Francja skompromitowała się złymi decyzjami trenera. W Europie zapanowała dziwna moda na trzech obrońców
Francuzi od początku meczu byli blisko opuszczenia mistrzostw Europy jeszcze przed fazą ćwierćfinałów i stało się. A zaczęło się od tego, że Didier Deschamps zdecydował się na zbyt dużo kombinacji, czyli wszystko... na własne życzenie. Czy warto za wszelką cenę grać systemem 1-3-5-2 lub 1-3-4-3? Deschamps przekonał się, że niekoniecznie.
System z trójką obrońców i wahadłowymi jest wszędzie. A czy wszędzie przemyślany i mądrze wprowadzony? Ten tekst nie będzie taktyczną analizą. Będzie wyrzutem, wyrazem zmęczenia tą poszerzającą skalę modą. Co najważniejsze - to nie krytyka taktyki, a mody samej w sobie.
Wiele zespołów dobrze odnajduje się w ustawieniu z trójką obrońców i wahadłowymi. Nie chodzi o krytykę systemu gry. Jest ciekawy, często do bólu skuteczny zarówno w ofensywie, jak i w obronie. Zauważmy natomiast, że idą za tym wszyscy. Każdy chce spróbować, nawet bez posiadania predyspozycji.
Taktyczni eksperci, doświadczeni trenerzy często podkreślają, że najważniejsze jest dopracowanie ustawienia "3-5-2" do stanu idealnego, do doskonałości. A na to potrzeba czasu, cierpliwości, może wiązać się miesiącami słabszej gry.
Na samym EURO 2020 z takiego ustawienia skorzystały reprezentacje Polski, Holandii, Finlandii, Niemiec, Węgier, Belgii, Szkocji czy Szwajcarii. A też reprezentacja, która postanowiła wymodzić już za dużo, czyli Francja.
Didier Deschamps doprowadził Francję do finału Euro 2016, wygrał z nią mistrzostwa świata, a ogranicza możliwości swojego zespołu jeszcze przed pierwszym gwizdkiem meczu ze Szwajcarią. Bo co na wahadłach robili Benjamin Pavard i Adrien Rabiot? To profanacja. Piłkarze, którzy w ofensywie, na skrzydle nie są w stanie zagwarantować niczego. A raczej nie paniczna obrona była celem na mecz z Helwetami.
Wszystko co stało się po przerwie, a raczej po zmarnowanej ’’jedenastce” przez Ricardo Rodrigueza to zasługa… właśnie Didiera Deschampsa. Przyznał się do błędu, czyli przekombinowania z ustawieniem, wrócił do tego, co pasuje tej drużynie, ale było na to za późno.
Oczywiście ten trend dopadł także naszą reprezentację. Już na mundialu w Rosji za Adama Nawałki, a odkąd trwa era Paulo Sousy, to wręcz nieodłączny element naszej taktyki. Sam Zbigniew Boniek mówi w ’’Przeglądzie Sportowym” tak:
- Od 6-7 lat mówiłem, że powinniśmy grać trójką obrońców, by móc w ten sposób wystawiać dwóch napastników, mieć alternatywne ustawienie i plany oraz grać znacznie odważniej.
Swoją drogą to dziwne, że prezes PZPN mówił o tym od siedmiu lat, a wprowadziliśmy to na 3 miesiące przed mistrzostwami Europy. Ale Polak mądry po szkodzie, wiadomo.
Poza tym cóż, można wystawiać dwóch napastników mimo czwórki w bloku defensywnym. Co więcej - nam ta formacja po prostu nie siadła. Tyle razy mówi się, że Sousa nie ma wykonawców do gry atakiem pozycyjnym i wyprowadzania piłki przy ustawieniu z Bereszyńskim, Glikiem i Bednarkiem. Najlepsze momenty na tym turnieju to te, kiedy z Hiszpanią graliśmy właśnie czterema obrońcami, bo Puchacz grał jako lewy obrońca.
Ale dobra, my już swoje na tym turnieju przeżyliśmy, mamy jeszcze swoje do odżałowania. Natomiast moda na 1-3-5-2 zostanie w futbolu pewnie na długo. Ciekawi jesteśmy składu finału tych mistrzostw i odpowiedzi na pytanie, czy była to moda na sukces.