Gdy łączono go z Bayernem, były kpiny i krytyka. Teraz wyrównał rekord Lewandowskiego. Kane ma konkurencję

Gdy łączono go z Bayernem, były kpiny i krytyka. Teraz wyrównał rekord Lewandowskiego. Kane ma konkurencję
Philippe Ruiz / Xinhua / PressFocus
- A ja bym wziął Guirassy’ego! - zawyrokował w lecie Lothar Matthaeus, kiedy to Bayern gorączkowo poszukiwał napastnika, a sprawa z Harrym Kanem ciągnęła się w nieskończoność. Ten, kto wie dzień wcześniej od innych, przez dobę uchodzi za idiotę, więc i Matthaeusowi oberwało się na różnorakich forach i portalach. Lotharowi można zapewne wiele zarzucić, ale nie to, że nie ma oka do piłkarzy.
Wtedy jeszcze brzmiało to jak herezja, dziś Guirassy wymieniany jest jednym tchem obok Kane’a i Victora Boniface’a wśród tych, którzy stali się nowymi lokomotywami napędzającymi ligę. Walka o kickerową armatkę, przyznawaną na koniec sezonu królowi strzelców, zapowiada się wręcz wyśmienicie. Jeśli wspomniana trójka nie spuści za mocno z tonu, dorobek ubiegłosezonowych snajperów - Christophera Nkunku i Niclasa Fuellkruga, którzy zdobyli po 16 goli - pobiją pewnie jeszcze w tym roku.
Dalsza część tekstu pod wideo

Regularność

I o ile Kane, i Boniface z Bayeru Leverkusen niespecjalnie dziwią w tym zestawieniu, bo o ich klubach mówi się dziś w Bundeslidze najwięcej, o tyle wyczyny Guirassy’ego zasługują na to, by się nad nimi mocniej pochylić.
Sucha statystyka mówi, że w poprzednim sezonie zdobył on 11 goli, czyli dość średnio jak na napastnika. Jeśli jednak spojrzymy głębiej i osadzimy tę liczbę w kontekście, okaże się, że to wynik lepszy, niż by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Po pierwsze - Guirassy rozegrał w lidze tylko 22 mecze, głównie ze względu na urazy. Po drugie - o ile Jerzy Engel chciał, by polska reprezentacja grała na mundialu w Korei i Japonii futbol na tak, o tyle Bruno Labbadia preferował granie na raczej nie. Ciężko było napastnikom funkcjonować w jego systemie.
Po przyjściu Sebastiana Hoenessa wszyscy odżyli, z Guirassym włącznie. W ośmiu meczach kończących sezon Guirassy strzelił pięć goli, potem dorzucił jeszcze jednego w barażach z HSV i walnie przyczynił się do utrzymania VfB w lidze. Jeśli dorzucimy do tego jeszcze bramki zdobyte w Pucharze Niemiec, wyjdzie, że napastnik zamknął poprzednie rozgrywki na niemieckich boiskach z dorobkiem 14 trafień w 28 meczach. Jeśli doliczymy do tego 11 goli z bieżącego sezonu (dziesięć w lidze i jeden w Pucharze Niemiec), otrzymamy 25 bramek strzelonych na przestrzeni 34 spotkań o stawkę. Nieźle, prawda? Nie jest to więc piłkarz, który ma momentum. Nie jest to gwinejski Krzysztof Piątek na początku swojej włoskiej przygody. Guirassy to piłkarz, który regularnie strzela od ponad roku. I wygląda na to, że będzie to robił nadal.

Wszechstronność

Ktoś na niemieckiej części portalu X znakomicie podsumował dokonania Guirassy’ego w ostatnim czasie: - W tamtym sezonie strzelał gole w co drugim meczu. W tym sezonie gra mecz co drugi gol.
I dokładnie tak to wygląda. Dziesięć goli w pierwszych pięciu ligowych kolejkach to wynik wręcz kosmiczny. To wyrównanie rekordu Roberta Lewandowskiego z sezonu 2020/2021. Ale mnie osobiście nie same liczby wprawiają w zachwyt, a sposób, w jaki Guirassy zdobywa bramki. Z Mainz - pierwszy gol to fantastyczna podcinką prawą nogą, drugi to precyzyjny strzał lewą nogą z przy bliższym słupku, mimo iż bramkarz Moguncji wcale nie zostawił mu wiele miejsca. Trzeci z kolei to popis umiejętności technicznych i kontroli ciała. Guirassy przerzucił sobie piłkę nad obrońcą, po czym od razu z powietrza skierował ją głową do bramki.
Albo mecz z Darmstadt - przy pierwszym golu strzelonym przez Enzo Millota, kapitalnie przyjmuje piłkę z obrońcą na plecach i natychmiast wykłada ją koledze do strzału, notując świetną asystę. A potem sam wpisuje się na listę strzelców, gubiąc przyjęciem piłki siedzącego mu na plecach obrońcę i posyłając po obrocie atomowe uderzenie na bramkę Marcela Schuhena spoza pola karnego. W drugiej połowie kapitalnie otwiera przestrzeń Millotowi, zagrywając mu piłkę na wolne pole piętą, a także znakomicie odgrywa w małej grze do Chrisa Fuehricha. W obu sytuacjach powinien zaliczyć fantastyczne asysty, niestety w pierwszym przypadku Millot zmarnował świetną okazję, w drugim Fuehrich był na minimalnym spalonym. W ostatniej akcji meczu Gwinejczyk strzela drugiego gola. Najpierw znakomicie balansuje na linii spalonego, a potem niełatwą podcinką lobuje wychodzącego z bramki Schuhena.
Po co to opisuję? Żeby pokazać pełną paletę zagrań, jakimi dysponuje Guirassy i uzasadnić tezę, że na warunki Bundesligi Guiraissy to napastnik wręcz kompletny. Świetnie gra i przodem i tyłem do bramki. Potrafi skończyć akcję i lewą, i prawą nogą. Umie zachować się w polu karnym, ale i poza “szesnastką” jest bardzo groźny. W tym sezonie zdobył już trzy gole uderzeniami z dystansu, ponadto znakomicie radzi sobie w grze kombinacyjnej w tłoku, a także niżej, między liniami. Głową też gra nieźle, choć akurat tego elementu nie zaliczyłbym do jego największych atutów. Gdyby szukać na siłę wad, można by wskazać na tempo. Nieco ponad 33 km/h w sprincie to wynik niezły, acz daleki od najlepszych ligowców w tym aspekcie. Inna sprawa, że nie jest to kluczowe w grze na jego pozycji, zwłaszcza przy pozostałych atutach. No i co dla wielu trenerów bardzo istotne - jest zdyscyplinowany taktycznie. Julien Stephan, który prowadził go swego czasu w Rennes, dodaje na łamach “kickera”, że Guirassy jest piłkarzem, który zawsze ma przed oczami dobro drużyny i jest gotów podporządkować mu swoje ambicje, a do tego pełni bardzo przydatną rolę w grze defensywnej, bo znakomicie wygląda w pressingu i w kontrpressingu.

