Gigant spadł z ligi po 111 latach, teraz zmierza po awans. Całkowicie odmieniony zespół
Kilka miesięcy temu spełnił się czarny scenariusz. Santos, jeden z legendarnych brazylijskich klubów, pierwszy raz w swojej historii spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej. Wiele wskazuje jednak na to, że banicja potrwa tylko rok. “Alvinegro” pewnym krokiem zmierzają bowiem po awans.
Wychowali m.in. Pelego, Neymara, Rodrygo czy Robinho. Ośmiokrotnie byli mistrzem Brazylii, a trzy razy triumfowali w Copa Libertadores. Zdobywali też szereg innych trofeów. W końcu jednak nad Santosem zawisły czarne chmury, które przyniosły bardzo zimny deszcz. W grudniu 2023 roku, po 111 latach istnienia, klub pierwszy raz poznał smak spadku z najwyższej klasy rozgrywkowej.
Spirala złych decyzji
Było to tym bardziej bolesne, że jeszcze cztery lata wcześniej, a więc wcale nie tak dawno, Santos był wicemistrzem Brazylii. Docierał też wówczas do finału wspomnianego już Copa Libertadores. Później jednak szereg złych decyzji ludzi odpowiedzialnych za losy klubu zaprowadził go nad przepaść.
- Santos od lat był co najwyżej średniakiem. Regularnie kręcił się w okolicach końca pierwszej dziesiątki. Do niedawna uważano go za klub posiadający najlepszą akademię w kraju, ale w ostatnich latach był systematycznie osłabiany poprzez sprzedaż największych talentów. W ich miejsce nie przychodzili wartościowi zawodnicy dający jakość, tylko wskakiwały kolejne wielkie talenty. One też szybko były wyciągane przez inne zespoły. Tak powstało błędne koło, a Santos stracił w ten sposób wielu dobrych piłkarzy - tłumaczył kilka miesięcy temu w rozmowie z Meczykami autor profilu “Brazylijski Futbol” w platformie X, Wojciech Peciakowski.
Santos w feralnym sezonie zakończonym spadkiem wpadł w spiralę błędów i dziwnych decyzji. Co rusz zmieniali się trenerzy, w składzie nie było jakiejkolwiek stabilizacji. Zapanował jeden wielki chaos. To musiało się tak skończyć. Trzy porażki w trzech ostatnich meczach rozgrywek przypieczętowały los “Alvinegro”.
Kibice Santosu byli zdruzgotani. W mieście doszło do zamieszek, płonęły samochody piłkarzy. Nawet najstarsi sympatycy klubu ze stanu Sao Paulo pierwszy raz w swoim życiu musieli poradzić sobie z degradacją ukochanej drużyny. To nie było łatwe. Perspektywy na przyszłość w tamtym momencie też nie rysowały się szczególnie kolorowo.
- Nie widzę większych szans na szybki powrót do Serie A - mówił wówczas Meczykom dziennikarz brazylijskiego RedeTV, Pedro Consoli.
Zmiana u władzy i nowe rozdanie
Za głównego winowajcę spadku zgodnie uznawano ówczesnego prezesa klubu, Andresa Ruedę. On sam, choć bezpośrednio nie wziął na siebie odpowiedzialności, w specjalnym nagraniu opublikowanym niedługo po degradacji przeprosił kibiców i poinformował o zorganizowaniu wyborów na nowego prezydenta “Alvinegro”. Nim zaraz potem został Marcelo Teixeira.
Wtem rozpoczęły się przygotowania do nowego sezonu. Nowej rzeczywistości. Już nie w elicie, tylko na jej zapleczu. Można było zastanawiać się, jak Santos zbuduje kadrę. Czy będzie masowo sprzedawał, do czego przyzwyczaił już we wcześniejszych latach, chcąc podratować budżet mocno nadwątlony degradacją, czy jednak postara się utrzymać trzon zespołu, by zmaksymalizować szanse na szybki powrót do Serie A.
