Gdzie się podziały tamte talenty? Nadchodzą chude lata dla naszych zachodnich sąsiadów
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszystko gra. Zawodnikiem ostatniego weekendu w Bundeslidze uznano Juliana Brandta. W klasyfikacji najlepszych strzelców całego sezonu Timo Werner ustępuje jedynie Robertowi Lewandowskiemu. Jedną z największych gwiazd rozgrywek pozostaje Kai Havertz. FC Koeln rozpoczęło niedzielny mecz z FSV Mainz z dwójką rodzimych nastolatków w wyjściowej jedenastce, a w Bayerze Leverkusen zadebiutował w poniedziałkowy wieczór 17-letni Florian Wirtz. Bliższe spojrzenie nie pozostawia jednak złudzeń. Statystyczny, młody piłkarz występujący obecnie w Bundeslidze nie jest Niemcem.
Może być oczywiście tak, że to jeszcze nie czas bić na alarm. Młodzi zawodnicy mogą potrzebować więcej czasu, żeby przebić się do składów zespołów złożonych z krajowych i zagranicznych graczy z najwyższej półki. Nie każdy musi być od razu Kaiem Havertzem. Poza tym, piłkarze innych nacji - nawet ci młodzi - od dawna odgrywają w klubach Bundesligi ważne role. To wszystko prawda. Co nie zmienia faktu, że nad obserwowanym trendem z pewnością warto się pochylić.
Gdzie ci Niemcy?
W żadnej z pięciu największych europejskich lig, zawodnicy urodzeni nie wcześniej niż w 1997 roku nie zdobyli od początku tego roku kalendarzowego tylu bramek ani nie zanotowali tylu asyst, co w Bundeslidze. Pomiędzy 1 stycznia, a wybuchem pandemii koronawirusa, 46 różnych graczy poniżej 24. roku życia miało decydujący wpływ - czytaj: wpisało się na listę strzelców lub zaliczyło ostatnie podanie - przy golach, które padły w tym okresie na stadionach najwyższej klasy rozgrywkowej w Niemczech, aż 103 razy. Szkolenie młodych piłkarzy za naszą zachodnią granicą niezmiennie ma się doskonale, mogłoby się wydawać.
Bardziej szczegółowa analiza pokazuje jednak, że... wcale niekoniecznie. Z sześcioma bramkami i czterema asystami uzyskanymi w lidze od początku roku Kai Havertz (rocznik 1999) jest obecnie jedynym zawodnikiem do lat 23, który nie dość, że regularnie wpływa na wyniki meczów Bundesligi, to jeszcze legitymuje się niemieckim paszportem. Pozostali to Norweg (Erling Haaland), Anglik (Jadon Sancho), trzech Francuzów (Christopher Nkunku, Moussa Diaby, Marcus Thuram) i Marokańczyk (Achraf Hakimi).
Być może jeszcze bardziej zaskakująco przedstawia się zestawienie nastolatków, czyli graczy urodzonych nie wcześniej niż w roku 2000, którzy wystąpili na przestrzeni ostatnich czterech miesięcy w spotkaniach niemieckiej ekstraklasy. Dane statystyczne udowadniają, że nastoletni piłkarze znajdujący się już w kadrach pierwszych zespołów klubów Bundesligi nie otrzymują aktualnie tylu szans gry, co ich rówieśnicy we Francji i Anglii. Spośród 14 zawodników do lat 20, którzy rozegrali od początku roku przynajmniej jeden mecz w niemieckiej elicie od pierwszej minuty, tylko pięciu ma niemieckie obywatelstwo.
Co więcej, regularnie gra tak naprawdę tylko lewy obrońca FC Koeln, Noah Katterbach (rocznik 2001). Pozostali - klubowy kolega Katterbacha, Jan Thielmann (rocznik 2002), napastnik Werderu, Nick Woltemade (też rocznik 2002), były młodzieżowy reprezentant Polski, Dennis Jastrzembski (rocznik 2000) i wreszcie sensacyjny debiutant “z ostatniej chwili”, Florian Wirtz (rocznik 2003) - wystąpili razem w podstawowych składach swoich drużyn dokładnie o jeden raz więcej niż sam Katterbach. Sześć. Jastrzembski jest też jednym z dwóch niemieckich graczy uprawnionych do gry w kategorii wiekowej U20, którzy najczęściej wchodzili z ławki. Trzykrotnie.
Poza Havertzem, również w kilku starszych rocznikach niewielu można znaleźć dziś wyróżniających się niemieckich piłkarzy na boiskach Bundesligi. Z rocznika 1999 uwagę zwrócił na początku roku w zasadzie tylko lewoskrzydłowy wspomnianego FC Koeln, Ismail Jakobs (gol i asysta). Prawy obrońca Mainz, Ridle Baku, został w… ostatnią niedzielę pierwszym niemieckim zawodnikiem z rocznika 1998 z bramką lub asystą w niemieckiej ekstraklasie w trwającym roku kalendarzowym. Nieco lepiej jest w roczniku 1997, z którego przy golach brało już udział od stycznia siedmiu rodzimych graczy. Wybrany piłkarzem minionego weekendu w Bundeslidze Juliant Brandt czy drugi najlepszy strzelec ligi, Timo Werner, to już zawodnicy z rocznika 1996.
