Gasnąca konstelacja i londyński „raj”. Real i Hazard potrzebują się jak nigdy wcześniej

Nie trzeba nikogo przekonywać, że wielkie kluby potrzebują posiadać w swoich szeregach najlepszych piłkarzy, urodzonych liderów. Real Madryt od kilkudziesięciu lat tworzy wspaniałą historię w oparciu o legendy jak di Stefano, Puskas, Zidane czy Ronaldo. Problem w tym, że tego ostatniego w klubie już nie ma, a jego następca gra (jeszcze) na Stamford Bridge.
Jak wiadomo 5-krotny zdobywca Złotej Piłki, który zapewnił Realowi 4 triumfy w Lidze Mistrzów, po niemal dekadzie zdecydował się na opuszczenie Santiago Bernabeu. Skład Realu nadal prezentuje się okazale, ale ewidentnie brakuje w nim kluczowego elementu, który potrafiłby w pojedynkę rozstrzygać losy spotkań na szczycie.
Ów element aktualnie reprezentuje barwy Chelsea, dobitnie udowadniając, że wreszcie jest gotowy na regularną grę na najwyższym poziomie. Mowa oczywiście o Edenie Hazardzie, który w niedalekiej przyszłości powinien wykonać ostateczny krok w kierunku wiecznej chwały, trofeów, być może nawet Złotej Piłki.
Chelsea zbyt słabe, inni zbyt mocni
O możliwych przenosinach filigranowego skrzydłowego media rozpisywały się od lat, ale różne zbiegi okoliczności zawsze blokowały transfer Hazarda do drużyny ze ścisłego topu, która pozwoliłaby mu wykorzystać umiejętności w walce o Złotą Piłkę.
Belg w 2015 roku, całkowicie zasłużenie zdobywał nagrodę dla najlepszego zawodnika Premier League. W tamtym okresie Hazard potrafił łączyć grę efektowną z nadzwyczajną skutecznością. Jego cudowne zagrania walnie przyczyniły się do tytułu mistrzowskiego Chelsea.
Wydawało się, że jest to idealny moment na poczynienie kroku naprzód, ale problem w tym, że na rynku brakowało klubów, które mogłyby się zainteresować ówczesnym 24-latkiem, jednocześnie zapewniając mu progres w porównaniu do „The Blues”.
Barcelona dopiero co wygrała tryplet z niesamowitym MSN w składzie, Real z BBC, Jamesem i Isco nie potrzebował „galaktycznych” transferów, a Bayern jak to Bayern wolał ufać Ribery’emu.
Z kolei w Anglii jedynym kandydatem, który mógłby spełnić oczekiwania (finansowe) Abramowicza oraz (sportowe) Hazarda był Manchester City, ale „Obywatele” nie byli wtedy ekipą, która była wymieniana jednym tchem wśród Barcelony i Realu pośród najlepszych drużyn.
Zbyt mała scena dla takiego aktora
Ostatecznie Eden oczywiście pozostał na Stamford Bridge, gdzie jego forma stała się istną sinusoidą. W sezonie 2015/16 wychowanek Lille zanotował po 4 gole oraz asysty, a magia, którą raczył kibiców w ubiegłych miesiącach całkowicie się ulotniła.
Kolejne dwie kampanie to już era Antonio Conte, który znany jest przede wszystkim ze swojego zachowawczego stylu gry. Defensywne ustawienie zwykle ogranicza udział skrzydłowych w grze ofensywnej, ale w przypadku Edena nie mogliśmy zaobserwować jakiegokolwiek spadku formy.
Wręcz przeciwnie, Hazard ustawiony nieco głębiej znów odzyskał blask, ale w mistrzowskim sezonie 16/17 to Diego Costa odgrywał pierwszoplanową rolę. Z kolei kolejne rozgrywki upłynęły pod znakiem bolesnego upadku włoskiego szkoleniowca, który sprowadził „The Blues” na piąte miejsce w tabeli.
Gdy wydawało się, że w karierze Hazarda nie zdarzy się już nic pozytywnego, a myśli o transferze do np. Realu Madryt pozostaną niespełnionymi marzeniami, nadszedł mundial, który całkowicie zmienił sposób postrzegania belgijskiego skrzydłowego.
