Flick stworzył w Barcelonie piłkarza od zera. Tego nikt się nie spodziewał

Flick stworzył w Barcelonie piłkarza od zera. Tego nikt się nie spodziewał
OLA NEWS/SIPA / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz JankowskiDzisiaj · 10:10
Rok temu był anonimowym piłkarzem dla większości kibiców. Teraz ma za sobą występy na największych scenach i perspektywę gry w El Clasico. Hansi Flick stworzył Gerarda Martina niemal od zera.
Alejandro Balde na co dzień jest bezdyskusyjnym filarem FC Barcelony. Sęk w tym, że wychowanek La Masii znów zmaga się z problemami zdrowotnymi. W ubiegłych rozgrywkach pod nieobecność Hiszpana na lewej obronie zadomowił się Joao Cancelo. W tym sezonie “Blaugrana” już nie ma komfortu korzystania z usług Portugalczyka. Hansi Flick nie potrzebował jednak głośnego nazwiska do uzupełnienia kadry. Niemiec od kilku miesięcy regularnie pomaga w rozwoju zawodnikowi, który w pewien sposób przerasta własne możliwości. Kiedyś Gerard Martin był zbyt słaby, żeby grać w rezerwach. Teraz występuje w pierwszym składzie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Tylne drzwi do kariery

- Poleciłem Gerarda do Barcelony, ponieważ był bardzo dobrze przygotowany motorycznie, dysponował odpowiednimi warunkami fizycznymi. Jego ówczesny trener podkreślał, że jest inteligentny taktycznie, konsekwentny i uważny w grze. To był właściwy moment, aby podpisać z nim kontrakt, jednak dyrekcja techniczna uznała, że nie potrzebuje takiego transferu - opowiedział Carlos Lopez, były skaut Barcelony, w programie Que t'hi Jugues.
Odrzucenie Martina miało miejsce w 2018 roku. Nastoletni wówczas defensor nie zdołał spełnić marzeń dziadków, którzy są zadeklarowanymi kibicami “Blaugrany”. Z braku laku podpisał kontrakt z trzecioligowym zespołem UD Cornella. Dobre warunki fizyczne sprawiły, że początkowo był testowany jako stoper. Okazało się jednak, że wzrost idzie w parze z szybkością i motoryką, więc przesunięto go na bok obrony. Pracownicy klubu widzieli, że mają do czynienia z zawodnikiem, który może zrobić karierę.
- Gerard ma ogromną zdolność przyswajania wiedzy i chęć samorozwoju. Jeśli poprosisz go, żeby wykonał 1000 brzuszków, to zrobi 1000. Nie 999, nie 998, ale 1000. Trenerom bardzo podobała się taka postawa - pochwalił na antenie Cadena SER Andres Manzano, dyrektor Cornelli. - Zawsze był zdyscyplinowanym zawodnikiem, wyróżniał się szybkością na krótkich dystansach, co pomagało nam, kiedy graliśmy wysoko ustawioną linią obrony. Początkowo miewał pewne braki w technice, jednak każdego dnia się poprawiał. Był też taki okres, że ciągle zgłaszał problemy z łydką. Praktycznie co mecz prosił o zmianę z tego powodu. Powiedziałem mu wtedy, że nie może tego robić, bo straci zaufanie trenera. Od tego momentu ani razu nie zgłosił konieczności zmiany. Taki już jest, zawsze bierze do serca to, co się do niego mówi - dodał na łamach The Athletic.
W sezonie 2020/21 Martin miał okazję sprawdzić się na tle Barcelony. Zespół prowadzony wtedy przez Ronalda Koemana wygrał z Cornellą 2:0, meldując się w 1/8 finału Pucharu Króla. Lewy obrońca mógł toczyć boiskowe pojedynki z tak uznanymi przeciwnikami, jak m.in. Antoine Griezmann, Sergio Busquets czy Ousmane Dembele. Jego nazwisko ponownie znalazło się na radarze “Barcy”. Dwa lata później podpisał kontrakt z jej drugą drużyną.
- Awans do seniorów Cornelli był dla mnie wielką szansą. Wiedziałem, że muszę nadal ciężko pracować, aby pójść jeszcze wyżej. Kiedy pojawiła się oferta z Barcelony B, musiałem z niej skorzystać. Na początku było mi dość trudno, musiałem przejść okres adaptacji, dostosować się do rytmu i intensywności gry. Po roku w rezerwach przejście do pierwszej drużyny wydawało się łatwiejsze, ponieważ to był naturalny krok - przyznał w rozmowie z La Vanguardia.

