Finał Ligi Mistrzów jak pochwała pięknego futbolu
Włoscy mistrzowie catenaccio zgrzytają zębami, a Jose Mourinho nerwowo drapie po kieszeni za kluczykami do autobusu, który chętnie zaparkowałby w polu karnym. PSG i Bayern Monachium, postawiły na ofensywny futbol i nieustający pressing. Taktykę przyjemną dla oka, w której obrona schodzi na drugi plan. Piękny futbol obsadził miejsca w tegorocznym finale Ligi Mistrzów.
Gdyby spojrzeć na ostatnie mecze Francuzów i Niemców, postawilibyśmy pieniądze na weekendową strzelaninę. Wynik kręcący się w okolicach 8:8. Opuszczenie gardy i obijanie się po twarzach do momentu aż któryś z rywali padnie na deski. Stawka finału oczywiście w jakiś sposób może zmodyfikować odważne nastawienie i pociąg do otwartej bijatyki. Oby nie.
Triumf niemieckiej myśli szkoleniowej
Portugalski turniej Final 8 odniósł sukces, bo jak dotąd okazał się świetną reklamą futbolu atrakcyjnego. W niedzielę na boisko wybiegną jego najsprawniejsi akwizytorzy, dla których przede wszystkim liczy się to, co w sieci rywala oraz noty za styl. Pamiętacie, jak w „Gladiatorze” Russel Crowe krzyczał do publiczności zgromadzonej w koloseum: „Are you not entertained?”. Obserwując piłkarskie igrzyska ostatnich dni bawimy się świetnie i prosimy o więcej.
Ligę Mistrzów znów wygra niemiecki trener. Myśl szkoleniowa naszych zachodnich sąsiadów ma swoje mocne pięć minut i przez ostatnie lata skutecznie oderwała łatkę nudziarskiego perfekcjonizmu. Jürgen Klopp przywrócił uśmiech w Liverpoolu. Julian Nagelsmann jawi się jako dzieciak-geniusz, a „liga farmerów”, jak kochają obrażać Bundesligę Anglicy, wychowuje im reprezentantów kraju. Spod monachijsko-dortmundzkiej kołdry głowy wychylili inni. Europa przekonała się o tym na przykładzie RB Leipzig, a wcześniej Borussii Mönchengladbach.
Thomas Tuchel i Hansi Flick, podobnie jak koledzy, dalecy są od kultywowania narodowego umiłowania do obsesyjnego rzemiosła, choć nie chcemy zakrzywiać obrazu, że ich podejście do piłki jest lekkomyślne. Absolutnie nie. To wciąż niemiecki kult pracy i konsekwencji. Tylko w ładniejszym opakowaniu. Wysoko ustawiona linia obrony. Nawet błędy w defensywie kosztem ciągłego trzymania przeciwnika za gardło. Szybkiego odbierania piłki. Dominacji i parcia po swoje w myśl: „Jeśli stracimy gola, strzelimy o jednego więcej”.
Środowy półfinał z Olympique Lyon był w dużych fragmentach podobny do sobotniej potyczki z Barceloną. Sprawdziło się niemal wszystko to, o czym pisaliśmy TUTAJ przed meczem. Oba spotkania Bayern wygrał przekonująco. Historyczne 8:2 przeciwko Katalończykom i 3:0, które dało jedenasty finał Pucharu Europy, za kilka lat nie będą wzbudzały wątpliwości.
Jednak tablica wyników pudruje obraz tylnej formacji mistrzów Niemiec. W obu potyczkach piłkarze Flicka byli w tarapatach. Zwłaszcza na początku, kiedy dali złapać się na wykroku i mogli zginąć od własnej broni - wysokiego podchodzenia pod rywali. Mieszanka szczęścia i kunsztu Manuela Neuera sprawiła, że piłki posyłane za stoperów nie wylądowały w bramce.
Tuchel na pewno to widział i jako mistrz analizy zapisał w notesie. Z kolei Flick już na konferencji po półfinale sam zdiagnozował problem więc jest świadomy błędów. Pytanie, jak odnajdzie balans pomiędzy tym, z czego słynie jego zespół, a ostrożniejszą grą z tyłu, gdy powielanie tych zachowań może kosztować utratę trofeum i potrójnej korony. Walec pracuje znakomicie. Co zrobić, by nie zrzucić biegu i wyhamować go w kluczowym momencie, ale wprowadzić więcej dyscypliny?
Bayern o krok od historii
Najlepsze jest to, że PSG ma ten sam problem. Magazynki wypełnione podobną amunicją. Piekielnie groźni z przodu, z ubytkami bliżej swojego pola karnego. W półfinale Francuzi zniszczyli Lipsk pressingiem. Zdusili w zarodku rywala, który nie był w stanie uwolnić się spod uścisku. Rozwinąć skrzydeł jak na napędzanych Red Bullem przystało. Praca kolektywu, dotychczasowa siła ekipy Nagelsmanna, została wyparta jego bronią. Plus doszły genialne indywidualności - Kylian Mbappe, Neymar i Angel di Maria. Ale Francuzi nie grzeszą szczelną defensywą i pokazali do tej pory zdecydowanie większą niechlujność niż Bayern, który jako drugi w historii, po AC Milan z sezonu 1992/1993, doszedł do finału z kompletem zwycięstw, gdzie przegrał z Olympique Marsylia.
