Gdy podczas meczu dosłownie... pada bramka. Jak niebywały incydent wpłynął na przyszłość futbolu

Gdy podczas meczu dosłownie... pada bramka. Jak niebywały incydent wpłynął na przyszłość futbolu
screen ndr.de
Obecnie przerwanie meczu w jego trakcie i w następstwie przyznanie walkowera którejś ze stron spowodowane jest głównie niewłaściwym zachowaniem kibiców. Niespełna pięćdziesiąt lat temu w Niemczech też zakończono spotkanie przed upływem 90 minut. Fani nie mieli jednak z tym nic wspólnego - grzecznie siedzieli na trybunie i zanosili się śmiechem. Uczestniczyli w wydarzeniu, które przeszło do historii jako “afera słupkowa”. I silnie wpłynęło na dalsze losy profesjonalnej piłki nożnej.
Bundesligę powołano do życia w 1963 r. Gdy spojrzymy na listę pierwszych jej zwycięzców, łatwo możemy dostrzec, że ówczesny układ futbolowych sił za naszą zachodnią granicą różnił się od aktualnego. Zanim Bayern Monachium zdobył tytuł dopiero za szóstym podejściem, ligę wygrywały następujące drużyny: FC Koeln, Werder Brema, TSV 1860 Monachium, Eintracht Brunszwik oraz FC Nurnberg. Na podium potrafiły wskoczyć ekipy z Duisburga i Aachen, a dzisiejszy hegemon z Bawarii tylko raz uplasował się w czołowej trójce, dopóki w 1969 r. nie dopiął swego.
Dalsza część tekstu pod wideo
W latach 70. Bayern dołożył do tego trzy kolejne mistrzowskie patery, ale aż pięciokrotnie musiał uznać wyższość Borussii Moenchengladbach. To był najmocniejszy zespół “Źrebaków” w historii klubu. Na tyle silny, że potrafił zdemolować w europejskich pucharach 7:1 Inter Mediolan (choć mecz później anulowano za sprawą… puszki rzuconej z trybun w kierunku jednego z Włochów).
W pamięci kibiców szczególnie zapadł sezon 1970/71, w którym Gladbach jako pierwsza drużyna obroniła tytuł najlepszej drużyny w Niemczech. Niewiele jednak brakowało, aby na drodze do tego sukcesu stanęła… złamana bramka.

Padła bramka

W pewnym momencie tamtego sezonu BMG i Bayern nie odstępowały siebie ani na krok. Po 26. kolejkach ligowych obie drużyny miały tyle samo punktów, a “Die Fohlen” prowadzili w tabeli jedynie z powodu minimalnie lepszego bilansu bramek. Kilka tygodni wcześniej ograli rywala z Monachium na własnym boisku. 3 kwietnia 1971 r. piłkarze Borussii podejmowali u siebie Werder Brema, na tamte czasy ligowego średniaka, któremu nie groził ani spadek, ani włączenie się do walki o podium Bundesligi. “Źrebaki” liczyły na łatwe zwycięstwo i powetowanie strat poniesionych tydzień wcześniej w Koeln (2:3). Tego, co zdarzyło się na słynnym Bökelbergstadion, nie przewidział jednak żaden z około 15 tys. widzów zgromadzonych na obiekcie.
Zaczęło się zgodnie z planem. Gospodarze zepchnęli przyjezdnych do defensywy i już po upływie siedmiu minut mogli cieszyć się z prowadzenia. Gol autorstwa Horsta Köppela otworzył wynik spotkania, lecz zawodnicy z Bremy nie zamierzali składać broni. Próby zaskoczenia silniejszego przeciwnika szybko przyniosły oczekiwany efekt. Wyrównujące trafienie padło już w 17. minucie. Heinz Dieter Hasebrink wpisał się na listę strzelców, a jego drużyna mogła wrócić do odpierania ataków Gladbach. Tych nie brakowało. Podrażnieni faworyci szukali sposobu na ponowne zaskoczenie solidnej defensywy Werderu. Golkiper gości długo nie kapitulował, a mecz wchodził w ostatnią fazę. W końcu jednak padła bramka. Dosłownie.
W 76. minucie “Die Fohlen” mieli rzut wolny. Do piłki podszedł Günter Netzer, dośrodkowania próbował sięgnąć Herbert Laumen, ale został uprzedzony przez bramkarza. Napastnik leciał jednak z takim impetem do tej centry, że sam wpadł do bramki. A ta po chwili… runęła, ku zaskoczeniu wszystkich zgromadzonych, na czele z samym Laumenem.
Złamana bramka
screen ndr.de
Jak to było możliwe? Piłkarz Borussii po “lądowaniu” zaplątał się w siatkę i w tym samym momencie złamał się słupek drewnianej bramki.
- Bramkarz Werderu, Günter Bernard, złapał piłkę, ale ja miałem tyle rozpędu, że wleciałem do bramki. Zdałem sobie sprawę, że coś się dzieje. Widziałem, jak bramka się zawala, a ja leżałem w sieci jak ryba, uwięziony. Trybuna Północna stadionu wybuchła śmiechem. To był spektakl - mówił po całym zdarzeniu Herbert Laumen.

