"Futbol mu odjechał". Idealna szansa na rozstanie. Manchester United pozbywa się kosztownego problemu

Wielu kibiców Manchesteru United uważa Davida de Geę za legendę. Ten jednak w ostatnich latach stał się kulą u nogi klubu. Teraz wreszcie nadszedł odpowiedni moment na rozstanie. I wygląda na to, że Erik ten Hag i spółka wreszcie podjęli słuszną decyzję.
Sprawa przedłużenia kontraktu Davida de Gei podzieliła kibiców Manchesteru United. Jedna grupa twierdzi, że Hiszpan zawodzi już od dłuższego czasu i teraz mamy idealny moment, by go pożegnać. Druga nie widzi żadnego problemu i uważa, że golkipera, choćby z uwagi na zasługi, nie należy skreślać.
Sam klub długo zdawał się być niezdecydowany, czy prolongować umowę z jednym ze swoich najbardziej doświadczonych zawodników. Teraz jednak sytuacja powoli zaczyna się klarować. Bramkarz został wolnym zawodnikiem. “Czerwone Diabły” potrzebują zmiany, by pójść do przodu. A utrzymywanie ograniczającego ich gracza na gigantycznym kontrakcie z pewnością nie leży w interesie klubu.
Pora na rozstanie
David de Gea to przedstawiciel wymierającego na Old Trafford gatunku: piłkarzy pamiętających panowanie Sir Alexa Fergusona. W Manchesterze grał 12 lat. Ma też najwięcej występów w barwach 20-krotnych mistrzów Anglii ze wszystkich golkiperów w ich historii. Czterokrotnie wybierano go najlepszym zawodnikiem sezonu w klubie. Pięciokrotnie (z tego cztery razy z rzędu, w rozgrywkach 2014/15-2017/18) lądował w najlepszej jedenastce Premier League.
To tylko część osiągnięć, które należy wymienić przy nazwisku hiszpańskiego bramkarza. Trudno więc dziwić się, że wielu sympatyków United w ostatnich latach widziało w nim ostatniego zawodnika klasy światowej reprezentującego barwy ich ukochanej drużyny. Sęk w tym, że w ostatnich sezonach 32-latek stał się balastem. Jego ograniczenia rzutowały na grę zespołu i negatywnie na nią wpływały. Futbol poszedł do przodu, a on stoi w miejscu.
Wysokie uposażenie De Gei - nie tylko najlepiej zarabiającego zawodnika w klubie, ale i bramkarza na świecie, z tygodniówką na poziomie 375 tysięcy funtów - stanowiło poważną przeszkodę, jeśli chodzi o rozwój zespołu, podpisywanie nowych umów i przedłużanie tych obowiązujących. Podbijało bowiem mocno oczekiwania innych piłkarzy. Dziś żadna inna mocna drużyna nie zaoferuje archaicznemu golkiperowi podobnych pieniędzy, a to mocno utrudniało ewentualną sprzedaż w poprzednich latach. Odstawienie go od składu również stawało się problematyczne.
Teraz nadszedł idealny moment na pożegnanie i (choć brzmi to bezwzględnie) zrzucenie problematycznego balastu. Hiszpanowi wygasa kontrakt, można rozstać się bez zmartwień o zainteresowanie z zewnątrz. Choć sam doświadczony piłkarz chciał podobno znacznie zmniejszyć wynagrodzenie, by pozostać na Old Trafford, negocjacje się przeciągały. Bo jeśli miałby usiąść na ławce przy umowie gwarantującej mu nawet (co jest zupełnie nierealne) połowę dotychczasowych zarobków, i tak byłaby to gigantyczna kwota jak na rezerwowego. Prawdopodobnie dlatego United - co należy przyznać, w nieelegancki sposób - wycofali się z negocjacji na ostatniej prostej, pomimo osiągnięcia porozumienia z 32-latkiem. Erik ten Hag miał stwierdzić, że nie wyraża zgody na przedłużenie kontraktu na zaakceptowanych przez podopiecznego warunkach.
Drogi problem
Już wówczas, gdy holenderski trener przejmował stery United, wielu obserwatorów spodziewało się zmiany między słupkami i odsunięcia dotychczasowej “jedynki” na bok. Wspomniany wcześniej archaizm De Gei sprawiał bowiem, że był on zawodnikiem kompletnie niepasującym charakterystyką do wizji futbolu prezentowanej przez Holendra w Ajaksie Amsterdam.
Nie od tego sezonu wiadomo bowiem, że wychowanek Atletico Madryt ma ogromne braki, jeśli chodzi o grę nogami. Pod presją pęka i wybija piłkę na oślep, w efekcie często oddając ją rywalom. Zdarza się, że stwarza im w ten sposób groźne sytuacje. W ostatnich latach nastąpił bardzo szybki rozwój pozycji golkipera, w efekcie czego coraz większego znaczenia nabiera nie tyle umiejętność bronienia strzałów rywali, ile zapobiegania ich oddaniu. Utrzymanie futbolówki i niepozbywanie się jej w paniczny sposób to jeden z kluczowych elementów tego zadania.