Pomimo upływu czasu trudno znaleźć słowa, które idealnie oddałyby jakość prezentowaną przez Edena na rosyjskich boiskach. O jego klasie najlepiej świadczą po prostu zagrania, którymi czarował świat.
Wtedy jednak pojawił się pewien drobny, acz istotny problem – Chelsea znów stała się zbyt słabą drużyną, aby móc utrzymać w swoich szeregach tak znakomitego piłkarza.
Zawodnik, który jest bezdyskusyjnym liderem brązowych medalistów mistrzów świata z pewnością zasługuje na coś więcej niż mecze w Lidze Europy z egzotycznymi drużynami, które nic nie znaczą w poważnej piłce.
Zawodnik, który jest bezdyskusyjnym liderem brązowych medalistów mistrzów świata z pewnością zasługuje na coś więcej niż mecze w Lidze Europy z egzotycznymi drużynami, które nic nie znaczą w poważnej piłce.
Madryckie bezkrólewie
Znów rozgorzała dyskusja na temat transferu Hazarda, ale tym razem nie było żadnych wątpliwości w kwestii potencjalnego nowego pracodawcy 27-latka. Eden miał wreszcie trafić do Realu Madryt, gdzie mógłby wykorzystać pełnię swoich ofensywnych umiejętności.
Wszystkie puzzle układały się w całość w postaci Hazarda w białej koszulce, ale po raz kolejny pojawiła się przeszkoda w postaci zbyt dużej konkurencji w składzie „Los Blancos”.
Real pomimo utraty Cristiano Ronaldo na rzecz Juventusu nie zamierzał przeprowadzać „galaktycznego” transferu za ponad 100 milionów. Postanowiono wzmocnić ławkę Mariano i Viniciusem, odważnie stawiając na Asensio, który wraz z Balem i Benzemą miał stworzyć nowy, zabójczy tercet 13-krotnych królów Europy.
Poza wpadką w Superpucharze Europy z Atletico, początek sezonu zwiastował obiecującą kampanię „Królewskich”, którzy mimo braku trzeciej gwiazdy w ataku prezentowali się naprawdę solidnie.
Powrót starych demonów
Gdyby Real nadal odnosił zwycięstwa, a Benzema z Balem imponowali skutecznością, ten artykuł nie miałby racji bytu, ale niestety dla sympatyków Realu podopiecznych Lopeteguiego dopadła zadyszka.
„Królewscy” w ostatnich tygodniach nie potrafili wykorzystać braku formy Barcelony, która mimo zdobycia zaledwie dwóch punktów w ostatnich trzech meczach, utrzymała się na pozycji lidera.
Klub pokroju Realu Madryt nie może opierać się wyłącznie na Benzemie, Bale’u i młodych zawodnikach z ogromnym potencjałem. O dobrym początku sezonu w wykonaniu Francuza mało kto już pamięta, ponieważ jego ostatnie 6 godzin na boisku nie zaowocowały kompletnie niczym.
Bale jest w miarę regularny, ale cóż z tego skoro udział w derbach zakończył w 45 minucie i z powodu ostrożności nie będzie uczestniczył w spotkaniu Ligi Mistrzów przeciwko moskiewskiemu CSKA.
Zdrowy Walijczyk jest zawodnikiem, który może udźwignąć ciężar bycia liderem Realu, ale problem w tym, że jego nogom nie można ufać pod względem wytrzymałości.
Ewentualna absencja Bale’a przed El Clasico czy też ważnym spotkaniem w Lidze Mistrzów może zakończyć się prawdziwą katastrofą. Lopetegui będzie wtedy zmuszony przejść na ustawienie z pięcioma pomocnikami lub podjąć ryzyko postawienia na nastoletniego Viniciusa, który dopiero za kilka lat będzie gotowy do regularnej gry przeciwko najlepszym.
Ewentualna absencja Bale’a przed El Clasico czy też ważnym spotkaniem w Lidze Mistrzów może zakończyć się prawdziwą katastrofą. Lopetegui będzie wtedy zmuszony przejść na ustawienie z pięcioma pomocnikami lub podjąć ryzyko postawienia na nastoletniego Viniciusa, który dopiero za kilka lat będzie gotowy do regularnej gry przeciwko najlepszym.
Pasywność Florentino Pereza podczas ostatnich okienek transferowych nie przynosiła negatywnych konsekwencji, ponieważ Real z Ronaldo i Zidanem był w stanie regularnie wygrywać w Champions League.