Konsternacja

Kumple z drużyny ruszyli na pomoc zaplątanemu w siatkę koledze i wydostali go na zewnątrz. Zapanowała konsternacja - co teraz? Spotkanie w Moenchengladbach nie mogło być przecież kontynuowane bez sprawnej bramki, a gospodarze nie mieli ani jednej zapasowej. No bo kto mógłby się spodziewać takiego obrotu spraw? Obecnie takie kuriozalne zdarzenie jest nie do pomyślenia, ale pięćdziesiąt lat temu panowały inne realia. Nikt nie posiadał na stadionowym zapleczu i w jego okolicy choćby jednej bramki.
Zawodnicy, sztaby szkoleniowe i oficjele bezskutecznie próbowali naprawić sytuację. Nie powiódł się plan odnowy bramki z użyciem nowego kawałka drewna i gwoździ. Pomimo najszczerszych chęci wszystkich zainteresowanych, nie udało się jej postawić z powrotem na obie nogi.
Arbiter spotkania, Gert Meuser, dla którego był to dopiero czwarty mecz sędziowany w Bundeslidze, najpierw cierpliwie czekał. W pewnej chwili jednak oznajmił, że daje gospodarzom sto dwadzieścia sekund na opanowanie chaosu, bo w innym wypadku odgwiżdże koniec spotkania.. Jak zapowiedział, tak zrobił. Na zegarze widniała 88. minuta. Od szturmu Laumena minęło ich dwanaście.
- Nasz kapitan, Günter Netzer, nie chciał słyszeć o sugestiach sędziego, by zakończyć mecz bez rozstrzygnięcia. Ten remis nic nam nie dawał - mówił później pomocnik BMG, Herbert Wimmer.
“Źrebaki” liczyły na rozegranie całego spotkania od zera lub dokończenie ostatniego kwadransa zmagań w innym terminie. Decyzja władz ligi nie miała prawa im się spodobać. 29 kwietnia, 26 dni po feralnym zdarzeniu, Werderowi przyznano walkower 2:0, a Gladbach dodatkowo wlepiono karę finansową w wysokości półtora tysiąca marek. Odwołanie nie przyniosło efektu. Uznano, że klub-gospodarz musi zapewnić idealną organizację meczu, zatem wina leży po ich stronie.

Epilog

Wydarzenie przeszło do historii jako “Pfostenbruch vom Bökelberg”, co można przetłumaczyć jako “Afera słupkowa na Bökelberg”. Gladbach nie zyskało ani jednego punktu za starcie przeciwko Werderowi, ale nie przeszkodziło im to w obronie tytułu mistrzowskiego. Na koniec sezonu “Die Fohlen” wyprzedzili Bayern o dwa punkty. To był ostatni sezon Bundesligi z drewnianymi bramkami. Wyczyn Herberta Laumena spowodował ich stałą wymianę na aluminiowe.
Można powiedzieć, że niespodziewanie napastnik BMG dosłownie położył fundament pod futbolową rewolucję, chociaż problemy z bramkami w Niemczech zawsze będą kojarzyć się z Borussią. I jedną, i drugą - tą z Dortmundu. W 1998 r. BVB pojechało na mecz wyjazdowy Ligi Mistrzów na Santiago Bernabeu. Piłkarze byli już gotowi do wejścia na boisko, gdy wbiegli na nie kibice, którzy postanowili… przewrócić jedną z bramek. Ta oczywiście uległa zniszczeniu. Na stadionie nie spodziewano się takiego scenariusza.
Najwyraźniej Hiszpanie nie mieli świadomości tego, co 27 lat wcześniej zdarzyło się w Moenchengladbach. Ostatecznie nowy sprzęt przywieziono z położonego nieopodal ośrodka treningowego “Los Blancos”. Mecz został opóźniony o dokładnie 76 minut - tyle samo, ile w 1971 r. na Bökelberg zajęło Herbetowi Laumenowi złamanie bramki w trakcie pojedynku z Werderem. Nie ma przypadków. Są tylko znaki.
Mateusz Hawrot

Przeczytaj również