Gdy Football Manager zmienia się w rzeczywistość. Znalazł piłkarza w grze i… sprowadził go do Polski
Większość fanów futbolu na pewno kojarzy grę komputerową Football Manager. Kto przynajmniej raz w życiu nie próbował poprowadzić Lecha Poznań, Górnika Zabrze czy jakiegoś piątoligowca z Anglii do zwycięstwa w Lidze Mistrzów, niech pierwszy rzuci kamieniem. Są jednak ludzie, którzy mają na tę grę taką zajawkę, że przenoszą ją ze świata wirtualnego na ten rzeczywisty. Do tego grona należy Arkadiusz Stelmach, który znalezionego w bazie FM-a zawodnika… sprowadził do rezerw Wisły Płock.
Arek to pasjonat. Nie żaden zawodowy scout. Nie agent piłkarski. Chłopak, który przez ostatnie kilkanaście lat odpalał każdą kolejną edycję Football Managera. W końcu jego zajawka sprawiła, że sam zaczął pomagać przy tworzeniu gry, a w międzyczasie poszukiwał w bazie rozsianych po całym świecie piłkarzy, którzy mają polskie korzenie. Później pisał do nich za pośrednictwem mediów społecznościowych, poznawał ich historie, związki z Polską, a jednego z nich… sprowadził do naszego kraju. Konkretnie do Wisły Płock, gdzie zresztą sam pracuje. Poznajcie tę historię bliżej, bo naprawdę warto!
Zacznijmy od początku. Kojarzysz ile miałeś lat, gdy pierwszy raz włączyłeś Football Managera?
To był 2007 lub 2008 rok, zatem miałem wtedy jedenaście albo dwanaście lat. Z racji współpracy z pewnym portalem, mój starszy brat dostał do recenzji i porównania gry Football Manager 2008 i FIFA Manager 08. Jemu bardziej spodobała się pierwsza z pozycji. Z czasem pokazał ją też mi, no i sam zacząłem w nią grać, bo znudziły mi się już This is Football 2005, a później FIFA 06 oraz PES 6. I tak już zostało.
Od tamtego czasu brałeś na warsztat każdą kolejną edycję gry?
W zasadzie tak. Wyjątkiem była bodajże tylko kolejna edycja, czyli Football Manager 2009. Stacjonarny komputer był bardzo stary i nie udźwignął wymagań nawet wersji demonstracyjnej dziewiątki, więc przez dwa lata grałem w FM-a 08. Później miałem już lepszy sprzęt, także jesienią 2009 roku od razu przesiadłem się na Football Managera 2010. Od tej edycji miałem już kontakt z każdą kolejną odsłoną, aż do teraz. Choć wiadomo, że różnie bywało z czasem gry w poszczególne wersje, na co wpływ miały różne czynniki. Tak naprawdę z roku na rok gram coraz mniej, przeważnie w jakieś dłuższe przerwy świąteczne.
W końcu pasję zamieniłeś w swego rodzaju pracę. Zostałeś researcherem Football Managera. Jak w ogóle do tego doszło i czym dokładnie się zajmujesz?
Na polskich serwisach i forach internetowych poświęconych Football Managerowi raczej próżno było szukać osób z Płocka, stąd Wisła zawsze była w tej grze słabo odwzorowana. Latem 2011 roku sam zgłosiłem się więc do opracowywania klubu w grze - trochę z poczucia obowiązku, że mogę się przyczynić do tego, by w końcu ten klub “jakoś” w tej grze wyglądał. “Praca” to jednak zdecydowanie za duże słowo, bo bliżej temu do wolontariatu. Researcher to osoba, która po prostu opracowuje do Football Managera wszystkie dane, od których zależy rozgrywka. Praktycznie każdemu klubowi jest przypisana taka osoba, by wszystko było jak najdokładniej odwzorowane.
Ja zajmuję się przede wszystkim Wisłą Płock, zatem odpowiadam za to, jak w grze stworzony jest cały klub - począwszy od piłkarzy, przez sztab szkoleniowy, po bazę, stadion i tak dalej. W przypadku zawodnika są to jego umiejętności i cechy charakteru rozbite na kilkadziesiąt atrybutów, firmowe zagrania, pozycja, obecne i potencjalne umiejętności, statystyki z dotychczasowej kariery, sympatie i antypatie oraz wiele, wiele więcej. Z personelem i klubami jest równie wiele zachodu. Osobiście zawsze lubiłem przydzielać potencjał młodym piłkarzom i obserwować ich rozwój w rzeczywistości. W FM-ie 2012, po długiej walce o to, ustawiłem wysoki potencjał Jackowi Góralskiemu, który przyszedł do nas z niższej ligi i zdążył rozegrać raptem kilka meczów. Po kilku latach czuć satysfakcję, że miało się “oko”, skoro dotarł aż do reprezentacji Polski. Podobnie było z Arkadiuszem Recą, Przemysławem Szymińskim. Ta gra uczy trochę innego spojrzenia na mecz.