Obu panów w Madrycie już nie ma i jeśli „Królewscy” chcą kontynuować passę zwycięstw, bezdyskusyjnie muszą ściągnąć w swoje szeregi nowego lidera. Tercet Bale-Benzema-Asensio nie jest gwarancją bramek i w starciach z Bayernem, Juventusem czy Atletico podopieczni Lopeteguiego mogą zostać boleśnie zweryfikowani.
Wraz z Ronaldo, odeszło kilkadziesiąt pewnych bramek, których nie można wymagać od tykającej walijskiej bomby, nieregularnego Benzemy i głęboko grającego Asensio.
Belgijsko-madrycka symbioza
Jeśli Real chce nadal liczyć się w walce o wszystkie trofea, to po prostu musi znów wydawać ogromne sumy na rynku transferowym, a na tę chwilę nie ma w świecie piłkarskim pewniejszej inwestycji niż Eden Hazard.
Belg nie spoczął na laurach po znakomitym mundialu, udowadniając że jest graczem ze ścisłego topu, który po prostu zasługuje na możliwość gry w klubie pokroju Realu Madryt.
Naturalnie trzeba wspomnieć, że jak na razie, Maurizio Sarri radzi sobie znakomicie w roli szkoleniowca „The Blues”, ale londyńczycy wciąż nie wyglądają na ekipę, która w najbliższym czasie mogłaby realnie włączyć się do walki o Ligę Mistrzów. A właśnie do meczów z największymi Eden Hazard został stworzony.
Z drugiej strony mamy Real Madryt, który potrzebuje nowej gwiazdy niczym tlenu. Florentino Perez mógł żyć w pewnego rodzaju bańce mydlanej, gdy Asensio i spółka demolowali Gironę czy Leganes, ale ostatnie spotkania z Sevillą i Atletico pokazują, że aktualna kadra „Królewskich” posiada zbyt wiele mankamentów, aby walczyć o tryplet.
W ostatnich latach Real Madryt wygrywał Ligę Mistrzów dzięki geniuszowi CR7, z kolei krajowe trofea były zasługą szerokiej ławki rezerwowych z takimi zawodnikami jak Kovacic, Isco, Morata i James na czele.
Aktualnym liderem drużyny jest Bale, którego w razie absencji zastępuje Dani Ceballos. Może to zabrzmieć brutalnie, ale z tak skromnym arsenałem „Los Blancos” nie mają czego szukać na europejskich polach bitwy.
Jeśli misja „decimacuarta” jest traktowana przez zarząd Realu Madryt na poważnie, to po prostu do klubu jak najszybciej musi trafić Eden Hazard. Na tym transferze zyskaliby wszyscy i prawdopodobnie doszedłby on do skutku już w sierpniu, ale Florentino Perez nie zamierzał wydawać 200 milionów na jednego zawodnika.
Czas pokazał, że Belg absolutnie jest wart takich pieniędzy, a „Królewscy” bez napastnika tej klasy mogą zapomnieć o odzyskaniu prymu na Półwyspie Iberyjskim.
Warto również zauważyć, że kres kontraktu, wiążącego Hazarda z „The Blues” niebezpiecznie szybko się zbliża. Już w styczniu 2020 roku kluby będą mogły całkowicie za darmo zapewnić sobie usługi jednego z najlepszych piłkarzy świata, zatem nie wydaje się, aby Abramowicz był w stanie odrzucić hojne oferty Realu.
Perezowi nie pozostaje nic innego jak tylko czekać na start okienka transferowego, którego główną gwiazdą powinien zostać skrzydłowy Chelsea. Do tego czasu Belg zapewne w swoim stylu będzie torturował rywali dryblingami, asystami, bramkami i wszystkim czego wymaga się od zawodnika, który należy do grona najlepszych na świecie.
Miejmy nadzieję, że praca Edena zostanie w końcu doceniona przez włodarzy „Królewskich”, ponieważ to wręcz niesprawiedliwe, że gracz takiego pokroju jest zmuszony do konfrontacji z Bate Borysów. Groteski całej sytuacji dodaje fakt, iż w tym samym czasie Lucas Vazquez otrzymuje możliwość reprezentowania barw Realu w Lidze Mistrzów. Pora na zmianę.
Mateusz Jankowski