samym. Daniel Levy i ENIC muszą zacząć traktować Tottenham Hotspur jak klub piłkarski i starać się inwestować w drużynę. Co po nowoczesnym stadionie, gdy w gablocie pustki? Co po modernizacji ośrodka treningowego, skoro nie ma wyników? Chciałabym powiedzieć: Daniel Levy ma okazje się w końcu wykazać, zrobić coś dobrego i wspomóc swojego menedżera. Ale wtedy przypomina mi się jego wypowiedź, gdzie wyjaśnia, czemu kupił klub: bo to dochodowy biznes. A aspekt piłkarski? Jego to już nie interesuje. Po prawie 25 latach jest Puchar Ligi. Oto podsumowanie kadencji Levy'ego - tłumaczy z żalem nasza rozmówczyni.
Walka o trofea może okazać się więc trudna. W miarę awansu do kolejnych rund Ligi Europy konkurencja będzie coraz bardziej wymagająca. Do decydujących faz FA Cup jeszcze daleka droga. W Pucharze Ligi trzeba utrzymać na Anfield przewagę z pierwszego meczu z Liverpoolem, a potem, w razie awansu, zmierzyć się z Newcastle lub Arsenalem (pierwszy mecz zakończył się wygraną “Srok” 2:0), więc również mowa o sporych wyzwaniach.
Przy stale wydłużającej się liście kontuzji, do której w ostatnich dniach dołączyli napastnik Dominic Solanke i pomocnik Pape Matar Sarr, passa drugich sezonów Postecoglou z trofeum może skończyć się podczas jego pobytu w Tottenhamie. A jeśli forma w lidze się nie poprawi, to nawet pomimo sporej sympatii dużej części kibiców, może to przypieczętować jego los. Pojawia się bowiem coraz więcej wątpliwości dotyczących jego przyszłości.
- Wydaje mi się, że w końcu mamy trenera, którego naprawdę polubili piłkarze i chcą dla niego grać. Prezentuje ciekawszy futbol niż ten u Conte czy Mourinho. Jeśli dostanie odpowiednie wsparcie, nie trafi na plagę kontuzji i otrzyma czas, będzie odpowiednim człowiekiem. Patrząc jednak na to, co się dzieje, Ange staje nad przepaścią. Fatalne wyniki w Premier League tylko komplikują sytuację. Fakt, że co chwila łamią mu się piłkarze również. Czy zdziwi mnie jego zwolnienie? Absolutnie nie. Czy odwróci sezon? Jeśli otrzyma wsparcie od strony zarządu, może być w stanie. Ale jak wspominałam wcześniej, na to są nikłe szanse - podsumowuje Okoniewska.
Gdyby nie słaba forma Manchesteru United, Tottenham nie miałby konkurencji do miana największego rozczarowania sezonu w Anglii. Niemniej, warto zwrócić uwagę, że pomimo ogromnej uwagi poświęcanej “Czerwonym Diabłom”, to “Koguty” plasują się w tabeli niżej. I, co więcej, zaliczają większy regres w stosunku do ostatniego sezonu. Finiszowały w nim przecież o trzy pozycje wyżej od klubu z Old Trafford. Teraz są aż o 15 punktów i dziesięć miejsc gorsi niż na tym samym etapie poprzednich rozgrywek. To wręcz zatrważający regres. Nad głową Postecoglou muszą zacząć zbierać się ciemne chmury, nawet jeśli w mediach wciąż dominują sygnały, że władze dalej w niego wierzą. Takich wyników nie da się tolerować w nieskończoność.

Przeczytaj również