Dojrzałość

Nie jest to jego pierwsze podejście do Bundesligi. W latach 2016-2019 Guirassy był piłkarzem 1. FC Koeln. Parę bramek udało mu się zdobyć, ale nigdy tak naprawdę nie przebił się na dobre do podstawowego składu. Najpierw przegrywał rywalizację z kontuzjami, a potem z Jhonem Cordobą. Został zapamiętany w Kolonii głównie przez spektakularne pudło w meczu z Werderem, kiedy to nie udało mu się z dwóch metrów trafić do pustej bramki. Bez wielkiego żalu oddano go więc do Amiens. Ba, w Kolonii byli nawet zadowoleni, bo udało się nie tylko odzyskać środki w niego zainwestowane (3,8 mln euro), ale nawet nieco na nim zarobić (6 mln euro).
Dzisiejszy Guirassy nie ma jednak za wiele wspólnego z tym sprzed czterech lat. To już o wiele bardziej doświadczony i dojrzały piłkarz. To, co natychmiast rzuca się w oczy, kiedy ogląda się go w akcji, to wielki spokój w wykończeniu ataków. Można odnieść wrażenie, że strzela gole od niechcenia, że wszystko, co robi, jest banalnie proste. Obrońcom trudno go przeczytać i zatrzymać, bo nigdy nie wiadomo, po jakie narzędzie ze swojego warsztatu akurat sięgnie. Nie jest też przywiązany do jednego sektora, nie ma w polu karnym swojej “kępki trawy”. Wykańcza ataki, pojawiając się w najróżniejszych sektorach pola karnego. W tym sezonie oddał 22 strzały, z czego 12 celnych. I te 12 celnych strzałów przełożyło się na dziesięć trafień. Po pierwszej bramce w meczu z Darmstadt, miał wynik 9/9, czyli wszystkie celne strzały, jakie oddał do tego momentu, kończyły się golami.
guirassy statystyki
screen

Przyszłość

W końcówce maja, w przededniu barażowych meczów z HSV, gruchnęła informacja, że Stuttgart postanowił w ciemno wykupić Guirassy’ego z kontraktu w Rennes. W VfB, nie wiedząc, w której lidze przyjdzie im grać w przyszłym sezonie, wyłożyli na stół około 10 mln euro, korzystając z klauzuli zawartej w umowie wypożyczenia. Po czasie okazało się, że Stuttgart musiał się spieszyć, bo klauzula była ważna tylko do końca maja, z drugiej jednak strony - wydanie takich pieniędzy w sytuacji, gdy nie wiesz, czy przypadkiem nie zagrasz w nowym sezonie w niższej lidze i nie będziesz musiał się liczyć ze znaczną redukcją budżetu, to ogromne ryzyko, co tylko jednak pokazuje, jak bardzo w klubie byli przekonani do klasy i umiejętności Gwinejczyka.
Kontrakt napastnika był jednak mocno obwarowany klauzulami. Mimo podpisania stałej umowy z VfB do 2026, Guirassy mógł opuścić Stuttgart już w tym oknie, bo miał aktywną klauzulę na 15 mln euro. W przyszłym roku będzie kosztował nieco tylko więcej, bo według informacji medialnych zainteresowany klub będzie musiał położyć na stół 20 mln. Brzmi jak promocja, choć Stuttgart chce zrobić wszystko, by tę klauzulę od swojego napastnika “odkupić” i chce w to nawet zaangażować jednego z głównych sponsorów, a więc koncern Porsche. Tymczasem już pojawiają się pierwsze nazwy drużyn, z którymi łączy się Guirassy’ego. W Niemczech pisze się o Milanie i Juventusie. Serhou marzy jednak o Anglii. Mógł się tam przenieść już tego lata, bo chętne na jego usługi było Fulham. Gwinejczyk postanowił jednak zaczekać jeszcze jeden rok i pozostać w Stuttgarcie, w którym on jego rodzina świetnie się czują. I chyba nie mógł podjąć lepszej decyzji.

Przeczytaj również