A skąd zajawka na wyszukiwanie zagranicznych piłkarzy z polskimi korzeniami? Potrzebowałeś wzmocnień do prowadzonej przez siebie reprezentacji?
Coś w tym faktycznie jest. Zaczęło się chyba od tego, że w wersji 2011 czy 2012 jako selekcjoner reprezentacji Polski mogłem powoływać kompletnie nieznanych mi wówczas zawodników, takich jak Sonny Kittel, Paulo Dybala czy Lukas Jutkiewicz. Od tamtej pory, co edycję z ciekawości wyszukiwałem w rozgrywce kolejnych takich piłkarzy i sprawdzałem, jak sobie radzą w rzeczywistości. Nie wiem czemu tak późno, ale dopiero niedawno postanowiłem się w to mocniej zaangażować i przeszukać pod tym kątem praktycznie całą bazę gry. No i nie spodziewałem się, że zawodników z polskimi korzeniami może być na świecie tak wielu. Właściwie każdy kolejny odkryty piłkarz tylko nakręcał moją ciekawość w tej sprawie, tym bardziej, że niekiedy były to dość abstrakcyjne kierunki, jak na przykład Gibraltar (Alan Wszeborowski), Liban (Danny El-Hage) czy Boliwia (Bolivia). Nie zabrakło też kilku poważnych zawodników, bo skontaktował się ze mną na przykład Serb Vladimir Golemić. Kilka lat temu podziękowano mu na testach w Górniku Łęczna, a dziś jest filarem grającego w Serie B Crotone.
Właśnie. W pewnym momencie wpadłeś na pomysł, żeby skontaktować się z takimi zawodnikami, wykorzystując wszechobecne dziś media społecznościowe. Chciałeś po prostu poznać ich historie?
Wiesz, tak po ludzku fajnie skontaktować się z kimś, kogo kojarzysz jedynie z gry komputerowej i internetu. Stąd miło było wymienić się wiadomościami na przykład z takim Enzo Kalinskim, o którym swego czasu mówiło się sporo w kontekście powołania do reprezentacji Polski przed Mistrzostwami Europy w 2012 roku. W pierwszej kolejności ciekawiło mnie, czy dany zawodnik rzeczywiście posiada polskie obywatelstwo. A jeśli tak - z jakiej okazji je ma, co wie o naszym kraju, czy mówi w naszym języku i tak dalej. W zależności od indywidualnego przypadku, można było podpytać o wiele innych rzeczy i dyskusja szła w różne strony. Wspomniana kwestia obywatelstwa zawsze była tą główną bazą do rozmowy.
Domyślam się, że nie byłeś w stanie odezwać się do wszystkich, którzy mieli przy nazwisku w Football Managerze polską flagę. Prowadziłeś jakąś selekcję?
Odpuściłem sobie tylko naszych zachodnich sąsiadów, no bo samych Niemców z polskim paszportem jest w grze chyba kilkuset, a historie ich pochodzenia nie byłyby raczej szczególnie interesujące. Na początku prowadziłem selekcję według wartości CA i PA (Current Ability - obecne umiejętności, Potential Ability - potencjalne). Pisałem więc tylko do tych piłkarzy, którzy mają wysokie umiejętności lub potencjał, bo tacy byli najciekawsi. Z czasem, gdy zobaczyłem, że odzew jest spory, to pisałem do kolejnych i kolejnych, aż w sumie... odezwałem się chyba do każdego zawodnika wyszukanego w bazie Football Managera, który jako "drugi kraj" miał ustawione "Polska" i posiadał profil na Facebooku lub Instagramie. Wyszło nawet tak, że wiadomości zostały wysłane nie tylko do aktywnych piłkarzy, ale także do "personelu", czyli w grze - trenerów czy dyrektorów. Stąd udało się porozmawiać między innymi z legendą chilijskiego Colo-Colo - Ricardo Dabrowskim. Każde wyszukane nazwisko lądowało w wyszukiwarce, a zaraz potem szła już tam prywatna wiadomość.
Brzmi nieźle. Jak reagowali adresaci Twoich wiadomości? Spotkałeś się z pozytywnym odzewem z ich strony?