Wybraniec Flicka

W Katalonii trafił pod skrzydła Rafy Marqueza. Legendarny Meksykanin uczynił z niego filar swojej Barcelony B. A dobrze wiemy, że akurat w tym klubie udane występy w rezerwach potrafią być prawdziwą trampoliną. W poprzednim sezonie zdarzały się mecze na poziomie trzeciej ligi, w których uczestniczyli jednocześnie Pau Cubarsi, Hector Fort, Marc Bernal, Marc Casado, Pau Victor i właśnie Martin. W bieżących rozgrywkach wszyscy zostali awansowani do seniorów.
- Gerard jest zawodnikiem, który być może poczynił największy progres w drużynie. To prawdziwy profesjonalista. Ciężko pracuje i chłonie wszystko, co się do niego mówi. Dlatego stał się fundamentalną częścią naszej drużyny - powiedział rok temu Marquez.
Ubiegłego lata Flick musiał znaleźć zmiennika dla Balde. Naturalnym kandydatem wydawał się Alex Valle. W porównaniu z Martinem jest on młodszy, szybszy i nieco lepiej panujący nad piłką. Niemiec niespodziewanie odważniej postawił jednak na byłego gracza Cornelli. To on dostał więcej minut podczas sparingów, co zaowocowało pozostaniem w pierwszym zespole. Valle musiał szukać szczęścia na wypożyczeniach, jesienią w Celtiku, obecnie w Como.
- Flick dostrzegł coś w Martinie podczas okresu przygotowawczego. Od razu spodobały mu się jego konkretne cechy: wzrost, szybkość, skuteczność w pojedynkach fizycznych i duża wytrzymałość. W rundzie jesiennej dostawał szanse nie tylko dlatego, żeby odciążyć Balde, ale też z powodu chęci pokazania przez trenera, że może cieszyć się pełnym zaufaniem. Hansi od początku polegał na Gerardzie i widział w nim ważny element zespołu - opisał kataloński Sport.
Od razu zaznaczmy, że to nie jest bajkowa historia. Martin po wejściu do Barcelony nie okazał się wybitnym talentem pokroju Yamala czy Cubarsiego. Jesienią było widać braki u piłkarza, który nigdy wcześniej nie rywalizował na pierwszym poziomie rozgrywkowym. Późniejsza solidność narodziła się w bólach ligowej młócki. Trener nie bał się bowiem wystawiać go na trudnych terenach pokroju Villarrealu, Osasuny czy Celty. Przynosiło to różne efekty. Spore rotacje w Pampelunie zakończyły się zasłużoną porażką 2:4. W Vigo lewy obrońca nie radził zaś sobie z kryciem Iago Aspasa i nieomal wyleciał z boiska.
- Gerard ma za sobą świetny presezon, więc zasłużył na grę. W meczu z Celtą musiał zostać zmieniony, ponieważ groziła mu czerwona kartka. To młody zawodnik, który musi jeszcze zebrać doświadczenie, jednak może liczyć na nasze zaufanie - zaznaczał Flick w trakcie rundy jesiennej.