Czy będziemy mieli powtórkę z historii, czy zupełnie nową kartę pod tytułem: „Perfekcyjny zwycięzca – Bayern Monachium”? Wygrywając w niedzielę PSG byłoby jak lider niemieckiej inkwizycji, eliminując w drodze po puchar trzy niemieckie drużyny – BVB, Lipsk i Bayern. Ale to Bayern jest faworytem. Szturmem wywala z zawiasów kolejne drzwi. Nie zapominajmy, że PSG wisiało na włosku przeciwko Atalancie. Krwi napsuła też Borussia. A skoro przypominamy stare dzieje - w poprzednich trzech niemiecko-francuskich finałach zawsze górą byli ci pierwsi.
Gdybyśmy mieli bez słów określić, jak traktuje rywali Bayern, wybralibyśmy grafikę Emilio Sansoliniego:
Głównymi siekaczami w niemieckiej paszczy są Robert Lewandowski i Serge Gnabry. Wspólnie zdobyli już 24 bramki w tej edycji Ligi Mistrzów - więcej niż jakakolwiek inna ekipa, oprócz PSG (25). Bayernowi brakuje trzech goli, by wyrównać dwudziestoletni rekord najskuteczniejszej w Champions League Barcelony, która pakowała piłkę do siatki aż 45 razy.
Trio Lewandowski-Gnabry-Müller strzeliło we wszystkich rozgrywkach kosmiczne 92 gole. Więcej niż kluby z pięciu najsilniejszych lig w Europie przez cały sezon - poza Manchesterem City (102) i Atalantą (98).
W tekście zwróciliśmy uwagę na momenty zaćmienia Bayernu w obronie wynikające z wysokiego i ciągłego pressingu, który zaczyna się zaraz po stracie piłki. Jak wyliczyli statystycy, trwa on od jednej do trzech sekund, i zaczyna się już od Roberta Lewandowskiego. Bayern zakłada „trójkąt”, jak w sztukach walki. W przenośni wykręca nogi rywalowi. 20 ostatnich walk skończyło się odklepaniem.
Gdy jest udany (w większości przypadków), przynosi wymierne korzyści. Kiedy przeciwnik wyślizgnie się spod naporu czerwonych koszulek, może długą piłką w kierunku przedniej formacji zrobić krzywdę. PSG musi w tym upatrywać swojej szansy, kiedy ma w składzie jednego z najszybszych piłkarzy świata – Mbappe. Jednego z dwóch, bo minimalnie szybszy jest... Alphonso Davies (36,51 km/h Kanadyjczyka vs 36 km/h Francuza).
To trochę czepialstwo pod adresem Bawarczyków, bo ten zespół jawi się dziś niemal jako drużyna idealna. A człowiek ma to do siebie, że nawet wśród największych piękności stara się doszukać małych rys. Prawda jest jednak taka, że Bayern potrafi wyprowadzić cios z tak wielu sektorów, że trudno przewidzieć, skąd nadejdzie i się temu przeciwstawić. Niech dowodem na ich uniwersalność będzie Joshua Kimmich – kreator największej liczby szans bramkowych ze wszystkich piłkarzy w Champions League. Prawy obrońca z mózgiem środkowego pomocnika, który stworzył kolegom aż 27 okazji, a w meczu z Lyonem zapisał dwie asysty.
Wymarzony prezent urodzinowy Lewandowskiego
Do tego genialny Thiago - najwięcej skutecznych podań, przechwytów, długich piłek i dryblingów w półfinale – który będzie chciał po królewsku pożegnać się przed transferem do Liverpoolu i niezmordowany Leon Goretzka. Bayern ma więcej kart w talii, aby świętować w niedzielę, ale PSG ze swoimi francusko-brazylijskimi jokerami nie jest bez szans.
Dla nas przyjemnością będzie oglądanie Roberta Lewandowskiego. Wreszcie w pierwszym finale LM z Bayernem. Pierwszym od 2013 roku, gdy na Wembley przegrał ze swoim obecnym pracodawcą w barwach BVB. Polak rozgrywa fenomenalny sezon. Trudno zliczyć jego wszystkie wyczyny w tym roku:
- 55 goli w 46 meczach (wyrównany rekord legendarnego Gerda Müllera z sezonu 72/73)
- Trzy korony króla strzelców (Liga Mistrzów, Bundesliga, Puchar Niemiec)
- 15 goli w dziewięciu meczach LM (dwa do rekordu Cristiano Ronaldo z sezonu 13/14, gdy rozegrał jedenaście spotkań)
- Bezpośredni udział przy 21 golach (50 procent wszystkich) dla Bayernu w LM.
W piątek będzie obchodził 32. urodziny, a sufitu nie widać. Jest jak wino. Im starszy, tym lepszy. Gdy rozmawialiśmy dwa lata temu w Monachium, mówił, że akurat doskonali strzał z dystansu. Wcześniej pracował nad rzutami wolnymi. Wczorajsze uderzenie głową i oszukanie Marcelo tuż przed oddaniem strzału to najnowszy efekt pracy z Miroslavem Klose. Niesamowity charakter do pracy. Dla pokolenia, które szukało w telegazecie, czy Andrzej Niedzielan zdobył bramkę w barwach NEC Nijmegen, te słowa pisze się z niedowierzaniem - żywa legenda Bayernu Monachium.
Dla umocnienia swego nazwiska w historii Lewandowski potrzebuje Pucharu Europy. Najlepszy urodzinowy prezent wręczy może sobie sam. Dużo będzie zależało od Polaka, ale w niedzielę zderzą się dwa rozpędzone pociągi. Pytanie, który z tego spotkania wyjdzie mniej pokiereszowany.
Szykuje się królewski finał dwóch drużyn, które na niego absolutnie zasłużyły. Z piłkarzami kochającymi show. Do tej pory gotowali nam pyszne piłkarskie dania jak z trzygwiazdkowej restauracji Michelin. Został deser, na który już ostrzymy sobie zęby.