W rzeczywistości z klubu odeszło w tamtym momencie wielu piłkarzy, ale w większości takich, którzy nie odgrywali w ekipie “Alvingero” znaczącej roli. Zaboleć mogła właściwie tylko strata Marcosa Leonardo (najlepszy strzelec zespołu w poprzednim sezonie, sprzedany do Benifki za 18 mln euro), Stevena Mendozy (drugi najlepszy strzelec, odszedł do Turcji) czy Jeana Lucasa, podstawowego pomocnika sprowadzonego kilka miesięcy wcześniej z Monaco.
Więcej ruchów miało przeciwny kierunek, bo Santos zakontraktował kilkunastu graczy. Niektórych za dość drobną gotówkę (900 czy 500 tysięcy euro), innych bez kwoty odstępnego. Pojawiły się też wypożyczenia i powroty tych, którzy tymczasowo grali dla innych klubów. Gdy zaczynał się zatem nowy sezon, kibice Santosu mogli mieć w sobie odrobinę optymizmu. Na papierze przedsezonowe ruchy wyglądały obiecująco..
Co jednak ciekawe, skład na pierwszy mecz nowych rozgrywek wyglądał zupełnie inaczej niż ten, który kończył fatalny sezon 2023. Porównując podstawowe jedenastki, można było dostrzec tylko jedno pokrywające się nazwisko. To bramkarz, Joao Paulo. Pozostałe 10 pozycji obsadzili już zupełni inni gracze. Nowe rozdanie wjechało zatem pełną gębą. Pojawił się też nowy szkoleniowiec, zatrudniony na początku roku Fabrio Carille.
Idą w odpowiednim kierunku
Dziś, prawie osiem miesięcy później, dalej pełni on swoją funkcję, a to już znak, że wszystko idzie w odpowiednim kierunku. No prawie wszystko. Santos miał w obecnych rozgrywkach jeden bardzo kiepski okres, gdy poniósł cztery porażki z rzędu, ale włodarze klubu wytrzymali presję. A później wszystko wróciło już do bardziej przyjemnej normy. Dziś, po 17 kolejkach, “Alvinegro” są liderem. Mają 32 punkty i drugi w tabeli zespół wyprzedzają o cztery oczka. Warto nadmienić, że bezpośredni awans wywalczą aż cztery najlepsze zespoły.
Santos jest więc na dobrej drodze do szybkiego powrotu na salony, ale nadal musi mieć się na baczności. Przed nim jeszcze ponad połowa rozgrywek, a przewaga nad peletonem wcale nie jest aż tak znacząca. Panuje spory ścisk. Między drugim i 13. zespołem w stawce jest zaledwie sześć punktów różnicy.
“Alvinegro” nie mają dziś jednego lidera. Odpowiedzialność rozkłada się na cały zespół. Chociaż to właśnie Santos strzela w lidze najwięcej goli (28), to najskuteczniejsi zawodnicy zespołu: Guilherme, Giuliano i Willian Bigode, trafiali tylko po cztery razy. Warto wspomnieć, że cała wspomniana trójka przyszła do Santosu przed tym sezonem. Podobnie jak drugi w klubowej klasyfikacji kanadyjskiej Diego Pituca (trzy bramki, trzy asysty). Transfery póki co można zatem oceniać pozytywnie.
Walka o awans trwa, ale od niedawna trwa też letnie okno transferowe. Santos od początku lipca nie sprowadził co prawda żadnego nowego piłkarza, natomiast zobaczyliśmy kilka ruchów wychodzących. Co jednak istotne, odeszli głównie piłkarze, którzy nie odgrywali w ostatnim czasie istotnej roli w zespole. Wspomnieć warto na dobrą sprawę o chyba najbardziej znanym zawodniku z perspektywy europejskiego kibica. Na wypożyczenie z Santosu do kolumbijskiego Atletico Nacional powędrował bowiem Alfredo Morelos, były gracz Rangersów, który w przeszłości dał się we znaki m.in. Legii Warszawa. 28-latek trafił do ekipy “Alvingero” kilka miesięcy temu, przeżył spadek, a w obecnej kampanii - licząc wszystkie rozgrywki - zagrał 17 razy i strzelił cztery gole. Od dłuższego czasu nie był jednak wykorzystywany przez szkoleniowca Santosu.
Do mety jeszcze kawał drogi, ale póki co jeden z najbardziej legendarnych brazylijskich klubów zmierza w dobrym kierunku. Być może zesłanie na zaplecze elity potrwa tylko rok.