Krok po kroku

Poszczególne błędy nie wpłynęły na sposób podejścia trenera do zawodnika. Flick w większości meczów wpuszczał Martina w końcówkach, a raz na parę kolejek wystawiał od pierwszej minuty. I trzeba oddać 23-latkowi, że z każdym miesiącem widoczny jest progres w jego grze. Przestał “pękać na robocie”, co przytrafiało mu się w początkowej fazie sezonu. Potwierdzeniem widocznego rozwoju był fantastyczny występ na tle Realu Sociedad, czyli nie byle jakiego rywala. 23-latek zanotował wówczas pięć przerzutów, dwa dryblingi, celność podań na poziomie 97%, a przede wszystkim strzelił pierwszego gola w karierze.
- Trener zawsze prosi mnie, abym był maksymalnie skoncentrowany, dawał z siebie wszystko i wykorzystywał każdą szansę. Wielokrotnie gratulował mi po meczach, ale też kilka razy mnie zrugał. Hansi wiele od nas wymaga, jednak jednocześnie jest bardzo przystępną osobą, kiedy pojawia się potrzeba, to zawsze można z nim porozmawiać - zdradził Martin w rozmowie z Luisem Buxeresem.
- Nie mogłem uwierzyć, że strzeliłem gola. W dodatku chwilę później Marc Casado trafił do siatki. Zwykle nam się to nie zdarza, więc w szatni było trochę żartów. Ale cieszę się, że się udało, jesteśmy skoncentrowani na tym, żeby grać jak najlepiej w każdym spotkaniu - podsumował po triumfie nad RSSS.
W niedawnym meczu z Leganes Balde doznał kontuzji mięśniowej. Kiedy pojawiło się słynne w Hiszpanii parte medico, w mediach społecznościowych ruszyła burza mózgów. A może przesunąć Inigo Martineza na lewą obronę i dołożyć Ronalda Araujo na środek. Albo przejść na trójkę stoperów i zrobić z Raphinhi wahadłowego. W odwodzie pozostała jeszcze opcja wystawienia Hectora Forta. Pomysłów było bez liku. Flick nie zamierzał jednak eksperymentować w decydującym etapie sezonu. Nie po to przez większość sezonu “budował” Martina, aby nagle zrezygnować z jego usług. Zresztą nawet we wspomnianym starciu z Leganes to odbiór nominalnego zmiennika zainicjował jedyną akcję bramkową.

Wartościowy element

Martin zagrał od pierwszej minuty w ostatnich starciach z Borussią Dortmund i Celtą, a przeciwko Mallorce dał pozytywny impuls z ławki. Trzeba mu oddać, że całościowo po raz kolejny zaprezentował się co najmniej poprawnie. Na szczególną uwagę zasługuje występ na Signal Iduna Park, gdzie większość piłkarzy Barcelony dała ciała. Czterobramkowa zaliczka ewidentnie spowodowała rozluźnienie, żeby nie powiedzieć nawet rozbisurmanienie. Boczny obrońca starał się jednak nie schodzić poniżej pewnego poziomu.
Trener i klub ufają 23-latkowi, który w styczniu przedłużył kontrakt o kolejne trzy sezony. Oczywiście, że w perspektywie długoterminowej raczej nie będzie on podstawowym elementem once de gala. Barcelona nie może jednak mieć kadry złożonej z samych gwiazd. Kiedyś płaciła łącznie prawie 40 mln euro za lewych obrońców pokroju Lucasa Digne’a czy Juniora Firpo, co nie okazało się dobrą inwestycją. Czasem lepiej zaoszczędzić trochę grosza i zaufać zawodnikowi wyróżniającemu się w rezerwach. A nuż okaże się, że ma papiery na występy w pierwszym zespole. Zwłaszcza w obecnej sytuacji, kiedy Balde dysponuje jakością predestynującą do regularnej gry przez najbliższą dekadę. Potrzebuje on jedynie solidnego zmiennika, który od czasu do czasu zagwarantuje spokój i bezpieczeństwo. Tu na scenie pojawia się wychowanek Cornelli.
Gerard Martin bez dwóch zdań jest jednym z wygranych ostatnich miesięcy w Barcelonie. Przed startem sezonu niewielu kibiców w ogóle kojarzyło jego nazwisko. Na szczęście Rafa Marquez i później Hansi Flick z bliska dostrzegli coś, co umknęło innym. Zbliża się El Clasico w finale Pucharu Króla, które prawdopodobnie lewy obrońca zacznie od pierwszej minuty. Rok czy dwa lata temu pewnie w najśmielszych snach nie marzył o takiej szansie. W pełni jednak na nią zapracował.

Przeczytaj również