W przypadku De Gei kłopot stanowią jednak również inne aspekty bramkarskiego rzemiosła, mające podobny cel. Wyjścia do dośrodkowań? Tragedia - zatrzymuje ledwie 3,1% z nich (lepszy wynik w zeszłym sezonie miało 91% bramkarzy z pięciu najmocniejszych europejskich lig). To słaby punkt Hiszpana od momentu transferu do Anglii i pod tym względem nic się nie zmieniło. Umiejętność wyskoczenia z linii, aby skrócić kąt lub zgarnąć piłkę zagraną za linię obrony, jak robi to np. Alisson w Liverpoolu czy Ederson w Manchesterze City? Podobnie, brak rozwoju. Słaby rezultat mamy też w przypadku częstotliwości interwencji poza obszarem pola karnego (61% lepszych bramkarzy). Nawet jeśli chodzi o obronę rzutów karnych, mamy do czynienia z totalną mizerią. Między 2016 i 2021 rokiem zaliczył serię 40 kolejnych puszczonych jedenastek - w tym aż 11 w przegranym finale Ligi Europy.
Gdy cały piłkarski świat zwracał coraz większą uwagę na “nowoczesne” umiejętności, golkiper “Czerwonych Diabłów” stał w miejscu. Już siedem lat temu Pep Guardiola podjął zaskakującą angielskie środowisko piłkarskie decyzję o odstawieniu na boczny tor Joe Harta, bo potrzebował w City golkipera grającego lepiej nogami. Z Claudio Bravo nie wypaliło, ale potem pojawił się Ederson, którego umiejętności w posiadaniu piłki przyćmiewają nawet minusy, jeśli chodzi o postawę stricte między słupkami.
Bramkarz dobry pod tym względem gwarantuje lepsze możliwości kontroli nad meczem i ułatwia przesunięcie obrony wyżej, co w rezultacie sprawia, że łatwiej o skuteczne naciśnięcie przeciwników na ich połowie. Na przykładzie United w ostatnim sezonie dobrze było widać, jak pasywność i ograniczenia De Gei wymuszają nienaturalnie niskie ustawienie defensywy, co skutkowało dużym bałaganem na murawie. Właśnie z uwagi na swoje braki De Gea przegrywał w reprezentacji rywalizację z konkurentami ze zdecydowanie mniej prestiżowych klubów: Davidem Rayą czy Robertem Sanchezem.
Od mundialu w Rosji ma on też coraz mniej argumentów na swoją obronę. Od tamtej pory tylko raz kończył ligowy sezon “na plusie” w stosunku do współczynnika expected goals celnych strzałów rywali, a więc obronił więcej, niż w teorii powinien. Do jego gry wdziera się więcej rażących błędów przy teoretycznie prostych strzałach. Rzadziej również zalicza spotkania, podczas których ewidentnie ratuje skórę kolegom seriami efektownych parad - chciałoby się aż powiedzieć, że kiedyś nie puściłby siedmiu goli z Liverpoolem. Ten obecny zawodnik był współwinny przynajmniej kilku, a przy każdym wyglądał na kompletnie zagubionego.
Najlepiej opłacany gracz w klubie stał się drogim, kosztownym problemem. Najbardziej bolesne przegrane z tego sezonu stały pod znakiem jego wpadek. Katastrofa z Sevillą, 0:4 z Brentford, nawet finał FA Cup, gdzie poza słabą interwencją przy drugim trafieniu można mieć też wątpliwości dotyczące braku próby interwencji przy golu numer jeden. “Boski” status De Gei, pomnik wybudowany efektownymi, pamiętanymi długo interwencjami został już dawno zburzony. Teraz nawet pojedyncze przebłyski geniuszu (bo takie wciąż mu się zdarzają) nie smakują jak dawniej. Złota Rękawica zdobyta w minionych rozgrywkach nic nie zmienia. Widać, że potrzeba nowej krwi.
Kto za niego?
Naturalną sprawą jest, że w obliczu kontraktowych dywagacji dotyczących Hiszpana prasa szukała dla niego następców. Na liście najczęściej wymienianych nazwisk do niedawna królował golkiper FC Porto, Diogo Costa. Teraz coraz więcej wskazuje, że United zagięli parol na Andre Onanę z Interu Mediolan. Obu łączy to, że można ich nazwać “nowoczesnymi” bramkarzami. Dobrze czują się z futbolówką przy nodze i grają aktywnie na przedpolu - również przed polem karnym, choć akurat drugi z nich pokazywał to raczej przed przenosinami z Ajaksu Amsterdam do Włoch. Do tego obaj wykręcają dobre liczby na linii.
Kameruńczyk, któremu aktualnie jest chyba najbliżej na Old Trafford, stanowiłby zupełne przeciwieństwo przyspawanego do linii De Gei. Wszak wystarczy tylko wspomnieć, że miał wylecieć z reprezentacji, bo pokłócił się z selekcjonerem Rigobertem Songiem o swój zbyt “niesztampowy” styl gry - za dalekie wyjścia z piłką i nadmierną odwagę. Z jednej strony to ryzykowne, ale z drugiej pomaga przełamać pierwszą linię pressingu. Jeśli zespół będzie z tego robił odpowiedni użytek, może bardzo skorzystać.
23-latek pracował zresztą z Erikiem ten Hagiem w Amsterdamie. Panowie świetnie się więc znają. Dlatego też Onana nie powinien mieć problemów ze spełnieniem oczekiwań menedżera. Jedno jest pewne: jego ewentualne przybycie na Old Trafford przyniosłoby prawdziwy szok kulturowy, bo to zupełnie przeciwne ekstremum do Hiszpana.
Taka zmiana jest jednak konieczna. United potrzebują nowoczesnego bramkarza niczym tlenu. Może i okoliczności pożegnania z De Geą budzą wątpliwości, ale wszystko wskazuje na to, że, choć zrobiono to bezwzględnie i w nieelegancki sposób, nareszcie podjęto słuszną decyzję o potrzebnym już od jakiegoś czasu rozstaniu.