Odzew był raczej bardzo miły i sympatyczny. Wielu z nich wręcz ucieszyło się, że ktoś z Polski się nimi zainteresował, stąd z chęcią dzielili się swoją historią, a potem potrafili nawet sami odezwać się z życzeniami na Święta Bożego Narodzenia, z czego David Cuperman z Kolumbii nagrał nawet wideo. Sympatyczna sytuacja wynikła z Salvatore Giglio z Włoch. On mi odpowiedział wiadomością głosową, na której nagrała się w naszym języku jego matka. Filip Marschall z Aston Villi myślał na przykład, że nikt z polskiej federacji nawet nie wie o jego pochodzeniu. Odezwał się też na choćby Fabio Szymonek, czyli Brazylijczyk, który na co dzień występuje z Adamem Dźwigałą w portugalskim CD Aves. Oczywiście zdarzyło się też, że zawodnicy odczytywali i nie odpowiadali, tudzież robili to od niechcenia. Tak było z Samirem Gaborem z Rumunii, który stwierdził, że urodził się w Polsce, bo tu pracowali jego rodzice i koniec. Z kolei Brandon Camacho Sobek ze Szwecji po odczytaniu mojej wiadomości od razu mnie zablokował!
No i od jednego z piłkarzy dostałeś chyba nawet koszulkę.
Tak, świetna pamiątka od Nikolaja Hansena. To napastnik, który obecnie gra dla Víkingur Reykjavík w islandzkiej ekstraklasie. Okazał się jednym z najbardziej rozgadanych i sympatycznych zawodników, z którymi udało się skontaktować. Pierwszy raz spotkał się z jakimkolwiek zainteresowaniem z Polski, czyli kraju, z którego pochodzi jego matka (konkretnie z Pabianic). Było mu z tego powodu bardzo miło i w ramach wdzięczności poprosił o podanie dokładnego adresu, bo chce mi wysłać drobny upominek. Po kilku dniach doszła do mnie meczowa koszulka FC Vestsjaelland z sezonu 2013/2014, z autografem. To nieistniejący już duński klub, który wtedy występował w tamtejszej Superligaen. Poza tym, wysłać koszulkę zadeklarowali się również byli młodzieżowi reprezentanci Szwecji i Brazylii - Sebastian Ludzik i Bruno Dybal. O jakichś korkach wspomniał raz eks-reprezentant Norwegii Tomasz Sokolowski, ale z tym to już chyba żartował.
Gdy opisałeś swoją historię w internecie, odzew był niesamowity. Dotarła ona nawet do najbardziej znanych dziennikarzy w kraju. To sprawiło, że pomyślałeś sobie: “kurczę, fajnie by było pójść z tym krok dalej”?
Nie ukrywam, że gdy jeden czy drugi wpis polubiły lub podały dalej “duże” nazwiska, to mocno się ucieszyłem. Był to swego rodzaju dowód na to, że choć cała ta akcja dla niektórych mogła wydawać się trochę szalona czy dziwna, to jednak ten kawał nikomu niepotrzebnej roboty miał prawo się komuś po prostu spodobać. Być może rzeczywiście coś w tym jest, że najfajniejsze rzeczy tworzy się bez konkretnego planu i spięcia, a spontanicznie i z czystego hobby. Tak było w tym przypadku. Wielu z tych zawodników wspominało, że chciałoby kiedyś spróbować swoich sił w Polsce. Wtedy zapalała się nad głową pewna lampka, że całą tę zajawkową akcję można przerodzić w coś więcej. Zrobić coś naprawdę fajnego i spróbować komuś pomóc.
I padło na Alexa Krawca, który dzięki Twojej pomocy jest dziś w rezerwach Wisły Płock. Czemu akurat on? Inni nie byli chętni? To w nim widziałeś szczególny potencjał?
Spośród całego grona piłkarzy, z którymi udało się nawiązać kontakt, było trzech stosunkowo młodych, których można było podejrzewać o to, że być może potrafią nieźle grać w piłkę. Jeden jednak po przekierowaniu mnie do swojego agenta urwał kontakt, a drugi zachował się nie do końca fair. Alex od początku był jednak cholernie sympatyczny. Ujęło mnie to, że na napisaną po angielsku wiadomość odpisał po polsku - mimo, że nie jest to jego wiodący język. Po tym, jak na pytanie o dalsze plany odpowiedział, że chciałby kiedyś zagrać w Polsce, ale żaden klub nie zareagował na jego maile z CV i materiałami wideo, postanowiłem, że postaram się pomóc. Poprosiłem go o przesłanie swojego piłkarskiego CV i po małym researchu w internecie doszedłem do wniosku, że może warto dać mu szansę na pokazanie się w Płocku. Tutaj oczywiście należy się też ukłon w stronę osób z klubu, które mogły przecież tę sprawę zlekceważyć, a zdecydowały się dać mu możliwość zaprezentowania się na treningach z drużyną.