Chude lata?
Przytoczone powyżej liczby nie stanowią żadnego zaskoczenia dla decydentów niemieckiego futbolu. Nie jest bowiem tajemnicą, że dziecięco-młodzieżowa piłka nożna za naszą zachodnią granicą przechodzi obecnie kryzys. Podjęto już nawet działania mające na celu go zażegnać.
W Niemieckim Związku Piłki Nożnej dostrzeżono znaczący na terenie kraju spadek liczby zawodników i klubów. Dzieci coraz wcześniej rezygnują z uprawiania piłki nożnej, a kluby mają problem z zebraniem wymaganej liczby coraz młodszych zawodników do gry. Mniejsza powszechność dyscypliny przekłada się na spadającą jakość. Trenerzy obecnych niemieckich reprezentacji młodzieżowych przyznają, że umiejętności aktualnych podopiecznych nie są na równie wysokim poziomie, jak ich rówieśników kilka lat temu.
Zanim trend zostanie odwrócony, jeśli Niemcy rzeczywiście doczekają się pomyślnych efektów wprowadzanych zmian w systemie szkolenia najmłodszych piłkarzy, upłynie oczywiście co najmniej kilka lat. Na razie selekcjoner dorosłej reprezentacji, Joachim Loew, i tak może się... cieszyć. Do głosu - jako pełnoprawni “seniorzy” - dopiero zaczynają tak naprawdę dochodzić najlepsi niemieccy piłkarze z niezwykle utalentowanych roczników 1995 i 1996. Poza Brandtem i Wernerem, należą do nich także Joshua Kimmich, Leon Goretzka, Serge Gnabry czy Leroy Sane. Jakości nie brakuje też wśród obrońców. Potencjalne problemy mogą dotyczyć dopiero ewentualnego następcy Loewa. Chyba, że pojawi się grono kolejnych Havertzów. Wybitne jednostki wypływają przecież na szerokie wody niezależnie od panujących trendów.
Jak teraz?
Na razie kolejnych Havertzów na horyzoncie jednak nie widać, nawet mając na uwadze nieoczekiwany debiut 17-letniego Wirtza. Spośród laureatów medali imienia Fritza Waltera w ostatnich czterech latach - przyznawanych od 2005 roku najlepszym nastoletnim piłkarzom w Niemczech - tylko Havertz, Katterbach i Maximilian Mittelstädt (rocznik 1997) z Herthy regularnie występują obecnie na boiskach Bundesligi. Pozostali najczęściej zbierają doświadczenie na wypożyczeniach do klubów drugiej klasy rozgrywkowej lub jak trio z Bayernu Monachium: Fiete Arp, Lukas Mai, Oliver Batista-Meier czekają na swoje szanse w klubach z elity (wyjątek: Benjamin Henrichs gra w Monako).
Pierwsza kolejka Bundesligi od ponad dwóch miesięcy nie przyniosła nowych pokładów nadziei na przyszłość. W zasadzie wszystko zostało po staremu. Spośród młodych zawodników znowu błyszczeli Haaland, Hakimi, Thuram, Havertz i Diaby. Z niemieckich graczy po asyście zaliczyli też wspomniani Baku, Mittelstädt i Jordan Torunarigha z Herthy. W pierwszym składzie Paderbornu pojawił się Jastrzembski. Z ławki po raz trzeci w tym roku wszedł 17-letni napastnik Hoffenheim, Maximilian Beier (rocznik 2002). W Bayernie na ławce był tylko środkowy obrońca Mai, w Borussii Dortmund - 20-letni Tobias Raschl, w Hercie - 18-letni Lazar Samardzić. Dopiero w poniedziałek znikąd pojawił się Wirtz, sprowadzony zimą do Leverkusen z FC Koeln.
Podczas gdy w pięciu największych, europejskich ligach wręcz roi się obecnie od młodych piłkarzy narodowości francuskiej i brytyjskiej, a poziom wydają się trzymać też Hiszpanie i Włosi, Bundesliga nieoczekiwanie stała się międzynarodowa, jak chyba nigdy wcześniej. I niekoniecznie chodzi tu o to, ilu cudzoziemców występuje i decyduje aktualnie o rozstrzygnięciach meczów niemieckiej ekstraklasy. Bardziej o to, jak niewielu spośród wchodzących do ligi graczy jest rodzimej narodowości. A to prawdopodobnie dopiero początek trendu.
Wojciech Falenta