Opowiedz o nim trochę więcej. Jaki dokładnie jest jego związek z Polską? Gdzie dotychczas grał w piłkę?
Urodził się nieopodal włoskiej miejscowości Salerno. Praktycznie całą bliską rodzinę ma z Polski, bo z Sosnowca pochodzi jego matka, której nosi nazwisko. We Włoszech na poziomie juniorskim grał w dwóch małych klubach. Przez kwestie dojazdowe nie było szans na treningi w akademiach Milanu, Napoli czy Salernitany. W wieku czternastu lat przeprowadził się z rodziną do Norwegii, gdzie przez cztery lata występował głównie na poziomie trzeciej ligi w FK Ørn Horten. Łącznie uzbierał w seniorach ponad sześćdziesiąt meczów, w których zanotował sporo bramek i asyst.
Jak do tej pory idzie mu w barwach “Nafciarzy”? Myślisz, że jest w stanie w przyszłości występować na naszym podwórku wyżej niż w IV lidze?
Alex płynnie mówi po polsku, więc nie ma najmniejszego problemu z komunikacją, choć śmiejemy się, że jestem trochę jak taki jego starszy brat, który służy pomocą, gdy jest potrzeba. Od oceniania umiejętności poszczególnych piłkarzy są trenerzy, którzy znają się na swojej pracy i widzą ich na codziennych treningach. Ja obserwowałem tylko cztery sparingi, w których grał na prawym skrzydle i ataku. Mierzy niecałe 160 centymetrów wzrostu, ale gra dość odważnie - nie unika walki, szuka dryblingu, gry na jeden kontakt. Jak na moje amatorskie oko, to pokazał się w tych meczach z fajnej strony. Podobnie jak kilku innych kolegów, bo drużyna Adama Majewskiego wszystkie dotychczasowe test-mecze spokojnie wygrała. W każdym razie trenerzy też go musieli ocenić pozytywnie, skoro mu nie podziękowali, a jednak zostanie w Płocku co najmniej do końca sezonu. Ja bym się po prostu cieszył, gdyby mu się w Polsce udało. Patrząc na jego poświęcenie i zapał do pracy, nie wypada nie trzymać za niego kciuków.
Zamierzasz dalej iść w tym kierunku? “Sprowadzać” do Polski tego typu chłopaków?
Zawsze powtarzam, że poziom piłkarski wynajdowanych piłkarzy był sprawą drugorzędną, bo chodziło po prostu o poznanie ich historii, związków z Polską. Należy ich traktować trochę jako takie ciekawostki. A że ktoś okazał się jeszcze rokującym piłkarzem? Super dodatek. Sam zobacz, że na tych kilkudziesięciu młodych zawodników (nie mówię tu oczywiście o graczach z poważnych klubów, wiesz o co chodzi), którym można podać pomocną dłoń, tylko kilku mogło wzbudzić jakieś zainteresowanie pod względem stricte sportowym. Poza tym nie nazwałbym tego “sprowadzaniem”. Raczej chęć pomocy, skoro były ku temu możliwości, a poczułem, że warto się zaangażować. Jednak na koniec to zawodnik musiał wyrazić chęć przylotu lub przyjazdu i obronić się piłkarsko. Raczej trudno by było o powtórkę. Czytałem za to, że Emil Kot planuje teraz organizować zagraniczną edycję akcji “Ty Też Masz Szansę” na przykład dla zawodników polskiego pochodzenia, co oczywiście śledzę i mega szanuję. Zrobiłem dla samego siebie małe “TTMSZ” i teraz już wiem, jak wielką satysfakcję może coś takiego dać.
Czyli scoutem albo agentem piłkarskim raczej nie zostaniesz?
Dawno temu bardzo chciałem, ale do tego jest chyba trochę za długa droga, a ja na co dzień zajmuję się trochę innymi rzeczami. Ale wiem, że podobne hobby związane z piłkarzami polskiego pochodzenia miał kiedyś Marcin Matuszewski - obecnie agent piłkarski, wcześniej dobrze znany jako “Pan Duże Pe”. Wspominałem też o “TTMSZ” Emila Kota, także zawsze pozostaje jakiś procent szansy, że ktoś w podobnej sytuacji do Alexa jeszcze do Polski trafi.
ROZMAWIAŁ DOMINIK BUDZIŃSKI